Legenda klubu: Sadio Mané
Artykuł z cyklu Artykuły
Ostatniego dnia sezonu ligowego piłkarze utworzyli honorowy szpaler, a the Kop oddało hołd napastnikowi, który opuszczał klub jako klubowa legenda.
Schodzący Divock Origi otrzymał zasłużony aplauz od 55 tys. kibiców za to, że był mistrzem ról drugoplanowych, za comeback z Barceloną w Lidze Mistrzów i za regularne karanie Evertonu w derbach.
Z perspektywy czasu, gorące pożegnanie Origiego wygląda nieco kłopotliwie. To odejście Sadio Mané w rzeczywistości kończy jedną z największych karier w Liverpoolu ostatnich lat.
Przez zły czas podjęcia tej decyzji Mané nie otrzymał zasłużonej owacji od the Kop. Być może stanie się to w przyszłości, gdy Liverpool spotka się z Bayernem w Lidze Mistrzów.
Mané był pierwszym kluczowym transferem na Anfield w erze Jürgena Kloppa, był tak ważny jak Ian St John dla Billa Shankly’ego – odważny, wszechstronny napastnik, którego przybycie napędziło przyszłe sukcesy. Po takim czasie już zapomnieliśmy, gdzie znajdował się Liverpool, gdy Mané przeniósł się na Anfield latem 2016 roku.
Liverpool skończył sezon na ósmym miejscu w lidze. Jedni zastanawiali się czy 33,5 mln funtów to nie za dużo za tego piłkarza. Inni pytali czemu Mané przeniósł się do słabszego klubu, skoro jego Southampton miało na koniec sezonu trzy punkty więcej niż the Reds.
Mané zaprezentował się spektakularnie w debiucie, gdy strzelił gola przeciwko Arsenalowi i nie zatrzymał się przez sześć kolejnych lat. Ze składu, którym wtedy wyszli the Reds na Emirates i wygrali 4:3, został Roberto Firmino i kapitan Jordan Henderson. To tylko podkreśla, jak wielki był jego wpływ podczas pierwszego sezonu. Od wszystkich medali, które zdobył na Anfield ważniejsze są fundamenty, które dał Liverpoolowi, by ten mógł wrócić do czołowej czwórki, co zapewniło mu miejsce w historii klubu. Mimo że jego pierwszy sezon był niepełny ze względu na kontuzję, zdobycie 13 bramek pozwoliło mu uzyskać nagrodę gracza sezonu w klubie.
Latem 2017 roku Liverpool mógł ściągnąć piłkarzy wyższej klasy, ponieważ zakwalifikowali się do Ligi Mistrzów. Wtedy właśnie przyszedł Mohamed Salah, a Mané musiał oddać miejsce na prawym ataku bramkostrzelnemu Egipcjaninowi. Gdy Salah strzelił 40 goli, Mané mógł poczuć, że jego bezinteresowny wpływ jest czasem niedoceniany. Jeśli go to dotknęło, jego występy mówiły co innego.
Atakująca „fantastyczna czwórka” składała się wtedy z Mané, Salaha, Firmino i Phillipe Coutinho. Gdy w styczniu 2018 roku Liverpool pod naciskiem Barcelony (i samego piłkarza) sprzedał Coutinho za 142 mln funtów, dyrektor sportowy Michael Edwards sprytnie dołączył klauzulę, która zakazywała hiszpańskiemu klubowi kupowania kolejnych piłkarzy Liverpoolu przez najbliższe trzy lata, chyba że zgodzą się na dopłatę 80 mln funtów do wycenionej wartości gracza. Stało się to nie tylko dlatego, że Barcelona ściągnęła już Suáreza i Coutinho. Klub wiedział, że Salah i Mané są już o krok od zostania światowymi gwiazdami.
Trio Liverpoolu dołączyło do panteonu najlepszych współpracujących ze sobą atakujących w angielskim futbolu – Barnes, Beardsley i Aldridge w latach 80.; Cole i Yorke w 90.; Henry, Bergkamp i Pirès w kolejnej dekadzie.
Gdy drużyna, która zdobyła puchar Ligi Mistrzów i mistrzostwo kraju nabrała swojego kształtu po dołączeniu Virgila van Dijka, Fabinho i Alissona Beckera, Mané w dalszym ciągu strzelał w Europie. Jednym z jego goli, który najbardziej zapadł w pamięci był ten przeciwko Bayernowi na Allianz Arena w marcu 2019 roku, gdy oszukał zagubionego Neuera i sprytnym, delikatnym strzałem wpakował piłkę do siatki. Od tamtej pory niemiecki klub z pewnością chciał go u siebie.
Chociaż rzadko piłkarz w swoim najlepszym okresie opuszcza taki klub jak Liverpool, Mané może spodziewać się mnóstwa pozytywnej energii od kibiców, na co zasłużył.
I tu porównanie do Iana St Johna ma sens również jeśli chodzi o odejście.
Najlepszym wyznacznikiem tego, jak funkcjonuje klub piłkarki jest to, na jakim poziomie jest rekrutacja. Prawdą jest też to, że najbardziej doświadczeni dyrektorzy wiedzą, kiedy można pozwolić gwieździe na odejście.
Liverpool był w tym mistrzem w latach 60., 70. i 80., by potem stracić tę umiejętność w latach poprzedzających przejęcie klubu przez Fenway Sports Group, gdy największe pensje otrzymywali gracze po 30. roku życia, którzy najlepsze lata mieli za sobą.
Liverpool doszedł do wniosku, że bardziej opłaca im się płacić 140 tys. funtów tygodniowo 22-letniemu Darwinowi Núñezowi, niż dawać zdecydowaną podwyżkę 30-latkowi, który dotychczas zarabiał 180 tys. funtów. Mieli nadzieję, że Mané, podpisze nową umowę, ale nie chcieli powtarzać błędów z przeszłości.
Czas pokaże czy Núñez będzie miał aż taki wpływ na zespół, jak miał Mané. Będzie wtedy warty każdego bonusu z kontraktu wynoszącego 85 mln funtów.
W najbliższej przyszłości nikt na Anfield nie przyjmie numeru 10, a ktokolwiek to zrobi, poczuje ciężar koszulki Mané, który nosił ją z klasą, pokorą i godnością.
tłum. red. GiveraTH
Autor: Chris Bascombe
Data publikacji: 21.06.2022