Kenny nie przetrwał próby czasu
Artykuł z cyklu Artykuły
“Początkowo nasz projekt zakładał młodszego menedżera, ponieważ pragniemy stabilności na dłuższą metę na tylu płaszczyznach, na ile to możliwe,” — John W Henry
Krótko po otrzymaniu rozwiązania umowy wczoraj po południu, Kenny Dalglish opuścił swój dom w Southport, aby złapać lot do Hiszpanii na wcześniejsze zaplanowane wakacje z rodziną. Nie miał żalu za utratę swojej pracy, o czym przekonywał swoich przyjaciół były już menedżer Liverpoolu. Gdyby jednak miał wskazać na jakąś urazę, to prawdopodobnie taką, że nie był dość młody, aby załapać się na wycieczkę w grupie 18-30.
Ostatecznie to właśnie wiek prawie zupełnie tak samo jak wyniki i wątpliwa strategia transferowa doprowadziły jego drugą kadencję na fotelu menedżera do nagłego, ale bynajmniej nie do zaskakującego końca. Firma Fenway Sports Group (FSG) od początku dała jasno do zrozumienia, że 61-letni Dalglish nie był pierwszym wyborem, ponieważ preferowano młodszego menedżera. Tak więc, kiedy sezon Liverpoolu nie zrobił żadnego wrażenia, właściciele mieli okazję, aby powrócić do oryginalnego planu.
“Nasz główny cel to zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów. Jeśli tego nie zrobimy, to należałoby rozpatrywać rok w kategoriach porażki,” powiedział John W Henry, główny właściciel Liverpoolu, w momencie rozpoczęcia pierwszego pełnego sezonu Dalglisha u steru.
Liverpool zdobył 17 punktów mniej niż zakładał ten wymagający — jak twierdzą niektórzy, nierealny — cel. Nawet status Dalglisha jako najbardziej czczonego byłego zawodnika klubu nie uchronił Szkota, gdy nie udało mu się sprostać oczekiwaniom swoich ogromnie ambitnych przełożonych.
W oświadczeniu klubowym, w którym stwierdzono jego zwolnienie, nie pojawiła się żadna sugestia, że odejście odbyło się na zasadzie porozumienia stron. Liverpool użył tej sztuczki zbyt wiele razy podczas trwającego odstrzału pracownik wyższego szczebla, żeby taki język był tożsamy ze stanem faktycznym. Ponadto każdy, kto zna Dalglisha zrozumie, że jego oddanie dla klubu było zbyt mocne, by zrezygnować po raz drugi.
Trzyletni kontrakt, który podpisał zaledwie 12 miesięcy wcześniej został “rozwiązany”, informuje komunikat. Język podkreśla, że zakończenie współpracy zostało narzucone, a nie uzgodnione.
Jeszcze 48 godzin wcześniej, Dalglish próbował na próżno przekonać włodarzy, że zasłużył na to, aby kontynuować pracę w roli menedżera. Zajęcie odległego, ósmego miejsca w angielskiej Premier League z łatwością można poprawić, argumentował Dalglish podczas spotkania w Bostonie na jego prośbę. Aczkolwiek jego teorie, że mieszanka kontuzji kluczowych zawodników, zły los i niekompletny skład zrujnowały ligową kampanię Liverpoolu, odbijały się jak groch o ścianę.
Jeśli chodzi o wiedzę właścicieli, to zainwestował on 110 milionów funtów w kadrę zawodników (choć około 76 milionów uzyskano ze sprzedaży), co powinno sprawić, że takie kwestie są niestosowne. Gwarancje, o które zabiegał Dalglish nie były zatem łatwe do zdobycia. Dalglish powrócił do Wielkiej Brytanii w niecałe 24 godziny po tym, jak wylądował w Stanach, wiedząc, że jego posada jest w niebezpieczeństwie.
W rzeczywistości bronił już przegranej sprawy. Nie mogąc przekonać swoich przełożonych, że mógłby sprawować nadzór nad odrodzeniem formy, dokonując lepszych transferów niż w poprzednich dwóch okienkach, Dalglish złapał środek transportu z Heathrow do Manchesteru we wtorek rano, słusznie obawiając się najgorszego. Henry podczas rozmowy telefonicznej poinformował Dalglisha, iż zapadła decyzja o usunięciu go z posady.
Jeśli jednak jego poprzednik, Roy Hodgson, żył w przekonaniu, że obecność Dalglisha była przeszkodą, to wówczas jego następca może uzmysłowić sobie, do jakiego stopnia może zaciążyć jego spuścizna. Zwalniając menedżera, który wygrał jedno trofeum i dotarł do kolejnego finału pucharu w swoim pierwszym pełnym sezonie, firma FSG wyznaczyła wysokie standardy dla każdego, kto go zastąpi. W wątpliwość poddano również jak mantrę powtarzane słowa, że Liverpool istnieje po to, aby wygrywać trofea. Okazuje się bowiem, że prioryetem są teraz kwalifikacje do Ligi Mistrzów.
“Jesteśmy tu by wygrywać,” powiedział Henry po objęciu pełnej władzy nad klubem. Wczoraj włodarze zademonstrowali swoje bezwzględne ambicje po raz kolejny i Dalglish był ofiarą. Dopiero się okaże, czy usunięcie ikony klubu będzie katalizatorem przemian prowadzących do osiągnięcia celów. To oczywiste, że właściciele Liverpoolu podjęli swoje największe ryzyko do tej pory. Ich motywem przewodnim tym razem ma być młodość.
Tony Barrett
Autor: Damian
Data publikacji: 17.05.2012 (zmod. 02.07.2020)