LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 872

Analiza taktyczna meczu z Anży

Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna


W rewanżowym meczu przeciwko Anży Rodgers zrezygnował, z formacji 4-3-3, której dotąd ciągle zawierzał jako menedżer Liverpoolu. Liga Europy posłużyła jako platforma do przetestowania pewnych eksperymentalnych wariantów i opcji. Kilka z nich okazało się zaprocentować: Sterling, Wisdom, Suso oraz, miejmy nadzieję, Conor Coady. Tym razem mogliśmy zaobserwować także poważną zmianę w ustawieniu.

Marco Van Basten często mówił o niewidzialnych więzach, które łączą poszczególnych zawodników w obrębie formacji. Ruch jednego bezpośrednio przekłada się na ruch drugiego. Taktyczne podejście oparte na posiadaniu rozumuje w kategoriach przestrzeni; jak zespół może kontrolować przebieg spotkania czy to przy piłce, czy też bez niej.

W rewanżowym meczu przeciwko Anży Rodgers zrezygnował, z formacji 4-3-3, której dotąd ciągle zawierzał jako menedżer Liverpoolu. Liga Europy posłużyła jako platforma do przetestowania pewnych eksperymentalnych wariantów i opcji. Kilka z nich okazało się zaprocentować: Sterling, Wisdom, Suso oraz, miejmy nadzieję, Conor Coady. Tym razem mogliśmy zaobserwować także poważną zmianę w ustawieniu.

Najczęstsza formacja Rodgersa w sezonie 2012/13

(Źródło: Tiki-Taka Handbook, znajdziemy tam dalsze wyjaśnienia dotyczące linii rozgrywania piłek. Zauważmy, że na poniższej grafice pomoc ustawiona jest w wariancie 2-1, a nie 1-2, skutkuje to częstszym zagrywaniem do boku)

Ustawienie Liverpoolu przeciwko Anży było podyktowane brakiem zawodników mogących grać w formacjach ofensywnych. Borini, Assaidi, Sterling oraz Suso nie znaleźli się w pierwszej jedenastce. Z tego powodu Rodgers postawił na nowe taktyczne podejście, ale osadzone na gruncie tej samej filozofii, do której do tej pory przyzwyczaił swój zespół.

Ustawienie Liverpoolu bez piłki przez większość gry opierało się na pressingu głównie na własnej połowie

Najbardziej frapującym elementem tego meczu była formacja Liverpoolu w obronie. Była ona złożona z dwóch czteroosobowych linii obrony i jednego człowieka pośrodku, zajmującego się czytaniem gry (Coady). Chcielibyśmy częściej widzieć przednią czwórkę nakładającą pressing na przeciwnika, a potem wracającą na swoje miejsce, biegającą w tą i z powrotem.

Ustawienie Liverpoolu przy piłce przez większość czasu trwania meczu

To, co wygląda na pierwszy rzut oka na drastyczną zmianę formacji, tak naprawdę jest połączeniem dwóch elementów: twardego rdzenia w kształcie litery Y (biały kolor) oraz płynnie poruszających się graczy stanowiących dla niego wsparcie. Często zespoły charakteryzujące się dużym posiadaniem szukają równowagi pomiędzy sztywną strukturą w formacji i swobodnych elektronów krążących wokół niej (Ajax w latach 90', Barcelona). Przeciwko Anży (ale też zazwyczaj) ustawienie Liverpoolu opierało się na zwiększeniu możliwych linii rozgrywania piłki oraz uczynieniem boiska tak dużym, jak to tylko możliwe w ofensywie. W defensywie – zupełnie odwrotnie.

Zarówno bramka Anży, jak i sytuacja sam na sam Traore w końcówce spotkania obnażyły niebezpieczeństwo pozostawienia Coatesa jako ostatniego obrońcy. Nowe podejście taktyczne nadal było wykonywane przez zespół zmagający się z brakiem niewystarczającej liczby opcji w ataku (a zwłaszcza w polu karnym przeciwnika!). Bez wątpienia największą krytykę przyciągnął brak tworzenia dobrych sytuacji bramkowych, gdy już taka się nadarzyła, w oczy rzucił się brak piłkarzy będących w stanie je wykończyć (Henderson w pierwszej połowie).

Liverpool nie funkcjonował tak, jak Rodgers by tego chciał dla rezerwowego systemu gry. Zamiast tego brak opcji w ataku dał się we znaki jeszcze bardziej, styczniowe wzmocnienia w tym aspekcie wydają się być nieuniknione.

Wnioski

Największe problemy dręczące Liverpool są coraz bardziej oczywiste: niestwarzenie sobie czystych sytuacji bramkowych oraz brak spoistości między pomocą a atakiem. Oba mogą być rozwiązane poprzez danie zespołowi więcej czasu lub dodanie kilku jakościowych ogniw w ataku, dorównujących umiejętnościami Sterlingowi i Suarezowi. Analizując sukcesy zespołów opartych na posiadaniu, Barcelony Ajaksu z lat 90, Swansea (biorąc pod uwagę dostępnych graczy, śmiało możemy określić dokonania Walijczyków tym mianem), zauważymy, że te drużyny obfitowały w piłkarzy mogących rozstrzygnąć mecz dynamicznym dryblingiem lub znakomitym poruszaniem się bez piłki. Pedro, Affelay, Cuenca, A. Sanchez, Overmars, Sinclair, Routledge, Dyer – tacy gracze jak oni są niewątpliwie kluczem do sukcesu w systemie gry, w który wierzy Rodgers.

Ponieważ Sterling jest jedynym zawodnikiem pasującym do tego modelu, liczba takich piłkarzy w Liverpoolu zatrzymuje się na zaledwie jednej osobie. Nie bierzemy pod uwagę Suareza, który odgrywa na środku boiska 'rolę Messiego', tworzy przestrzeń dla innych graczy poprzez swoją samolubną grę – efekt lgnięcia ciem do światła – ale również kreuje sytuacje nawet w najtrudniejszych warunkach...

Brak spoistości jest problemem jeszcze donioślej podkreślającym brak dobrego defensywnego pomocnika – piłkarza rozumiejącego grę taktycznie w stopniu większym, niż ktokolwiek z jego kolegów. Busquets, Riijkard, Britton, takich graczy rodzi się naprawdę niewielu. Allen wprawdzie wspaniale wypełnia swoje zadanie, (Rodgers podkreślał, że planował ustawienie go w wyższych rejonach boiska, obecna pozycja Walijczyka odbija się na jego grze w ataku), ale nie jest to typ Brittona/Busquetsa/Riijkarda, który jest ustawiony głęboko oraz często wchodzi pomiędzy dwóch środkowych obrońców, by ci mogli zająć miejsca w szerszych rejonach boiska.

Jednakże Lucas Leiva ma dostateczny potencjał, aby pełnić tą rolę ze znakomitymi wynikami. Wielu z nas zapomina, że Brazylijczyk nie ma za sobą zbyt długiej historii urazów, sytuacja ,w której się znalazł jest wyjątkowo niefortunna. Moim zdaniem nie powinniśmy umieszczać go na liście graczy podatnych na kontuzje, przynajmniej nie teraz.

Podsumowanie jest oczywiste – Rodgers desperacko potrzebuje nowych piłkarzy, ale być może nie aż tylu, o ilu myślą niektórzy. Kto może być na liście menedżera Liverpoolu? Nathan Dyer, Wilfried Zaha, Thomas Ince, Andriy Yarmolenko, Patrick Herrmann, Isaac Cuenca, Cristian Tello, Mathieu Valbuena – każdy z nich mógłby wnieść do zespołu coś dobrego. Nie muszę chyba podkreślać, że przed nami jeszcze wiele tygodni spekulacji.

Uważam, że na chwilę obecną the Reds nie potrzebują więcej niż dwóch zawodników stanowiących konkurencję dla graczy pierwszego składu (będących czymś więcej, niż tylko zmiennikami) oraz przynajmniej jednego kluczowego piłkarza, który da zastrzyk energii ofensywnemu tercetowi. Należy pamiętać, że z drugiej strony, nie można pozwolić na zablokowanie rozwoju Suso, Shelveya i innych.

TPIMBW

www.eplindex.com



Autor: PiotrekB
Data publikacji: 12.11.2012 (zmod. 02.07.2020)