Odejście Wijnalduma a hejt w internecie
Artykuł z cyklu Artykuły
Georginio Wijnaldum obiecał, że wyjaśni powody swojego odejścia z Liverpoolu. Przecież, kiedy ze wzruszeniem żegnał się w maju na Anfield stwierdził, że chciał zostać w klubie.
- Były momenty, kiedy nie czułem się tam kochany i doceniany. Nie przez kolegów, ani nie przez ludzi w Melwood. Wiem, że oni mnie kochali i ja kochałem ich. Nie o tę stronę chodzi. Chodzi bardziej o to, co dzieje się po drugiej stronie - powiedział reporterom za pośrednictwem platformy Zoom na spotkaniu potwierdzającym jego przenosiny do PSG.
Mówiąc "druga strona" Holender miał na myśli Fenway Sports Group, którzy jakoś niespecjalnie mocno starali się go powstrzymać przed odejściem jako wolny agent tego lata. Nie wykazali chęci, by zaproponować lukratywną umowę piłkarzowi, który w listopadzie skończy 31 lat.
Po odegraniu kluczowej roli w triumfach w Lidze Mistrzów i Premier League, Wijnaldum czuł, że nie otrzyma oferty kontraktu, która będzie odzwierciedlała jego znaczenie w drużynie Jürgena Kloppa. To z pewnością wciąż go boli, nawet jeśli podkreślał swoją ekscytację nowym wyzwaniem w stolicy Francji pod wodzą Marucio Pochettino.
Teraz jednak dominują w nagłówkach gazet jego wypowiedzi, że to zniewagi w mediach społecznościowych, których był celem w trakcie minionego, trudnego sezonu, wywołały to poczucie bycia niekochanym.
Impas w rozmowach o nowym kontrakcie oznaczał, że Wijnaldum był głównym celem krytyki ze strony krzykliwej mniejszości z sieci, gdy kampania Liverpoolu załamała się na przełomie roku.
- Gdy działo się źle, to ja byłem obwinianym zawodnikiem. Mówiono, że chcę odejść - stwierdził.
- Każdego dnia w meczach i na treningach dawałem z siebie wszystko, co mogłem. W trakcie tych lat Liverpool znaczył dla mnie tak wiele, a także pamiętam pozytywny sposób, w jaki traktowali mnie kibice na stadionach. Miałem takie odczucie, że kibice na stadionach i kibice w mediach społecznościowych to zupełnie dwa różne światy.
- Nie mogę nic złego powiedzieć o nich, kiedy byli na stadionie. Zawsze mnie wspierali. I nawet kiedy wrócili na stadion, gdy już było wiadome, że odchodzę, wciąż mnie wspierali i otrzymałem piękne pożegnanie. Z kolei w mediach społecznościowych, jeśli przegrywaliśmy, tylko ja byłem winien. Były momenty, gdy myślałem sobie: "Wow, gdyby tylko wiedzieli, co muszę robić, żeby pozostać w formie, by grać w każdym meczu".
Ważne jest, żeby zaznaczyć, iż Wijnaldum nie sugerował nawet przez sekundę, że to komentarze internetowych trolli skłoniły go do odejścia. Prawda jest tak, że wciąż byłby na Anfield, gdyby FSG wróciło do negocjacji z odpowiednio atrakcyjnymi warunkami umowy.
Liverpool nie ma monopolu na durni, którzy chowają się za ścianą anonimowości mediów społecznościowych i obierają za cel piłkarzy, których obrażają i znieważają, kiedy przychodzi zniżka formy. Niedługo przekona się o tym w naszpikowanym gwiazdami PSG, które ma mniejszą, ale wciąż globalną bazą fanów.
Rzucił jednak światło na coś, co jest wielkim problemem klubów i dla zawodników, w których kumuluje się frustracja na obojętność właścicieli platform społecznościowych, którzy nie dostosowują swoich polityk postępowania. Argumenty, że piłkarze to multimilionerzy, którzy powinni umieć to "przyjąć" lub że "stanowi to część tego zawodu", są strasznie chybione. To samo tyczy się tych, którzy sugerują, że zawodnicy powinni unikać czytania komentarzy pod swoimi postami.
Psycholog Liverpoolu Lee Richardson w trakcie minionego sezonu opowiadał dla the Athletic o wpływie takich stwierdzeń na zdrowie zawodników.
- To może mieć negatywny wpływ na wielu ludzi, a ludzie będący stale na publicznym świeczniku są jeszcze bardziej narażeni na negatywne komentarze. Często zachęcam młodych piłkarzy, ich w szczególności, żeby unikali korzystania z tych platform, zwłaszcza kiedy próbują wyrobić sobie pozycję.
Młody wahadłowy Liverpoolu Neco Williams zniknął ze swoich kanałów w mediach społecznościowych po tym, jak po popełnieniu błędu skutkującego bramką dla Lincoln City w Carabo Cup, wylała się na niego fala hejtu.
- Patrzenie, jak przez to przechodzisz łamało serce - napisali jego rodzice do the Athletic przed ogłoszeniem jego udziału na Euro wraz z reprezentacją Walii.
- Jako rodzic zawsze chcesz chronić swoje dziecko i świadomość, że nie mogliśmy tego zatrzymać, była trudna. Boli czytanie takich stwierdzeń. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to oferować Ci nasze wsparcie.
W ostatnich latach Liverpool pomógł Dejanovi Lovrenowi poradzić sobie z publikowanymi w internecie groźbami śmierci wobec jego rodziny, a także z kilkoma przypadkami islamofobii wobec Mohameda Salaha. Trent Alexander-Arnold, Sadio Mané i Naby Keïta byli obrażani na tle rasistowskim na Instagramie po porażce z Realem Madryt w Lidze Mistrzów w poprzednim sezonie.
- Zniewagi stały się w ostatnich latach zdecydowanie gorsze - powiedział w maju dla the Athletic Alexander-Arnold.
- Ci, którzy przekraczają granice, stanowią mniejszość, ale generują wokół mnóstwo szumu. Mają poczucie, że ujdzie im to płazem. Celują w piłkarzy. Bycie przedmiotem takich ataków nie może mieć pozytywnego wpływu na kogokolwiek.
- Niestety, widziałem, jaką krzywdę może coś takiego wyrządzić. Wielu zawodników sprawdza po meczu wiadomości, które otrzymują oraz komentarze pod swoimi zdjęciami. To coś, o czym rozmawiamy wewnątrz składu - nie tyle o obelgach, które każdy z nas otrzymuje, ale o tym jak wspólnie możemy ten problem rozwiązać. Nie powinno być tak, że jest to coś, co po prostu musisz zaakceptować.
Matt Himsworth jest prawnikiem w obszarze mediów, który prowadzi firmę B5 Consultancy. Jego wspólnikiem jest były zawodnik Luton Town i Newport County Fraser Franks. Pracują dla wielu topowych klubów, w tym także dla Liverpoolu.
- Wielu ludzi myśli, że zarabianie 100 tys. lub 200 tys. funtów tygodniowo czyni zawodników odpornymi na krytykę, ale pieniądze nie zmieniają nas w superbohaterów. Zarabianie milionów nie chroni twojego zdrowia psychinczego - stwierdza.
- Pracuję z zawodnikami, którzy przekazują mi otrzymywane wiadomości i kończy się to tak, że w 50% jestem prawnikiem, a w 50% ich kumplem, który stara się upewnić, że otrzymują taką ilość wsparcia emocjonalnego, jakiej potrzebują.
Większość piłkarzy zatrudnia osoby, które zarządzają ich profilami w mediach społecznościowych, co ma być dla nich swego rodzaju filtrem i buforem. W trakcie pandemii widoczna była jednak tendencja do częstszego zerkania w komentarze po meczach po to, by poszukać uznania lub uzyskać informacje na temat swojej gry z uwagi na fakt, że kibice nie mogli pojawiać się na stadionach.
Klopp desperacko chciał pozostania Wijnalduma w zespole, ale decyzja została podjęta na wyższych szczeblach klubowej hierarchii. Stwierdzono, że oczekiwana suma zarobków nie ma uzasadnienia biznesowego. Czas pokaże, czy był to błąd we wnioskowaniu. Cechujące go uniwersalność i wytrzymałość sprawiają, że praktycznie niemożliwe jest znalezienie proporcjonalnego następcy. W ciągu pięciu lat ominął raptem jedenaście spotkań oraz był nadzwyczaj lubianą postacią w szatni.
Kluby muszą ewoluować i przebudowywać swoje składy, a z kolei zawodnicy chcą maksymalizować swój potencjał zarobkowy z uwagi na krótkie kariery profesjonalne.
Wijnaldum był przykładem profesjonalizmu do ostatniego dnia swojego kontraktu. Dostał pożegnanie, na jakie zasłużył. Zawsze będzie witany na Anfield z otwartymi ramionami.
Mając na uwadze jego oddanie Liverpoolowi zrozumiałe jest pojawiające się u niego poczucie frustracji na to, jak sprawy się zakończyły. Internetowi trolle muszą długo i bez mrugania okiem popatrzeć w lustra. Powinni się wstydzić, ale to nie oni zmusili Wijnalduma do odejścia.
James Pearce
Autor: Poommaster
Data publikacji: 26.07.2021