Analiza meczu z WHU
Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna
Po raz pierwszy w tym sezonie, Liverpool nie przegrał meczu z powodu kilku błędów lub lepszej gry przeciwnika. Tym razem, The Reds rozegrali bardzo słaby mecz.
O ile spotkanie z Manchesterem City skończyło się porażką z powodu zbyt mocnego rywala, a Aston Villa zwyciężyła bo zdobyła gola po stałym fragmencie gry i świetnie się broniła, to Sam Allardyce i jego podopieczni wracali do domu, bo Liverpool zagrał kiepsko, a żaden zawodnik nie spisał się na miarę oczekiwań.
Dotychczas, można było wyciągnąć kilka statystyk, które mówiły o tym, że po prostu mieliśmy pecha. Jednakże, po tym spotkaniu nie ma żadnego asa w rękawie, a wszystko można zrzucić na słabe przygotowanie do meczu. Nadal widać etos pracy Brendana Rodgersa, poza Fabio Borinim, każdy gracz wyjściowego składu zaliczył przynajmniej jeden odbiór, najlepiej wypadli w tym aspekcie Henderson i Lucas Leiva. Ten pierwszy miał ich trzy, a Brazylijczyk aż cztery. I choć można ich pochwalić za chęć do gry, to jednak nie wypadli oni nawet przeciętnie.
W założeniu, meli oni być dwoma graczami, którzy mieli kierować pressingiem, a skończyło się na tym, że Anglik musiał grać bliżej bramki przeciwnika po stracie bramki, co skutkowało tym, że często brakowało go na własnej połowie, gdy przeciwnik kontratakował. Znowu Brazylijczyk grał niżej, lepiej zabezpieczał środek pola, ale niewiele dawał z siebie z przodu i został zmieniony już po 45 minutach. Po tym meczu, można również podsumować problemy Stevena Gerrarda.
W tym wieku, brakuje mu mobilności, szybkości i umiejętności w ustawianiu się, a także przewidywania wydarzeń. Oczywiście, nigdy nie będzie w tym mistrzem, ale to czego najbardziej mu brakuje, to pomocy ze strony kolegów. Jordan Henderson, bardziej skupiony na pressingu, rzadko niweluje wady kapitana. Tak często porównywany do Pirlo, Anglika różnią od Włocha właśnie zawodnicy, którzy go otaczają. Aby rozgrywający Juventusu rozegrał dobry mecz, potrzebuje kogoś, kto będzie odpowiadał za czarną robotę. Andrea, choć ma nieprzeciętny talent, nie jest tytanem pracy i prawdopodobnie, w Liverpoolu, na tej samej pozycji, wyglądałby podobnie. Może nawet gorzej.
Pomijając już, jednak, słaby występ pomocy, warto zwrócić uwagę na to, że Jordan Henderson rozegrał jedno z gorszych spotkań w ostatnim czasie. Z przodu niewiele zrobił, a brakowało go również z tyłu. To właśnie przestrzeń, w której operował Anglik, płynęło największe zagrożenie ze strony przeciwnika. Z lewej strony padły obie bramki na początku meczu. Asekuracja, z której słynął on, jak i Allen min. w meczu z Tottenhamem nie było widać tak wyraźnie w tym ostatnim. Oczywistym faktem jest, że nie pomogła w tym strata dwóch goli, już w pierwszych dziesięciu minutach i polecenie, aby grał wyżej, ale na pewno nie będzie mógł być zadowolony ze swojego występu.
Pomocą, miało być przejście na grę trójką z tyłu. Takie ustawienie, daje wiele dobrego. W polu karnym, przy dośrodkowaniach, jest więcej obrońców. Przy grze przeciwnika długą piłką, jest mniejsze prawdopodobieństwo przedarcia się piłki przez wysoko ustawiony blok obronny. Jednak, dośrodkowań było niewiele (18), a długich podań także nie było dużo (40). Mimo wszystko, taka zmiana, dała szansę Sterlingowi, aby atakować z głębi i miała dobry wpływ na grę całej drużyny. Trudniej zrozumieć dlaczego Brendan Rodgers nie zaryzykował kolejną korektą, zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy.
W trójce obrońców, znaleźli się Sakho i Lovren i po raz kolejny, ich współpraca nie wyglądała dobrze. Deja vu mógł poczuć każdy, kto oglądał mecz z Tottenhamem, Chorwat doznał urazu po tym jak Sakho zbyt odważnie ruszył w stronę piłki. Tym razem, to Francuz wszedł w paradę koledze z obrony – nieporozumień ciąg dalszy.
Większym problemem był fakt, że drużyna nie potrafiła przejść do drugiej fazy ataku pozycyjnego. Dowodem na to jest duża ilość podań pomiędzy samymi środkowym obrońcami. W pierwszej piątce najczęstszych kombinacji podań, trzy pozycje stanowiła wymiana piłek między obrońcami.
Gra na połowie przeciwnika
Dotychczas, mogliśmy być również zadowoleni z faktu prowadzenia bardzo odważnej gry na połowie przeciwnika. Dużą cześć odbiorów i przejęć, stanowiły interwencje na połowie rywala. W ostatnim spotkaniu, z osiemnastu udanych odbiorów, tylko dwa zostały wykonane na stronie rywali. Dobrym sygnałem mogą być cztery odbiory na połowie przeciwnika (12 w ogóle).
Stałe fragmenty
Kolejny raz Liverpool stracił gola po dośrodkowaniu ze stojącej piłki. Ponownie, zostało wykorzystane krycia strefą. Reid wykonał ruch, który spowodował przeładowanie w strefie. Trafił pomiędzy Manquillo, a Lovrena. Każdy z nich miał kogoś do krycia, więc nie mógł ruszyć w stronę nowego rywala. Oczywiście, Henderson i Mignolet mogli się w tej sytuacji lepiej zachować, ale znów została wykorzystana najbardziej widoczna i najbardziej znana słabość krycia strefą. Jedyną nadzieję jest fakt, że z każdym kolejnym spotkaniem obrońcy będą się rozumieć co raz lepiej.
Podsumowanie
Ostatni mecz był przykładem typowego spotkaniu, w którym drużyna przeważająca traci gola już na początku. Duże zagrożenie z kontrataków, spora dziura w środku pola, otwarte korytarze na skrzydłach, a także zmniejszające się z każdą minutą skupienie na obronie. Podsumowaniem każdego z tych elementów była stracona bramka. Najpierw niecelne podanie Sakho, później brak zainteresowania grą w obronie Gerrarda, a ostatecznie zła interwencja Skrtela.
PS W związku z faktem, że mecz z Middlesbrough był rozgrywany innym składem oraz, że gra nie wyglądała porywająco, mecz ten nie zostaje przeanalizowany. Liverpool popełniał te same błędy w obronie co we wcześniejszych pojedynkach oraz zagrał podobnie w ataku.
Autor: Gall
Data publikacji: 25.09.2014 (zmod. 02.07.2020)