Litmanen - postać kruchego króla futbolu
Artykuł z cyklu Artykuły
Opowieści, których głównym bohaterem jest Jari Litmanen, rysują obraz cichego, lekko ekscentrycznego geniusza, cierpiącego na wyraźny brak szczęścia.
- Gdy myślę o Jarim, staje mi przed oczami obraz sauny. Chodził tam każdego dnia – opisuje były pomocnik Barcelony Xavi.
- Nie zwykł nosić bielizny, ale buty piłkarskie miał zawsze na sobie. Wielokrotnie mnie to zastanawiało, a on twierdził, że wtedy buty lepiej się dopasowują do stóp.
Podczas jego pobytu w Ajaxie, koledzy z drużyny z przyjemnością nabijali się z obsesji Litmanena na punkcie rozciągania. Robił to niezależnie od miejsca i nieważne było, czy jest to parking czy prysznic. Ten nawyk plus ilość czasu spędzonego na stole rehabilitacyjnym sprawiły, że zyskał przydomek "szklarz".
- Pamiętam, że pewnego razu rozgrywał bardzo dobre spotkanie, a my bardzo cieszyliśmy się z jego powrotu do pełni zdrowia. Twierdził, że czuje się wyśmienicie, ale w przeciągu godziny, podczas wsiadania do samochodu, poczuł coś niepokojącego w plecach – powiedział Ronald de Boer.
- Już prawie dzwoniliśmy po ambulans, by wydobyć go z samochodu.
W Liverpoolu historia była bardzo podobna. Jego pobyt w czerwonej części miasta można opisać dwoma obrazkami. Pierwszy, gdy owija kostki przed każdym treningiem oraz drugi, gdy przy linii bocznej boiska narzeka na brak gry, co denerwowało trenera Gérarda Houlliera.
Malmö nie było łaskawsze. Do dziś wspominają tę przedziwną kontuzję, której doznał, gdy Dyrektor sportowy Hasse Borg otwierał dla niego butelkę lemoniady, a kapsel trafił go prosto w oko.
Związał się z Fulham, ale nigdy nie było mu dane wystąpić w jego barwach z powodu niemiarowości akcji serca oraz niesamowicie groźnej interwencji bramkarza Ricardo Batisty na treningu, w wyniku której został ugodzony w tył głowy. Roy Hodgson porównał to zdarzenie do bycia trafionym przez rakietę i określił go jako „najbardziej pechowego chłopaka, z którym spotkał się w piłce nożnej”.
Litmanen, który jeszcze po 40-tce grał najwyższej lidze w Finlandii, nigdy nie widział tego w ten sposób. Dla niego szklanka była zawsze do połowy pełna.
- Są dwa wyjścia. Można dać z siebie wszystko lub zatrzymać się i użalać nad swoim losem – powiedział w fińskim dokumencie na swój temat pod tytułem „Król Litmanen”, a którego twórcą jest Arto Koskinen.
Tak go nazywają w kraju, gdzie stał się prawdziwą ikoną narodową. Był zwykłym chłopcem pochodzącym z Lahti - miasta klasy robotniczej - który żył marzeniami, a któremu udało się wygrać Ligę Mistrzów z Ajaxem.
Tegoroczne rozgrywki stawiają naprzeciw siebie jego dwa byłe kluby. Litmanena kochają w Amsterdamie i uwielbiają w Merseyside, gdzie wielu fanów uważa, że zbyt szybko został odsunięty od składu przez Houlliera.
Jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy swojej generacji stał się łakomym kąskiem dla redakcji sportowych, już od samych wyników losowania grup Ligi Mistrzów. Prośba o wywiad, wystosowana przez The Athletic, podobnie jak przez wiele innych w Europie, została grzecznie odrzucona.
Czterdziestodziewięciolatek, który dzieli obecnie swój czas między Helsinkami i Tallinem razem z ze swoją estońską żoną Ly oraz dwoma synami, porzucił życie w światłach reflektorów w momencie decyzji, o zawieszeniu butów na kołku w 2011 roku.
- Jari jest najlepszym zawodnikiem, jakiego wydała do tej pory Finlandia. Ma tutaj status gwiazdy, a zarazem jest dość skrytą osobą – wypowiedział się dla The Athletic dziennikarz Ari Virtanen z fińskiej gazety "Helsingin Sanomat".
- Publicznie wydaje się być bardzo stonowany i zamknięty, ale przyjaciele, którzy znają go bardzo dobrze, twierdzą, że bywa bardzo zabawny i jest w tym dobry. Ostatnio pokazał to, o czym właśnie mówię, gdy wystąpił w fińskim filmie dla dzieci, grając postać holenderskiego znawcy sztuki.
- Przez parę lat pełnił rolę doradcy odpowiednika FA w Finlandii i był zaangażowany w kadry młodzieżowe. W przestrzeni publicznej przeważa jednak ubolewanie nad faktem, że mógłby udzielać się w futbolu w większym stopniu, odkąd zakończył karierę. Posiada przecież kilka licencji trenerskich, ale nie wszedł dotąd w rolę trenera na pełen etat, w przeciwieństwie do wielu jego kolegów z reprezentacji.
Litmanen może i nie ma ochoty odpowiadać na pytania, ale ci, którzy z nim pracowali w Liverpoolu – plus grono gwiazd biorące udział w filmie Koskinena – dostarczają fascynującego wglądu w życie człowieka, który zdołał osiągnąć tak wiele, a zarazem który pozostawił niedosyt u wszystkich twierdzących, że był to jedynie przedsmak kariery, jaka na niego czekała.
- Jari zawsze będzie piłkarską ikoną Ajaxu – zadeklarował Louis van Gaal.
Holender ściągnął go z fińskiego klubu MyPa w wieku 21 lat w roku 1992. To występ Litmanena w finale Pucharu Finlandii przekonał szefa skautów Ajaxu Tona Pronka, że powinni zaprosić go do ośrodka treningowego. Van Gaal nie był od razu przekonany do zawodnika.
Rozważał on odesłanie go z powrotem do domu już po dwóch dniach, ale decyzja o przesunięciu z pozycji prawego pomocnika na pozycję nr 10 okazała się przełomowa. Dobito targu. Ajax natrafił na idealne zastępstwo dla odchodzącego, w tamtym czasie, Dennisa Bergkampa do Interu Mediolan.
- Jari miał niesamowity przegląd pola. Zawsze był na wolnej pozycji, by posłać podanie w jego kierunku. Nigdy nie był demonem szybkości, ale zawsze był w odpowiednim miejscu na czas. Mógł on również pracować w defensywie, czego Bergkamp nie robił. Myślę, że dla Ajaxu idealnie się złożyło, że Dennis odszedł, a jego miejsce zajął Jari – powiedział Van Gaal.
Litmanen zwykł zostawać po treningu i ustawiał od 20 do 30 piłek w rzędzie do oddania strzału. Jeśli spudłował którąkolwiek z nich, zaczynał od początku. Poprzez konsekwentny trening doszedł do perfekcji.
Został wybrany piłkarzem Holandii w roku 1993 oraz wygrał Złotego Buta w sezonie 1993/1994 z 26 golami na koncie.
- Widać było, że Jari jest wyjątkowy – twierdzi Ronald de Boer.
- Był bardzo zdeterminowany, by dojść do poziomu, który go satysfakcjonował. Zawsze dokładał sobie dodatkowego wysiłku.
Ajax zgarnął cztery tytuły Eredivisie na przestrzeni pięciu lat, ale największa chwała dla drużyny wypakowanej wychowankami przyszła w roku 1995 wraz ze zdobyciem Ligi Mistrzów.
Udział Litmanena w oszałamiającym zwycięstwie 5-2 przeciwko Bayernowi Monachium w rewanżu półfinałowego dwumeczu, gdy dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, jest uznawany za jeden z najlepszych momentów jego kariery.
Nazwiska tworzące tamta drużynę same nawijają się na język. Van Gaal grał w ustawieniu 3-4-3 z Edwinem van der Sarem w bramce, Michaelem Reizingerem, Dannym Blindem i Frankiem de Boerem tworzącymi blok obronny. Frank Rijkaard z Clarencem Seedorfem po prawej stronie środka pola, a na lewej Edgar Davids z Litmanem właśnie. Atakujący tercet tworzyli Marc Overmars z Ronaldem de Boerem i Finidim Georgem.
Patrick Kluivert wszedł z ławki rezerwowych w miejsce Litmanena i zapewnił jedynego gola w finałowym meczu przeciwko AC Milan w Wiedniu. Następnie przyszło im podnosić Puchar Interkontynentalny, w zdobyciu którego wkład Litmanena nie został niezauważony, co przyniosło mu trzecie miejsce w plebiscycie Złotej Piłki.
- To była maszyna – każdy wiedział, co ma robić – opowiada Ronald de Boer.
- Nie chcę być arogancki, ale w tamtym czasie byliśmy najlepszym zespołem na świecie.
Więź z fanami była na tyle duża, że Litmanen był zalewany listami od kibiców, które informowały, że ich nadawcy nazwali swoje dzieci na cześć zawodnika. Koskinen dotarł do danych, które mówią o około 1600 holenderskich chłopców nazwanych w ten sposób, od momentu pojawienia się Jariego w Amsterdamie. Siostra Van der Sara nazwała tak nawet swojego kota.
Gdy Van Gaal poinformował Litmanena, że jego koledzy naśmiewają się z faktu rozciągania się w przedziwnych miejscach, zupełnie się tym nie przejął. Nigdy nie traktował swojej osoby zbyt poważnie.
- Trener powiedział mi o innych zawodnikach, którzy naśmiewali się ze mnie, ale zupełnie nie miałem z tym problemu. Powiedziałem, że to nawet lepiej, bo wraz z takimi sytuacjami zacieśnia się więź między ogniwami w zespole – powiedział.
Litmanen był najskuteczniejszym strzelcem kampanii 1995/1996 Ligi Mistrzów z dziewięcioma golami na koncie. Ukłuł rywali nawet w finalnym meczu i wykorzystał swoją jedenastkę w ich konkursie, ale tym razem Ajax musiał uznać wyższość rywala i przegrał z Juventusem walkę o tytuł.
Przy 82 golach we wszystkich rozgrywkach podczas pierwszych trzech pełnych sezonów w Holandii, blado wypada kolejny, w którym zdołał strzelić ich jedynie osiem, przez generującą problemy kontuzję stawu skokowego, która ograniczyła znacznie łączny czas na boisku. Z perspektywy czasu może żałować, że nie poddał się od razu zabiegowi. Zdecydował się na późną operację dopiero w 2006 roku w Finlandii.
- Okres połowy lat 90-tych był szalony – przywołuje.
- Był tylko jeden sezon, w którym zagrałem może z cztery lub pięć meczy bez środków przeciwbólowych. Byłem w stanie tolerować ból pomiędzy meczami. Chciałem jednak stłumić ból w meczach, by skoncentrować się w pełni na graniu.
Van Gaal, który odszedł na rzecz Barcelony w 1997 roku był wśród tych, którzy powątpiewali w odporność psychiczną zawodnika.
Miałem wrażenie, że nie był silny mentalnie, ale nie mogę go oceniać, bo nie czułem tego, co on.
Jednakże, jakiekolwiek zastrzeżenia, które miał wobec Litmanena, nie odwiodły zainteresowanego od ściągnięcia go na Camp Nou w 1999 roku. Po siedmiu latach nadszedł czas emocjonalnego rozstania z Amsterdam Arena w meczu przeciwko RKC Waalwijk. Idealnie dla odchodzącego zawodnika, pożegnał się w najlepszy możliwy sposób, dwukrotnie trafiając do siatki.
- Nigdy nie zapomnę pożegnania – powiedział Litmanen.
- Nie mam prawa prosić o więcej. Chciałbym podziękować za wasze niesamowite wsparcie. Lata spędzone tutaj, były świetne. Teraz jednak nadszedł czas, by zrobić kolejny krok. Zawszę będę pamiętał o Ajaxie i o was wszystkich.
W Katalonii, wziął młodego Xaviego pod swoje skrzydła.
- Van Gaal powiedział mi, bym obserwował Jariego, jak trenuje i jak kontroluje sytuacje. Jego technika była dla mnie przykładem. Był dobrym kompanem i bardzo mi pomógł – powiedział Xavi.
Jeśli jednak analizujemy występy na boisku, Litmanenowi ciężko było wywrzeć pozytywne wrażenie. Zdołał wystąpić w 32 spotkaniach i strzelić zaledwie 4 gole. Rywalizacja o miejsce w składzie nie pomagała, a przyszło mu konkurować z Rivaldo i Luísem Figo.
- Gdy wyleczyłem kontuzję, musiałem następnie czekać aż dostanę szansę, a wtedy oczekiwano ode mnie od razu efektywnej rozgrywki. Nie było okazji, by zaadoptować się do drużyny i jej stylu gry. - Pierwszy sezon był ciężki – wspomina Jari.
W filmie, Van Gaal dosadnie wypowiada się na temat tego, czemu pobyt w Hiszpanii nie należał do udanych w wykonaniu Fina:
- Grałem w ustawieniu z defensywnym pomocnikiem oraz dwoma numerami 10. Różnica między graniem na środku i na boku wynosiła nie więcej niż 5 metrów i Jariemu ciężko było się do tego zaadoptować. To dlatego nie otrzymał za dużo szans w moim składzie. Dodatkowo piłka hiszpańska jest dużo szybsza, od tempa jakie preferują holenderskie drużyny.
Klubowi koledzy z tamtego okresu sympatyzują się w większym stopniu z zawodnikiem.
- Drużyna nie funkcjonowała poprawnie, ale nie z jego winy. Ciężko było błyszczeć piłkarzom – opowiada Carles Puyol.
Overmars dopowiada:
- Klub nie posiadał żadnej wypracowanej struktury, gdy Jari właśnie był przyzwyczajony do gry z takową.
Liverpoolowi dwukrotnie nie udało się podpisać z zawodnikiem kontraktu. Roy Evans zarzucił swoja sieć w roku 1998, a Houllier postąpił podobnie już 12 miesięcy później. Obie próby okazały się bezskuteczne i zawodnik wybrał Barcelonę. Gdy finalnie trafił do klubu z Merseyside w roku 2001, jedynie miesiąc dzielił go od ukończenia trzydziestych urodzin.
Jako dziecko kibicował Liverpoolowi i wzorował się na Kennym Dalglishu. Z Vladimírem Šmicerem trzymającym nr 7 na koszulce oraz zajętym nr 10 przez Michaela Owena, Litmanenowi przypadł numer 37.
Podczas prezentacji, Houllier powiedział:
- Ściągnęliśmy zawodnika klasy światowej, który jest kibicem naszego klubu. Posiada różne przydatne cechy, które dadzą mi wiele opcji na boisku. Korzyścią z jego obecności nie jest jedynie poziom jaki prezentuje, ale fakt, że dopełnia walory pozostałych napastników.
Litmanenowi przyszło rywalizować o miejsce w składzie z Owenem, Heskey'em oraz Robbiem Fowlerem. Zachwyty wywołane wygraną 3:0 oraz grą na poziomie zawodnika meczu w debiutanckim spotkaniu w Premier League przeciwko Aston Villi, okazały się być mylnym prognostykiem.
- W tamtym czasie żaden klub nie posiadał w składzie czterech napastników tego kalibru – mówi na łamach The Athletic Jamie Carragher.
- Gdy Jari zawitał w klubie, pamiętam, że pomyślałem 'ciekawe jak menadżer to wszystko poukłada'. To był początek rotacji w składzie.
- Trzeba oddać, że był to wielki piłkarz. Należał do tych, z którymi uwielbia się grać. Jeśli dałeś mu piłkę, to zawsze było wiadomo, że w zmyślny sposób się nią zajmie.
- Tamten zespół cechowała raczej siła, ciężka praca aniżeli zbitek piłkarskich geniuszy. Michael i Emile zapewniali dynamikę, szybkość i gole. Na niczym więcej się nie opierali. Jari oferował nam coś innego. Gdy grał, to każdy dostrzegał i doceniał jego poziom.
- Byłem tam i oglądałem jego występ przeciwko Villi i jedynie "wow" pchało się na usta. Był rewelacyjny. Kolejny przykład który przychodzi mi na myśl, to półfinałowy mecz u siebie w Pucharze Ligi z Palace. Prowadził wtedy nasz atak razem z Robbiem i tamta noc należała do udanych. Problem z Jarim wynikał z faktu, że nie pozostawał długo zdrowy, więc nigdy tak naprawdę nie rozegrał odpowiedniej ilości meczy pod rząd.
Didi Hamann poznał i po raz pierwszy doświadczył kunsztu piłkarskiego Litmanena, gdy Bayern, w którym grał, mierzył się w półfinale rozgrywek Champions League roku 1995.
- Byłem bardzo podekscytowany, gdy Jari trafił do Liverpoolu – opowiada Hamann.
- Nie chcę powiedzieć, że Liverpool w tamtym czasie był na rozdrożu, ale jako klub nie osiągnęli wiele już od lat. Ich rozbrat z Ligą Mistrzów również trwał już jakiś czas.
- Czuć było, że tak jakościowy transfer jest jasnym sygnałem ze strony klubu. Nie jestem pewien, czy Liverpool byłby w stanie skusić zawodnika parę lat wcześniej. Był dość konkretnym gościem, który głównie trzymał się na uboczu. Lubił za to rozmawiać o piłce i miał o niej duże pojęcie. W zespole mieliśmy już jednego Fina w postaci Samiego Hyypiä i od początku zaczęli się dobrze dogadywać.
- Zwykł stawiać się w Melwood jako pierwszy każdego dnia treningowego. Zawsze dużo czasu spędzał na siłowni i dawał z siebie wszystko, by dopracować swoje ciało, które jednak nie było w stanie sprostać jego wysokim wymaganiom.
- Trapiły go drobne urazy. Mam w pamięci obraz, gdy przed każdą sesja treningową owijał stawy skokowe. Konsekwentnie twierdził, że jego ciało tego wymaga.
- Nie był typem sprintera, ale nie musiał nim być. Głównym atutem był przegląd pola i umiejętność wybrania najlepszej opcji do podania piłki. Pod kątem techniki użytkowej należał do najlepszych, z którymi miałem okazję grać lub był po prostu z nich najlepszy.
- Podczas gierek treningowych 5 na 5, rzeczy które wyczyniał na tak małej przestrzeni, były niewyobrażalne.
Nad Litmanenem ciążyło z pewnością jakieś okrutne fatum. W trakcie meczu w ramach kwalifikacji do Mistrzostw Świata przeciwko Anglii w marcu 2001 roku, upadł w dziwny sposób na murawę po interwencji Rio Ferdinanda. Zwijał się z bólu, ale po chwili medycznej asysty wrócił na boisko.
- Nie dowierzałem, gdy nadeszła informacja o stanie jego ramienia. Było połamane w kilku miejscach – przywołuje historię Hyypiä, z którym dzielił szatnię zarówno w klubie i reprezentacji.
Oznaczało to dla Litmanena ominięcie finałów FA Cup i UEFA Cup, gdy ekipa Houlliera sięgnęła po bezprecedensowy tryplet. Podczas finału Pucharu Ligi również był nieobecny.
Na wczesnym etapie sezonu 2001/2002 sekwencja zdarzeń była następująca: najpierw zdobył gola pięknej urody, posyłając piłkę idealnie do siatki z 25 jardów na wagę trzech punktów przeciwko Tottenhamowi, następnie jako jedyny wpisał się na listę strzelców w starciu z Dynamem Kijów, by już w kolejnym spotkaniu z Newcastle zostać odsuniętym na ławkę rezerwowych.
Tego samego roku ustrzelił rywali w meczach z Arsenalem i Aston Villą, ale ponownie znalazł się w roli rezerwowego w spotkaniu na Upton Park. Do tego czasu urzędował już Phil Thompson jako trener tymczasowy, gdy Houllier dochodził do siebie po skomplikowanej operacji kardiochirurgicznej.
Litmanen tak opisuje tamten okres:
- Pamiętam stare motto panujące w Anglii 'nigdy nie zmieniaj zwycięskiego składu'. Jednak Phil zapukał do mych drzwi, powiedział, że grałem dobrze, ale nie może mi zaoferować miejsca w wyjściowym składzie. Gdy powrócił Houllier, dostałem więcej minut, ale nadal uważam, że była to niewystarczająca ilość.
- Bardzo dziwnie się na to patrzy, biorąc pod uwagę, jak zadowolony był Houllier po podpisaniu przeze mnie kontraktu. Nie potrafię sobie tego wyjaśnić, czemu zdecydował się z moich usług prawie nie korzystać.
Thompson zawsze twierdził, że pomijanie go przy ustalaniu składu było wyrazem bardziej konkretnych założeń taktycznych, niż powodów osobistych.
- On woli grać za napastnikiem. Na taki zabieg mogliśmy pozwolić sobie podczas wyjazdowych spotkań, ale u siebie preferowaliśmy grę dwoma atakującymi i to stanowiło problem – tłumaczył asystent menadżera.
- Zawsze ciężko mu było dostosować się do gry drużyny.
Litmanen wykorzystał z zimną krwią szansę na gola z jedenastu metrów, w nocy gdy Houllier powrócił na ławkę, w wypełnionym emocjami po brzegi meczu zakończonym zwycięstwem przeciw Romie, który otwierał drogę do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Podsumowując sezon 2001/2002 zanotował 13 występów w wyjściowym składzie oraz 19 razy wchodził na murawę jako rezerwowy. Fowler odszedł na rzecz Leeds, preferowany duet Heskey i Owen pozostał, a wypożyczono dodatkowo Nicolasa Anelkę z Paris Saint-Germain.
Houllier nie ukrywał złości wywołanej przez publiczne komentarze Litmanena nt. swojego miejsca w szeregu, które przyprawiało go o niezadowolenie. Menadżer podjął decyzję o pozbyciu się, jak to nazwał, 'raka' toczącego drużynę w postaci nadąsanych piłkarzy.
W lecie 2002 roku, Litmanen dostał pozwolenie na odejście i na zasadzie wolnego transferu związał się ponownie z Ajaxem. Podczas 43 meczy, udało mu się strzelić 9 goli. Liverpool natomiast sprowadził posiłki w postaci Milana Baroša oraz El Hadji Dioufa.
- Gdy odchodził z klubu, nie czuć było wielkiej straty – dodaje Hamann.
- Można powiedzieć, że nie pełnił roli pełnoetatowego piłkarza. Nie było chyba okresu, by można go było opisać jako zawodnika pierwszego składu.
- Jak na kogoś pokroju jego kalibru, powinien odegrać większą rolę w zespole, ale kontuzje skutecznie go przyhamowały. Nigdy nie był najszybszy, ale zauważalnie brakowało mu czasem tej połowy jardu.
- Istnieją podobieństwa pomiędzy tym, co stało się z Fernando Morientesem, gdy do nas przyszedł. Wydawało się, że musi toczyć bój z tymi samymi zawodnikami dwa lub trzy razy, bo zawsze go doganiali, gdy początkowo to on ich ogrywał. Podobnie było z Jarim.
Steven Gerrard zawsze czuł, że Liverpool nie zdołał wydobyć najlepszego z Litmanena.
- Był fantastyczny dla młodych piłkarzy – zawsze wspierający i chętny do pomocy – powiedział w filmie dokumentalnym.
- To szokujące jak dobrym piłkarzem był. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem go na treningu, jego ruchy i umiejętności były na zupełnie innym poziomie.
- Czułem, że gdyby został dłużej, to zdołałby zaoferować drużynie coś więcej. Czasem jego widok na ławce rezerwowych wydawał się frustrujący. Patrząc z perspektywy czasu, myślę, że byliśmy z Jarim na boisku bardziej nieprzewidywalni, ponieważ potrafił wyczarować rzeczy z niczego.
Carragher natomiast, żałuje, że Liverpool nie sprowadził Litmanena wcześniej.
- Rozmawiamy ciągle o numerach 10, ale przecież w Liverpoolu chodzi głównie o koszulkę nr 7, która należała do Kennego Dalglisha czy Petera Beardsley'a.
- Jari mógł być idealną osobą, by nosić ten numer, przy umiejętnościach jakie posiadał. Gdyby trafił do nas zamiast do Barcelony, to myślę, że wywarłby większe wrażenie. To był idealny czas na jego pozyskanie.
- W szatni był bardzo cichą osobą. Nie utrzymywał zażyłych stosunków z większością chłopaków. Taki już po prostu był. Nie winiłbym go za to, jak się sprawy potoczyły. Gdy grał, to dawał z siebie wszystko. Był na pewno piłkarzem klasy światowej, ale jego szczyt możliwości przypadł na okres przed przygodą w Liverpoolu. Należał do piłkarzy, którzy muszą być w 100% zdrowi, by móc grać. Wydawał się spędzać wiele czasu w gabinecie fizjoterapeuty i często miał owinięte kostki.
W trakcie powtórnego pobytu w Ajaxie, Litmanen zdołał wygrać kolejny ligowy tytuł w sezonie 2003/2004. Jednak gdy przyjrzy się bliżej całej sytuacji, to na przestrzeni dwóch sezonów rozegrał jedynie 20 spotkań. Załapał się natomiast na bycie mentorem dla, młodego wtedy, Zlatana Ibrahimovićia.
- Jari grał za mną i bardzo mi pomagał na murawie. Wiele razy mi doradzał. Był bardzo wartościowym zawodnikiem i nasza kombinacja była fantastyczna – powiedział Ibrahimović.
Gdy kontrakt Litmanena z Ajaxem zakończył się za obopólną zgodą, Jari przygotowywał się z reprezentacją do meczu przeciwko Holandii w Amsterdamie.
Podczas gdy autobus reprezentacji opuścił stadion po sesji treningowej w przededniu meczu, około 500 kibiców Ajaxu otoczyło autokar, śpiewając pieśni o Litmanenie i odpalając fajerwerki.
- Mieli ze sobą banery z jego imieniem i śpiewali o nim piosenki. Chcieli godnie pożegnać swojego bohatera. Był to niezapomniany moment – powiedział Timo Walden, dyrektor do spraw kontaktu z mediami reprezentacji Finlandii.
- Każdy wtedy w autokarze zrozumiał, jak wielką postacią w Holandii był Jari.
Po tym wydarzeniu Litmanen prowadził dość koczowniczą karierę. Związał się z Lahti w Finlandii, potem z Hansą Rostock, Malmö, Fulham, ponownie z Lahti, a na koniec z HJK Helsinki, gdzie porzucił profesjonalny futbol w wieku 40 lat. Zawsze pałał większą miłością do samej gry, niż szukał finansowych wynagrodzeń.
Rozegrał ostatni ze swoich 137 występów dla reprezentacji Finlandii przeciw San Marino w 2010 roku, dokonując rzadkiego osiągnięcia, albowiem reprezentował swój kraj w czterech różnych dekadach.
Gdy jego były klub – Lahti - odsłonił posąg przed swoim stadionem, przemowa Litmanena zawierała zdanie:
- Życzę jednego Reijowi, rzeźbiarzowi. Mam nadzieję, że statua ta okaże się być bardziej wytrzymała od osoby, którą ma przedstawiać.
„Król” wywołał tym śmiech wśród zgromadzonych. Nauczył się czerpać radość z tego, co osiągnął, zamiast żyć pogrążony myślami o swoich innych potencjalnych losach.
W Ajaxie oraz Liverpoolu zawsze będzie przyjmowany z otwartymi ramionami.
James Pearce
Autor: Teszni1
Data publikacji: 22.10.2020