SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1671

Klopp jest wściekły na FSG

Artykuł z cyklu Artykuły


Jürgen Klopp jest wściekły na FSG w związku z zaangażowaniem Amerykanów w powstanie Superligi. Niemiec już dawno określał się jako przeciwnik takiej idei i wydaje się, że nie zmienia zdania.

- Postaram się pomóc i jakoś to uporządkować - powiedział poirytowany Klopp odnośnie udziału the Reds w Superlidze.

Wczorajszy wieczór na Elland Road był nieprzyjemny dla menadżera Liverpoolu. Okoliczni kibice atakowali go werbalnie, później musiał patrzeć jak jego drużyna traci prowadzenie w końcówce i wyłącznie remisuje z ekipą Marcelo Bielsy.

Trio z Fenway Sports Group w postaci Johna W. Henry'ego, Toma Wernera i Mike'a Gordona potraktowało w sposób tandetny człowieka, który dał im tyle chwały, w której mogli się kąpać i przyczynił się do podniesienia wartości klubu. Ci, którzy powinni stać przed kamerami i odpowiadać na pytania dotyczące kontrowersyjnego zaangażowania Liverpoolu w dołączenie do Europejskiej Super Ligi (ESL) zachowali haniebną ciszę. Zamiast tego to Klopp został wypchnięty na błądzenie po polu minowym.

Niemiec nie zmienił zdania i w dalszym ciągu przekonuje, że pomysł utworzenia ligi najbogatszych klubów nie jest dobry.

- Nie sądzę, żeby to był świetny pomysł. Podoba mi się fakt, że West Ham może w przyszłym roku zagrać w Lidze Mistrzów. Nie mam z tym problemów. Nie chcę, żeby tak się stało, bo sam o to walczę, ale podoba mi się, że mają na to szansę - powiedział Klopp.

Niemiec powstrzymał się jednak od otwartego potępienia rażącego pokazu chciwości ze strony FSG, który rozgniewał tak wielu kibiców. Ostrożnie dobierał słowa. Nie był gotowy do wypowiedzenia wojny swoim pracodawcom. Klopp zaprzeczył jakoby czuł się zawiedziony przez właścicieli klubu, mimo iż nie brał udziału w rozmowach i został poinformowany o dołączeniu klubu do grona twórców Superligi na krótko przed niedzielnym ogłoszeniem.

- Nie czuję tego. Od dwudziestu paru lat jestem w futbolu. Przyzwyczaiłem się do właścicieli podejmujących decyzje bez rozmawiania ze mną.

- Znam właścicieli, są rozsądnymi, poważnymi ludźmi, którym na nas zależy. Nie jestem pewien, czy byłem bardziej narażony niż zazwyczaj. Angielski system właściwie tak wygląda - jest jeden głos w klubie i należy do menadżera. W Niemczech jest inaczej. Miałem wystarczająco wiele czasu, żeby się do tego przyzwyczaić. To nie nowość, ale nadejdzie czas, kiedy nasi właściciele będą musieli przemówić.

W rozmowach było dużo gryzienia się w język. Według wiedzy The Athletic Klopp był wściekły ze względu na decyzję FSG na dołączenie do założycieli ESL, jak i czasu, w którym ogłoszono tę decyzję, tj. przed kluczowym meczem z Leeds United.

Ta koncepcja jest całkowicie niezgodna z wartościami i zasadami wyznawanymi przez menadżera. Kiedy przybył na Anfield w 2015 roku określił siebie jako "futbolowego romantyka". Zainteresowało go wyzwanie, jakim było odbudowanie klubu ceniącego sobie historię i tradycję. Czuł, że Liverpool jest dla niego lepszy niż Manchester United, gdyż wierzył, że motywację klubowej dyrekcji nie jest wyłącznie zarabianie pieniędzy.

Warto przypomnieć, że przed tym jak Klopp przywrócił Liverpool do Ligi Mistrzów w 2017 roku, klub był poza europejską elitą przez sześć z poprzednich siedmiu sezonów. Teraz ponownie stoją przed ryzykiem straty miejsca w tych rozgrywkach. FSG chce temu zapobiec bez dramatów, a z zagwarantowaniem pewności i korzyści.

Klopp rozmawiał ze składem o sytuacji podczas poniedziałkowego spotkania z drużyną i zachęcał ich, aby skoncentrowali się na walce o finisz w pierwszej czwórce.

Jednakże przygotowania do wyjazdu na Elland Road były niewątpliwie zakłócone. Klopp musiał spędzić część dnia na przygotowaniu się do odpowiedzi na nieuniknioną falę pytań ze strony mediów pod nieobecność przedstawicieli FSG.

Przyszłość jest niepewna i podobnie wyglądało to spotkanie - po mocnym początku Liverpool spuścił z tonu i mocno utrudnił realizację planu zakładającego ukończenie sezonu w pierwszej czwórce. The Reds wyszli na prowadzenie za sprawą trafienia Sadio Mané, lecz wynik spotkania na 1:1 ustalił Diego Llorente w końcówce starcia.

- Jest wiele pytań. Mogę tylko przedstawić moją osobistą opinię - nie podoba mi się to i mam nadzieję, że nie dojdzie to do skutku.

Zawodnicy i sztab byli oszołomieni obelgami, którymi przywitali ich mieszkańcy Leeds najpierw kiedy przyjechali do miasta, a później na półtorej godziny przed rozpoczęciem spotkania, kiedy Klopp wyszedł na murawę. Padały wyzwiska, określenia "chciwe bękarty", spalono koszulkę Liverpoolu.

- Drużyna nie ma z tym nic wspólnego, ja nie mam z tym nic wspólnego, ale ludzie traktują nas tak, jakbyśmy mieli. Jesteśmy pracownikami klubu. Czuję odpowiedzialność za wiele rzeczy w klubie. Kiedy jestem w coś zaangażowany, to przyjmuję krytykę, podobnie jak moi gracze. Jednak nie jesteśmy uwzględnieni w podejmowaniu decyzji. Nikt nie wie, co się stanie - powiedział Klopp.

- Fani Leeds krzyczeli "Chodźmy do Superligi". Mówimy o ludzkich istotach. Biorąc pod uwagę wszystko, co zostało napisane, nie należy o tym zapominać. To była emocjonalna sytuacja.

Klopp miał rację, ale znowu sprowadza się to do rażącego braku odpowiedzialności FSG. Powstała pustka, a osoby publiczne z klubu z Anfield są wystawiane na atak rywalizujących fanów.

Krytyka menadżera dotycząca Gary'ego Neville'a nie była potrzebna.

- On mówi, że "You'll Never Walk Alone" powinno być wyrzucone do kosza. To nasz hymn, nie jego i on go nie rozumie. To nie jest sprawiedliwe.

Jednak prawdziwym błędem Kloppa było podważanie decyzji grup kibicowskich o zdjęciu flag i banerów z the Kop przed meczem w sobotę z Newcastle United.

Biorąc pod uwagę brak fanów na trybunach, jest to mocny sposób na przekazanie ich uczuć włodarzom. Jeśli fani mogliby być obecni w sobotę, to byłby protest i masowe opuszczanie trybun, tak jak wtedy, gdy przekonali FSG o zmianie planów dotyczących podniesienia cen biletów w lutym 2016 roku.

- Tak, rozumiem, że są wściekli. Mój problem jest taki, że te banery są dla drużyny. Dlatego myślę, że zostawiłbym je tam - powiedział Klopp.

- Nadal mamy wiele do wywalczenia w tym sezonie. Przez ostatnie sześć lat stworzyliśmy świetne relacje pomiędzy drużyną i kibicami. Rozumiem, że chcą działać i pokazać swój gniew, ale nie możemy zapominać, że zespół nie miał z tym nic wspólnego. W tym momencie odbierają wsparcie drużynie, nikomu więcej.

- Ludzie są źli, zawiedzeni, sfrustrowani i ja to rozumiem, ale drużyna nie zrobiła nic złego, poza tym, że nie wygrała wystarczająco wielu meczów w tym sezonie. Najważniejsi w futbolu są kibice i zespół. Musimy się upewnić, że nic ich nie rozdzieli.

Właśnie dlatego fani stawiają opór i obecnie w kierunku siedziby FSG po drugiej stronie Atlantyku w Bostonie unosi się fala wściekłości.

Oficjalna strona klubu zazwyczaj przedstawia pełny zapis z konferencji prasowej Kloppa po meczu, ale, co znamienne, tym razem nie opublikowano ani jednego słowa, które menadżer powiedział o ESL. Kiedy ktoś z FSG odważy się wyjść z cienia?

Klopp zamierza w najbliższych dniach podjąć pilne rozmowy z właścicielami, ale mówi, że nie rozważa przyszłości swojego stanowiska.

- Nie uciekam, kiedy pojawiają się problemy, nigdy tego nie robiłem. Kiedy czasy stają się jeszcze trudniejsze, to sprawia, że ​​jestem bardziej zdeterminowany, aby tu zostać. Czuję się odpowiedzialny za zespół, klub i relacje, jakie mamy z naszymi fanami.

Ta więź, którą Klopp tak kocha i która pomogła Liverpoolowi w osiągnięciu cennych triumfów w Europie i na arenie krajowej, została zerwana.

Widząc, jak jego panowanie na Anfield zostało wykolejone przez globalną pandemię i bezprecedensowy kryzys kontuzji w ciągu ostatnich 12 miesięcy, jest to kolejny bolesny policzek.

Jednak jeśli ktokolwiek może sprawić, że FSG zobaczy sens i wycofa się z tego pomysłu, to właśnie on.

James Pearce



Autor: BartekB8
Data publikacji: 20.04.2021