28.10.2012 Everton 2:2 Liverpool
Artykuł z cyklu Oceny LFC.pl
Prezentujemy Państwu oceny według LFC.pl za niedzielne wyjazdowe spotkanie z Evertonem. The Reds po zaciętej walce o każdy centymetr boiska zostali pozbawieni trzech punktów przez błędną decyzję sędziego, a mecz na Goodison Park zakończył się wynikiem 2:2.
WYJŚCIOWA XI:
Brad Jones – 6.5 – Nasz australijski bramkarz już wcześniej musiał zmierzyć się z Evertonem podczas rozgrywek FA Cup, tym razem czekało go równie trudne zadanie. Golkiper zaimponował pewnością, odwagą i dobrymi interwencjami, jednak w miarę upływu czasu the Blues coraz mocniej dawali mu się we znaki potężnym pressingiem i siłową grą w polu karnym. Gospodarze próbowali go zastraszyć, po części przyniosło to skutek – Jones był zmuszony do niedokładnego wykopywania piłek, co najczęściej kończyło się stratą. Na wielki plus możemy zapisać mu dobre wychodzenie do dośrodkowań przeciwnika. Pośrednio zawinił przy pierwszej bramce Evertonu, kiedy będąc w niepewnej sytuacji w polu karnym wybił futbolówkę wprost przed siebie. Umożliwiło to Osmanowi oddanie potężnego strzału. Zauważmy, że Jones musiał wrócić pomiędzy słupki, nie był do końca dobrze ustawiony. Otoczony przez mur zawodników Australijczyk nie miał większych szans. Drugi gol Toffików autorstwa Naismitha był zupełnie nie do obrony. Brad miał sporo pecha w tym spotkaniu, ale przez dużą część derbów spisywał się bardzo dobrze. Możemy się tylko zastanawiać, jak bardzo na przebieg meczu mogłaby wpłynąć obecność Reiny, lepiej grającego nogami i być może bardziej odpornego na presję w tak gorącej atmosferze, ale z pewnością Jones nie zawiódł naszych oczekiwań.
Andre Wisdom – 5.5 – Dla młodego obrońcy niedzielne spotkanie było pierwszymi dorosłymi derbami Merseyside. Niestety nie zapisał się w nich z dobrej strony, zadanie, które powierzył mu Rodgers go przerosło. The Blues zazwyczaj atakują lewą stroną boiska i tak samo było tym razem. Wisdom nie radził sobie z fantastycznie grającym Mirallasem, który często go ogrywał. Popełniał błędy, zwłaszcza pod ciągłą presją rywala, raz zdarzyło mu się to w okolicach pola karnego, co sprokurowało groźną sytuację dla Evertonu. Brakowało mu pewności. Nasz numer 47 odetchnął dopiero po zmianie belgijskiego skrzydłowego i zastąpieniu go niedoświadczonym Guayem. Na początku drugiej połowy nasz obrońca wykonał genialne dośrodkowanie do Gerrarda, był to jedyny jasny akcent w ofensywnej grze Wisdoma. Nieco odciążyła go zmiana formacji po wstawieniu Coatesa jako dodatkowego obrońcy. Został zmieniony przez Hendersona w 70 minucie, gdy drużyna desperacko szukała zwycięskiej bramki.
Martin Skrtel – 7 - Znakomicie wykorzystywał swoją siłę fizyczną w walce z Evertończykami, był pewnym punktem obrony, często zachowywał zimną głowę w bardzo gorących sytuacjach. Kilka razy popisał się kluczowymi interwencjami pod bramką Jonesa. Wprawdzie przy szaleńczym tempie gry zdarzyło mu się popełnić jeden poważny błąd w obrębie pola karnego, ale natychmiast go naprawił. Twardy punkt naszej obrony.
Daniel Agger – 7 – Spokojny w obronie i opanowany przy piłce. Już na początku meczu zastawił strzał szarżującego Mirallasa. Razem ze Skrtelem dobrze radzili sobie z ofensywnym duetem Jelavic-Fellaini. Ten pierwszy szczególnie dał mu się we znaki, ponieważ ciągle go atakował i uniemożliwiał swobodne rozgrywanie piłki, w czym nasz duński stoper czuje się znakomicie. Genialnie ustawiony przy dośrodkowaniu Gerrarda po którym padła druga bramka dla Liverpoolu, bez problemu wykończyłby akcję, gdyby nie ubiegł go Suarez. Przy stałych fragmentach starał się kryć swojego belgijskiego przeciwnika, co nie było łatwym zadaniem ze względu na jego wzrost. Starał się ratować sytuację przy drugim trafieniu Evertonu, ale trudno zapisać winę na jego konto. Pod koniec meczu inteligentnie włączył się do ataku, czym zaskoczył Niebieskich. Dostał kuriozalną żółtą kartkę za złapanie futbolówki ręką, gdy ta wypadała za linię boczną.
Jose Enrique – 6.5 – Hiszpan, który powrócił po kontuzji zanotował trochę niekonsekwentny występ. Z jednej strony szalał w ofensywie: świetnie wychodził na pozycje i dogrywał do swoich kolegów, genialne zagrał do wybiegającego Sterlinga, wspaniale wstrzelił piłkę w pole karne, nie dosięgnął jej faulowany Sterling, ale za to dotarła do Suareza, co pozwoliło mu zdobyć pierwszą bramkę. Z drugiej strony był często niepewny w defensywie, to na jego barki spada odpowiedzialność za drugie trafienie Evertonu, kiedy to nie upilnował Naismitha. Dobrze grał z piłką przy nodze, ale widać było, że nie jest w najlepszej formie. Generalnie próbował być ostrożny, a jego flanka nie była tak rozrywana na strzępy przez przeciwnika jak prawa, ale efekty jego pracy w obronie pozostawiają wiele do życzenia.
Joe Allen – 7 – Nasz walijski maestro rozegrał bodaj najtrudniejszy mecz w czerwonej koszulce od czasu przybycia na Merseyside. W obliczu nieustającego fizycznego nacisku przeciwnika Allen, mimo nikłej postury nawet przez chwilę nie przestawał walczyć. Jego zmagania z Fellainim mogły przywoływać obraz starcia Dawida z Goliatem, ale olbrzymia dysproporcja sił wcale nie przesądzała o ich wyniku – nasz numer 24 często wychodził z nich zwycięsko. Jednak ciągły i bezlitosny pressing wywarł olbrzymi wpływ na naszą grę, Liverpool nie radził sobie w środku pola, nie przejął nad nim kontroli, a właśnie to należało do obowiązków Walijczyka. Rodziło to jego frustrację, która przyczyniła się do częstszego faulowania rywali. Allenowi zabrakło szczęścia przy pierwszej bramce Evertonu. Zabrakło kilku centymetrów, by strzał Osmana zatrzymał się na jego nodze. W ostatnich minutach meczu, gdy Niebiescy szarżowali na naszą bramkę po nieuznanym golu Suareza, popisał się genialną interwencją na skraju pola karnego, która być może uratowała nam remis.
Steven Gerrard – 7.5 – Kapitan jak zwykle w derbowym meczu dawał z siebie wszystko. Próbował być wszędzie, układał naszą grę dobrymi i celnymi podaniami. Zapewnił wspaniałe dośrodkowanie z rzutu wolnego, które Suarez zamienił na gola. W drugiej połowie mocno huknął na bramkę Evertonu, ale niestety bez rezultatu. Nasz najbardziej doświadczony zawodnik na boisku wprost zachwycał spokojem i skupieniem. Zanotował największy procent celnych zagrań ze wszystkich graczy the Reds. Bardzo pomagał w defensywie blokując strzały Niebieskich i odbierając im piłkę. Jego kolejne perfekcyjne dośrodkowanie w końcówce meczu niemal przyniosło nam zwycięską bramkę, ale sędziowie mieli na ten temat odmienne zdanie.
Nuri Sahin – 5 – Wyjątkowo słaby mecz naszego Turka. Po fantastycznej formie przyszło jej wyraźne załamanie. Czyżby nie uniósł ciężaru derbów Merseyside? Podobnie jak w początkowych meczach sezonu wyglądał na zagubionego i przerażonego. Sahin zawiódł, jego postawa znacząco przyczyniła się do przegrania przez Liverpool walki o środek pola. Zabrakło mu woli walki. Zaprezentował się tak niewyraźnie, że Rodgers zmienił go już w połowie meczu, jego miejsce zajął Shelvey.
Suso – 5.5 – Zajął nietypową dla siebie pozycję na lewym skrzydle, najprawdopodobniej dlatego, że menedżer chciał, aby powstrzymywaniem wspaniale grającego w ofensywie Bainesa zajął się Sterling, który lepiej radzi sobie w obronie niż młody Hiszpan. Suso nie radził sobie z fizyczną grą the Blues, mimo że próbował się jej przeciwstawić. Miał swój udział przy pierwszej bramce, kiedy świetnie wypuścił podaniem Jose Enrique. Dokonał znakomitego odbioru na graczu Evertonu, świadczącego o jego ogromnej boiskowej inteligencji. Nie do końca przekonujący występ młodzieżowego reprezentanta Hiszpanii i jego całkowite zdominowanie przez rywala na teoretycznie łatwiejszej flance sprawiło, że Rodgers w przerwie zmienił go na Sebastiana Coatesa.
Luis Suarez – 8.5 – GRACZ MECZU - Wspaniały mecz Suareza, który dowiódł, jak wielkim potrafi być piłkarzem, kiedy tylko jest odpowiednio skupiony. Po słabym meczu z Anży wniósł się na wyżyny, zarówno koncentracji jak i umiejętności. Terroryzował przeciwnika swoją błyskotliwą grą. Każde jego zagranie wyglądało na mądre i przemyślane. Często wracał do środka pola po piłkę, próbując wyciągać obrońców gospodarzy. Jego energia nakręcała całą ofensywę the Reds - przy odrobinie szczęścia moglibyśmy cieszyć się z jego hat-tricka. Najpierw wykorzystał świetne podanie Jose Enrique i mocnym strzałem wbił futbolówkę do siatki po nogach Bainesa, na którego konto zaliczono trafienie samobójcze. Sześć minut później wykorzystał znakomitego crossa Stevena Gerrarda i precyzyjnie, niemal na centymetry umieścił piłkę głową przy prawym słupku bezradnego Tima Howarda. W dalszym ciągu spotkania miał okazje odwdzięczyć się kapitanowi zagrywając mu znakomite podanie w pole karne, jednak ten chybił. Urugwajski napastnik mimo cichego początku drugiej połowy nadal zachwycał kreatywnością, inteligentnym wychodzeniem na pozycje i ogłupianiem obrońców. Dostał żółtą kartkę za niebezpieczne wejście, które mogło zakończyć się nawet odesłaniem z boiska, było ono jednak nieumyślne. W ostatnich chwilach meczu prawidłowo strzelił bramkę po rzucie wolnym wykonanym przez Gerrarda, ale sędzia postanowił popsuć mu humor i jej nie zaliczył. Suarez przez cały mecz był pewny siebie, udowodnił jak bardzo jest silny psychicznie. Nie załamał się po fatalnej decyzji sędziego i z uśmiechem na ustach walczył do ostatniej sekundy spotkania. Jego celebracja po pierwszej bramce, kiedy to zanurkował wprost przed obliczem Davida Moyesa, wcześniej oskarżającego go o symulowanie z pewnością przejdzie do historii. Takiego Luisa chcemy oglądać, tylko kaprys arbitrów pozbawił go dzisiaj zwycięstwa i wspięcia się wyżej w rankingu najlepszych strzelców ligi.
Raheem Sterling – 7 – Rodgers wystawił go na prawej stronie pomocy, aby pomógł Wisdomowi w walce z potężnym lewym skrzydłem Evertonu obsadzonym przez Bainesa i Mirallasa. Wiele walczył, grał bardzo ostro, ale został zdominowany przez niebieski duet. Frustracja poskutkowała faulami na przeciwnikach, za jeden z nich zarobił żółtą kartkę, przez którą przeżył bardzo nerwową końcową część pierwszej połowy. Drugi gol dla Liverpoolu padł po rzucie wolnym, który został zapoczątkowany przez faul na młodym Jamajczyku pędzącym w kierunku bramki gospodarzy. Sterling zapewnił nam mnóstwo tempa i energii na skrzydle, ale atmosfera derbowego meczu zdawała się mu ciążyć. Popełniał błędy, najpoważniejszy z nich to sytuacja po tym, kiedy został wypuszczony przez Enrique i zdecydował się przelobować bramkarza zamiast podawać do świetnie ustawionego Suareza. Miał trudności z przeciwstawieniem się fizycznej grze rywali, ale dał naszej grze mnóstwo jakości. W drugiej połowie, gdy Liverpool przeszedł do systemu 3-5-2 zajął miejsce za plecami urugwajskiego napastnika, miał za zadanie wbieganie w luki pomiędzy zawodnikami Evertonu. Końcowe minuty meczu pokazały jego kreatywność – wspaniale wypuścił piłkę na dobieg w polu karnym przeciwnika, jednak Shelvey do niej nie dotarł. Pierwsze derby naszego młodego skrzydłowego należy mu zaliczyć zdecydowanie na plus.
REZERWOWI:
Jonjo Shelvey – 6 – Zastąpił Sahina po pierwszej połowie, zapewnił nieco energii w środku pola. Wykazał się większą determinacją w walce o piłkę od Turka, częściej od niego angażował się w obronie. W ofensywie zmarnował dogodną sytuację, nie zrozumiał zamiarów Sterlinga, kiedy ten wypuścił mu piłkę pod bramką Howarda.
Sebastian Coates – 6 – Jego wejście w 46 minucie za Suso sprawiło, że Liverpool od tej pory grał w ustawieniu 3-5-2. Został ustawiony na środku trzyosobowej obrony, miał za zadanie odciążyć Allena w walce z wysokim Fellainim. Udało mu się to, po pojawieniu się na boisku młodego Urugwajczyka nasza gra nabrała spokoju. Niestety Coates nie był konsekwentny i dobre momenty przeplatał brutalnymi i niepotrzebnymi faulami, które mogły bardzo zagrozić naszej bramce. Dobrze korzystał ze swojej siły. W ostatnich chwilach meczu idealnie zgrał piłkę głową do Suareza, kiedy ten strzelił nieuznaną bramkę. Nasz numer 16 zaliczył bardzo niekonsekwentne 45 minut.
Jordan Henderson – 6.5 – Zmienił Wisdoma w 70 minucie meczu, miał wnieść energię do naszej ofensywy. Popisał się błyskotliwą akcją, kiedy opanował piłkę na linii końcowej i świetnie dośrodkował ją w pole karne Evertonu. Grał z zaangażowaniem, często pomagał w obronie, było go wszędzie pełno. Pozytywny występ Hendersona, zwłaszcza w kontekście beznadziejnej gry Sahina.
Autor: PiotrekB
Data publikacji: 30.10.2012 (zmod. 02.07.2020)