WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1296

Nie tylko stałe fragmenty zawiodły

Artykuł z cyklu Artykuły


„Nigdy nie widziałem meczu, w którym jeden zespół ma cztery, czy pięć stuprocentowych sytuacji po stałych fragmentach gry. Jakim cudem nie trafiliśmy po żadnym z nich? Nie mam pojęcia. Kogo możemy za to winić? Tylko siebie. W normalnych okolicznościach powinniśmy wygrać to spotkanie”.

Jürgen Klopp narzekał na niewykorzystane okazje Liverpoolu po rzutach rożnych i rzutach wolnych po tym, jak na City Ground dobiegł końca okres, zapowiadający odrodzenie The Reds. Swoich sytuacji nie wykorzystali m.in. Virgil van Dijk i Roberto Firmino.

Niemniej jednak skupienie się na samej drodze do zdobycia gola byłoby spektakularnym przeoczeniem.

Było dużo więcej złych rzeczy niż kilka niecelnych główek w tym letargicznym, pełnym błędów występie, zakończonym zasłużoną porażką z mającym kłopoty Nottingham Forest, który nie wygrał meczu od sierpnia.

To tyle w kwestii wykorzystywania rzutów rożnych. Po euforii, towarzyszącej pokonaniu Manchesteru City, a następnie wywalczeniu zwycięstwa z West Hamem United, wydaje się, że Liverpool wrócił do punktu wyjścia.

Już sam fakt, że podopieczni Kloppa byli tak zależni od stałych fragmentów w kwestii kreowania okazji przeciwko tak głęboko broniącej druyżynie, jest alarmujący. A Forest również sprawiało problemy Liverpoolowi. To nie był mecz, w którym rywale zostali przyparci do muru i musieli heroicznie się bronić.

Według Opty, to zespół Steve’a Coopera był lepszy pod względem współczynnika spodziewanych goli (1,85 do 1,66). Zawodnicy Forest stworzyli sobie pięć dogodnych sytuacji, a The Reds cztery. Jeśli chodzi o częstotliwość gry w danych strefach, przez niemal 24 procent czasu gra toczyła się w tercji Nottingham, a przez 22,4 procenta czasu w tercji Liverpoolu. The Reds odzyskali posiadanie na połowie przeciwnika tylko o jeden raz więcej niż rywale. Te statystyki są niepokojąco wyrównane.

W środku tygodnia mankamenty w grze zespołu zatuszowała błyskotliwość Alissona. Reprezentant Brazylii od sierpnia niezmiennie jest wyróżniającym się zawodnikiem Kloppa i to też jest wymowne. Po raz kolejny był wybitny. W szalonej końcówce, kiedy Liverpool mógł zarówno strzelić gola, jak i go stracić, popisał się oszałamiającą interwencją przy strzale Ryana Yatesa. W ostatnich minutach jeszcze raz przed bramką zespół uchronił James Milner, blokując groźny strzał.

Nie po raz pierwszy w tym sezonie Alissona zawiedli ci grający przed nim. Beztroski błąd Gomeza doprowadził do tego, że Forest miało czego bronić po tym, jak Taiwo Aiwoniyi wykorzystał sytuację na początku drugiej połowy. Tuż przed i tuż po golu Liverpool dominował pod względem posiadania piłki. The Reds mieli 75 procent posiadania piłki i przeprowadzili 681 podań przy 224 podaniach rywali. Jednak niewiele z tego wynikało. Byli za wolni i zbyt przewidywalni - piłka przesuwała się wciąż w poprzek boiska, zanim dośrodkowanie od któregoś z bocznych obrońców zostawało wybite.

Owszem, przestrzeni było aż nadto, biorąc pod uwagę tak głęboką obronę Forest i zagęszczenie środka pola. Gdzie jednak była błyskotliwość, spryt, kreatywność? Gdzie była ta przepaść w jakości zespołów?

Nie można oczywiście lekceważyć tego, że był to trzeci mecz w tygodniu, oraz że w składzie doszło do wymuszonych zmian ze względu na kolejne absencje. Po stracie Núñeza ze względu na naciągnięcie mięśnia uda Klopp stracił też Thiago przez infekcję ucha, która wymagała nawet hospitalizacji przed sobotnim śniadaniem. Ewidentnie brakowało tej dwójki.

Zestawienie Fabinho i Curtisa Jonesa w środku pola nie zdało egzaminu. Brazylijczyk, będący obecnie pod formą, przeżywa obecnie bodaj najtrudniejszy okres w ciągu swojej kariery w Liverpoolu. Jego energia i wpływ na mecze nie są już takie, jak kiedyś, a Jones nie mógł spisać się dużo lepiej w roli, do której nie przywykł oraz wychodząc w wyjściowej jedenastce po raz pierwszy od maja.

Z Jonesem, Harveyem Elliottem i Fabio Carvalho w wyjściowym składzie Liverpool po raz pierwszy od 2018 roku desygnował do gry w lidze trzech zawodników poniżej 21. roku życia. Elliott walczył dzielnie i może po meczu chodzić z podniesioną głową - miał swój udział w każdej z kilku ofensywnych akcji, jakie przeprowadził w tym meczu Liverpool.

Wprowadzenie kapitana, Jordana Hendersona, za Carvalho i przesunięcie Jonesa na lewe skrzydło dało zespołowi zastrzyk doświadczenia, jednak The Reds wcale nie wyglądali na bardziej groźnych.

- Najtrudniejszą rzeczą w futbolu jest gra przeciwko głęboko broniącemu zespołowi. Za mało wbiegaliśmy za linię obrony i brakowało nam wizji w środku pola - przyznał Klopp.

- Curtis spisał się naprawdę nieźle, ale on nie jest przyzwyczajony do gry na tej pozycji. Może tam grać, ale nawet nie myślałem o tym, żeby dziś wyszedł od pierwszej minuty. Wszystko stało się wczorajszego wieczoru. Curtis spisał się naprawdę nieźle, ale niestety nie tworzyliśmy sobie zbyt wielu sytuacji.

- Stałe fragmenty również się liczą, możemy zdobywać po nich gole. Wymuszaliśmy na nich te stałe fragmenty i wierzcie mi, oni ich nie chcieli. Ostatecznie jednak nie potrafiliśmy z nich skorzystać i to nasza wina. Ich bramkarz dwa razy dobrze interweniował, ale mieliśmy też lepsze okazje, gdy po prostu nie trafiliśmy w bramkę.

Urazy Luisa Díaza i Diogo Joty z pewnością osłabiły siłę ognia Kloppa, ale trzeba zakwestionować tok myślenia, który pozwolił po sezonie opuścić klub Divockowi Origiemu i Takumiemu Minamino.

Ławka była niewiarygodnie wąska w meczu z Forest - wśród dziewięciu rezerwowych było dwóch bramkarzy, dwóch chłopaków z akademii i piąty w hierarchii środkowy obrońca. Można było się także spodziewać, że Alex Oxlade-Chamberlain może wyglądać na zardzewiałego, jeśli miałby wejść na boisko po trzech miesiącach przerwy od gry.

Nieobecność Thiago była dotkliwie odczuwalna. Był to rodzaj spotkania, w którym aż prosiło się o jego wizję i umiejętność szukania dziur w stłoczonej formacji obronnej. Jednak sam ten fakt uwidacznia, jakim szaleństwem jest poleganie w takim stopniu na kimś, kogo tak często omijają mecze.

Liverpool desperacko potrzebował kolejnego elitarnego pomocnika minionego lata. Zamiast tego The Reds zdecydowali się siedzieć spokojnie, zanim seria kontuzji wywołała zmianę podejścia w przeddzień ostatniego dnia okna transferowego.

Wypożyczenie Arthura Melo z Juventusu było tanią opcją, ale teraz widać jej koszty. Brazylijczyk nie był gotowy do gry, a próbując przyspieszyć powrót do formy, doznał kontuzji uda, która zatrzyma go poza boiskiem do Nowego Roku. To cenna lekcja dla właścicieli klubu.

Liverpool zdobył dwa punkty na 15 możliwych w meczach wyjazdowych w Premier League. W tych pięciu meczach The Reds nie prowadzili nawet przez minutę. W tym sezonie przegrali więcej meczów ligowych niż w całym sezonie 2021/22.

Núñez, Thiago i Ibrahima Konaté powinni wrócić do sprawności na środowy mecz Ligi Mistrzów z Ajaxem, w którym remis zapewniłby Liverpoolowi przejście do fazy pucharowej.

Nie wszystko wygląda beznadziejnie, ale to, co zaserwowano kibicom The Reds na City Ground, było nie do przyjęcia. I chodzi tu o dużo więcej niż zwiększenie skuteczności po stałych fragmentach.

James Pearce



Autor: Bartolino
Data publikacji: 24.10.2022