Na Anfield przedawkowali wizję
Artykuł z cyklu Artykuły
Dziś wieczorem bohaterowie ze Stambułu zgromadzą się na brzegach rzeki Mersey z okazji 10. rocznicy zwycięstwa Liverpoolu w Lidze Mistrzów nad AC Milan. Ich następcy w czerwonych koszulkach polecą do Dubaju na wypoczynek po sezonie. Bardzo dobrze. Wczorajsza porażka ze Stoke City sprawia, że dzisiejsze uroczystości są żenującym wydarzeniem drugiej kategorii przy chaosie na Anfield.
Historia przynosi przynajmniej trochę pocieszenia dla fanów Liverpoolu. Przyszłość wygląda coraz bardziej rozpaczliwie.
Brendan Rodgers weźmie na siebie większość winy za chaotyczną końcówkę sezonu, ale szkoleniowiec Liverpoolu to symptom ogólnego marazmu w klubie. W zeszłym tygodniu Gary Neville stwierdził, że Anfield potrzebuje „wizjonera”, aby ożywić to miejsce. Jeden z największych wrogów Scouserów zidentyfikował problem, lecz nazwał rzeczy po imieniu w odwrotnej kolejności. Jest zbyt wielu ludzi w Liverpoolu, jak również wokół klubu, którzy wierzą, że są wizjonerami. W rezultacie nie trzeba być prorokiem, aby dostrzec, że konieczne są natychmiastowe działania, jeśli Liverpool ma rywalizować na najwyższym poziomie.
Rodgers dostał posadę trzy lata temu, gdy klub praktycznie rzecz biorąc, przechodził rewolucję. Kenny Dalglish pożegnał się ze stanowiskiem po zdobyciu trofeum, a od momentu jego zwolnienia, wiele osób, które były przesiąknięte metodyką klubu, odeszło. Zostali zastąpieni przez ludzi z „pomysłami” wyposażonych w programy komputerowe, a nie wiedzę piłkarską. Przekształcono podejście do rekrutacji zawodników, aby wyszukać największą „wartość”. W oparciu o większość sezonu, ledwo udało im się znaleźć niewypały.
Nacisk został położony na młodość i wszechstronność. Miejsca zakupów znajdują się za granicą. Rodgers, gdyby otrzymał pieniądze, prawdopodobnie rozglądałby się bliżej własnego podwórka za piłkarzami, którzy są bardziej doświadczeni. Różnica zdań oznacza, że żadna ze stron nie jest zadowolona z tej sytuacji.
Na początku sezonu Rodgers nie chciał wystawiać do gry niektórych zawodników. Część z nich trafiła do klubu mimo obaw menedżera. Szkoleniowiec był zachęcany przez Fenway Sports Group do wpuszczania ich na boisko. „Zachęcany” to chyba niewłaściwe słowo. Postawiono sprawę jasno, że tego się od niego oczekuje. Jego posada była zagrożona.
Przez jakiś czas to funkcjonowało. Trzeba było trochę kreatywnego myślenia nad taktyką, ale to było z góry skazane na porażkę. Na przykład Emre Can nie jest środkowym defensorem, ani też bocznym obrońcą. Trudno sobie wyobrazić jego występy w roli pomocnika w tempie Premier League. Niemiec to idealny symbol teorii „wszechstronności”. Na żadnej pozycji nie okazał się wystarczająco dobry, bez względu na to, co programy komputerowe podpowiadają komitetowi transferowemu.
Fenway Sports Group (FSG) spieszy się. Włodarze Liverpoolu chcą uczestniczyć w Lidze Mistrzów i osiągać sukcesy. To nie jest zła grupa właścicieli. FSG nie wyciąga pieniędzy z klubu. Włodarze zdają sobie sprawę, że triumfy uczynią przyszłą sprzedaż klubu – oczywiście nie w najbliższej, ale nie tak znów odległej przyszłości – dużo bardziej opłacalną. Mike Gordon, drugi największy udziałowiec w FSG, był bardzo aktywny w drugiej części sezonu, działając prawie jak faktyczny dyrektor ds. futbolu. Jeśli taka funkcja ma istnieć, niewykluczone, że będzie potrzebny ktoś ze znacznie większym doświadczeniem.
Wszystko to stawia wielkie pytania przed zbliżającą się oceną sezonu w Bostonie. Czy Rodgers to trener, który może poprowadzić dalej Liverpool? Czy może to robić przy obecnej strategii? Czy polityka rekrutacji zdaje egzamin? Jeśli jest potrzebny nowy menedżer, to kto podejmie się tej pracy? Czy trener najwyższej klasy byłby szczęśliwy, gdyby komitet transferowy podsuwał mu zawodników?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wizjonerzy – począwszy od Rodgersa z jego 180-stronicową prezentacją, chwytliwymi sloganami i zadowoleniem z własnej osoby do Mike’a Edwardsa i jego skomplikowanymi obliczeniami w komitecie transferowym – przekonali FSG, że są bystrzejsi od reszty piłkarskiego świata. Jednakże nie są. Nowy wspaniały świat nie działa.
Jaka jest odpowiedź? Na początek wyraźny i kompetentny dyrektor generalny. Dyrektor ds. futbolu może spowodować, że znajdzie się ktoś, kto przyjmie na siebie odpowiedzialność – być może nawet skończy się wskazywanie palcem kto kogo kupił.
Na Anfield jest zbyt wielu ludzi bez udokumentowanej historii sukcesów – wliczając menedżera drużyny – którzy zachowują się tak, jakby znaleźli złotą drogę na skróty. Nie znaleźli.
W Liverpoolu przedawkowali wizję, często niespójną. To sprawia, że Liga Mistrzów i trofea wyglądają coraz bardziej jak nieziszczalne marzenie.
Autor: Damian
Data publikacji: 25.05.2015 (zmod. 02.07.2020)