TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1818

Co siedzi w głowie Steviego Gerrarda?

Artykuł z cyklu Artykuły


Po zdobyciu mistrzostwa Szkocji Steven Gerrard promienieje pewnością siebie i ogromnym głodem zwycięstwa.

Osiągnął to, czego oczekiwali od niego fani Rangers. Prosili go, by powstrzymał Celtic od zdobycia dziesięciu tytułów z rzędu. To swego rodzaju obsesja w rywalizacji między obydwoma klubami.

Dokładnie to osiągnął 7. marca 2021, w trzecim roku swojej przygody z Rangers. Chociaż wydaje się, że ma bardzo dużą satysfakcję z ostatniego sukcesu, to ciągle odczuwa pragnienie pójścia na całość. Chce, by jego Rangers zdominowali szkockie rozgrywki.

Nawet jeśli mu się to uda, to ciągle pozostaje do rozważenia kilka spraw około-klubowych. Klub za kadencji Gerrarda bardzo się rozwinął. Rangersi są teraz szanowani w Europie, a przecież ich reputacja była zszargana, kiedy Gerrard obejmował posadę trenerską. Jeśli udałoby mu się awansować do 1/8 rozgrywek, czyli fazy, do której docierał z zespołem przez ostatnie dwa lata, to byłby to kolejny argument, który potwierdzi jego predyspozycje do bycia przyszłym trenerem Liverpoolu.

Gerrard nie zdobył ani jednego tytułu mistrza kraju z klubem, którego barwy reprezentował przez siedemnaście sezonów z rzędu. Jeśli udałoby mu się tego dokonać wraz ze swoim byłym klubem w roli menadżera, byłaby to jedna z najwspanialszych historii w świecie sportu. Możecie sobie tylko wyobrazić te sceny na Anfield.

Poza tym, Gerrard to uosobienie klubu. Od czasu bycia młodym chłopakiem był karmiony sukcesami i historiami dotyczącymi Liverpoolu, miał kontakt z żyjącymi legendami. Steve Heighway, który był jego trenerem na początku kariery, pobierał nauki u samego Bill Shankly’ego. Shankly’ego, który nie miał sztabu trenerskiego, i którego interesowało tylko budowanie siły klubu na lata.

Historia Gerrarda pokazuje, że jego pragnienie bycia w gronie najlepszych będzie dalej trwało. Ciężko sobie wyobrazić, by kiedykolwiek mu przeszło. Ciągła walka i pościg za najlepszymi sprawia, że nawet przy najtrudniejszych zadaniach czuje konieczność udowodnienia, że ma większe szanse od innych, co pozwala mu się ciągle rozwijać.

Jego gwiazda świeci jasno.

Ostatnie dwa tygodnie były dla Gerrarda szalone. Rangers zdobyli mistrzostwo, a ich kibice fetowali hucznie na ulicach Glasgow i reszty Szkocji. W czwartek wieczorem dwóch jego graczy zostało wyrzuconych z boiska, gdy Rangers zostali wyeliminowani z Ligi Europy przez Slavię Praga w meczu, w którym jeden z członków czeskiej drużyny został oskarżony o rasizm. W niedzielę Rangers pojadą na Celtic Park jako aktualni mistrzowie. Dzień jak co dzień, czyż nie?

W piątkowy poranek Gerrard udzielił długiego wywiadu przed niewielkim gronem reporterów o swoich przeżyciach w Glasgow. Uśmiechnął się, gdy zasugerowano, że lubi komplikować sobie życie.

- Tam nigdy nie jest spokojnie - stwierdził. - Ciągle trzeba radzić sobie z różnymi sytuacjami, chociaż nie zawsze dzieją się takie rzeczy, jak przez ostatnie dwa tygodnie. Trzeba zaznaczyć swoje terytorium, trzeba być zwartym i gotowym. Nie chodzi tylko o zawodników, drużynę i to, jak chcemy grać. Chodzi o radzenie sobie z różnymi sytuacjami i wyzwaniami. Dlatego ważnym jest, aby otaczali mnie ludzi godni zaufania, którzy są po tej samej stronie co ja. To dzięki moim współpracownikom doszliśmy w ciągu ostatnich trzech lat tam, gdzie jesteśmy teraz, razem stawialiśmy czoła różnym wyzwaniom. To siła i umiejętności tych ludzi nas tam zaprowadziła.

Gerrard dużo mówił o swoich współpracownikach w czasie wywiadu, poruszał ten temat w kilku odpowiedziach. Jednak można odczuć, że Gerrard nie chce przypisywać sobie zasług, co jest właściwym postępowaniem. Jedną z rzeczy, którą naprawdę lubi w zarządzaniu zespołem, to solidarność z całym zapleczem ludzi, którzy pracują na Ibrox.

Gerrard był wspaniałym piłkarzem, jednak to, co pozwalało mu utrzymać się na najwyższym poziomie, to zaprogramowane przekonanie, że musi być najlepszy, bo inaczej inni członkowie drużyny zajmą jego miejsce. W Rangers działa to trochę inaczej, reszta trenerów jest tam tylko po to, żeby mu pomagać, Widać zmianę jaka nastąpiła - z Gerrarda piłkarza, stał się Stevenem Gerrardem, menadżerem. Zdobycie mistrzostwa Szkocji tylko ugruntowało jego pozycję, pozwalając mu wyrwać się z okowów przeszłości.

Gerrard zwraca na to uwagę:

- To pierwszy sukces od czasu mojej największej porażki.

Chodzi o mecz z Chelsea z kwietnia 2014 roku, w którym Liverpool przegrał 2:0 na Anfield, a pierwsze mistrzostwo Anglii od 24 lat wypadły z ich rąk. To błąd Gerrarda dał Chelsea prowadzenie. Gerrard smutno się uśmiecha:

- Odmawiam zeznań w tej sprawie. Od czasu tego meczu wiele zmieniło się w moim życiu, poszedłem naprzód. Poza tym cały ten emocjonalny rollercoaster został już bardzo dobrze opisany.

Gerrard był akurat w stołówce centrum treningowego Rangers w Auchenhowie, kiedy przegrana Celtiku z Dundee United sprawiła, że Rangers zostali mistrzami. Emocje związane z tym sukcesem były, jak to powiedział „na drugim końcu skali (w porównaniu do meczu z Chelsea), takie, które będę celebrował do końca życia”.

Teraz Gerrard może porównać jakie jest wygrywanie wielkich trofeów w roli piłkarza, w porównaniu do zdobywania ich w roli menadżera. Nie zmieniłby niczego w swojej karierze w Liverpoolu. Stambuł w 2005 roku „był największym osiągnięciem sportowym, jakiego udało mi się dokonać jako zawodnik; najwspanialsze trofeum, do jakiego dotarłem jako sportowiec. Emocjonalnie - ekscytacja, satysfakcja, duma. Ulga. To był najlepszy moment. Mam nadzieję, że jako menadżer osiągnę o wiele więcej. Jednak będę zdziwiony, jeśli pobiją one to uczucie w Stambule”.

Tylko Gerrard wie, co działo się w zespole Rangers przez ostatnie trzy lata. Jego spojrzenie na zespół jako trenera daje naprawdę wyjątkowy punkt widzenia.

- Żeby to wiedzieć trzeba pracować jako menadżer. Musielibyście ubrać moje buty, być częścią tego klubu, wtedy można zauważyć jak wielki to klub, jaka jest tu presja, jaka odpowiedzialność za sukcesy - stwierdził. - To z pewnością moje największe wyzwanie jako menadżera, jak do tej pory. Poznałem tu uczucie zdobycia mistrzostwa, teraz będę próbował znowu to powtórzyć, albo jeszcze je przebić. Nie wiem czy się to uda, ale będę próbował.

Ulubionym trenerem Gerrarda w Liverpoolu był Gerard Houllier, jednak jedne z najbardziej rozwijających lekcji pobierał pod skrzydłami Rafy Beniteza. Nie byłoby prawdą sugerowanie, że starał się dla Hiszpana, który nie porywał swoją osobowością. Benitez nie chwalił swoich zawodników, nawet prywatnie.

Zdarzały się sytuacje, gdy Gerrard czuł, że może w meczu zdobyć hat-tricka, a wtedy Benitez zdejmował go z boiska. Robił to, ponieważ chciał, by Gerrard nigdy nie był w pełni nasycony i jak najbardziej zmotywowany na nadchodzące potyczki. Może jest to dobry sposób. Jednak oznaczało to, że gracze cały czas byli testowani. Niektórzy z nich uważali, że Benitez nie byłby w stanie nawiązać żadnych relacji poza pracą, gdyż był taki na co dzień.

Przez pewien czas Gerrard uważał, że Benitez nie ocenia go wystarczająco dobrze i podobał mu się pomysł przejścia do Chelsea. Jednak zdecydował się zostać, a ta decyzja poprowadziła go do jego najlepszych występów. Ciągłe odczuwał potrzebę udowodnienia swojej wartości, by pokazać każdemu, kto w niego wątpił - w tym Benitezowi, co tak naprawdę potrafi. Mieszanka umiejętności i zwątpienia w siebie uczyniła Gerrarda jednym z najlepszych pomocników na świecie.

Styl zarządzania zespołem Gerrarda bardziej przypomina Houlliera niż Beniteza. Próbuje uświadomić swoim zawodnikom na co ich stać, jednak wie i akceptuje to, że każdy z nich jest trochę inny i potrzebuje innego podejścia, by wyciągnąć z nich to co najlepsze. Gerrard pokazuje również, że on sam musi się jeszcze wiele nauczyć, przez co ściąga presję z zawodników reprezentujących go na boisku. Stara się także wsłuchiwać w ich potrzeby. To już prawie 17 lat od kiedy Benitez rozpoczął pracę w Liverpoolu, Gerrard uważa, że od tego czasu wiele zmieniło się w piłce nożnej, a na piłkarzy zwraca się o wiele większą uwagę. Były kapitan Liverpool żył w blasku fleszy całe swoje dorosłe życie, dlatego więc uważa, że menadżerowie muszą teraz lepiej rozumieć otaczający świat.

Taktycznie Benitez był najlepszym trenerem Gerrarda. Spróbował on wprowadzić niektóre z pomysłów Beniteza na Ibrox, zwłaszcza w meczach Ligi Europy. Nie można zapomnieć o sezonie poprzedzającym Gerrarda, w którym Rangersi odpadli z Ligi Europy z Progres Niederkron - czwartą drużyną Luksemburga. Po tym rozczarowującym wyniku ówczesny menadżer Rangersów Pedro Caixinha wdał się w kłótnie z fanami wpadając w żywopłot.

Gerrard przeanalizował sytuację Rangersów i stwierdził, że potrzebują oni twardszych środkowych obrońców, którzy będą potrafili sprostać wymaganiom Szkockiej Premiership. W sezonie poprzedzającym jego przyjście Rangersi stracili 50 bramek w 38 meczach ligowych. Na pozostałe 6 meczów do końca sezonu stracili jeszcze dziewięć bramek, tak więc podstawą sukcesu Rangersów musiała być ich obrona, tak jak kiedyś było na Anfield.

Każdy piłkarz, który był częścią Liverpoolu za czasów Beniteza, będzie kojarzył terminologię, której używa Gerrard - nisko, lub średnio ustawione bloki obronne, zwarte, ciasne linie obrony i pomocy, ustawianie się względem piłki. Ustawienie zmienia się w zależności od tego, kogo Gerrard ma akurat do dyspozycji - tak jak było to za Beniteza. Jednak Gerrard wie, że będzie musiał dołożyć od siebie coś jeszcze. Zdaje sobie sprawę, że będzie musiał mieć w zespole również graczy budzących emocje, którzy zapewnią odpowiednio ekscytujące widowisko. Gerrard widział już nie raz, jak cierpliwość do defensywnego stylu ostatecznie męczy tak samo graczy, jak i fanów.

Gerrard wie, że czeka go jeszcze dużo do zrobienia w Rangersach. Pomysł na zmianę miejsca pracy, prawdopodobnie w kierunku angielskim, przejęcie sterów klubu innego niż Liverpool - nie motywuje to już tak bardzo starego piłkarskiego wygi. Gerrard wrócił już raz do Liverpoolu w 2017 roku, by rozpocząć swoją karierę trenerską wraz z zespołem U-18, ponieważ nie chciał żeby ludzie myśleli od razu, że pcha się prosto na szczyt na początku swojej menadżerskiej drogi.

- Ważna dla mnie była możliwość popełniania błędów, by móc eksperymentować i próbować nowych rzeczy i to z dala od obiektywów kamer. By próbować nowych formacji, uczyć się tego, co robią inni menadżerowie.

Klopp, trener pierwszej drużyny, uświadomił mu, że 4-3-3 to formacja, którą powinien koniecznie wykorzystywać w przyszłości, mimo że nie grał tak zbyt często. Nawet w sezonie 2013/2014, kiedy Liverpool był bardzo bliski mistrzostwa, Gerrard z reguły grał jako najbardziej cofnięty z trójki pomocników, a gracze przed nim często się zmieniali.

To, co Gerrard próbuje osiągnąć w Rangersach, bardziej przypomina styl Kloppa, niż Rodgersa. Jednak Gerrard wie, że nie tylko posiadanie piłki jest ważne: „jest wiele rzeczy, które przejąłem od Houlliera, Beniteza, Roya Hodgsona czy Fabio Capello: sposób w jaki trenują i ich wizja gry, w kategoriach odległości formacji od siebie na boisku. Próbowałem połączyć wszystko to, czego nauczyłem się od trenerów i menadżerów, z którymi pracowałem, ale chcę podążać własną drogą i mieć autorski styl taktyczny, który definiuje moją tożsamość. Kluczem było znalezienie odpowiednich ludzi, którzy byli w stanie pomóc mi zrealizować moje idee, biorąc pod uwagę doświadczenie w roli trenera, a także to, ile czasu spędziłem jako zawodnik”.

Pierwszy rok jako trener U-18 w Liverpoolu był dla Gerrarda kluczowy, ponieważ przypomniał mu jego wolę zwyciężania, która zanikła po przejściu na piłkarską emeryturę po ostatnim sezonie w Ameryce. Do teraz jest bardzo wdzięczny Alexowi Inglethorpe’owi i Kloppowi za danie mu szansy.

Gerrard szybko zrozumiał, że rola trenera drużyny juniorów nie jest dla niego. Jako młody menadżer jeszcze młodszej drużyny nie mógł stawiać wyników na pierwszym miejscu.

Praca w Rangersach od początku wyglądała inaczej z powodu nacisku na konieczne zwycięstwo w każdym meczu. Gerrard nazywa swoje szybkie dojrzewanie tam „glasgowskim szybkowarem”.

Gerrard urodził się w 1980 roku, na początku dekady, która zmieniła postrzeganie Liverpoolu jako miasta - miejsca bezrobocia, złego zarządzania, częstych zamieszek, epidemii heroiny, rozbojów, a takie środowisko hartuje człowieka. Heysel i Hillsborough wydarzyły się, kiedy miał dziesięć lat. Upadek drużyny, której został bohaterem nastąpił wkrótce później. Jako najlepszy zawodnik zespołu nie tylko przejął historię klubu, ale również historię miejsca, z którego pochodził.

Gerrard miał około trzynastu lat, kiedy w ogólnokrajowej gazecie pojawił się artykuł, który nieprawdziwie przedstawił Liverpool, jako „miasto użalania się nad sobą”, etykietę, która do teraz jest używana w dyskusjach. Kapitan The Reds, jako najsłynniejszy sportowiec z Liverpoolu, jeśli nie ogólnie najbardziej znana postać, pojawił się, aby reprezentować tamte społeczeństwo, co okazywał również w sposobie, w jaki grał.

Liverpoolowi można zarzucić arogancję i złość, jednak użalanie się nad sobą? Na pewno nie. Jeśli Gerrard rozklejałby się nad sobą, to nigdy nie osiągnąłby tego, co mu się udało. Nigdy nie byłby w stanie przepracować porażki z Chelsea, by osiągnąć to, co udało mu się z Rangers. Mógł odsunąć się w cień, jednak pozostaje cały czas na świeczniku, a ludzie albo wierzą w niego nad życie, lub trzymają kciuki za jego niepowodzenie.

Gerrard się nie poddaje, ciągle wewnątrz odczuwa wielki gniew: „Ja wam jeszcze kurwa pokażę. Nigdy nie będę akceptował oficjalnych, uładzonych wersji. Nie obchodzi mnie czy mam szanse i jakie one są. Zajdę wam za skórę”. Za młodu, autorytety piłki nożnej jednoznacznie dały mu do zrozumienia, że nie jest wystarczająco dobry. Na początku został odrzucony na testach w Lilleshall, akademii dla najlepszych młodzieżowych graczy w Anglii, tak więc Liverpool został skazany na owego niepokornego, „nie dość dobrego” młodzieńca.

Lata mijały, a Gerrard coraz bardziej się rozwijał. Pamiętał również historię, której nigdy nikomu nie opisał, a w której po raz pierwszy pokazał do czego jest zdolny. Młodzieżowa drużyna Liverpoolu grała z Tottenhamem Hotspur, a Gerrard był najmłodszym graczem w szatni. Hughie McAulet, ówczesny menadżer zespołu, przeprowadził z zespołem rozmowę, wiedząc, że innych trenerów nie ma w pobliżu.

- Słuchajcie - powiedział McAulet. - Musimy wygrać ten mecz do kurwa nędzy i nie obchodzi mnie, jak to zrobimy.

Neil Murphy, drugi najmłodszy gracz za Gerrardem, znał kilku zawodników z Tottenhamu, między innymi Ledleya Kinga, którzy zostali wybrani zamiast Gerrarda do Lilleshall. Powiedział o tym Neilowi Gregsonowi, innemu młodemu pomocnikowi, który potem nie mógł uwierzyć w determinację Gerrarda.

- Ci którzy go skreślili, cóż, musiał im pokazać jak bardzo się mylili - opowiedział Gregson w podcaście Straight From The Off.

Gerrard obudził wtedy w sobie wewnętrznego skinheada. W trakcie meczu rzucił się do ataku, nacierając i odbierając bezpośrednio piłkę, miał „serię udanych wślizgów na trzech lub czterech innych młodych zawodnikach w przeciągu 20 sekund”. W ciągu osiemnastu miesięcy owy skinhead dostał się do pierwszej drużyny Liverpoolu, podczas gdy kilku młodzieżowców wybranych do Lilleshall szukało sobie pracy w klubach niższej rangi w Football League.

Inną historią, którą warto wspomnieć, jest opowieść mamy Gerrarda, Julie o dniu, w którym Heighway, dyrektor akademii Liverpoolu odwiedził ich i zaczął mówić o perspektywach syna, o tym jak „błyszczy” w meczach i o dalszych planach klubu wobec niego.

Heighway następnie poradził rodzinie, aby nigdy nie zmuszali Gerrarda do piłki, gdyż może zareagować buntem, jak wielu innych nastolatków. Młodzież z Liverpoolu ma ogromne poczucie niezależności i bardzo nie lubi, kiedy mówi im się co mają robić. Naturalny rozwój zawodników jest korzystny dla zespołu, ponieważ każdy zawodnik Liverpoolu musi nauczyć się samodzielnie podejmować decyzję, szczególnie w trakcie meczu, gdy atmosfera robi się gorąca. Ci, którzy potrafili to wykorzystać, weszli od razu na ścieżkę kariery, która znacznie przybliżyła ich do profesjonalnego poziomu.

Struan Marshall został kilka lat później jego agentem i do teraz pamięta, jak siedział przed jego rodzicami w tym samym pokoju, w którym kilka lat wcześniej siedział Heighway. Gerrard był wtedy nastolatkiem, ale kompletnie kontrolował rozmowę, zadając wszystkie konieczne pytania.

Gerrard ma analityczny umysł i jest o wiele lepszym obserwatorem, niż wydaje się innym ludziom. Dowodzi tego jest kariera menadżerska. Kolejny raz jego decyzja o przejęciu Rangersów motywowana była chęcią udowodnienia, że wątpiący nie mają racji. Kiedy zgodził się zacząć prace w Glasgow, komentatorzy zasugerowali, że oszalał, a mieli na czym opierać swoje zdanie. Rangers mieli wtedy prezesa, który bardzo rzadko zajmował się klubem, nieustannie kłócił się z zarządem ligi, a media ujawniły, że klub utrzymywał się tylko dzięki pożyczkom dyrektora - nawet jeśli była to część biznesplanu Dave’a Kinga.

Rangers nie zdobyli wtedy tytułu Premiership od siedmiu lat, a cztery z nich spędzili poza najwyższym poziomiem rozgrywkowym. Poprzedni sezon zakończyli poniżej Aberdeen, którego menadżer Derek McInnes, wieloletni fan Rangersów stwierdził, że nie chce podejmować się próby ratowania klubu.

Gerrard wziął udział w zwycięskim meczu Celtiku na Ibrox 3:2 w marcu 2018 roku. Było to popołudniu, w którym Rangers dwukrotnie objęli prowadzenie, jednak ostatecznie przegrali - nawet po tym, jak zawodnik Celtiku otrzymał czerwona kartkę na początku drugiej połowy. To była jedna z siedmiu porażek Rangersów na swoim stadionie w jednym sezonie. Gerrard, który nigdy nie przegrał więcej, niż pięciu ligowych meczów na Anfield w żadnym ze swoich siedemnastu sezonów, zrozumiał wtedy głębię problemów swojego nowego zespołu.

Celtic kompletnie zdemolował później Rangersów dwa razy w ciągu dwóch kolejnych tygodni z łącznym wynikiem 9:0. Rangersi nie potrafili ich pokonać w jedenastu kolejnych meczach. Pod rządami byłego menadżera Liverpoolu Rodgersa, drużyna z Glasgow była poza zasięgiem. Grali lepiej, zwyciężali. Mieli o wiele większy budżet.

Gerrard jednak stwierdził, że Rangersi mogą radzić sobie całkiem podobnie. W pierwszym sezonie pokazał, że naprawdę mogą liczyć się w lidze i są na dobrej drodze. Nawet, gdyby im się nie udało, dalej miałby szansę trenować jakiś inny zespół w Anglii. Nie miałby już tej możliwości, gdyby kilka lat wcześniej objął proponowaną mu posadę trenera MK Dons.

Celtic nie mógł już osiągnąć wyższego poziomu. W Szkocji, gdy jedna drużyna z Glasgow łapie wiatr w żagle, druga z reguły poddaje się. W punkcie zwrotnym Rangersi w końcu zwyciężyli z Celtikiem, gdyż tak naprawdę żaden innych szkocki klub nie mógł konkurować z gigantami z Glasgow. Gerrard po prostu o wiele wcześniej dostrzegł to, co przegapili inni.

Rangers wygrywają teraz 5:4 w Old Firm derby, licząc od kiedy Gerrard objął nad nimi pieczę. W ciągu ostatnich sezonów bardzo ważnym zwycięstwem była pierwsza wygrana na Celtic Park w przeciągu ostatnich dziewięciu lat. To była wręcz historyczna chwila, która pozwoliła Rangersom myśleć w końcu o wygraniu mistrzostwa Szkocji i powstrzymać Celtic od zdobycia dziewiątego tytułu z rzędu. Jednak następne przegrane z Hearts, Kilmarnock i Hamilton sprawiły, że Celtic ostatecznie wysunął się na prowadzenie.

- Wiadomo, że na drodze zdążają się dziury i wyboje, niektóre są większe, inne od reszty - stwierdził Gerrard. - Wtedy musiałem analizować i zastanawiać się na jakim etapie się znajdujemy i jakie mamy szanse, aby posunąć się naprzód, jakie są nasze szanse na dotarcie do celu. Czy nasz cel jest realistyczny? Czy jest możliwy? W takim momencie opierasz się na swoich asystentach, na swoich wyliczeniach i na ludziach wokół, którzy ci pomagają

- Drugi sezon był najtrudniejszy. W ciągu pierwszego sezonu musieliśmy położyć fundamenty i wlać trochę nadziei i dumy z powrotem w serca piłkarzy i fanów. Wszyscy w klubie chcieli pokazać, że potrafimy zbliżyć się do Celtiku, a także, że potrafimy grać w stylu, który ma swój potencjał.

- W drugim sezonie chcieliśmy rywalizować z Celtikiem jak równy z równym i wygrywać trofea. Wtedy potknięcia stały się o wiele bardziej bolesne, ponieważ byliśmy w trakcie walki o jak najlepszy wynik i czuliśmy dużo większą presję i oczekiwania. Wszystko szło do przodu, ciągle rozwijaliśmy się i graliśmy naprawdę dobrze, jednak porażki z Hearts i Hamilton pokazały nam miejsce w szeregu, a sezon zakończył się we frustrujący sposób. Mogliśmy odrobić stratę do Celtiku, mieliśmy szansę na dobre zakończenie sezonu i rozegranie dwóch ostatnich meczów Old Firm, jednak sezon został odwołany z powodu pandemii. Jedyne co mogliśmy zrobić, to sprawdzić, żeby różnica punktów pomiędzy nami, a Celtikiem była jak najmniejsza.

- Dzięki lockdownowi i przerwie od grania mogliśmy w końcu zadbać o regenerację, na nowo zacząć trenować schematy gry, ustawić zespół od podstaw i przeanalizować wszystko. Dokładnie tak zrobiłem, przeanalizowałem wszystkich i wszystko w klubie wraz z moimi ludźmi. Mieliśmy długie konferencje na zoomie, bardzo wiele spotkań sztabu, zależało nam na jak najlepszym wejściu w nowy sezon.

Gerrard, piłkarz, którym często potrafiły targać silne emocje, teraz uczy się jak nad nimi panować, by stać się lepszym menadżerem.

- To było wyzwanie, musieliśmy to zaplanować. Można rozmawiać z wieloma ludźmi, szczególnie jako menadżer, by starać się rozwijać i zdobywać jak najwięcej doświadczenia. Jednak jestem sobą, zawsze potrafiłem dać się porwać emocjom. Dawałem z siebie wszystko, oddałem piłce całe serce. Przeżywam każdą wygraną i każdą porażkę, staram się być w tym jak najbardziej autentyczny. Nie chcę się zmieniać, wtedy nie byłbym to ja.

Jednak Gerrard popracował nad jednym ważnym elementem - stara się traktować wszystkie wyniki równorzędnie.

- Trzeba nauczyć się odpowiednio panować nad emocjami i właściwie je odczuwać. Zawsze trzeba mówić i o dobrych wynikach, jak i o tych złych, trzeba mieć też trzeźwy osąd. Jednak cały czas zdaję sobie sprawę z ludzi, którzy śledzą naszą grę, a także wiem, od kogo chcę czerpać inspirację. Od Jürgena nauczyłem się bardzo ważnej rzeczy - próbować odcinać się i nie ekscytować się tak bardzo wynikami. On jest w tym mistrzem, ja niestety nie. Na pewno jednak to atut, nad którym chcę pracować.

Gerrard przyznaje, że z chęcią chciałby rzucić się w tłum na trybunie Copland na Ibrox, gdyby tylko miał możliwość świętować wraz z fanami sukces Rangersów.

- Wiadomo co się dzieje, gdy wypije się kilka piw w szatni. Wtedy mógłbym radować się z fanami ile się da.

To również go motywuje, chęć zobaczenia pełnego stadionu Ibrox, który cały świętuje sukces swojego klubu, kiedy wszyscy są zjednoczeni i na horyzoncie nie ma żadnych innych problemów.

- Zawsze staram się stąpać twardo po ziemi, ale ciągle pamiętam, że mam przed sobą różne cele, bliższe i dalsze - stwierdza Gerrard. - Niesamowicie cieszy mnie ta praca, chcę to powiedzieć wszem i wobec. Największym wyzwaniem jest pogodzenie jej z moją rolą w rodzinie. Wszyscy mamy rodziny i zobowiązania, niczym się od was nie różnię. Muszę potrafić jednak dbać o moją rodzinę, nawet kiedy nie ma mnie zbyt często w domu. Moja rodzina nie mieszka w Glasgow i spędzam godziny w drodze, by tylko ich odwiedzić, a także dawać z siebie sto procent w pracy.

- W kategorii satysfakcji z pracy uważam, że aktualnie nie mogłem trafić lepiej, jestem bardzo zadowolony i dumny z tego co tutaj robimy. Chcę jeszcze więcej. Uczucie, kiedy zdobyliśmy mistrzostwo sprawiło, że poczułem się jeszcze bardziej głodny sukcesów. Dołożenie kolejnych kilku trofeów do gabloty Rangers to na pewno jeden z moich bliższych celów. Co będzie dalej? Nie wiem.

- Wiem, że chcecie wiedzieć, co będę robił w przyszłości, jednak nie chcę odpowiadać na to pytanie. Dużo już zostało powiedziane. Jednak mam swoje cele, do których będę dążyć i nigdy się nie poddam.

Głód zwycięstwa czuć od Gerrarda jeszcze mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Simon Hughes



Autor: Cyryl
Data publikacji: 22.03.2021