FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1048

Ian Rush jakiego nie znacie - cz III

Artykuł z cyklu Artykuły


W ciągu ostatnich szesnastu lat, we wszystkich rozmowach o piłce jakie prowadziłem z różnymi ludźmi, jedno pytanie przewijało się najczęściej: Jaki jest sekret zdobywania bramek? Mogę tylko rozłożyć bezradnie ręce. Nie odpowiem na to pytanie, po prostu nie mam pojęcia.

Gdybym musiał podać jeden czynnik od którego zależy strzelanie goli, byłby to po prostu instynkt. To coś, co opanowuje twój umysł, jakiś dziwny szósty zmysł. To sprawia, że wydarzenia dzieją się jakby poza twoją kontrolą. Na moment przed zdobyciem bramki znajdujesz się w próżni. Widzę siebie wbiegającego między obrońców, widzę bramkarza przede mną, podcinam piłkę bądź puszczam ją obok niego. Dlaczego jednak robię to tak a nie inaczej – nie mam pojęcia i nie zrozumiem tego nigdy. Dlatego też umiejętności strzelania bramek nie jesteś w stanie przekazać innym, nieważne jak wspaniałym trenerem byś był. To coś, z czym się rodzisz – jeżeli oczywiście masz szczęście.

Gdyby komuś udało się znaleźć dokładną receptę na bramki, miałby wystarczająco dużo pieniędzy by kupić Wembley. Wiem jednak, że wszyscy najlepsi napastnicy w historii potwierdzą moje słowa. Rozmawiałem o piłce ze wspaniałymi niegdyś zawodnikami, takimi jak Jimmy Greaves, Denis Law czy Roger Hunt. Rozmawialiśmy o bramkarzach bądź obrońcach, nigdy jednak o strzelaniu bramek. Nigdy nie krytykuję innych graczy za zmarnowanie dobrej okazji, sam zdążyłem zepsuć niejedną. Wiem dokładnie jak trudna to sztuka.

Nie istnieje też coś takiego jak łatwy gol, mimo że wielu ludzi – takich, którzy nigdy nie byli napastnikami – tak twierdzi. Kiedy strzelam bramkę z kilku jardów, to tylko dlatego że dzięki szóstemu zmysłowi znalazłem się w tym miejscu. Kiedy bramkarz wypuści piłkę a mi uda się ją dobić, jest to po prostu nagroda za setki sprintów za strzałem bądź dośrodkowaniem. Szczęście nie ma tu nic do rzeczy – to czysta wytrwałość.

Nie wszystko można oczywiście zawdzięczać instynktowi. Inspiracja musi być poparta poświęceniem. Gdybym miał dać dobrą radę młodym napastnikom, pierwszą rzeczą byłoby uporczywe trenowanie podstawowych umiejętności – podania, przyjęcia i strzału. To żmudna, ciężka praca, godziny treningu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu – po to, by nauczyć się robić to wszystko pewnie i poprawnie. Później należy się skupić na timingu, z piłką i bez niej. Kiedy ruszyć do piłki, w którym momencie ją oddać. Siła, szybki start – pierwsze metry są decydujące, musisz przecież zgubić kryjącego cię rywala.

Napastnik musi też być uparty, aż do granic możliwości. Kiedy zmarnujesz okazję, musisz mieć w sobie dość wiary, by zostawić to za sobą i od razu zacząć szukać kolejnej okazji. Jeżeli młody napastnik posiądzie to wszystko, łącznie z darem instynktu – będzie miał świat u swych stóp. Dołączy do ekskluzywnego klubu tych, którzy są solą futbolu, doświadczy najwspanialszych emocji w swoim życiu – będzie strzelał bramki. Dla tych momentów żyją napastnicy i muszę przyznać, że niezależnie od wieku, pozostaje to tak samo fascynującym przeżyciem. Za każdym razem czuję ten sam dreszcz.

Bramką, która dała mi najwięcej przyjemności było drugie trafienie w finale FA Cup w 1986 przeciwko Evertonowi. Uderzyłem tak mocno, że piłka roztrzaskała aparat jednego z fotoreporterów siedzących za bramką. To był wspaniały gol, dzięki niemu prowadziliśmy już 3-1 i byliśmy pewni, że pokonamy Everton i ustrzelimy dublet. To był najbardziej pamiętny wieczór ze wszystkich w całej mojej karierze w Liverpoolu.

W zasadzie pamiętam każdą bramkę jaką udało mi się strzelić, kilka z nich ma jednak dla mnie specjalny status. Moim ulubionym hat-trickiem jest ten ze spotkania z Aston Villą w 1984 roku. Pierwszy był wolej z kilku metrów, który przelobował i całkowicie zdeprymował Nigela Spinka. Trzeba pamiętać, że był to przecież kawał chłopa! Wszystko to stało się na Villa Park, na solidnie zmrożonej murawie. Tak naprawdę graliśmy tylko dlatego, że transmitowano ten mecz w telewizji. Dziwna rzecz, mimo że prawie zawsze strzelałem mu bramki, bardzo wysoko ceniłem umiejętności Spinka. Podobnie rzecz się miała z Nevillem Southallem – zdobycie czterech goli w derbach Merseyside w 1982 zawsze będę wspominał z dumą, głównie ze względu na to, jak dobrym bramkarzem był Southall.

Myślę, że wyjątkowa była też jedna z bramek zdobytych przeciwko Dynamo Bukareszt w półfinale Pucharu Europy w 1984. Graeme Souness zapoczątkował akcję, w której najpierw obiegłem atakującego mnie obrońcę, by za moment przenieść piłkę nad wychodzącym bramkarzem. To był mój setny gol w barwach The Reds, pozwolił nam zwyciężyć 2-1 i awansować do finału. Wielu sądziło, że nam się to nie uda, szczególnie po skromnej wygranej 1-0 na Anfield. Cieszyłem się z tej bramki niesamowicie, gdyż Rumuni atakowali nas wściekle od pierwszego gwizdka, zaś 70 tysięcy fanów w Bukareszcie nie zostawiało na nas suchej nitki. Jakże fantastycznie było ich uciszyć!

Cenię sobie także trzy bramki w barwach Walii. Strzeliłem jedynego gola w sensacyjnie przez nas wygranym spotkaniu ze Szkocją na Hampden Park w 1985. Piękny wolej z lewej nogi z samego narożnika pola karnego – Dalglishowi i Hansenowi odebrało mowę. Zdobycie jedynej bramki w wygranym meczu z Włochami także należy do najsłodszych wspomnień. Był to mój ostatni mecz na włoskiej ziemi, zaraz po zakończeniu ciężkiego sezonu w Juventusie. Miałem wielką satysfakcję, że pokazałem wszystkim wątpiącym we mnie Włochom, że potrafię strzelać. Udało mi się także zdobyć zwycięską bramkę w meczu przeciwko Niemcom na Cardiff Arms Park w 1991 roku. Ruszyłem do długiej piłki zagranej za plecy obrony, ruchem ramion posłałem bramkarza w jedną stronę, sam zaś spokojnie odbiłem w drugą i umieściłem piłkę w bramce. To było pierwsze zwycięstwo Walii nad Niemcami w historii.

Wspaniałe momenty, niezapomniane emocje. Jeżeli jednak zapytasz jakiegokolwiek napastnika, który gol był najwspanialszy, zawsze usłyszysz – kolejny! W tej grze zawsze trzeba patrzeć do przodu, w przyszłość. Możesz zachwycać się każdą swoją bramką, nie może ci jednak nigdy zabraknąć apetytu na następne. To jedyna droga do utrzymywania się na szczycie.



Autor: Openmind
Data publikacji: 05.03.2011 (zmod. 02.07.2020)