Analiza taktyczna dwumeczu z Benfiką
Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna
Piłkarze Liverpoolu, po wyeliminowaniu Interu w 1/8 finału Ligi Mistrzów, w ćwierćfinale rozgrywek trafili na Benfikę z Lizbony. The Reds w starciu z Portugalczykami byli niewątpliwymi faworytami do awansu do najlepszej czwórki pucharu, lecz przeciwnicy – po skrupulatnym przygotowaniu planu na spotkania z LFC – mogli liczyć na kilka szans w kontrataku. W analizie dwumeczu Liverpool-Benfica (6:4) weźmiemy pod uwagę najczęściej powtarzające się elementy taktyczne wykorzystywane przez obydwie strony.
Jürgen Klopp na mecz w stolicy Portugalii wystawił prawdopodobnie najmocniejszą możliwą jedenastkę. Miejsce Joela Matipa w linii obrony zajął Ibrahima Konate, który od końcówki listopada ugruntował swoje miejsce w składzie na najważniejsze spotkania Ligi Mistrzów.
The Reds przeciwstawiali się w tym meczu gospodarzom, stosującym głównie średni blok obronny w systemie 4-4-2. Wobec tego liverpoolczycy w budowie ataków korzystali z charakterystycznego dla gry pozycyjnej ustawienia 3-2-5. Najczęściej obok środkowych obrońców pojawiał się jeden z pomocników, Naby Keita...
...oraz Thiago. Gwinejczyk i Hiszpan występowali wtedy między środkiem a bokiem boiska, w półprzestrzeni, gdzie mieli zapewnione szerokie pole widzenia i liczne kąty podań.
Często w tym samym sektorze boiska, ale piętro wyżej, opcje zagrania tworzył schodzący napastnik (tutaj Sadio Mane). Liverpool mijał wówczas dwie linie Benfiki – napastników i pomocników, lecz bliskie odległościami między „Orłami" pozwalały im szybko zagęścić strefę, w której znajdował się przeciwnik z piłką. W ww. sytuacji Mane nie mógł obrócić się twarzą do bramki rywali i niezbędna była zmiana strony gry. Tej z kolei starali się zapobiec piłkarze Nelsona Verissimo (analizę akcji w formie wideo znajdziesz TUTAJ).
Ustawienie 4-4-2 Benfiki pozwalało jej tworzyć przewagi liczebne przy linii bocznej, którą ograniczali liverpoolczyków. Biorąc pod uwagę fakt, że 4-3-3 The Reds wyjściowo nie pokrywa szerokości boiska w takim stopniu, jak 4-4-2, gospodarze mogli to wykorzystać w kontrataku. Po odbiorze piłki na skrzydle bardzo szybko kierowali pierwsze podanie do napastnika, którego rolę pełnił Darwin Nuñez. Urugwajczyk, korzystając z wyższej pozycji Trenta Alexandra-Arnolda (TAA), wędrował do boku, wyciągając zarazem ze strefy Ibrahimę Konate. Francuz w tej sytuacji nie mógł dorównać atakującemu dynamiką, został zmuszony do popełnienia faulu, a w innej sytuacji przewinił wobec Evertona. Benfica wyraźnie wzięła za cel boczne sektory boiska, skąd tworzyła największe zagrożenie bramki Alissona.
Skrzydła Benfiki były uruchamiane również pośrednio, w drugie tempo. Czerwono-biali potrafili założyć pułapkę pressingową pośrodku boiska, kiedy drugi napastnik, Goncalo Ramos, obniżał ustawienie i gospodarze przechodzili na 4-4-1-1. Trójce pomocników LFC przeciwstawiało się wtedy również trzech graczy Benfiki, którzy byli w stanie odciąć podania prostopadłe, np. od Thiago. W tym samym momencie wyższą pozycję po boku zajmował Alexander-Arnold, dlatego „Orły" po odbiorze piłki mogły wykorzystać ponad 20 wolnych metrów za jego plecami. Tam znów pozostawał osamotniony Konate, a przeciwko niemu nacierali Nuñez i Everton. Podobna szybka zmiana kierunku ataku przyczyniła się do zdobycia przez piłkarzy Verissimo jedynego gola w meczu.
Piłkarze Liverpoolu wiedzieli jednak, jak zaradzić kryciu Benfiki. Często z 3-2-5 tworzyło się 3-3-3-1, ale w orientacji poziomej.
Na przeciwległej flance czekał niepilnowany Andy Robertson, a drugi boczny defensor, Alexander-Arnold, znajdował się nisko po tzw. mocnej stronie („odnosząc się do piłki i dzieląc boisko linią pionową – jest to strona, po której znajduje się zawodnik z piłką oraz najbliżsi jego partnerzy; jest ona często zagęszczana w bronieniu przez przeciwnika, który koncentruje swoje ustawienie wobec piłki” – Narodowy Model Gry PZPN. System 1-3-5-2, Warszawa 2020, s. 65). Piłkarze Kloppa stosowali to nierównomierne (asymetryczne) ustawienie do skupienia czerwono-białych na jednej flance i wykończenia akcji po drugiej.
Co ciekawe, bardzo podobny wariant w tym samym celu stosuje również Thomas Tuchel w Chelsea ze swoimi wahadłowymi. Niemiec potwierdził tym samym, że jego futbolowa wizja jest tożsamą z tą prezentowaną przez Jürgena Kloppa – byłego szkoleniowca zespołów FSV Mainz i Borussii Dortmund, które także prowadził Tuchel.
Warto również zaznaczyć, że dzięki szerokiemu i wysokiemu ustawieniu Szkota wszyscy trzej napastnicy mogli bezpośrednio skierować się w strefę największego zagrożenia – pola karnego (analizę akcji w formie wideo znajdziesz TUTAJ).
Po podobnym rozegraniu, ale bezpośrednio do napastników, Liverpool zdobył kluczową, drugą bramkę w meczu, dzięki której zawodnicy z Merseyside wypracowali solidną zaliczkę przed drugim meczem na własnym stadionie.
W składzie Liverpoolu na rewanż na Anfield swoje miejsce zachowało jedynie czterech zawodników z jedenastki na mecz w Lizbonie: Alisson, Ibrahima Konate, Naby Keita i Luis Diaz. System gry jednak się nie zmienił i gracze Kloppa wciąż korzystali z 4-3-3. Tym samym sposób rozegrania ataków oraz organizacja w obronie również wyglądały bardzo podobnie, co przedstawiamy na poniższych przykładach.
The Reds swoje akcje ofensywne budowali z udziałem czwórki obrońców, jednak znów ich ustawienie się zmieniało. Prawy defensor, Joe Gomez, pozostawał w linii ze środkowymi obrońcami, a lewy, Kostas Tsimikas, wędrował wysoko wzdłuż skrzydła. Do drugiej linii schodził zaś centralny napastnik, Roberto Firmino, tworząc górny wierzchołek tzw. diamentu, którego pozostałe części stanowili trzej pomocnicy. Ustawienie Liverpoolu zmieniało się w specyficzne 4-4-2 i zespół Kloppa zyskiwał w ten sposób dobre kąty podań do rozwoju ataku. Goście jednak w swoim stylu przechodzili w 4-4-1-1, spychali LFC do linii bocznej i nie chcieli pozwolić gospodarzom zmienić kierunek ataku (analizę akcji w formie wideo znajdziesz TUTAJ).
Aby wyciągnąć ze stref płasko ustawionych graczy Benfiki, piłkarze z Anfield formowali tzw. doble pivot. Przed dwoma środkowymi obrońcami pojawiali się dwaj centralni pomocnicy (tutaj Keita i Henderson), którzy prowokowali doskok zarówno duetu napastników z Lizbony, jak i swoich vis-a-vis. Dzięki temu otwierała się przestrzeń za ich plecami…
…dokąd mógł podążyć m.in. trzeci pomocnik LFC (Milner). Wraz z dwoma atakującymi wbiegał w pole karne w pierwszym tempie, co wywoływało duże zamieszanie wśród defensorów Benfiki. Na powyższym przykładzie Jan Vertonghen nie był pewien czy wyjść do napastników, czy pozostać w swojej strefie (analizę akcji w formie wideo znajdziesz TUTAJ).
Goście natomiast w swoich atakach stosowali podobne środki, co w pierwszym meczu w Portugalii. Wykorzystywali całą szerokość boiska, podczas gdy The Reds w wąskim 4-3-3 potrzebowali chwili więcej, by przemieścić się do skrzydła.
W sektorze bocznym wywoływali z kolei krycie 1 na 1 skrajnych zawodników Liverpoolu, którzy musieli wtedy opuścić swoją strefę. W związku z tym ponownie dochodziło do sytuacji, kiedy Darwin Nuñez, schodzący z sektora centralnego, pojedynkował się z mniej zwrotnym środkowym obrońcą (tutaj Joelem Matipem), zmuszonym do asekuracji boku boiska.
Wówczas bardzo istotne okazywało się wsparcie pozostałych partnerów, którzy musieli szybko wrócić pod we własne pole karne, czyli wykonać tzw. kontrpressing. Najczęściej było to jednak pięciu graczy (trzech obrońców i dwóch pomocników), dzięki czemu balans w zespole został zachowany, a wejścia gości w szesnastkę zażegnane (analizę akcji w formie wideo znajdziesz TUTAJ).
Zaciekawienie widzów dwumeczu mogły wzbudzać także stałe fragmenty gry. Ibrahima Konate zdobył po rzutach rożnych gola w każdym ze spotkań, a obie sytuacje były bliźniaczo podobne. Kilku graczy Benfiki broniło w strefie, a kilku wyczekiwało na doskok do najgroźniejszych w powietrzu zawodników The Reds. Brakowało im jednak podziału uwagi na piłkę oraz rywala, skupiali się głównie na futbolówce, przez co tracili z pola widzenia Francuza oraz kilku jego kolegów. Ponadto dośrodkowania w szesnastkę wykonywane były lewą nogą z lewej strony, piłka odchodziła od bramki Vlachodimosa, dzięki czemu Konate przy strzale do siatki mógł wykorzystać jedynie naturalną siłę nabiegu (analizę bramki z drugiego meczu w formie wideo znajdziesz TUTAJ).
Zdobycie w ten sposób gola przed upływem pół godziny rewanżu postawiło Liverpool w tak komfortowej sytuacji, że nawet mniej intensywny pressing skutkujący stratą bramek nie wpłynął na zmianę prowadzenia w dwumeczu.
Autor: Marek Mizerkiewicz
Data publikacji: 16.04.2022