SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1477

Upadek Borussii przestrogą dla Liverpoolu

Artykuł z cyklu Artykuły


"Twoja głowa jest pełna pytań. Czy to twoja wina? To wina zespołu? Co powinniśmy zrobić? To wyjątkowo gówniana sytuacja. Gorsza niż ktokolwiek mógłby znieść. Nie życzyłbyś takiego wyzwania swojemu najgorszemu wrogowi. To było niesamowicie wyczerpujące i niewiarygodnie przygnębiające".

Kiepskie wyniki, mnoga ilość kontuzji, ogólne zmęczenie i nagłe niespodziewane porażki - Peter Krawietz widział to już wcześniej. Asystent Jürgena Kloppa mówił kiedyś w wywiadzie dla The Athletic jak źle się czuł kiedy Borussia Dortmund w tajemniczy sposób straciła formę na początku sezonu 2014 - 2015. Zaledwie 18 miesięcy po rozegraniu finału Ligi Mistrzów w Dortmundzie zapomnieli jak wygrywać mecze i w 17 spotkaniach zgromadzili zaledwie 15 punktów spędzając święta Bożego Narodzenia w strefie spadkowej Bundesligi.

Liverpool nie upadł tak nisko. Na półmetku sezonu są 6 punktów za liderującym Manchesterem United. "To nie katastrofa" - powiedział Jürgen Klopp przed meczem z Burnley, jak się później okazało - przegranym 0:1. Jednakże przynajmniej z wierzchu można dostrzec pewne podobieństwa obecnej formy Liverpoolu do marazmu, który spotkał Borussię Dortmund 5 i pół roku temu.

Najbardziej widoczne podobieństwo to brak kluczowych graczy. Tamten sezon był pierwszym, w którym w Dortmundzie musieli sobie radzić bez Roberta Lewandowskiego, na którego bramki można było liczyć zawsze, niezależnie od przeciwnika. Jego następca Ciro Immobile nie dostosował się do poziomu i tempa gry Borussii. Pierre-Emerick Aubameyang strzelił w tamtym sezonie co prawda 16 goli w Bundeslidze, ale pierwsze pół roku męczył się na prawym skrzydle. 11 z tych 16 trafień przypadło na ostatnich 15 meczów sezonu, gdy został przesunięty na środek ataku.

W obronie brakowało Matsa Hummelsa, który wrócił z Mistrzostw Świata w Brazylii ze złotym medalem i kontuzją kolana. Stoper ominął 7 z pierwszych 13 meczów sezonu w Bundeslidze i po powrocie do zdrowia już nigdy nie odzyskał formy sprzed kontuzji. Brak rytmu meczowego dotyczył też kilku innych niemieckich piłkarzy, którzy ominęli okres przygotowawczy.

Bramkarz Roman Weidenfeller był wyjątkowo podatny na błędy, a Matthias Ginter, Erik Durm i Kevin Grosskreutz nie prezentowali już tego samego poziomu co wcześniej. Szybka gra Borussii oparta na ciągłym ruchu wyglądała na przestarzałą. Kiepsko wchodzili w mecze, jako pierwsi tracili gola w 10 z 17 pierwszych meczów sezonu, a potem musieli gonić wynik przeciwko drużynom, które broniły wyniku. Rywale trzymali piłkę w środkowej strefie boiska uodparniając się na gegenpressing.

Już nawet w oficjalnych programach meczowych pojawiały się zapytania: "Gdzie był plan B?" Niektórzy sugerowali, że Klopp przez 6 lat zamęczył piłkarzy swoim intensywnym stylem gry i uczynił ich bardziej podatnymi na kontuzje.

Klopp sprawiał wrażenie urażonego takimi pytaniami. Coraz częściej atakował swoich przeciwników. Jego urok gdzieś zanikł, a na konferencjach prasowych żarty zostały zastąpione przez cynizm. Pytania dziennikarzy nazywał głupimi i sugerował, że reporterzy nie wiedzą o czym mówią.

Taką postawę jednak Klopp usprawiedliwiał tym, że chciał kontrolować narrację. Przyznał kiedyś, że bał się o swoich piłkarzy, którzy mogliby uwierzyć mediom w historie o zbyt intensywnym bieganiu i konieczności zmiany strategii. Klopp i jego współpracownicy wierzyli w swój "Plan A" i twierdzili, że musi on być lepiej realizowany. Dlatego należało pracować jeszcze więcej, a nie mniej. "Kiedy twój artykuł zniechęcił moich piłkarzy do biegania automatycznie przyszły dla nas trudne czasy" - tak zganił kiedyś dziennikarza Klopp.

Problemem nie były jednak tylko teoretyczne rozważania. Za zamkniętymi drzwiami w klubie również odbywały się gorące debaty. Niektórzy starsi piłkarze sugerowali, że zamiast ciągle biegać lepiej jest skupić się na posiadaniu piłki. Według Kloppa sukcesy odniesione z klubem i reprezentacją zmieniły niektórych zawodników z wierzących w wątpiących.

Neven Subotić wspomina, że manager posunął się wtedy dalej niż kiedykolwiek, żeby wyrwać ich ze swojej strefy komfortu.

- Kiedy myślisz, że osiągnąłeś już coś jako piłkarz i masz spore doświadczenie to nie chcesz mówić "tak" na wszystko co słyszysz. Taka jest ludzka natura. Kiedy była taka potrzeba to Klopp podnosił na nas głos. Potrząsał nami trochę, żeby nas obudzić. Nie mówił, że musimy grać inaczej i że to będzie trudne. Raz zbliżył się do piłkarza i go spoliczkował, pomyślałbyś że gracz mógłby mu oddać - relacjonował Subotić.

Klopp udowodnił, że nie jest najlepszym przyjacielem piłkarzy, za którego wszyscy go uważają. To był jego sposób na tę pracę. Nie dopuszczał do siebie żadnych "jeśli" ani żadnych "ale". Zawsze twierdził, że w jego planie nie ma żadnych wad i należy go tylko umiejętnie wprowadzić w życie.

Pomimo ciągłego powtarzania przez Kloppa o tym ile znaczy dla niego mentalność czy energia tłumu, tak naprawdę opiera się on na przyczynowości. Sam kiedyś powiedział, że "sukces jest rezultatem obiektywnie korzystnych i powtarzalnych wysiłków".

Tak jak to powiedział Krawietz: "Musieliśmy ćwiczyć ruch na skrzydle i dośrodkowania przez 2 czy 3 tygodnie. Lub wejście napastników w pole karne, żeby upewnić się, że choć jeden pójdzie na ten cholerny słupek. W sezonie nie mogliśmy zrobić nic poza sesjami wideo. Ale kiedy przeszliśmy do wytrenowanego impulsu, do gegenpressingu, nie byliśmy w stanie sprawić, by zaczął działać".

To co ich uratowało to przerwa zimowa w Niemczech. Kilka dni wolnego a potem tydzień intensywnych treningów w Marbelli sprawiły, że zespół Kloppa odzyskał swoje mocne strony. Wrócił też stary, dobry Hummels. Sprawy dla zespołu z Dortmundu zmieniły się niemal natychmiastowo.

- W końcu mieliśmy szansę odzyskać siły i potrenować kilka rzeczy bez presji udziału w meczach. Wiedzieliśmy, czego brakuje w naszej grze. Jakie procesy musimy wyćwiczyć. To było dla nas jasne, że potrzebujemy kilka dni odpoczynku dla naszych nóg i głów, żeby wrócić na właściwe tory. Tak też się stało - powiedział Krawietz.

Wygrali 9 spotkań z pozostałych do końca sezonu, zakończyli ligę na 7. miejscu i awansowali do finału Pucharu Niemiec, w którym ulegli Wolfsburgowi 3:1. W ekipie Wilków grał wtedy Kevin De Bruyne.

To był jednak już kres Kloppa w Borussii. Za dużo wydarzyło się poza boiskiem, żeby mógł kontynuować pracę tam. Podczas kryzysu z początku sezonu rozpadło się zaufanie jakim obdarzali się wzajemnie Jürgen Klopp oraz Dyrektorem Generalnym, Hansem-Joachimem Watzke i Dyrektorem Sportowym, Michaelem Zorcem. Osoby te będące u sterów klubu częściowo podzielali zdanie opinii publicznej, że taktyka Kloppa stała się nieskuteczna i należy spróbować czegoś innego.

Pytali dlaczego będący poza zasięgiem wszystkich Bayern Monachium Pepa Guardioli przebiegł najmniej kilometrów ze wszystkich drużyn. Pojawiły się też spory odnośnie prawidłowego wykorzystania Aubameyanga.

Wspólna wieloletnia praca i osiągane sukcesy sprawiły, że nić pomiędzy tą trójką nie rozpadła się do końca. Jednak wiosną 2015 roku Klopp, Watzke i Zorc uznali, że klub musi zacząć nowy rozdział. Nie awansowali do Ligi Mistrzów, więc budżet nie pozwolił na przebudowę składu. Jedynym rozwiązaniem była zmiana trenera.

Ten sezon Liverpoolu nie jest na tyle zły, żeby doprowadzić do rozstania się z Kloppem. Pozycja klubu w Premier League jest również nieporównywalna z tą Borussii w Bundeslidze, która traciła ciągle najlepszych piłkarzy na rzecz Bayernu Monachium.

Ta krótka historia feralnego sezonu Borussii daje jednak kilka odpowiedzi, na pytania, które zadają sobie fani the Reds. Klopp nie zmieni swojej taktyki, nadal będzie przekonany o jej skuteczności. Na te drobne poprawki, które chciałby wprowadzić potrzebuje jednak trochę czasu, czasu wolnego od zmagań ligowych.

Sztab szkoleniowy musi nastawić się na duże ilości analiz wideo. Ich zdolność do uczenia się i słuchania, tak często wychwalana, zostanie poddana próbie.

Czy Liverpool ma kaca po zdobytych trofeach? Jeśli tak jest to Klopp na pewno się do tego nie przyzna, a tylko dociśnie mocniej guzik motywacyjny. W tym nie pomogą mu jednak kibice, którzy wciąż nie mogą oglądać swoich ulubieńców z trybun.

Być może najważniejszą lekcją jaką da nam historia Borussii jest analiza gry, nie tylko wyników. Piłkarze z Dortmundu mieli pewne problemy, ale według analizy Conora Trainora nie grali tak źle jak wskazywałaby na to ich pozycja w tabeli. Często mieli po prostu pecha po jednej jak i drugiej stronie boiska. Trainor skutecznie przewidział, że Borussia się odbije od dna.

Inni również widzieli, że Borussia to zespół, który zdawał się robić wszystko poprawnie tylko tablica wyników tego nie rejestrowała. Tak właściwie taka sama rozbieżność sprawiła, że Liverpool sięgnął w październiku 2015 roku po Jürgena Kloppa. Christoph Biermann w swojej książce "Football Hackers" napisał jak szef działu badań Liverpoolu, Ian Graham zakomunikował zdumionej publiczności składającej się z niemieckich analityków podczas wiosennego wykładu, że według niego Borussia Dortmund to nadal druga drużyna w Niemczech. "Większość z nich nie słyszała o takim współczynniku jak oczekiwane gole, nie wspominając już o współczynniku szczęścia i pecha".

Dwa lata później Graham powiedział na konferencji OptaPro:

- Naprawdę sądziliśmy, że Borussia ma po prostu pecha. Nie było nic do zrobienia w problemach, które ich dotykały, zarówno piłkarzy jak i managera. Jeśli chcieliśmy zatrudnić Kloppa jako managera to musieliśmy się bardzo dokładnie zastanowić, czy coś jest nie tak z ówczesną Borussią. Nasza analiza wykazała jasno i stanowczo: NIE.

To "NIE" może nie jest teraz tak dobitne, ale niektóre narracje wyjaśniające upadek mistrzów z piedestału wyglądają niepoważnie przy liczbach Liverpoolu. Może nie stwarzali sobie jakoś wielu sytuacji w ostatnich 5 meczach, ale brak choćby jednego gola mimo oddania 87 strzałów w ostatnich 4 spotkaniach z punktu statystycznego wygląda co najmniej dziwnie.

Klopp prawdopodobnie ma rację mówiąc, że wszystko rozgrywa się w szczegółach. Dostrojenie kilku ostatnich podań w ostatniej tercji boiska w połączeniu z powrotem szczęścia powinno przynieść powrót dobrych wyników.

Liverpool może się jednak obawiać tego, że brakuje mu czasu na wprowadzenie tych poprawek natychmiast. "Nasz problem nie tkwi w samym problemie, ale w rozwiązaniu go" - powiedział Klopp w kulminacyjnym momencie kryzysu w Dortmundzie, kiedy mówił o braku czasu na naprawienie gry swojego zespołu.

Teraz czeka go zadanie jeszcze trudniejsze.

Raphael Honigstein



Autor: ManiacomLFC
Data publikacji: 24.01.2021