Wywiad ze Stephane'm Henchozem
Artykuł z cyklu Artykuły
Kibice mają dobrą pamięć. Stephane Henchoz mógł się o tym przekonać najlepiej.- Fani Arsenalu wciąż obwiniają mnie o to, co stałego się tamtego dnia – śmieje się były środkowy obrońca Liverpoolu i reprezentacji Szwajcarii.
- Nieważne, gdzie jestem, czy to na lotnisku, czy na wakacjach albo na stadionie – jeśli tylko mnie rozpoznają, od razu wspominają, że to przeze mnie przegrali FA Cup w 2001 roku.
Henchoz wyrobił sobie opinię obrońcy, który zawsze starał się obronić każdy strzał, wielokrotnie utrudniając swoim rywalom strzelenie gola podczas swojego 5,5 letniego pobytu na Anfield. Jedną z najbardziej znanych interwencji Szwajcara było zablokowanie strzału Thierry’ego Henry’ego podczas finału w Cardiff w maju 2001 roku.
Kiedy francuski napastnik otrzymał piłkę od Freddiego Ljunberga i wyminął bramkarza Sandera Westervelda, wyglądało na to, że gol dla The Gunners niechybnie padnie. Jednak Henchoz szybko wycofał się na linię bramkową, a kiedy Henry strzelił na bramkę, piłka odbiła się od lewego łokcia obrońcy i wyleciała za linię końcową. Henry głośno protestował, jednak sędzia – Steve Dunn nakazał rozpocząć grę od bramki.
- Naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie – broni się Henchoz. – Pobiegłem na linię i starałem się nie dopuścić do utraty gola. Starałem się wyglądać na jak największego. Strzał był szybki, a piłka trafiła mnie w łokieć.
- Zacząłem wtedy myśleć: „O boże, zaraz dostanę czerwoną kartę i na pewno będzie karny”. Wtedy sędzia powiedział, że gramy dalej, a wszystko było ok. Odetchnąłem z ulgą. Dobrze, że wtedy nie było VARu, gdyż na pewno sędzia nie byłby tak łaskawy.
To mógł być przełomowy moment finału. Drużyna Houlliera mogła stracić bramkę i swojego ważnego zawodnika już w 17. minucie. Finał, wygrany po dwóch świetnych bramkach Michaela Owena w końcówce meczu, mógł wyglądać kompletnie inaczej.
Liverpool z pewnością nie zdobyłby historycznej potrójnej korony, zakończonej porywającym zwycięstwem nad Alaves w finale Pucharu UEFA cztery dni później.
- To właśnie piękno piłki nożnej – dodaje Henchoz.
- Jedna drobna rzecz może zmienić wszystko. Dokładnie tak było w tym wypadku. Czasem potrzeba po prostu trochę szczęścia. Możesz ciężko trenować i przygotowywać się najciężej jak potrafisz, a ostatecznie i tak przegrasz, bo rywal będzie miał więcej szczęścia.
- Arsenal mocno nas atakował przez całe 85 minut meczu. Powinniśmy byli przegrywać 3:0. Jednak mieliśmy dobre nastawienie. Ciągle trzymaliśmy się i wierzyliśmy w zwycięstwo.
- Gdybym miał wybrać najlepszy moment mojej kariery, to z radością wspomniałbym drugi gol Michaela w tamtym spotkaniu. Pamiętam, że spojrzałem wtedy na zegar, to była minuta do końca meczu, wiedziałem, że wygramy. Kibice wtedy szaleli.
- To był mój najlepszy sezon. Zdobyliśmy trzy trofea, o czym nikt na początku sezonu nawet nie marzył.
Po przejściu na emeryturę w 2008 roku po drugim pobycie w Blackburn Rovers, Henchoz zaczął karierę trenerską. Najpierw zaczął trenować zespół U-18 roku Rovers przed powrotem do Szwajcarii. Potem pracował w Bulle, Neuchâtel Xamax i Sion.
Swój drugi pobyt w Neuchâtel zakończył w grudniu zeszłego roku i od tego czasu pracuje dla szwajcarskiej telewizji jako ekspert od Ligi Mistrzów i Ligi Europy.
- Jeśli pokaże się jakaś ciekawa propozycja to może wrócę do pracy trenera, ale to ciężki kawałek chleba. Szczególnie tutaj w Szwajcarii – stwierdził.
- W Anglii jest trochę inaczej. Tam kluby mają rzesze ludzi odpowiedzialnych za różne rzeczy. Tutaj wszystko trzeba robić samemu, a kluby zatrudniają bardzo mało pracowników. To pożera ogromną ilość energii. Kiedy poznałem futbol na najwyższym poziomie, teraz ciężko wraca mi się do tego, co jest tutaj.
- Będąc zawodnikiem, myśli się tylko o sobie. Można przegrać mecz, ale być zadowolonym ze swojego występu. Będąc menadżerem, cóż, trzeba myśleć o wszystkim. O dwudziestu pięciu osobach w zespole, o pracownikach klubu, również o swoim pracodawcy. Kiedy rozwiąże się jakiś problem, to na jego miejscu pojawiają się kolejne. O wiele łatwiej jest być po prostu piłkarzem. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Henchoz obserwuje również z zainteresowaniem rozwijającą się karierę jego dawnego klubowego kolegi – Stevena Gerrarda, który niedawno przeniósł się z Rangers do Aston Villi.
- Myślę, że to dla niego świetny ruch – stwierdził. – Nieźle radził sobie w Rangersach . Pokazał wszystkim, że jest dobrym menadżerem. Wygląda na to, że wrócił teraz do wielkiej gry. Wiadomo, że Rangers to wspaniały klub, ale szkocka liga nie jest zbyt dobra. Grałem w Celtiku przez pół roku, wiem o czym mówię.
- Villa to również wielki klub, a dodatkowo mają tam duże wymagania. Stevena będą oglądać kibice z całego świata, jednak musi naprawdę się postarać, aby osiągnąć tam sukces. Na pewno jeśli poradzi sobie w Aston Villi, wtedy można zakładać, że kiedyś zobaczymy go jako trenera Liverpoolu.
- Najpierw trzeba analizować jak poradzi sobie w Aston Villi. Kolejny etapem będzie musiała być decyzja Kloppa dotycząca dalszej przyszłości. Może wszystko akurat będzie się zazębiać. Jednak najważniejsze jest to, aby Stevie pokazał co potrafi w Premier Leauge, pracując w takim zespole jak Aston Villa. Świat musi zobaczyć, że to klasowy trener.
Syn Henchoza – Sonny, idzie w ślady ojca. Szesnastolatek występuje na pozycji środkowego obrońcy w zespole młodzieżowym Young Boys, a także w drużynie reprezentacji Szwajcarii U-17. Niedawno zadebiutował również w Młodzieżowej Lidze Mistrzów.
- Już teraz jest ode mnie wyższy, a także szybszy, niż ja kiedykolwiek byłem. W tych czasach to ważne, z powodu szalonego tempa gry – uśmiecha się Szwajcar.
- Sonny urodził się w Liverpoolu, wysłaliśmy go do tamtejszego żłobka. Już teraz radzi sobie po angielsku o wiele lepiej niż ja. Naprawdę wspaniałe jest to, że kocha grać w piłkę. Kiedy ktoś cieszy się grą, wtedy o wiele łatwiej rozwija swoje umiejętności. Zobaczymy co będzie dalej.
Henchoz senior, który rozegrał 72 spotkania dla Szwajcarii, ma ogromną ilość wiedzy do przekazania. Doświadczenie zaczął zdobywać w Neuchatel Xamax w Szwajcarii, potem grał w Hamburgu, ostatecznie przechodząc do Blackburn, gdzie ściągnął go Roy Hodgson w 1997 roku. Budził jeszcze poważne zainteresowanie ze strony Manchesteru United.
- Potwierdziłem już z Royem całą umowę, jednak potem odezwał się Alex Ferguson – mówi.
- Bardzo zależałoby mi wtedy na regularnej grze. Miałem dwadzieścia dwa lata. Wiedziałem, że w United będę dopiero trzecim, albo czwartym wyborem. U Roya miałem zapewnione więcej minut.
- Lubiłem pracować z Royem. Wiem, że nie poszło mu zbytnio w Liverpoolu, ale to był przyjemny czas. Nie można być trenerem ponad 40 lat, nie mając żadnych umiejętności.
- Nie trafił również na właściwy okres w Liverpoolu. Zespół był słaby, klub był w trudnej sytuacji. Zobaczcie jak radził sobie później.
- Niestety w sezonie 1998/1999 spadliśmy z Blackburn z ligi. To było jedno z najgorszych doświadczeń w mojej piłkarskiej karierze, a dodatkowo kochałem ten klub! Z drugiej strony dobrze szło mi w tamtym sezonie, wtedy Liverpool ściągnął mnie do siebie.
Liverpool wykorzystał klauzulę w umowie Henchoza, która dawała Szwajcarowi możliwość opuszczenia byłego klubu w przypadku spadku z ligi za kwotę 3,5 miliona funtów. Z powodu operacji pachwiny zadebiutował dopiero pod koniec września.
- To było całkiem zabawne. Podpisaliśmy 4-letnią umowę z Liverpoolem kilka dni po moim wyjściu o kulach ze szpitala. Jednak klub znał sytuację – stwierdził.
Miesiąc wcześniej Houllier sprowadził do Liverpoolu innego środkowego obrońcę Samiego Hyypię z Willem II za 2,5 miliona funtów. Razem stworzyli jeden z lepszych duetów środkowych obrońców klubu w erze Premier League.
- Dopiero co zacząłem treningi w środę, a już w sobotę Gerard zdecydował, że wyjdę razem z Samim w pierwszym składzie. To był wyjazdowy mecz z Aston Villą, a my nie mieliśmy za bardzo okazji do wspólnego treningu – wspomina.
- Zremisowaliśmy wtedy 0:0, ale od samego początku świetnie nam się grało. Sami i ja broniliśmy w różny sposób, ale razem idealnie do siebie pasowaliśmy. Nie musieliśmy nawet zbyt dużo rozmawiać, po prostu świetnie się rozumieliśmy i uzupełnialiśmy się.
- W tamtych latach raczej nie zwracało się zbyt dużej uwagi na dietę, czy wpływ alkoholu i imprezowania na formę i zdrowie zawodników – zwraca uwagę defensor.
- Od początku w Szwajcarii i w Niemczech dobrze odżywaliśmy się, nawadnialiśmy się odpowiednio, nie imprezowaliśmy. W Blackburn i w Liverpoolu było kompletnie inaczej. Cały czas tylko fish and chips, ketchup, piwo po spotkaniu, piwo w każdą środę w pubie, piwo w autobusie po powrocie ze spotkań. To było normalne, to była część bycia piłkarzem w angielskim klubie.
- Gerard Houllier zmienił to wszystko. Pamiętam, że angielscy zawodnicy byli w szoku. Nie byli kompletnie przyzwyczajeni. Dla zagranicznych zawodników za to nie było to nic wielkiego.
- Gerard kompletnie zmienił mentalność zawodników, co było bardzo odświeżające dla całego otoczenia klubu. Teraz wszyscy wiedzą, że piłka nożna to jedna wielka nauka, gdzie wiele czynników może być monitorowanych i wyliczonych. Wielu anglików może być beneficjentami takiego podejścia. Wątpie, żeby Steven Gerrard, Jamie Carragher czy Michael Owen mieli takie kariery, gdyby dalej jedli swoje ryby z frytkami i pili piwo.
Henchoz rozegrał 53 z 63 możliwych spotkań we wszystkich rozgrywkach w wyjątkowym sezonie 2000/2001. Houllier opisał go, jako „spokojnego gościa w tylnym rzędzie, który jest cichym bohaterem i nikt nie powinien umniejszać jego wpływu na tamte sukcesy”.
- Po zwycięstwie w finale Pucharu Ligi z Birmingham City, czuliśmy, że coś dobrego dzieje się w drużynie – stwierdził Henchoz. – Z każdą wygraną grą czuliśmy się coraz silniejsi i bardziej pewni siebie.
- Nie mogliśmy świętować po zwycięstwie w FA Cup i po zdobyciu Pucharu UEFA, gdyż cały czas musieliśmy zwyciężyć nad Charlton w ostatniej kolejce tamtego sezonu, aby zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. To było prawdopodobnie nasze najważniejsze spotkanie pod względem finansowym, z racji ogromnych pieniedzy, które otrzymaliśmy potem. Po zwycięstwie nad Charlton wzięliśmy udział w wielkiej paradzie zwycięzców dookoła miasta, wioząc ze sobą trzy puchary. To było coś niesamowitego. Jeden z lepszych momentów w moim życiu.
Henchoz pozostał centralną postacią w drużynie Houlliera, jednak potem z racji kontuzji jego wpływ na drużynę coraz bardziej się zmniejszał. Z racji tego ostatecznie to Carragher został wybranym głównym środkowym obrońcą.
Henchoz nie miał również zbyt wielu okazji do gry pod skrzydłami Rafy Beniteza, dlatego dołączył do Celtiku w styczniu 2005 roku. Cztery miesiące później siedział w hotelowym pokoju w Glasgow i oglądał w telewizji, jak jego byli koledzy podnoszą Puchar Europy UEFA w Stambule.
- To było dziwne uczucie – przyznał. – Kiedy odchodziłem do Celtiku, nigdy nie przypuszczałbym, że opuszczam klub, który zaraz wygra finał Ligi Mistrzów!
- Cieszyłem się wtedy z sukcesu kolegów i klubu, ale z drugiej zastanawiałem się dlaczego odszedłem, dlaczego przeszedłem do Celtiku.
- Mogłem zostać w Liverpoolu, mogłem wtedy siedzieć ma ławce podczas tego meczu. Do teraz tego żałuję, szczególnie, że odszedłem na kilka miesięcy przed wygraną.
- Opuściłem Liverpool, gdyż chciałem grać. Jednak nieważne, gdzie później trafiłem, to nigdy nie było to to samo, co w Liverpoolu – ani w Celtiku, ani w Wigan, ani potem w Blackburn. Do teraz wspominam pełne Anfield wypełnione wieloma kibicami, ze wspaniałą atmosferą. Już nigdy nie brałem udziału w tak poważnych meczach, tłumy na stadionach już nigdy nie były tak ogromne, a atmosfera już nigdy nie była tak wspaniała.
- Wiadomo, że tak jest w życiu. Kiedy pozna się grę na szczycie, już nic potem nie smakuje tak samo. W 2008 roku wiedziałem, że muszę odpuścić. Nie byłem już wystarczająco szybki, ani dobry. Odczuwałem coraz większą frustrację, zamiast radości z gry i treningu. Odłożyłem buty na kołku.
Liverpool cały czas pozostaje blisko jego serca. Jego żona Catherine, z okazji urodzin przerobiła jego koszulkę z wygranego finału FA Cup z 2001 roku na krzesło.
Jeden z pokoi w ich domu w Genewie jest pełen ważnych pamiątek z całej jego kariery. Oprócz medali i trofeów, wisi tam jeszcze pełno koszulek, w tym takie, którymi wymienił się z największymi z gwiazd. Jest tam koszula Gerrarda z meczu Anglii ze Szwajcarią z 2004 roku, trykot Henry’ego, Lamparda, Ruuda van Nistelrooya, Rivaldo czy Francesco Tottiego.
- Do teraz oglądam każdy mecz Liverpoolu – dodaje. – Ostatnie kilka lat było bardzo udane.
- Drużyna Kloppa może rywalizować z każdym, jest jednym z faworytów do wygrania Ligi Mistrzów i Premier League. Dobrze widzieć, że Virgil van Dijk gra i wraca do formy. Wydaje mi się, że Joe Gomez powinien być głównym wyborem na pozycję drugiego obrońcy, ale musi być zdrowy. Matip również świetnie sobie radzi, nikt nie powinien się go pozbywać. Na ławce mają wielu wartościowych zmienników. To ważne, jeśli chce się rywalizować na wielu frontach.
- Granie na Anfield to było jedno z lepszych przeżyć w moim życiu – zawsze mam ciarki, kiedy o tym pomyślę. To jedna z rzeczy, których brakuje mi teraz najbardziej.
- Kiedy jest się starszym, nawet nie chodzi o mecze, w których nie wzięło się udziału. Wspomina się głównie tę niesamowitą atmosferę. Jeśli miałbym jakieś marzenie, to byłoby to rozegranie na Anfield jeszcze jednego, ostatniego w moim życiu meczu.
James Pearce
Autor: Cyryl
Data publikacji: 22.11.2021