LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 999

Cztery sposoby naprawy – analiza

Artykuł z cyklu Artykuły


Chyba wszyscy zastanawiamy się nad tym, co dzieje się z Liverpoolem, gdzie zespół zgubił formę, jaką zaskakiwał wszystkich w minionym sezonie, który zakończył tuż za aktualnymi mistrzami, mimo iż tak wielu nie dawało mu szans nawet na wywalczenie miejsca w Lidze Mistrzów. I na pewno wszyscy zadajemy sobie jedno pytanie: co zrobić, by powrócił zespół, który znamy z poprzedniej kampanii. Właśnie na nie stara się odpowiedzieć Tony Barrett. Zapraszamy do lektury!

1. Odbudować ducha zespołu

W zeszłorocznym sukcesie Liverpoolu istotnym elementem, który niestety bardzo łatwo jest przeoczany, była więź, jaka łączyła piłkarzy. Wspólny cel, całkowita wiara w pozostałych i poczucie jedności były paliwem napędzającym ich do walki o tytuł i jedynie wpływ Suáreza stał wyżej w skali ważności.

Jednak jak to zwykle bywa z zespołami, którym wyraźnie nie idzie, bardzo ciężko im tego ducha ponownie odnaleźć. Słaby występ przeciwko FC Basel jest kolejnym dowodem na to, że coś w obozie jest nie tak. Do pewnego stopnia było to do przewidzenia, skoro drużyna Liverpoolu, w zeszłym sezonie jedna z najlepiej zbudowanych w lidze, stała się taką, która przechodzi okres zmian.

Brendan Rodgers stara się wkomponować ośmiu nowych zawodników, więc było mało prawdopodobne, że od razu idealnie wpasują się w drużynę. Problem jednak wykracza poza ten proces, skoro mowa ciała wielu piłkarzy zdradza, że coś nie jest w porządku.

Brak pewności u Simona Mignoleta jest tego najoczywistszym przykładem. Rzadko który mecz odbywa się bez takiej chwili, w której przynajmniej jeden z pozostałych piłkarzy go nie zgani. Ostatnio było to Steven Gerrard, a w spotkaniu z Evertonem Martin Škrtel i Dejan Lovren. Są też inne oznaki psujących się relacji – podczas przegranego meczu z FC Basel wyglądało na to, że Philippe Coutinho zlekceważył instrukcje Rogdersa, a kiedy został ściągnięty z boiska, nie podał mu dłoni.

Słaby występ Maria Balotellego w Szwajcarii także spowodował, że wielu kolegów z drużyny kiwało głowami, a i sam Rodgers przy wielu okazjach wyraził wprost swe rozczarowanie napastnikiem, nie bardziej niż wtedy, kiedy po meczu Balotelli zamiast pożegnać się z fanami klubu, opuścił szybko boisko. Jakby tego było mało, Rodgers musiał upomnieć Mamadou Sakho za to, że wybiegł on ze złością z szatni, ponieważ nie został wliczony w skład na derby Merseyside, które odbyły się w ostatnią sobotę.

Menedżerowi Liverpoolu zadano pytanie, czy to oznacza, że wszystko wygląda nie tak, jak powinno. Rodgers jednak odrzucił taką sugestię, uparcie twierdząc, że protest Sakho to tylko odosobniony przypadek, z którym już sobie poradzono. Jednak wydarzenia ze St. Jakob-Stadium pokazały, że w prawdzie nie ma całkowitego załamania, ale zespołowi daleko do braterstwa broni, jaki był widoczny w zeszłym sezonie.

2. Wyrzucić Mignoleta przy pierwszej okazji

Belg jest przeciętnym bramkarzem, ale to nie największy problem – najpoważniejszym zmartwieniem jest to, że jego koledzy nie potrafią dłużej ukryć tego, że nie mają do niego zaufania. Od błędów w przechwytywaniu rutynowych wrzutek, bo braki w wydawaniu komend – jego pomyłki są teraz tak skandaliczne, że jest krytykowany nawet za to, że nie udaje mu się powstrzymać bramek tej klasy, co Phila Jagielki w ostatnich derbach Merseyside.

I w klubie i poza nim coraz bardziej daje się odczuć, że Mignolet znalazł się na zbyt głębokiej dla siebie wodzie i trudno dostrzec żeby miał jakiekolwiek szanse powrotu – nawet jeśli okaże się, że obecna, uważna obserwacja nie będzie miała na niego negatywnego wpływu.

Warto przypomnieć, że Liverpool sprowadził Mignoleta, kiedy ich menedżer chciał bramkarza będącego w stanie dowodzić na własnym polu karnym i błyskawicznie rozprowadzać piłkę – żadnej z tych zdolności on nie posiada.

W planach są już odpowiednie kroki, mające na celu poprawienie tego błędu – sprowadzenie jako wolnego piłkarza Víctora Valdésa, o ile (i kiedy tylko) będzie on w stanie udowodnić, że jest w odpowiedniej kondycji fizycznej. Jeśli tak się stanie, Liverpool będzie miał możliwość zajęcia się głównym słabym punktem, bez czekania na styczeń; jeśli jednak nie, to znalezienie odpowiedniego zastępcy będzie priorytetem, kiedy tylko okno transferowe zostanie otwarte.

3. Przestawić Gerrarda na inną pozycję

Jak niemal wszystko, co wydarzyło się w Liverpoolu w drugiej połowie zeszłego sezonu, kiedy z brutalną łatwością zmiótł większość przeciwników, ustawienie Gerrarda na pozycji cofniętego pomocnika, spełniało swe zadanie.

Teraz to jednak nie działa. Jedną z głównych przyczyn jest to, że nie ma już Suáreza. Mając Urugwajczyka ze sobą, Gerrard był w stanie wykonywać szybkie podania, ponieważ Suárez znajdował się w odpowiednim miejscu jeszcze za nim jego kapitan przejął piłkę.

Gerrard mógł następnie wykorzystać zmianę pozycji Suáreza swym charakterystycznym, długim podaniem, dostarczając piłkę Urugwajczykowi, albo jednemu z jego kolegów, ponieważ dzięki działaniom Suáreza, które rozciągały ustawienie przeciwników, mogli oni znaleźć wolną przestrzeń dla siebie.

Teraz wszystko wygląda inaczej. Zdolność Balotellego do utrzymania piłki jest często niedoceniana, ale jest on – jak wszyscy inni w futbolu – znacznie bardziej statyczny niż Suárez. Gerrard przekonał się również, że przeciwnicy ograniczają jego przestrzeń, przez co nie może on wykonywać swej roli tak dobrze, jak w zeszłym sezonie.

Zmiana pozycji może nie być czymś idealnym na tym etapie jego kariery, ale być może jest to najlepsza z możliwych opcji. Skoro Philippe Coutinho i Lazar Marković mają problemy z formą, Adam Lallana ciągle musi znaleźć swe miejsce, a Raheem Sterling sprawia wrażenie, jakby potrzebował odpoczynku, to być może umieszczenie Gerrarda na pozycji „dziesiątki", na której rozkwitł za czasów Rafaela Beníteza, nie będzie najgorszym z rozwiązań.

Miałby przynajmniej możliwość zagrożenia bramce przeciwnika dzięki swym umiejętnościom strzeleckim, oraz mógłby zaopatrywać podaniami Balotellego, zamiast dusić się przed własną linią obrony.

4. Odnaleźć zgubioną tożsamość Liverpoolu

W tym momencie wygląda na to, że Liverpool nie wie, jakim zespołem chce być. Napływ nowych piłkarzy i odejście tych, którzy mieli być dla nich punktem odniesienia na pewno nie pomogły, ale wygląda też na to, że Rodgers nie wie, którą z opcji wybrać. Podczas zeszłego sezonu Liverpool był jak rój atakujący przeciwników z każdej strony, wyciskający z nich życie i bezwzględnie niszczący ich kontratakiem z szybkimi podaniami. Teraz wydają się próbować połączyć tamto podejście z wykorzystywaniem skrzydeł. Ta zmiana nie przynosi efektów. Liverpool wygląda ociężale i nie jest tak nieustępliwy, jak był.

Obecnie dośrodkowań na pole karne jest więcej niż uprzednio pod rządami Rodgersa, jednak poza chęcią wykorzystania zdolności gry głową Balotellego, nie widać w tym logicznego uzasadnienia. Skoro Jordan Henderson gra cofnięty, brak jest pomocnika, który będzie wbiegał w pole karne, a do tego poza Balotellim i Rickiem Lambertem nie mają wielu piłkarzy, którzy korzystają z dośrodkowań.

Brendan Rodgers musi znaleźć sposób, by wrócić do metod, które przyniosły mu tak wiele sukcesów w zeszłym sezonie, musi być to jednak z Balotellim w roli głównej. Ciężko sobie wyobrazić, że to się stanie zanim Daniel Sturridge wróci do pełnej formy.

No i dopiero się przekonamy, czy Liverpool sprowadził zawodników o wymaganej klasie. Jeśli nie, może się okazać, że Rodgers walczy w bitwie, która jest przegrana.

Tony Barrett



Autor: Asfodel
Data publikacji: 04.10.2014 (zmod. 02.07.2020)