Analiza taktyczna meczu z Chelsea
Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna
Mimo serii trzech zwycięstw z rzędu, nastroje wśród kibiców jeszcze wczoraj nie były przesadnie optymistyczne – co było w pełni uzasadnione, w końcu na Anfield przyjeżdżał aktualny mistrz i lider tabeli. Dzień po spotkaniu możemy zadać sobie pytanie – czy rzeczywiście jest sens przed jakimkolwiek meczem „brać remis w ciemno”, kiedy ma się w składzie taką perłę jak Fernando Torres?
Długo wyczekiwany powrót Dirka Kuyta pozwolił Hodgsonowi na to, co lubi najbardziej, czyli najbardziej klasyczne z możliwych ustawienie 4-4-2 z Holendrem jako łącznikiem między linią pomocy a wysuniętym Torresem. Ancelotti strategii nie zmieniał i Chelsea rozpoczęła w typowym dla siebie 4-3-3.
Chelsea przyjechała do Liverpoolu jako murowany faworyt do zwycięstwa. Teoretycznie wszystkie atuty były po ich stronie. Hodgson od początku swojej przygody na Anfield zmusza zespół do gry z głęboko cofniętą i wąsko ustawioną linią obrony. Taka defensywna taktyka oddaje inicjatywę i pole gry przeciwnikowi nawet jeśli tym przeciwnikiem jest Blackpool. Z drugiej strony taktyka ta, jak mieliśmy okazję się przekonać, jest bardzo skuteczną metodą na powstrzymanie maszyny Ancelottiego.
Skrzydłami, mości panowie, skrzydłami
Ustawienie Maloudy i Kalou obok Anelki na papierze prezentuje się niesamowicie groźnie i takie też jest w rzeczywistości, o czym już kilka drużyn w bieżącym sezonie się przekonało. Sęk w tym, że żaden z nominalnych skrzydłowych Chelsea nie przepada za grą przy linii bocznej – ta przestrzeń jest zarezerwowana dla biegających po całej długości boiska Cole'a i Ivanovicia. System, który do tej pory funkcjonował tak dobrze nie poradził sobie jednak z murem ustawionym przez Hodgsona przed bramką Reiny:
Zagęszczenie przestrzeni przed polem karnym pozwoliło odciąć od dolnych podań napastników Chelsea. Jak sprawdziło się takie ustawienie linii obrony dobrze obrazuje wykres przechwytów piłkarzy Liverpoolu:
Podczas gdy Meireles i Maxi z pomocą Kelly'ego i Konchesky'ego blokowali ofensywne zapędy bocznych obrońców (w drugiej połowie na prawej stronie pomagał również cofnięty do pomocy Kuyt), ofensywny tercet Chelsea nie miał wystarczającej przestrzeni ani siły przebicia aby częściej zagrozić bramce Reiny. Tym, który taką siłę gwarantował do tej pory był Didier Drogba, jednak wystarczy rzut oka na wykres podań wykonanych przez napastnika przez 45 minut w tym spotkaniu aby zobaczyć, że był on daleki od normalnej dyspozycji (niebieskie – podania celne, czerwone - niecelne):
Torres vs Chelsea, czyli zły dotyk boli całe życie
W dwóch poprzednich wygranych spotkaniach ligowych, z Blackburn i Boltonem, Fernando Torres zaskakująco często jak na osamotnionego napastnika angażował się w rozgrywanie piłki, często cofając się na własną połowę. Spójrzmy na wykresy jego podań z tych spotkań:
Porównując je z podaniami Torresa z meczu z Chelsea, gdzie grał jako jeden z dwójki napastników, można by dojść do wniosku, że Hiszpan zwyczajnie przeszedł obok meczu:
Natomiast grafika jego starć w walce o piłkę mogłaby ten osąd jedynie potwierdzić:
Problem obrońców Chelsea polega jednak na tym, że Torres najzwyczajniej w świecie po prostu lubi ich ośmieszać ilekroć się z nimi mierzy. Mimo trafionej taktyki w obronie Hodgson, nawet mając do dyspozycji środkowych pomocników w najwyższej formie, ani przez chwilę nie próbował przejąć pałeczki i zepchnąć the Blues do defensywy. Tym, co umożliwiło zgarnięcie trzech punktów zamiast jednego był dwukrotny błysk geniuszu Fernando – kolejny raz przeciwko Chelsea.
”Jeżeli coś jest głupie, ale działa, to znaczy, że nie jest głupie”
Mimo bardzo dobrej gry całej drużyny i jeszcze lepszego wyniku, ciężko powiedzieć, że to Liverpool był drużyną, która w tym meczu grała w piłkę. Co martwi szczególnie to brak myśli przewodniej przy rozgrywaniu piłki. Z jednej strony daje to większą swobodę zawodnikom, z drugiej natomiast, nie da się kreować kolejnych sytuacji do zdobycia bramki, jeśli przez 2/3 meczu to przeciwnik ma piłkę. Nawet będąc największym optymistą nie można liczyć, że w każdym meczu Torres zagra podobnie jak wczoraj, gdzie miał pół sytuacji a zdobył dwie bramki.
W momencie, gdy Liverpool wygrał po raz czwarty z rzędu a nasza gra z meczu na mecz wygląda coraz lepiej, należy się zastanowić co zrobić, aby ta seria trwała jak najdłużej, zwłaszcza, że w tej rundzie będziemy się mierzyć już tylko z jednym zespołem z czołówki. Jeszcze dwa tygodnie temu byliśmy w siódmym niebie po wymęczonym zwycięstwie nad Blackburn. Nie można wymagać, że teraz nagle zaczniemy grać jak Barcelona, jednak zakazanie Reinie kolejny raz podawania piłki obrońcom i uniemożliwienie tym samym skonstruowania ataku pozycyjnego, zakrawa na sabotaż:
Autor: DWT-Adas
Data publikacji: 14.01.2011 (zmod. 02.07.2020)