Pękła setka, czyli rzecz o Lucasie
Artykuł z cyklu Artykuły
Przed rozpoczęciem rozgrywek Premier League typowałem Lucasa Leivę na największe zaskoczenie sezonu. Tuż za półmetkiem ciężko takiego określenia Brazylijczykowi odmówić - tylko on i Pepe Reina od kilku miesięcy cieszą oko równą, wysoką formą. Mecz z Tottenhamem był jego setnym występem w drużynie Rafy Beniteza.
To prawda, że 23-latek nie jest (i raczej nie będzie) należycie doceniony przez biało-czerwone masy. Biedaczysko, urodził się w Brazylii, a gdy Polak słyszy "canarinhos", myśli: Ronaldinho, gole, triki, samba i joga bonito. Lucas nie gra tak, jak stereotypowi rodacy; nie przypomina ani Kaki, ani - wychodząc już poza granice Brazylii - Javiera Mascherano, ani Xabiego Alonso. Nie napędza ofensywy, nie jest postrachem środka pola, nie rozgrywa piłki.
Znanym wszystkim kibicom Liverpoolu piłkarzem, którego bardzo mi Lucas przypomina, jest Dietmar Hamann. Niemiec ciężko pracował w odbiorze, ale nie zachwycał takimi przejęciami, jak Mascherano; nie przypominam sobie też, by rozrzucał piłkę w stylu Alonso i strzelał gole z częstotliwością Kaki. Jeżeli o bramki chodzi, 36-latek zdobywał jedną na 25 występów. Dla Lucasa ta sama statystyka wynosi 21.
Hamann był ulubieńcem fanów właśnie ze względu na swoją boiskową rolę, tak trudną do zdefiniowania. Identyczną pełni Lucas, jednak gdy Didiego ubóstwialiśmy za bycie niewidocznym, krótkie podania do tyłu i proste odbiory, Leivę za to samo obrzucamy epitetami, czekając z utęsknieniem na kolejną stratę, kolejne niecelne podanie i kolejny nieudany strzał.
Nasze podejście najlepiej ilustruje proste doświadczenie: wystarczy wpuścić na boisko Nabila El Zhara, abyś, kibicu, szukał u niego przebłysków potencjału. Jest przecież "młodym talentem"! Szkoda tylko, że urodził się rok przed Lucasem.
Sto występów Brazylijczyka upłynęło pod znakiem bolesnego progresu podtrzymywanego przy życiu przez Rafaela Beniteza. Ostatecznie, Hiszpan wypuścił na wody piłkarskiej Europy piłkarza przyzwoitego, którego większość z Was jeszcze przez kilka lat będzie traktować jako zbędny balast. Ja Lucasa lubię, bo przypomina mi charakterny zespół z 2005 roku - kopaczy dobrych, ale nie wybitnych, nadrabiających braki pracą i zaangażowaniem. Ta drużyna wygrała Ligę Mistrzów, a Hamann zmienił grę w drugiej połowie meczu, chociaż nikt go nie widział.
Autor: Piotr Czernicki-Sochal
Data publikacji: 25.01.2010 (zmod. 02.07.2020)