LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1050

Nowy rok, stare problemy

Artykuł z cyklu Artykuły


Trudno jest wyodrębnić jeden najgorszy element tej okropnej porażki Liverpoolu.

W każdej formacji zaobserwowaliśmy rażącą słabość. Zbyt bezbronni w obronie, zbyt miękcy w pomocy, zbyt bezzębni w ataku.

Znaki ostrzegawcze można było dostrzec już podczas nieprzekonywujących zwycięstw nad Aston Villą i Leicester City po Świętach, które pozwoliły zbliżyć się Liverpoolowi do miejsc gwarantujących grę w Lidze Mistrzów. Nie można w ten sposób polegać na swoim szczęściu.

Jednak to spotkanie ukazało widok tak straszny, jakiego nie widzieliśmy od czasów pandemii, gdy drużyna Jürgena Kloppa grała bez kibiców. Cóż za początek 2023 roku, szczególnie, gdy Tottenham i Chelsea również się potknęli.

Liverpool został nie tylko pokonany, ale i zastraszony, a to jest zupełnie nie do zaakceptowania.

- Nieco przekraczają granice w ofensywie. Są sprytni. Gdy spojrzysz na każdą sytuację oddzielnie, dostrzeżesz pięć faulów, ale przez ten chaos nikt niczego nie widzi - stwierdził Kloop po pierwszej porażce Liverpoolu z Brentford od 1938 roku.

Menedżer mógłby jednak bardziej skupić się na błędach swojego zespołu. Nie było tu oczywiście żadnej niesprawiedliwości, a doskonały przykład całkowitego nieprzygotowania Liverpoolu do tego, z czym mają się mierzyć.

Brentford wyszedł na mecz bez najlepszego strzelca – Ivana Toneya. Mieli jedynie 27% posiadania piłki, ale siali spustoszenie bezpośredniością. W pierwszej połowie oddali osiem strzałów w polu karnym Liverpoolu. To, że wygrywali tylko 2-0, jest cudem.

Drażniący był brak organizacji i przywództwa. Mowa ciała dawała do myślenia. Liverpool był tak strasznie bierny – zawsze spóźniony, przegrywał wszystkie pojedynki na całym boisku.

Tak, mają problem z kontuzjami, a niedostępni byli Luis Diaz, Diogo Jota, Jordan Henderson, Arthur, James Milner i Roberto Firmino. Tak, widok debiutującego młodego Cody’ego Gakpo (co nastąpi zapewne Wolverhampton w sobotnim meczu FA Cup) podniesie wszystkich na duchu.

Tak, ich nudna linia pomocy błaga o ubogacenie jakością i dynamiką. Na dłuższą metę interesują się Portugalczykiem Matheusem Nunesem, który dołączył do Wolves ze Sportingu w sierpniu, ale nie jest to opcja na styczniowe okienko.

Jednakowoż pomysł, że jeden transfer rozwiąże wszystkie problemy, jest fantazją. Przed mundialem panowało powszechne fatalne samopoczucie, a długa przerwa i okres przygotowawczy w Dubaju niczego pod tym względem nie zmieniły. Pomimo wszystkich spotkań zespołu przy oglądaniu analiz wideo i czasu spędzonego na boisku treningowym problemy pozostały te same.

To, co charakteryzowało Liverpool, była intensywność. Ale to przeszłość. Już nie nakładają pressingu kolektywnie jak kiedyś. Nie wymagają już tyle od siebie w meczach. Wyglądają na niezgranych.

Może powodem jest fizyczne i psychiczne przemęczenie spowodowane poprzednim, 63-meczowym sezonem, gdy rywalizowali na wszystkich frontach do końca. Może plaga kontuzji połączona z brakiem wzmocnień.

Może chodzi o taktyczne dopasowywanie się po sprzedaży Sadio Mané i próbie wkomponowania w zespół zupełnie innego typu napastnika jakim jest Darwin Núñez. Może mają zbyt wielu graczy, którzy swój szczyt mają za sobą i zbyt wielu, którzy dopiero szukają swojej drogi lub nie są wystarczająco dobrzy.

Cokolwiek to jest, Liverpool ma problem, który jest szczególnie widoczny na wyjazdach. Wygrali jedynie dwa spośród ośmiu wyjazdowych spotkań w tym sezonie ligowym – zdobyli osiem punktów na możliwe 24. Jako pierwsi stracili bramkę w 10 na 17 spotkań w lidze. Zgodnie z danymi podanymi przez Opta, wykreowano przeciwko nim 51 groźnych sytuacji, ponad dwa razy więcej niż przeciw pięciu klubom, które znajdują się od nich wyżej w tabeli.

Wysoko ustawiona linia obrony prosi się o kłopoty, gdy inne formacje stosują tak słaby nacisk na rywala. Bardzo łatwo to wykorzystać. Liverpool stał się zbyt delikatny i brakuje mu siły ognia.

Może na Gtech Community Stadium wyglądałoby to inaczej, gdyby Núñez trafił do siatki na początku spotkania, gdy okiwał Davida Rayę. Ben Mee zablokował strzał Urugwajczyka, którego fatalna seria wciąż trwa. Núñez zmarnował 15 groźnych sytuacji w tym sezonie - więcej niż jakikolwiek gracz z najwyższej ligi. Jego pewność siebie dostaje lanie. Mohamed Salah był równie nieefektywny.

Wszystkich trzech goli Brentford dało się uniknąć. Pierwszy, przegrana główka Fabinho sprawiła, że piłka zagrana z rzutu rożnego przez Bryana Mbeumo, odbiła się od Ibrahimy Konaté i wpadła do siatki.

Każdy stały fragment gry powodował ataki paniki, a Liverpool nie był nawet w stanie ustawić się poprawnie. Dwukrotnie gole nie zostały uznane przez minimalny spalony, ale w końcu po zagraniu Mathiasa Jensena Yoane Wissa wbił piłkę do siatki.

Wystarczy spojrzeć na to zamieszanie w formacji defensywnej, gdy Brentford wrzucało piłkę na dalszy słupek, tak jak w szalonym meczu zakończonym 3-3 w poprzednim sezonie. Gdzie się podziała komunikacja, gdy Trent Alexander-Arnold został z dwoma zawodnikami do krycia? Musieli wiedzieć, co się święci.

- Druga bramka była prezentem dla Brentford. Z tego gola jestem naprawdę zły - powiedział Klopp.

Potrójna zmiana w czasie przerwy – Klopp potwierdził, że Virgil van Dijk narzekał na ból w udzie, ale zdjęcie Harveya Elliotta i Kostasa Tsimikasa było posunięciem taktycznym - dała pewne ożywienie. Tak czy inaczej, Liverpool mógł skończyć gorzej.

Alex Oxlade-Chamberlain swój setny mecz dla klubu w lidze przypieczętował pierwszą od niemal roku bramką, a Alexander-Arnold idealnym zagraniem przełamał długą passę bez asysty w tym sezonie.

Jednak rozpęd nie został utrzymany. Gdy Brentford okopał się jeszcze głębiej, by zabić emocje spotkania, Liverpoolowi skończyła się energia i pomysły. To dziwne, że Klopp był tak niechętny do wpuszczenia Fabio Carvalho, który od zdobycia bramki przeciw Manchesterowi City w Carabao Cup, nie wszedł na boisko przez trzy następne mecze.

- Trzecia bramka nie powinna zostać uznana. Gdy dwóch graczy jest w pełnym biegu przy kontakcie można stracić równowagę i się przewrócić - stwierdził Klopp.

Prawda jest taka, że Konate zbyt łatwo przegrał pojedynek o piłkę z Mbeumo. Reprezentant Francji, który zagrał swój pierwszy mecz od powrotu z mundialu, powinien być silniejszy, a kolejne skargi niczego nie zmienią. Ta sytuacja podsumowała występ Liverpoolu - był zbyt delikatny.

- Dla kibiców siedzących w domu lub w autobusie w drodze powrotnej do Liverpoolu to nie było wystarczające - zauważył Andy Robertson.

- Mówiliśmy o stabilności i tak dalej, ale ciągle tego nie osiągnęliśmy. Wygląda to tak, jakbyśmy robili jeden krok naprzód, a następnie jeden krok wstecz. W pierwszej połowie do każdej piłki byliśmy drudzy, żadnego doskoku. Musimy być szybsi w polu karnym, bardziej agresywni we własnej szesnastce.

- Występ przeciwko Leicester powinien być dla nas kopniakiem w tyłek, po którym powinniśmy powiedzieć: “tak, wygraliśmy, ale teraz musimy poprawić grę”. Trzy dni później znowu gramy źle.

Zespół, który w całym poprzednim sezonie przegrał jedynie dwa razy, przed półmetkiem obecnej kampanii zanotował pięć porażek. Aktualnie bliżej im do strefy spadkowej niż do prowadzącego w wyścigu Arsenalu. To tyle z wielkiego resetu, którym miały być Mistrzostwa Świata. Nowy rok, te same problemy Kloppa.

James Pearce



Autor: GiveraTH
Data publikacji: 04.01.2023