EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1200

Krystalizacja

Artykuł z cyklu Artykuły


„Oceniajcie mnie po 10 kolejkach” - rzekł Hodgson i oto jest. Z małym poślizgiem, który kazał nam czekać do kolejki nr 11, aby poznać rzeczywistą (?) siłę i pomysł na grę Liverpoolu. Oto jest – Liverpool a'la Roy Hodgson. Jak wrażenia?

Po kompletnym falstarcie i mozolnym kształtowaniu się zrębów nowej drużyny, otrzymaliśmy nagrodę za cierpliwość. Nagrodę za brak gwałtownych ruchów, za wiarę, która choć wystawiona na ciężką próbę, zaowocowała. Wróciła magia Anfield, wróciły chóralne śpiewy, wróciło zdecydowanie, połączone z ciężką pracą, każdego bez wyjątku. Przy okazji zaś uwidocznił się pomysł Hodgsona na Liverpool – klasyczne 4-4-2, z jasnym podziałem ról i odpowiednim wyważeniem między formacjami. Oby to co wypaliło w spotkaniu z Chelsea, stało się regułą.

Oczywiście, popadanie w hurraoptymizm nie zawsze ma sens. Z drugiej jednak strony, napisano już tyle gorzkich słów o Liverpoolu w tym sezonie, że może warto odwiedzić tę jaśniejszą stronę i docenić to, co zostało zrobione, bądź też zrobiło się samoistnie. Lista ostatnich wydarzeń obfituje w informacje pozytywne – dlaczego więc nie wlać nieco miodu na spragnione tego czerwone serca?

Zacznijmy od rzeczy oczywistej – 4 zwycięstwa z rzędu, to passa o jakiej mogliśmy wcześniej tylko marzyć. Niełatwi rywale, konieczność rotacji, rosnąca presja – wszystko to nie wróżyło niczego dobrego. Efekt przerósł jednak oczekiwania – kolejne 9 punktów w ligowej tabeli i spokojne prowadzenie w grupie Ligi Europejskiej. Wzrost pewności siebie, mniejsza presja, strach przeciwników. Liverpool wyszedł z kryzysu, to już pewne. Po drugie, kluczowi zawodnicy zasygnalizowali powrót do formy. Przełamał się Torres, który już nie jest „rusty”, lecz znowu „amazing”, Gerrard symbolicznym wywiadem zakończył najgorszy sezon w karierze, po kontuzji wrócił nieoceniony Kuyt a Lucas usilnie, a co ważniejsze – z powodzeniem zamyka usta krytykom. Mecz z Chelsea był jego popisem, razem z Gerrardem zdominowali środek pola. Zobaczymy czy uda mu się ustabilizować formę. Jeśli tak, to Roy szybko zapomni o Poulsenie, a kibice o Mascherano.

Po trzecie, młodzi zawodnicy zaczynają naciskać na starszyznę. Co najważniejsze, dzieje się to za pełną aprobatą i pod kontrolą Hodgsona, który jak widać nie boi się ich wystawiać w najważniejszych spotkaniach. Cały mecz Kelly'ego oraz zmiany jakich dokonał trener, dobitnie świadczą o zaufaniu jakim ich obdarzył. Jonjo, Spearing, Kelly, Ngog, Eccleston – wszyscy oni mają szansę wykazać się i nabrać niezbędnego doświadczenia. Dziwi jedynie brak w tym gronie Pacheco oraz Wilsona – tu należy zatem postawić mały znak zapytania przy wyborach Hodgsona. Tak czy siak, Roy sam stwarza sobie alternatywy, co jest godne odnotowania. Czwartym czynnikiem, który sprawia, że gramy coraz lepiej, jest zgranie zespołu. Widać to z każdym kolejnym spotkaniem – Meireles i Konchesky bardzo szybko znajdują wspólny, piłkarski język z kolegami. Ze środka pola nie wieje już chłodem, o ile tylko Gerrard odpowiednio wspomaga Lucasa, a i obrona zaczyna robić to, co do niej należy. Jak zauważył na swym blogu Michał Okoński, mimo iż Liverpool bronił się w drugiej połowie bardzo głęboko, czynił to w sposób zorganizowany. Tu zaś musi być odnotowana rola trenera – Liverpool rzeczywiście wczorajszym spotkaniem wrócił na właściwe tory – przypomniał sobie własne umiejętności taktyczne, tak wpajane przecież przez Beniteza. Przy tym wszystkim widać jednak wciąż miejsce na improwizację, wymianę pozycji, niekonwencjonalne zagrania. Taki Liverpool chcemy oglądać.

Musiał się wczoraj nieźle wystraszyć leczący kontuzję Joe Cole. Nie zagrał jeszcze wielkiego spotkania w barwach The Reds, nie przekonał do siebie kibiców, a już zaczynają się schody. Niezmiernie jestem ciekaw jedenastki na Wigan i kolejne spotkania. W ustawieniu z Chelsea nie widać słabych punktów, no może poza ustawionym nieco na siłę na prawym skrzydle Meirelesem. Wnosi on jednak do tej drużyny bardzo wiele – rolą trenera będzie ocenić który z nich bardziej zasługuje na pierwszy skład. W pozycję Kuyta nie wątpię ani trochę, Maxi zaś w każdym spotkaniu prezentuje równą, wysoką formę. Hodgson musi to wszystko pogodzić. A może to być niełatwe, gdyż z kłopotem bogactwa wcześniej mierzyć się nie musiał.



Autor: Openmind
Data publikacji: 08.11.2010 (zmod. 02.07.2020)