Więcej zamieszania, niż pożytku?
Artykuł z cyklu Artykuły
W tym sezonie Luis Suarez jest głównym tematem rozmów, jednak rozmowy te w mały stopniu dotyczą piłki nożnej. Suarez jest fascynującym piłkarzem, jednak ma nietypowy styl gry, trudno jest znaleźć zawodnika z przeszłości, bądź dzisiaj, grającego tak jak on.
Jest niskim, szybkim dryblerem, który lubi wędrować z jednego końca boiska na drugi, a w Ajaksie również dobrze wykańczał akcje. Pierwsza część tego opisu w pełni pokazuje to, co prezentował on podczas 14 miesięcy spędzonych w Liverpoolu, ale wciąż musi pokazać, że potrafi wykończać akcje. To niezwykle istotne, zważywszy na to, że Liverpool jest najmniej skutecznym zespołem w lidze i wykorzystuje tylko 9% swoich okazji, i strzelił tyle bramek co Wolves, który znajduje się w strefie spadkowej.
Suarez ma w tym sezonie ogromny problem z trafianiem do siatki i jego bezsilność jest rozczarowująca. Strzelił sześć bramek w 21 występach, tyle samo co Shane Long z West Brom i mniej niż Steve Morison z Norwich czy Ivan Klasnic z Boltonu. Rzadko zdarza się, że napastnik z Eredvise, po przyjeździe do Premier League jest tak nieskuteczny. Suarez oczywiście nie jest Alfonso Alvesem czy Mateją Kezmanem, nie przytłoczyła go liga, nie gra źle, po prostu mało strzela bramek.
Sześć bramek to niewiele, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę, że Suarez strzela średnio 4,2 razy na mecz, tylko Wayne Rooney i Robin van Persie strzelają częściej, a strzelili kolejno 18 i 25 bramek. Jednak nad statystyką ilości bramek na mecz można wiele rozmawiać i Suarez jest idealnym przykładem tego, że różnie można na nią patrzeć. Zawodnicy, którzy mają wysoki stosunek ilości strzałów do ilości rozegranych meczów przeważnie są niezwykłymi piłkarzami. W Europie, pierwsze dwa miejsca zajmują Cristiano Ronaldo i Lionel Messi. Głównym wnioskiem, jakim możemy z tego wyciągnąć jest to, że są to zawodnicy, którzy stale zagrażają bramce, co Suarez, może w mniejszym stopniu, ale robi.
Glenn Hoddle powiedział którymś razem, że Andy Cole potrzebuje sześciu czy siedmiu okazji do strzelenia bramki, co było dosyć surową oceną na temat wspaniały napastnika, szczególnie, że krytyka trzymała się go do końca jego kariery. Jednak, jeżeli na moment uznamy, że słowa Hoddle są święte, to czy problem Cole’a polegał na tym, że potrzebował sześciu czy siedmiu okazji? Czy też na tym, że te sześć czy siedem okazji musieli mu stworzyć koledzy z zespołu? Cole nie był typowym napastnikiem wykańczającym akcje, ale spędzał dużo czasu w polu karnym. Najbardziej widoczne było jego marnotrawstwo, kiedy nie wykorzystywał dośrodkowania Davida Beckhama, wysokiej piłki Paula Scholesa lub świetnego driblingu Ryana Giggsa. Wyglądało to jakby zawodził zespół i marnował wkład w akcję kolegów z zespołu.
Suarez jest inny. Jeżeli faktycznie można było krytykować Cole’a za to, że potrzebował sześciu czy siedmiu okazji do strzelenia bramki, to w takim razie wynik Suareza, który strzela bramkę raz na 14,8 strzałów, jest beznadziejny (zakładając, że „strzał” to nie to samo, co „okazja”). Gdyby był typowym napastnikiem, to dzięki tej statystyce znalazłby się na ławce rezerwowych.
Jednak znaczna część strzałów Suareza jest wynikiem wypracowanych przez siebie okazji, dryblingów, szybkich obrotów i dobrych wejść w pole karne. Jego strzał w 40 minucie spotkania przeciwko Arsenalowi był tego idealnym przykładem, okiwał on Thomasa Vermaelena, minął Alexa Songa, odbił od Bacary’ego Sagni i ściął do środka pola karnego mijając Laurenta Kościelnego zaledwie w 5 sekund, by stanąć przed bramką zaledwie 9 metrów od niej, a to wszystko dzięki jego wspaniałej grze tyłem do bramki na skraju pola karnego. Przez to, że mijał kolejnych to obrońców, tracił energię i równowagę, co spowodowało, że mógł jedynie oddać słaby strzał z czuba, który łatwo został wybroniony przez Wojciecha Szczęsnego. Ile zasług w tej akcji jest dla takiego zawodnika, a jak bardzo powinno się go winić za jej zmarnowanie? Jeżeli taki incydent zdarza się raz, to można to uznać za pokaz niesamowitych umiejętności. Jednak gdy powtarza się to przy okazji 90 strzałów (oczywiście nie przy wszystkich), człowiek zaczyna myśleć, że Suarez stara się robić za dużo na boisku.
Trzeba określić jaka jest jego najlepsza pozycja, dobrą formę prezentował w Ajaksie gdy z prawej strony schodził do środka pola karnego lub gdy grał dla reprezentacji Urugwaju w turnieju Copa America, w którym był głównym napastnikiem. Co ważniejsze, zdaje się, że wtedy miał jasno określoną rolę w drużynie i dostawał konkretne instrukcje. W Liverpoolu, jego rola na boisku jest różna, raz gra osamotniony w ataku, a raz za plecami Andy’ego Carrolla. Generalnie jest najlepszym napastnikiem Liverpoolu w tym sezonie, pomimo tego, że Craig Bellamy również gra całkiem dobrze, jednak zespół jest zbyt od niego uzależniony i jest główną osobą odpowiedzialną za kreatywność i strzelanie bramek. Nie da się robić obydwu tych rzeczy naraz i sześć bramek, które strzelił Suarez, padły po asystach jego kolegów.
Jednak wyznaczenie mu konkretnej roli i przypisanie go do konkretnej pozycji może być zdradliwe, szczególnie patrząc na kolegów, z którymi musi grać. Nie chciałbyś raczej polegać teraz na Stewarcie Downingu, ani na Carrollu i Suarez często decyduje się grać sam niż włączać w akcję swoich kolegów. Zespół nie może być drużyną jednego zawodnika.
W sercu Suarez jest strzelcem bramek i hamują go jedynie przeszkody nie do przejścia. W tym sezonie trafiał w obramowanie bramki sześć razy, dokładnie tyle samo, ile strzelił bramek. To sugeruje, że jest na dobrej drodze i patrząc na napastnika przeciwnej drużyny z soboty może zobaczyć, jak ważne jest te parę centymetrów, Robin van Persie był niegdyś królem strzelania w obramowanie bramki, teraz jest najlepszym strzelcem Premier League.
Kapitan Arsenalu zmienił się z zawodnika, który zbierał piłki z głębi boiska w typowego snajpera. Jest mniej zaangażowany w grę, ale z pewnością prezentuje najlepszy futbol w swojej karierze. W sobotę dostawał piłkę o połowę mniej razy niż Suarez, a jednak potrafił wejść z nią w pole karne i zamienić obydwie okazje na bramki.
W sobotnim meczu zespoły różniły się tylko i wyłącznie siłą ataku. Kwestia nie jest w tym, że Liverpool nie ma swojego Van Persiego, tylko w tym, żeby obudził pełen potencjał ataku.
Michael Cox
Autor: Tomasi
Data publikacji: 06.03.2012 (zmod. 02.07.2020)