SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1285

Leicester City vs Liverpool + analiza

Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna


Liverpool przegrał kolejne spotkanie w tym sezonie. Nawet dwutygodniowa przerwa nie pomogła. Nie pomogło również wystawienie Lucasa w obronie. Co było przyczyną tak wysokiej porażki? Spróbujcie do tego dość razem z nami.

Ten mecz od samego początku nie układał się po myśli Kloppa. Po pierwsze Lucas w obronie kompletnie nie potrafił zadomowić się we własnym polu karnym. Dodatkowo Lisy skutecznie blokowały podania do naszych ofensywnych piłkarzy, co za tym idzie częściej rozgrywali piłkę. Przeciwnicy potrafili również wykorzystać cofanie się naszych zawodników z drugiej linii.

To co można dostrzec to Lucasa (czerwona strzałka), który nie do końca wie co ma robić. Chwilę wcześniej co prawda stał bliżej Vardy’ego, ale w tej chwili to Matip jest odpowiedzialny za pilnowanie dwóch zawodników. Milner (czerwone kółko) jest sam i musi pilnować i wchodzących w środek pola karnego piłkarzy, jak i tych na jego stronie. Z boku jest również Coutinho, który od samego początku musiał wracać po piłki. Leicester City nie grało pięknej piłki. Potrafiło za to wykorzystać miejsce na boisku, które akurat piłkarze Kloppa zostawiali w prawie każdej strefie boiska. Poniżej grafika podań w wykonaniu Lisów. Grafika zajmuje się tylko pierwszą połową.

Przede wszystkim widać, że Lester potrafiło grać długimi podaniami (głównie jednak po ziemi). W środkowej strefie nie ma jednak takiego ścisku. Można nawet dostrzec puste pola, gdzie po prostu nie podawali. Woleli wtedy przejść ten teren z piłką przy nodze, ponieważ Can nie potrafił skutecznie odebrać piłki a brak Hendersona dało się odczuć dobitnie. Ogólnie dało się odczuć brak dobrego pomocnika. Ciekawostka – Lester wykonało w pierwszej części spotkania tylko 137 podań, z czego 75 celnych. Liverpool? 223 podania i 179 celnych. Grafikę podań czerwonych wrzucam w ramach ciekawostki.

Kilka faktów. Podawaliśmy częściej w środku pola, tak jakby było tam kim grać. Kluczowe podania w pole karne często kończyły się stratą. Liverpool szukał krótkich piłek, przez co przewaga w liczbie podań jest miażdżąca. Problemem niestety było rozegranie w kluczowych momentach. Nie było zakończenia, nie było asyst, nie było pomysłu. Idźmy dalej, do sytuacji, na którą chciałbym zwrócić uwagę. Są to spalone.

Cieszy mnie, że tylko dwa razy nasi dali złapać się na pozycji spalonej. To wcale nie tak wiele. Problemem jest miejsce. Lester grało wysoko, ale mądrze. To co widzimy powyżej do dwie długie piłki, z czego tak naprawdę do pola karnego jest bardzo daleko. Wiele podań nie pomagało, nie pomagał brak wizji. Lisy oczywiście również dawali złapać się spalonym, ale jest jeden drobny szczegół – miejsce.

Znacznie bliżej pola karnego. Jedno nawet jest w jego obrębie. Dzięki grze wyżej i posiadaniu nominalnego napastnika Lisy potrafiły skuteczniej atakować. Dodajmy do tego bardzo słabą dyspozycje obrońców i sukces murowany. Przy takiej grze wynik i tak wydaje się być dobry. A skoro jesteśmy przy grze ofensywnej, to popatrzmy dlaczego nie strzelaliśmy bramek.

Milner przy piłce, Lallana kryty, dodatkowo zaraz do obu Anglików podbiegną jeszcze bliżej przeciwnicy. Osamotniony Mane coś próbuje zrobić, ale nie do końca wiadomo co, bo jest sam przeciwko… no właśnie ilu zawodnikom. Puste miejsce zaznaczone na grafice powinny być zapełnione przez przynajmniej jeszcze jednego piłkarza w czerwonej koszulce. Brak napastnika został uwidoczniony jeszcze bardziej. Pomijam oczywiście fakt, że akcji ofensywnych było jak na lekarstwo.

Zakończmy pierwszą połowę błędem w obronie, który praktycznie istniał od pierwszego gwizdka. Gra z autu w wykonaniu Lester pogrzebała naszą defensywę, ale przy drugiej bramce chciałem zwrócić na jedną rzecz uwagę.

Coutinho (czerwone kółko) odpuszcza krycie od samego początku oddalając się od pola karnego. Milner musi się w tym momencie skupić na dwóch zawodnikach. Nie to jest jednak najgorsze. Kiedy piłka zostaje wybita za pole karne Brazylijczyk praktycznie w ogóle po nią nie biegnie. Tempo był ślimacze, przez co Drinkwater zrobił to, co powinien. Uderzył.

Ktoś powie, że Mane miał bliżej. Inny, że nawet Firmino mógł zdążyć. Będę się jednak upierał przy tym, że gdyby Cou poszedł za piłką od samego początku a nie zwalniał już na starcie, ta akcja mogłaby się skończyć zupełnie inaczej. Można też zwrócić uwagę na całkowicie niepilnowanego Mahreza. To jest jednak wypadkowa wszystkiego co opisałem powyżej. Złych decyzji kadrowych, błędów indywidualnych, złych decyzji piłkarzy i tego, że Lester po prostu grało w pierwszej połowie lepiej.

Druga połowa meczu Leicester z Liverpoolem przebiegała zupełnie inaczej niż pierwsza część gry, lecz z całą pewnością można stwierdzić, że "Lisy" całkowicie kontrolowały jej przebieg. Zawodnicy gości drugą połowę rozpoczęli w tym samym składzie, ale innym systemem gry. Po ostatnim gwizdku sędziego wiemy już, że rozpaczliwe zmiany taktyczne Kloppa nie przyniosły większego efektu, a w konsekwencji Liverpool stracił kolejne cenne punkty. W poniższej analizie trudno będzie się doszukać jasnych aspektów gry "The Reds", gdyż takich najprościej w świecie nie było. Co więcej, w przypadku poniedziałkowej potyczki druga połowa nie będzie dzielona na poszczególne kwadranse, ponieważ całe 45 minut przebiegło w bardzo zbliżony sposób – goście zdominowali posiadanie piłki, jednak głęboka defensywa Leicester bez większych problemów radziła sobie z odpieraniem ataków Liverpoolu.

Wraz z początkiem drugiej połowy, James Milner oraz Nathaniel Clyne grali jako wahadłowi, zaś Sadio Mane został partnerem Roberto Firmino w ataku. Za kreowanie gry w środku pola mieli odpowiadać Coutinho do spółki z Lallaną. Na przedstawionej grafice widzimy próbę rozegrania akcji środkiem pola. Podstawowy błąd popełnia tutaj Clyne, który nie chciał trzymać się bliżej bocznej linii boiska i zawęził pole gry. Ułatwiło to gospodarzom zacieśnienie szyków obronnych a w konsekwencji odbiór piłki. Angielskiemu obrońcy nieszczególnie pomógł w tej sytuacji Mane, który znajdował się zbyt blisko Firmino, nie pokazując się na wolną pozycję. Rozegranie tego typu akcji mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby

Clyne trzymał się bocznej strefy boiska, mając nieopodal siebie jednego z napastników – zapewniłoby to więcej przestrzeni w środku pola dla najkreatywniejszych graczy. Nieudolność prawego obrońcy ukazywała się również w słabych dośrodkowaniach – zaledwie jedno z ośmiu dotarło do adresata. Choć w powyższej sytuacji Liverpool nie stworzył zagrożenia pod bramką Lester, to można zauważyć wolne przestrzenie, które niekiedy pojawiały się w defensywie "Lisów". Gdyby goście nie próbowali monotonnie przeciskać się przez środek boiska, Coutinho czy Lallana z pewnością mieliby więcej przestrzeni do stwarzania groźnych sytuacji.

Skrzydła gościom całkowicie podcięła bramka druga bramka autorstwa Vardy'ego. Cała akcja rozpoczęła się od długiego uwolniającego wybicia Drinkwatera, do którego dopadł późniejszy strzelec gola. Sytuację można było zakończyć dużo wcześniej, ale po raz kolejny Lucas, w tym przypadku do spółki z Canem, byli źle ustawieni. Z sytuacji 1 na 2 zrodziła się groźna kontra. Kolejną szansę na jej przerwanie goście mieli po niedokładnym dograniu angielskiego napastnika, jednak również i w tym przypadku, nieporadność Clyne'a i Lallany została brutalnie wykorzystana.

Szybka klepka Fuchsa i Mahreza umożliwiła zdobycie kilku metrów przewagi Austriakowi, który chwilę później popisał się dokładnym dośrodkowaniem. Ilustracja przedstawia sam moment wrzutki, bowiem to w tym momencie dochodzi do największego zamieszania w szykach obronnych "The Reds". Dwójka środkowych obrońców stoi tyłem do zawodnika stwarzającego największe zagrożenie, zaś za Drinkwatera i Okazakiego odpowiadają Wijnaldum i Milner Najbliżej strzelca bramki znajdował się wyższy od niego Emre Can, który nie był jednak w stanie wygrać pojedynku główkowego. Takie, a nie inne ustawienie trójki defensorów Liverpoolu było w pewien sposób spowodowane zmianą formacji – nie powinno to jednak ułatwiać gry przeciwnikowi, który skrzętnie wykorzystał nieumiejętność krycia przez Niemca. Można teraz tylko domniemywać, że gdyby na miejscu Cana znajdował się lepiej grający głową Matip, to przed Vardym stałoby dużo trudniejsze zadanie.

Nie można jednak pastwić się nad Niemcem, bowiem w drugiej połowie, choć nie grał on na swojej nominalnej pozycji, to aż dziewięciokrotnie potrafił przerwać akcję rywali. Na przestrzeni całego spotkania, wyjściowy duet obrońców łącznie zaliczył 22 przechwyty. Co ciekawe, para Huth-Morgan odbierała futbolówkę dokładnie tyle samo razy, co sam Emre Can. Podkreśla to tylko fakt, że główny problem akcji ofensywnych Liverpoolu tkwił w pomocy, gdzie prym wiódł Ndidi z 14 (!) odbiorami.

Trzecie trafienie w żaden sposób nie zmieniło obrazu gry, choć co oczywiste – nie wpłynęło pozytywnie na postawę Liverpoolu. Na powyższej ilustracji widzimy kolejny przykład szansy gości, którzy wykorzystali szkolne błędy obronne gospodarzy. Trzech zawodników jest skupionych na graczu z piłką, zaś nie są oni świadomi tego, że za ich plecami czycha całkowicie nieobstawiony Lallana. Dużą pomyłkę w tej sytuacji popełnia również Albringhton, który skupia się na Clyne, nie asekurując wychodzącego wyżej Fuchsa. Ładna, składna akcja "The Reds" nie zakończyła się jednak golem, gdyż dobrze w bramce interweniował Kasper Schmeichel. Był to jednak kolejny dowód na to, że obrona "Lisów" nie jest ze stali i przy odpowiednim ustawieniu pojawiają się luki, które mogą zostać wykorzystane przez kreatywnych graczy. Duży udział w powyższej akcji miał również sam Clyne, który wreszcie trzymał się bliżej linii bocznej i ściągnął na siebie uwagę Albringhtona, umożliwiając tym samym Lallanie zdobycie wolnej przestrzeni.

Kluczowe było również sprytne zagranie Firmino, którego występ pozostawił jednak wiele do życzenia – nie stworzył on żadnej sytuacji bramkowej kolegom, a do tego zaliczył zaledwie 23 podania w strefie ataku, tracąc piłkę 6 razy. Nieszczególnie dręczył również Schmeichela, gdyż oddał tylko jeden i dodatkowo niecelny strzał.

To, co najlepsze ze strony Liverpoolu, zobaczyliśmy za sprawą Cana i Coutinho. Niemiec odważnie przedarł się przez środkową linię "Lisów" i celnie podał do Brazylijczyka, który wreszcie oddał precyzyjny strzał. Błąd w powyższej sytuacji popełnili stoperzy gospodarzy, którzy razem skierowali się w stronę Divocka Origiego. Młody Belg wykonał dobry ruch, czym umożliwił zdobycie wolnej przestrzeni dla Coutinho. Z powrotem do obrony nie kwapił się również Drinkwater, co znacznie ułatwiło zadanie Brazylijczykowi. Przysnął również Fuchs, który nie podążył za swoimi obrońcami i nie zamknął wolnej strefy na wprost bramki Schmeichela. Trójkowa akcja (choć Origi nie dotknął piłki, to jego udział był niepodważalny), była jednym z niewielu pozytywnych akcentów w drugiej połowie. Udowadniała jednak, że gdy Liverpool mądrze ustawi się na boisku, to jest w stanie przedrzeć się przez zasieki obronne "Lisów".

Wielka szkoda, że "The Reds" nie próbowali częściej zaskoczyć golkipera gospodarzy strzałem z dystansu, bo choć na sześć prób, tylko dwie okazał się celne, to mozolne budowanie akcji w ataku pozycyjnym nie umożliwiało stworzenia wielu bramkowych sytuacji. Wspomniany powyżej Kasper Schmeichel nie miał wiele pracy, ale idealnie wpasował się do taktyki swojego zespołu, wielokrotnie rozpoczynając groźne kontry swojej drużyny. Choć jego podania oscylowały na zaledwie 60% skuteczności, to stworzył zgrany duet z Vardym, do którego bezpośrednio posyłał piłkę aż ośmiokrotnie.

Choć to Liverpool miał piłkę, Lester kilkukrotnie groźnie kontrowało, żądląc nieporadną defensywę "The Reds". Początek akcji pokazanej na powyższej ilustracji jest wręcz oczywisty – długie podanie od Drinkwatera, (który w meczu wykonał 7 takich zagrań) i Mahrez, który z dziecinną łatwością ogrywa Cana do spółki z Lucasem i wpada w pole karne. Tam z asekuracją czekali Milner i Wijnaldum – problem w tym, że nikt nie kwapił się do ataku na piłkę, w obawie przed sprokurowaniem jedenastki.

O ile można docenić starania powyższej czwórki, która zablokowała możliwość strzału, bądź podania do Vardy'ego, to pewne wątpliwości musi budzić zachowanie Matipa i Moreno. Kameruńczyk nie kontroluje Albringhtona za swoimi plecami, zaś przebywający na placu gry kilkanaście minut Moreno, z całkowicie niezrozumiałych przyczyn obserwuję Mahreza, zamiast odciąć możliwość podania do Drinkwatera. Sytuacja kończy się niecelnym strzałem Anglika, lecz gdyby pomocnik lepiej przymierzył, Mignolet nie miałby wiele do powiedzenia. Ogromnym problemem "The Reds" w tym spotkaniu była nieporadność na długie podania w kierunku osamotnionego napastnika. Wynikało to głównie ze złego ustawienia defensorów, którzy byli później zmuszeni do pojedynków biegowych z Vardym. Taka sytuacja nie sprzyjała również całej drużynie, która była wybijana z rytmu i traciła siły na pośpieszne powroty do obrony.

Braki zdecydowania i nawyków defensywnych u wielu piłkarzy sprawiają, że niektóre próby defensywne Liverpoolu wyglądają wyjątkowo niefrasobliwie. Budzi to szczególną frustrację, kiedy dowiadujemy się, że blok obronny wygrał aż 24 pojedynki główkowe – czyli jako drużyna był w stanie zatrzymać największą siłę rywala. Wszystko jednak na nic, głównie przez indywidualne pomyłki.

Ataki z ostatnich minut były kwintesencją braku zrozumienia dla taktyki zaproponowanej przez Kloppa na drugą połowę. Za rozegranie odpowiedzialny był najwyższy w drużynie Liverpoolu Matip. Pod polem karnym znajdowali się Milner, Firmino oraz Origi. Tylko ten ostatni ustawił się na tyle inteligentnie, że miał jakiekolwiek szanse na wygranie pojedynku główkowego. Pozostała dwójka wyglądała na zawodników, którym całkowicie brakuje nawyków ofensywnych. Niezrozumiałe jest również ustawienie Coutinho i Wijnalduma, którzy nie umożliwiają Matipowi krótkiego rozegrania, a jednocześnie stojąc tak daleko od pola karnego, odcinają się od jakiejkolwiek możliwości szybkiego opanowania bezpańskiej piłki. Na ilustracji możemy także dostrzec całą drużynę "Lisów" (poza napastnikiem), która broni dostępu do własnej bramki. Była to obrona skuteczna, choć rzadko wystawiana na poważną próbę.

Taktyka Lester w drugiej połowie poniedziałkowej potyczki była wyjątkowo prosta. Uniemożliwić gościom zdobycie przestrzeni w środku pola, a po przechwycie posyłać natychmiastową długą piłkę w kierunku Vardy'ego. Niewiele – jednak nawet to wystarczyło na tak bezzębny Liverpool, który przez całe spotkanie wykonał zaledwie 28 bezpośrednich starć o piłkę, z których dodatkowo aż ośmiokrotnie wyszedł z niczym. Dla porównania gospodarze wykonali takich prób aż 47, wygrywając niemal 80% z nich.

Nieszczególnie dobrze funkcjonowała również zaproponowana przez Kloppa taktyka, której część piłkarzy najprościej w świecie nie rozumie. Nie są oni dobrze ustawieni i sami hamują większość akcji ofensywnych drużyny. Nie pomaga również fakt, że część piłkarzy nie pasuje do takiego stylu gry i o ile przy dobrej dyspozycji atakującego trio było to niezauważone, to w okresie zniżki formy zaczyna stanowić znaczny problem. Słabo zaprezentowali się również rezerwowi, którzy łącznie zaliczyli zaledwie 38 kontaktów z piłką, ale tylko 5 z nich miało miejsce w strefie ataku. W tym przypadku nie można jednak mieć pretensji o wybór zmienników, bowiem ławka nie prezentowała

się okazale.

Poniedziałkowe spotkanie podkreśliło po raz kolejny znaczenie Hendersona w jedenastce Liverpoolu. Wielokrotnie krytykowany za prostą grę Anglik, podobnie jak w spotkaniu z Tottenhamem, miałby ogromny wpływ na grę środka pola Liverpoolu, który zarówno w pierwszej, jak i drugiej części gry, przegrywał rywalizację z Drinkwaterem i Ndidim. W roli "6" znów słabo spisał się Can, który pokazał jednak, że wciąż może dać wiele zespołowi, grając jednak nieco wyżej. (słabe krycie/świetny rajd przy bramce Coutinho). Niech za końcowy argument podkreślający brak Hendersona posłuży statystyka OptaJoe, wg której Liverpool wygrał zaledwie 33% spotkań, w których zabrakło Jordana.

"The Reds" wykonali ogromną liczbę podań (523), dlatego niezłe statystyki pomocników nie powinny dziwić (Lallana 35/40, Can 61/71, Wijnaldum 51/61). Problem pojawiał się dopiero w strefie ataku, w której goście wymienili 240 podań, zaś ponad 45% z nich nie docierało do adresata. To kolejny powód trudności ofensywnych podopiecznych Kloppa, którzy tracili zimną głowę w najbardziej newralgicznych fragmentach boiska.

Liverpool zasłużenie poległ z powoli ustępującym mistrzem Anglii, który niemiłosiernie wykorzystał opieszałość "The Reds". Taka postawa piłkarzy musi martwić, szczególnie przed bardzo wymagającym pojedynkiem z Arsenalem, który dysponuje znacznie wyższym potencjałem ofensywnym od Lester. Pośród wielu słów zasłużonej krytyki można jednak było znaleźć kilka pozytywnych aspektów, które mogą dawać niewielką nadzieję poprawy przed najbliższym weekendem.

POSIADANIE PIŁKI 30-70%

PODANIA 155-523

RZUTY ROŻNE 5-12

PODANIA W STREFIE ATAKU 101-240

STRZAŁY 14-17

FAULE 8-5

Analizę współtworzył @polik96



Autor: Gall
Data publikacji: 02.03.2017 (zmod. 02.07.2020)