SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1676

Zegar tyka

Artykuł z cyklu Artykuły


W ciężkich czasach Kenny Dalglish zazwyczaj przypominał nam twardych typów, którzy swoją osobowością rozsławili liczne powieści Johna le Carré.

Zazwyczaj widzimy go jako jednego z tych, których The Circus (odpowiednik brytyjskiego wywiadu w książkach le Carré - przyp. tłum.) z chęcią wysłałby do Moskwy, ponieważ mieliby absolutną pewność, że w razie złapania nie wyjawi on nawet rozmiaru buta.

Jednak jego wywiad w ESPN po sobotnim meczu z Boltonem był wyjątkowo nadzwyczajny. Dalglish z reguły jest mistrzem uników, tym, który odbija pytania do pytającego. Ale po porażce z Boltonem w pełni zdemolował słownie występ swoich zawodników.

- Jeśli ktoś ma aspiracje by pozostać w tym klubie przez jakiś okres czasu musi wiedzieć, że ten czas minie nim się zorientują, jeśli ich gra będzie dalej tak wyglądała.

Bardzo intrygujące jest to, że "bardzo łatwo mówić, że dekoncentrowały ich kolejne mecze, w środę i sobotę". Brzmiało to jak pozostałości po rozmowie, która dopiero co odbyła się w szatni. Musimy się zastanowić, kto podszedł do Dalglisha i powiedział mu, że miał w głowie półfinałowy mecz w Carling Cup?

Wcześniej w tym miesiącu minęła rocznica powrotu Dalglisha na stanowisko menedżera Liverpoolu i klub ma się o wiele lepiej niż w marcu zeszłego sezonu, kiedy to The Kop śpiewało "Happy Birthday" swojemu menedżerowi, podczas gdy Liverpool na boisku pokonał Manchester United 3:1. Tego popołudnia klub uciekł spod ciemnej chmury, którą przyciągnęli poprzedni właściciele oraz krótka kadencja Roya Hodgsona.

Ostatnio jednak brakuje nam konsekwencji, a problemy rzucają się w oczy. Najpierw afera Suareza. Potem kłopoty z grą, jakie przyniosła jego absencja. Niekończąca się opowieść z Andym Carrollem w roli głównej. Niemoc Stewarta Downinga. Strach, że wydanie prawie 50 milionów funtów na piłkarzy takich jak Downing, Charlie Adam i Jordan Henderson nie przyniosło skutków.

Wydanie takiej kwoty było potrzebne, by przekształcić to, co pozostało ze składu Liverpoolu w coś przypominającego drużynę, która jest w stanie zakończyć sezon na lokacie dającej prawo do gry w Lidze Mistrzów. To pierwszy sezon tej drużyny i w środę może ona zagrać w pierwszym ważnym finale od sześciu lat. Jednak miejsce w czołowej czwórce wciąż wygląda na nierealistyczne.

Liverpool to nie pierwsza z wielkich drużyn Premier League, która musi uporać się ze słabszym okresem. Manchester United, Chelsae i Arsenal już przez to przechodziły w tym sezonie. W sobotę zmieniło się jednak to, że Dalglish prawdopodobnie stracił swoją bezgraniczną dobroć - którą zaobserwować można również u wielu fanów - dla słabo grających zawodników.

Jako menedżer Liverpoolu w latach 1985-1991 rzadko kiedy musiał przechodzić przez próby cierpliwości. Krótko mówiąc - jego drużyna rzadko przegrywała. W programie "Match of the day" w sobotę, Alan Hansen przypomniał rozmowę Dalglisha z drużyną, którą słyszał wiele razy:

- Chęci, oddanie i poświęcenie - na tym skupiał swoją uwagę w rozmowach.

Jednak Hansen nigdzie nie wspomniał by Dalglish kiedykolwiek przypominał graczom czego od nich oczekuje.

Drużyna pokonana przez Bolton składała się z pięciu zawodników, których Dalglish sprowadził do klubu, a wchodzący jako zmiennik Downing był kolejnym nowym piłkarzem. To jest ewidentnie drużyna Dalglisha, a ich forma ligowa nie była wystarczająco dobra. Na szali jest jego wiarygodność, a reakcja w sobotnią noc pokazała, że nawet Kenny ma limit, po którego przekroczeniu przestanie zaciekle bronić swoich zawodników.

Tak twarde postawienie sprawy to ogromna decyzja dla każdego z menedżerów i zawsze niesie ryzyko. Można łatwo zauważyć jak daleko od stwierdzenia, że Fernando Torres zawiódł klub, jest Andre Villas-Boas. Arsene Wenger przecież też nigdy nie krytykował swoich graczy. Sir Alex Ferguson robił to bardzo rzadko i tylko kiedy trzeba było, tak jak po porażce 6:1 u siebie z odwiecznym rywalem, Manchesterem City. Jednak ponad nimi jest jeszcze Roberto Mancini, który w przeciwieństwie do reszty dość często krytykował swoich piłkarzy publicznie.

W tym sezonie Dalglish winił już sędziów oraz dość wyraźnie zaatakował FA za sprawę Luisa Suareza. Innym regularnym celem Kenny'ego są media. Teraz jednak skierował swoją krytykę na zawodników. Wymówki się skończyły. I trzeba przyznać, że stało się to we właściwym czasie.

Zaczynając od Manchesteru City w drugim meczu półfinału Carling Cup w środę, Liverpoolu ma bardzo ważną serię spotkań: Manchester United u siebie w FA Cup, Wolves na wyjeździe, Tottenham na Anfield i wyjazd z United, po którym nastąpią dwa mecze u siebie z Evertonem i Arsenalem. Rozsądnym jest stwierdzenie, by oceniać Dalglisha po sezonie, ale nadchodzące sześć tygodni pokaże na ile stać tą drużynę.

- Jeśli myślą, że mogą włączać zegar i zaraz go wyłączać to niech wiedzą, że nie mogą tego robić w tym klubie - powiedział Dalglish.

Zegar jest ostatnio dość ważnym czynnikiem w Liverpoolu. Ze wszystkich oczekiwań na 19 tytuł największym jest sezon 2015/2016. Jeśli nie wygrają ligi do końca tamtego sezonu to pobiją długością okres, w którym Manchester United nie wygrał ligi, a było to w latach 1967-1993.

Obecnie klub piłkarski to duży biznes, wiele rzeczy robi różnice między klubami, ale na końcu wszystko i tak sprowadza się do piłkarzy. Są okresy, w których ochranianie i bronienie ich podczas okresów słabej gry jest na miejscu, jednak żaden z menedżerów - a zwłaszcza Dalglish - nie może trwać wiecznie w takim stanie.

Sam Wallace



Autor: TPK
Data publikacji: 23.01.2012 (zmod. 02.07.2020)