Smutna przygoda Naby'ego Keïty w Liverpoolu
Artykuł z cyklu Artykuły
The Reds myśleli, że w 2018 roku za kwotę 52 milionów funtów ich szeregi zasilił game-changer. Historia pokazuje, że tak się nie stało.
Kiedy Liverpool ogłosił, że osiągnął porozumienie w sprawie podpisania kontraktu z Nabym Keïtą z RB Leipzig w sierpniu 2017 roku, można śmiało powiedzieć, że świat piłkarski był zarówno podekscytowany, jak i zaskoczony. Klopp pękał z dumy:
- Mam wiele kontaktów w Niemczech. Nigdy nie dostałem tylu wiadomości z gratulacjami!
Wydawało się, że Liverpool kupił diament, pomocnika tak utalentowanego i z tak szerokim wachlarzem umiejętności, że 52 miliony funtów (62 miliony dolarów), które angielski klub zgodził się zapłacić, wkrótce zostaną będą brzmiały jak promocja. Keïta miał oficjalnie przybyć na Merseyside dopiero w czerwcu następnego roku, ale warto było na niego czekać.
W wieku 22 lat miał już ugruntowaną pozycję jednego z najlepszych wschodzących graczy w Europie. Pojawił się we francuskim klubie Ligue 2 FC Istres, szlifował swoje umiejętności w Salzburgu w austriackiej Bundeslidze, zanim w 2016 roku wybrał wydeptaną drogę do Lipska, gdzie stał się jednym z filarów genialnego, dynamicznego i młodego zespołu Ralpha Hasenhüttla. Klopp był zachwycony: „To najlepszy zawodnik w lidze”.
Niewielu, którzy regularnie oglądali Keïtę, nie zgodziłoby się z tym. W szczególności społeczność analityków piłkarskich była zachwycona reprezentantem Gwinei i jego zdolnościami w prawie każdym wskaźniku gry jako pomocnik.
Keïta z Lipska był niesamowity w odbiorcą piłek i nieustępliwym specjalistą od pressingu, dysponował kreatywnymi podaniami, strzelał bramki i, co najbardziej ekscytujące, mijał przeciwników jak tradycyjny skrzydłowy, tylko że w środkowej części boiska.
Ted Knutson z renomowanej witryny internetowej Statsbomb nazwał go „najbardziej atletycznym młodym środkowym pomocnikiem, jakiego kiedykolwiek obserwował”, podczas gdy Liverpool poprosił Stevena Gerrarda, ówczesnego trenera ich drużyny do lat 18, o wręczenie mu koszulki z numerem 8 podczas pierwszej wizyty Keïty w Melwood. Naby nie ukrywał ekscytacji:
- To był dla mnie niesamowity dzień. Jeśli ktoś taki daje ci swój numer na koszulce, to nie po to, żeby się nim bawić, ale po to, by spróbować osiągnąć tyle samo, co on. To jest moja motywacja.
Keïta przybył latem 2018 roku w ramach znaczącego remontu Liverpoolu, w ramach którego w ciągu 12 miesięcy Klopp wcielił w swoje szeregi Mohameda Salaha, Andy'ego Robertsona, Virgila van Dijka, Alissona Beckera i Fabinho. To była niezwykła seria transferów, tym bardziej, że duża część wydatków The Reds została pokryta ze sprzedaży Philippe'a Coutinho, Mamadou Sakho, Danny'ego Warda i Lucasa Leivy.
Od tego czasu Klopp powiedział, że w oczach klubu tylko Van Dijk i Alisson powinni być transferami typu „slam dunk”, ale Keïta z pewnością czuł, że też należy do tej kategorii i że Liverpool tego od niego oczekiwał.
Odbył pełny okres przygotowawczy ze swoim nowym klubem, podczas którego Klopp regularnie mówił o tym, jak łatwo przychodzi mu proces adaptacji – zwłaszcza w porównaniu z Fabinho, któremu zajęło trochę czasu, aby się zadomowić – a jego debiut w Premier League przeciwko West Hamowi dawał spore nadzieje. Keïta miał swój udział w zdobyciu dwóch z czterech bramek Liverpoolu i zagrał pełne 90 minut, podczas których pomoc The Reds nękała Marka Noble'a, Jacka Wilshere'a i młodego Declana Rice'a.
Następny mecz na wyjeździe z Crystal Palace przyniósł kolejne zwycięstwo, kolejny solidny występ i zabawę z Androsem Townsendem, która stało się viralem w mediach społecznościowych. „Naby przybył”, tak brzmiały hasła. Game-changer przybył.
Jednak minęło nieco ponad cztery lata i nagle zastanawiamy się, kiedy i czy zobaczymy jeszcze ponownie Keïtę w koszulce Liverpoolu, i nie możemy uniknąć wniosku, że „okazja” okazała się czymś przeciwnym.
Jego piąty sezon na Merseyside był prawie koszmarem. Nie grał od lipcowego starcia o Tarczę Wspólnoty przeciwko Manchesterowi City – a nawet wtedy zaliczył jedynie pięciominutowe wejście z ławki – i nie pojawił się nawet w składzie meczowym od remisu z Crystal Palace 15. sierpnia.
Kontuzja odniesiona podczas treningu w przeddzień porażki z Manchesterem United wykluczyła go z gry na ponad dwa miesiące, a nawet po powrocie do treningów pod koniec października, Keïta nie został uznany za wystarczająco zdolnego, by usiąść chociaż na ławce rezerwowych. Nawet w wygranym w ramach Carabao Cup meczu nad drużyną League One Derby County.
„Plus ça change”, powiedzieliby jego krytycy. Keïta jest kontuzjowany, woda jest mokra, a Ziemia się kręci. Jeśli niczego nie oczekujesz, nigdy nie będziesz rozczarowany i chociaż niektórzy nadal mają nadzieję, że wykorzysta potencjał 2017 roku, wielu fanów Liverpoolu nauczyło się nie oczekiwać zbyt wiele od czwartego pod względem ceny transferu w historii ich klubu.
W tej chwili kontrakt Keïty wygasa za siedem miesięcy, a za nieco ponad sześć tygodni będzie mógł negocjować umowę przedkontraktową z zagranicznym klubem. Pojawiło się zainteresowanie z Niemiec, gdzie wspomnienia z jego dwuletniego pobytu w Lipsku pozostają żywe. Spekuluje się również, że zarówno Juventus, jak i PSG mogą chcieć zrekrutować go latem.
Tymczasem Liverpool milczy. Źródła z Anfield długo twierdziły, że przedłużenie kontraktu jest w przygotowaniu, a jeszcze w czerwcu dyrektor sportowy The Reds, Julian Ward, spotkał się z Björnem Bezemerem, agentem Keïty, na Majorce, prowadząc „więcej niż przyjacielskie” rozmowy.
Bezemer, jak wiadomo, reprezentuje także Sadio Mané, a także byłych piłkarzy Liverpoolu, Taiwo Awoniyi’ego i Marko Grujića, więc jego relacja z klubem jest silna. Zaskakujące było więc to, że w ostatnich dniach letniego okienka transferowego w Niemczech pojawiły się historie sugerujące, że Keïta jest niezadowolony ze swojej sytuacji i że szuka transferu.
Źródła Liverpoolu natychmiast odrzuciły takie pogłoski, a późniejsza kontuzja Keïty i tak zniweczyła wszelkie potencjalne plany na sierpniowy ruch, ale prawie trzy miesiące później niewiele się zmieniło i decyzja musi zostać podjęta: czy The Reds chcą przedłużyć jego kontrakt, sprzedać go w styczniu, czy pozwolić piłkarzowi wartemu 52 miliony funtów wypełnić swoją umowę i odejść za darmo w czerwcu?
W tej chwili wszystkie trzy opcje są na stole, ale trzeba podkreślić, że pierwsza wydaje się najmniej prawdopodobna. Można się zastanawiać, jak Liverpool mógłby uzasadnić przedłużenie umowy o trzy lub cztery lata, za około 6 milionów funtów (7 milionów dolarów) rocznie graczowi, który gra tak mało w piłkę nożną?
Keïta rozegrał tylko 117 meczów od czasu przeprowadzki na Anfield, a jego kariera była szargana przez kontuzje ścięgna podkolanowego, problemy z pachwiną i kolanem, choroby i dolegliwości mięśniowe. Ma średnio 23,4 występów w sezonie i tylko 14 startów, a nawet jeśli wyłączymy aktualną kampanię, która nie jest jeszcze w połowie, liczby te skaczą jedynie do 29 i 18.
To nie tak źle, jeśli jesteś Harvey’em Elliottem lub Fabio Carvalho, młodzieńcami, którzy są stopniowo zapoznawani z dorosłą piłką, ale z pewnością nie wystarczy, jeśli jesteś czwartym najdroższym środkowym pomocnikiem w historii Premier League.
W tym momencie ważne jest, aby podkreślić, że nie jest on niestety pierwszym piłkarzem Liverpoolu, którego ciało sabotowało jego talent. Jak dobrzy mogliby być Daniel Sturridge, Jamie Redknapp, Fábio Aurélio, Harry Kewell czy Alberto Aquilani, gdyby nie prześladujące ich kontuzje? Nikt nie obwinia Keïty, chodzi o opłakiwanie nieszczęścia, które spotkało i jego, i Liverpool.
Zwłaszcza, że Naby miał swoje wspaniałe chwile w czerwonej koszulce. Odegrał swoją rolę w wygraniu Ligi Mistrzów w 2019 roku, a także w triumfie Premier League w kolejnym sezonie. Rozpoczął finały Pucharu Anglii, Pucharu Carabao i Klubowych Mistrzostw Świata, strzelał spektakularne gole i wystąpił w 40 meczach podczas zeszłorocznej kampanii, gdy Liverpool walczył o bezprecedensową poczwórną koronę. Nie był klapą, na pewno nie w tym sensie, co Mario Balotelli, Lazar Marković czy El Hadji Diouf.
Finał z tych 40 występów odbył się oczywiście w finale Ligi Mistrzów w Paryżu. Keïta wszedł na boisko jako późny zmiennik i miał szansę stać się bohaterem, gdy piłka potoczyła się ku niemu na skraju pola karnego Realu Madryt.
Jego strzał, okropnie niecelny, w pewnym sensie podsumowuje jego karierę w Liverpoolu. Wysokie oczekiwania, ale ostatecznie rozczarowanie, ponieważ wszyscy spodziewali się więcej.
Jest świat, w którym Keïta wraca do akcji po mundialu, zdrowy, głodny gry i w formie. Jest wystarczająco dobry, aby zrobić różnicę w zespole Kloppa, a w drugiej połowie kampanii jest wystarczająco dużo meczów, aby zapewnić sobie wiele okazji.
Tylko kto naprawdę wierzy, że tak się stanie? Było zbyt wiele „fałszywych świtów”, zbyt wiele artykułów z nagłówkami typu: „czy to jest jego chwila?” (sam napisałem kilka z nich przez lata!), zbyt wiele optymistycznych meczy, po których następowały trzytygodniowe nieobecności. Nadal ma lojalnych fanów, w których odżywa nadzieja na widok jego statystyk dotyczących pressingu i zdobywania piłek - za każdym razem, gdy pojawia się na boisku, ale nawet oni są realistami. Sześć minut w ciągu sześciu miesięcy nie jest tym, czego potrzebuje Liverpool, nie jest to coś, z czego będą cieszyli się w przyszłości, a już na pewno nie za to zapłacili tyle pieniędzy.
Jeśli, jak podejrzewam, kariera Keïty The Reds dobiegnie wkrótce końca, emocje będą mieszane. Będą ci, którzy wyśmieją ten transfer, ci, którzy zapamiętają dobre czasy, ci, którzy będą się złościć i ci, którzy wzruszą ramionami, powiedzą „do widzenia” i spojrzą w przyszłość.
Dominującym uczuciem będzie jednak smutek. Podczas gdy Liverpool przygotowuje się do kolejnej przebudowy środka pola, zawodnik, który powinien miał być bohaterem poprzedniej rewolucji, schodzi ze sceny, z medalami w kieszeni, ale niespełnioną obietnicą.
Neil Jones
Autor: Giotto
Data publikacji: 17.11.2022