FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 0

01.12.2013 Hull City 3:1 Liverpool

Artykuł z cyklu Oceny LFC.pl


W niedzielne popołudnie Liverpool uległ na wyjeździe Hull City. Drużyna Steve'a Bruce'a z pomocą dziurawej defensywy the Reds była w stanie strzelić aż trzy bramki, natomiast podopiecznym Rodgersa udało się zdobyć tylko jedną, po rzucie wolnym wykonanym przez Stevena Gerrarda. Prezentujemy Państwu oceny redakcji za ten mecz.

WYJŚCIOWA XI:

Simon Mignolet – 6 – GRACZ MECZU - Z pewnością niewielu kibiców Liverpoolu mogło przypuszczać, że Belgijski golkiper drugi raz z rzędu wpuści aż trzy bramki. Jednak mimo braku tylu klasowych interwencji, co w derbach Merseyside, Mignolet po raz kolejny zasługuje na miano piłkarza meczu, a to za sprawą totalnej indolencji zawodników z pola. Belg wyglądał na jedynego gracza, któremu zależało na wyniku spotkania, jego interwencje kilkakrotnie ratowały sytuację (w tym przy niebezpiecznej kontrze w końcówce meczu). Przy pierwszej i trzeciej bramce był bez szans, natomiast drugie trafienie gospodarzy nieco go zaskoczyło, miał dość ograniczony zasięg widzenia przez kiepsko ustawionych obrońców. Bezradna linia defensywy często zagrywała do niego piłkę, zmuszając go do dalekich wykopów, co powodował jeszcze większy chaos na boisku. Natomiast na minus musimy zapisać mu fatalne, wyjątkowo niebezpieczne podanie do Lucasa znajdującego się na skraju pola karnego, które o mały włos nie skończyło się tragicznie.

Jon Flanagan – 3,5 – Wychowanek Liverpoolu był nieśmiały zarówno w grze obronnej, jak i ataku. Dosięgnął go syndrom Wisdoma – po przekroczeniu linii środkowej boiska zupełnie nie wiedział, co ma zrobić z piłką i najczęściej cofał ją do kolegów z obrony. Pod koniec spotkania zostawił całą flankę bez najmniejszego krycia, co doprowadziło do groźnego ataku Hull, jednak trzeba przyznać, że był bardziej stabilny w defensywie niż kolega grający na jego nominalnej pozycji.

Martin Skrtel – 2 – To właśnie Słowak powinien zostać 'Man of the Match' – miał udział przy każdej bramce wpuszczonej przez Liverpool, a jego występ najdobitniej odcisnął swoje piętno na wyniku. Już na początku spotkania, gdy Hull bombardowało pole karne the Reds, Skrtel miał problemy przy kryciu. Niedługo potem piłka niefortunnie odbiła się od jego nogi po strzale Mignoleta i wpadła do siatki nad bezradnym Mignoletem. W dalszym toku spotkania wyczyścił wiele piłek, jednak brak asekuracji ze strony pomocy sprawiał, że jego interwencje bywały nerwowe, na czym skwapliwie korzystał rywal. Słowak nie zdołał zablokować strzału Meylera, który po raz drugi pokonał Mignoleta. Potem nie był w stanie porozumieć się z Toure, przez co piłka bez problemu dotarła pod nogi Huddlestone'a, po chwili Słowak próbował blokować strzał pomocnika, lecz nieszczęśliwie skierował futbolówkę do własnej siatki. Nawet wyjąwszy defensywne błędy skutkujące bramkami, obrońca z numerem 37 zaliczył słaby występ. Był niepewny i zagubiony, jego brak formy nie jest dla nikogo tajemnicą, jednak mimo to Rodgers zdecydował się na wystawienie go w wyjściowej jedenastce. Być może mecz z teoretycznie słabym rywalem miał go podbudować w kontekście grudniowych pojedynków z czołówką tabeli, ale stało się inaczej – przyszłość Słowaka na Anfield po raz kolejny stoi pod znakiem zapytania...

Kolo Toure – 2,5 - Iworyjczyk już dawno nie zaliczył występu w czerwonej koszulce, tym razem dostał szansę od pierwszej minuty. Zanotował bardzo ospały początek, wyglądał na ociężałego i nieporadnego. O ile zazwyczaj pewnie wchodził w buty Carraghera zdecydowanie rządząc linią obrony, tak teraz pozwolił na coś niewybaczalnego z punktu widzenia stabilności defensywy – na chaos. Sam podejmował niepotrzebne ryzyko, co gorsza nie potrafił skutecznie wyprowadzać piłki z tylnych sektorów boiska. Przy skłonnościach Skrtela do długich wykopów koszmarnie dezorganizowało to grę. Również krycie nie było jego najlepszą stroną. Wszystkie mniejsze i większe błędy w spotkaniu z Hull skumulowały się przy drugiej bramce, kiedy brak porozumienia ze słowackim partnerem zebrał swoje żniwo. To bez wątpienia najgorszy występ Kolo Toure w barwach Liverpoolu.

Glen Johnson – 3 – Kompletnie niewidoczny w pierwszej połowie. Rzadko podejmował ryzyko, zaliczył za to wiele niecelnych podań. Przez cały mecz nie potrafił przebić się przez obsadzone graczami światowej klasy lewe skrzydło gospodarzy... W dodatku nie zadał sobie nawet tyle trudu, by odciążać Skrtela i Toure chociażby zwykłym wystawianiem się do podań. Pogłoski o zainteresowaniu the Reds Montoyą powinny zmotywować go do cięższej pracy, jednak na razie wydaje się, że Glen jest w stu procentach pewny swojej pozycji w zespole Rodgersa. A może po prostu nie czyta gazet?

Lucas Leiva – 3 - Brazylijczyk jest cieniem gracza, który niegdyś imponował każdemu kibicowi the Reds. Ociężały, niewyraźny, łatwo tracił piłkę w środku pola, co gorsza popełniał kosztowne błędy. Kiedyś określano go mianem tarczy chroniącej obronę Liverpoolu, tym razem przepuszczał ataki Hull jak sito. Posiadanie tak słabego w defensywie środka pola jest dla drużyny aspirującej do gry w Lidze Mistrzów prawdziwym upokorzeniem, niestety Lucas ma w tym spory udział. Pozyskanie defensywnego pomocnika w styczniu jawi się teraz nie tyle możliwością, co koniecznością.

Steven Gerrard – 4 - Po słabym początku wyrównał wynik spotkania w 27 minucie wspaniałym uderzeniem z rzutu wolnego, czym na chwilę obudził swój zespół. Dość rzadko brał na siebie ciężar gry, podczas gdy zespół potrzebował inspiracji, jak powietrza. Zbyt wolno wracał do obrony, lecz nawet gdy był na właściwym miejscu, nie odciążał Lucasa we właściwy sposób. Oprócz przepięknej bramki w pierwszej połowie uwagę przykuły tylko dwie sytuacje w wykonaniu kapitana: inteligentne dośrodkowanie w pole karne Hull, do którego nikt nie doszedł, oraz świetna gra na dwie kontakty z Luisem Suarezem. Steven powinien sobie przypomnieć, iż bycie liderem Liverpool Football Club oznacza, że musi wpływać na grę kolegów, zachęcać ich do walki. Nawet, gdy tego brakuje, zawsze pozostaje 'świecenie przykładem', niestety Steven Gerrard zawiódł dziś na obu płaszczyznach.

Jordan Henderson - 3,5 – Bardzo niedbały i chaotyczny występ młodego pomocnika. Jak zwykle bardzo dużo biegał, ale już inteligencja jego poruszania się po boisku pozostawiała wiele do życzenia, podobnie, jak jakość jego podań. Jedynym pozytywnym wkładem Jordana w mecz było wybiegnięcie z piłką na pozycję przed bramką rywala, gdzie został sfaulowany, a podyktowany przez sędziego rzut wolny dał the Reds wyrównujące trafienie.

Raheem Sterling – 3,5 – Jamajski skrzydłowy po raz kolejny nie jest w stanie uchwycić szansy, którą daje mu menedżer. W starciu z Hull przegrywał nie tylko pod względem fizycznym (przeciwnicy bez problemu go przewracali i przepychali), ale przede wszystkim mentalnym. Cały czas schodził w głąb pola, nawet gdy trzeba było rozciągnąć grę, podobny brak myślenia w jego wykonaniu mogliśmy zaobserwować w pucharowym starciu z Notts County, kiedy zbyt ciasna gra naszego ataku ułatwiała obronę rywalowi, tak było i tym razem. Najjaśniejszym momentem występu Sterlinga było niezłe podanie do świetnie ustawionego Suareza, którego Urugwajczyk nie był w stanie zamienić na bramkę. Zaniepokojony brakiem kreatywności swojej drużyny Rodgers zastąpił go w 65 minucie Philippem Coutinho.

Luis Suarez –4,5 – Urugwajczyk jak zwykle próbował wykrzesać z siebie iskrę geniuszu, jednak tym razem wyglądał naprawdę przeciętnie. Było to spowodowane zamknięciem ataku Liverpoolu na bardzo małej przestrzeni oraz mizernym wsparciu akcji ofensywnych przez naszych pomocników. Jak to u niego bywa, Suarez szybko uległ irytacji, po czym zaczął indywidualne popisy prowadzące do wielu strat, a także niecelnych podań. Na ogół chciał kończyć akcje w pojedynkę, jakby dając do zrozumienia, ze nie najwyżej ceni swoich partnerów, Sterlinga i Mosesa. W końcówce spróbował swoich sił strzelając na bramkę z rzutu wolnego, ale piłka nieznacznie minęła bramkę. Kontuzja Sturridge'a może być dla Liverpoolu o tyle dotkliwa, że jest w stanie zabrać Suarezowi, kogoś, przy kim może w pełni zaprezentować oszałamiający wachlarz swoich możliwości. Od tej pory jesteśmy skazani na jednego klasowego napastnika, oby Rodgers wyciągnął naukę z dzisiejszego spotkania i zaczął w pełni wykorzystywać jego potencjał.

Victor Moses – 4 – Nigeryjczyk zanotował świetne wejście w mecz – zaatakował pole karne rywala z lewej strony i wyłożył piłkę Hendersonowi, lecz Anglik nie zdołał przekuć tego na nic konkretnego. Czuł się dosyć pewnie, do tego stopnia, że zaczął grać z olbrzymią nonszalancją. To właśnie po jego głupiej stracie rozpędzony Livermore przejął piłkę i zdobył bramkę z dystansu. Moses brał udział w większości ofensywnych akcji the Reds, o mały włos nie zdobył gola po dośrodkowaniu z prawej flanki. Jego zaangażowanie mogło się podobać, lecz wystarczyło go tylko na początek spotkania, z minuty na minutę było coraz gorzej, w końcu nawet truchtanie okazało się dla niego zbytecznym wysiłkiem. W zamyśle Rodgersa ustawienie go na lewej flance zapewne miało mu pomóc w schodzeniu do środka i uderzaniu na bramkę, ale Nigeryjczykowi nie udało się nawiązać więzi z Suarezem, przez co zaliczył dość bezproduktywny mecz. To właśnie takie występy sprawiają, że kibice mogą brać jego szumne zapowiedzi o zdobywaniu 20 bramek w sezonie za czyste science fiction. W 74 minucie zastąpił go Luis Alberto

REZERWOWI:

Philippe Coutinho – 6 - Nieco ożywił grę Liverpoolu po wejściu za Sterlinga, zaliczył kilka ciekawych rajdów, jednak drużyna nie była zajęta gonieniem wyniku, a raczej dramatyczną obroną bramki Mignoleta. Warto zauważyć, że wykreował kolegom dwie sytuacje strzeleckie.

Luis Alberto – bez oceny - Wszedł za Mosesa w 74 minucie, zdążył zaliczyć po jednym wygranym pojedynku powietrznym i przechwycie. Nie był w stanie wpłynąć na przebieg spotkania.



Autor: PiotrekB
Data publikacji: 01.12.2013 (zmod. 02.07.2020)