Kariera, która trwała 13 minut
Artykuł z cyklu Artykuły
Arthur Melo szeroko uśmiechał się, gdy przy obiektach treningowych w Kirkby zasiadał do rozmowy na temat ostatnich burzliwych 24 godzin.
Po oczekiwaniu przez całe lato na transfer z Juventusu, Brazylijczyk poczuł, że musi zaryzykować we wrześniowym deadline day i zdecydował się na wypożyczenie do Liverpoolu na cały sezon.
Telefon od Juliana Warda miał miejsce poprzedniego wieczoru po tym, jak kryzys w pomocy Liverpoolu pogłębił się przez uraz Jordana Hendersona w wygranym w dramatycznych okolicznościach meczu z Newcastle.
- Jestem naprawdę szczęśliwy, że mogę nosić koszulkę z tym słynnym herbem, który tak wiele znaczy w światowym futbolu. To marzenie - mówił w rozmowie z LFCTV tuż po przylocie z Turynu na badania medyczne.
- Grałem przeciwko Liverpoolowi. Wiem, jakie to uczucie być na stadionie z tymi kibicami. Byłem wówczas w drużynie rywali, ale teraz jestem po właściwej stronie i jestem naprawdę podekscytowany. Jestem pewny, że to będzie dla mnie niezapomniane doświadczenie.
- Moim celem jest powrót do swojego najlepszego grania, chcę zapracować na zaufanie menedżera. Czuję się gotowy.
Dla klubu Arthur - którego wypożyczenie kosztowało 4 miliony funtów wraz z sześciocyfrową tygodniówką - był przyzwoitym, tymczasowym uzupełnieniem z dobrym rodowodem i miał dodać nieco doświadczenia w pomocy. Dla zawodnika był to nowy początek, którego potrzebował, aby ożywić swoją karierę po trudnym okresie we Włoszech.
Prawie osiem miesięcy później, obie strony muszą się zastanawiać, co się wydarzyło od tamtego dnia.
W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy Arthur zagrał tylko raz w seniorskim zespole Liverpoolu - wchodząc we wrześniu z ławki rezerwowych na ostatnie 13 minut przegranego 4:1 meczu z Napoli w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Jeszcze nie zagrał w Premier League ani nie miał okazji poczuć słynnej atmosfery Anfield, o której mówił w swoim powitalnym wywiadzie. W rzeczywistości, jest mało prawdopodobne, by coś takiego się wydarzyło. Przez ostatnie trzy mecze 26-latek nawet nie znalazł się na ławce rezerwowych.
Arthur, który przygotowuje się do powrotu do Turynu tego lata, stał się zapomnianym człowiekiem w Liverpoolu, a oczekiwanie i podekscytowanie, które czuł tego jesiennego dnia w Kirkby, dawno już zniknęło.
Co zatem poszło nie tak?
Już na samym początku zaszło pewne nieporozumienie.
Juventus ogłosił, że Liverpool ma opcję wykupu Arthura za około 33 miliony funtów na koniec sezonu, gdy transfer do Merseyside został potwierdzony. Jednak osoby decyzyjne na Anfield twierdzą - i wciąż są co do tego przekonane - że nie negocjowali takiej klauzuli. Dla Liverpoolu wypożyczenie było tylko krótkoterminowym rozwiązaniem.
Początkowo klub zdecydował się nie szukać planu B po nieudanej próbie ściągnięcia reprezentanta Francji Aureliena Tchouameniego, który ostatecznie odszedł z Monaco do Realu Madryt. Odbudowa środka pola została odłożona na lato 2023 roku, ponieważ uważano, że wówczas będzie dostępnych więcej opcji.
Jürgen Klopp był początkowo przekonany, że jest zadowolony ze składu, który ma do dyspozycji przed rozpoczęciem sezonu, jednak jego zdanie zmieniło się, gdy forma zespołu zaczęła słabnąć i zaczęły się namnażać kontuzje. Alex Oxlade-Chamberlain, Curtis Jones, Thiago i Naby Keïta już mieli problemy z osiągnięciem kondycji meczowej, a do tego wszystkiego przyszedł cios w postaci kontuzji Hendersona, który wycofał się z gry w meczu z Newcastle 31 sierpnia.
Nagle spokój przestał być opcją. Konieczne były nagłe wzmocnienia, ale zawodnicy wystarczającej klasy, którzy byliby dostępni do wypożyczenia na tak późnym etapie okienka transferowego, byli trudni do znalezienia.
Arthur, który zaliczył 22 występy dla Brazylii i był częścią ekipy, która zdobyła Copa America w 2019 roku, wyróżniał się. Jego CV było imponujące. Świętował zwycięstwo w Copa Libertadores z Gremio w Brazylii, zanim w 2018 roku przeszedł do Barcelony za kwotę 34,5 milionów funtów. Hiszpański klub cenił go na tyle wysoko, że w jego umowie umieścił klauzulę wykupu w wysokości 350 milionów funtów.
W swoim pierwszym sezonie na Camp Nou zdobył z zespołem tytuł mistrzowski La Liga, a jego partner z zespołu, Lionel Messi, porównywał go do Xaviego. W maju 2019 roku pojawił się również na boisku w meczu na Anfield, kiedy Liverpool zszokował Barcelonę, odwracając wynik 3:0 na swoją korzyść w drugim meczu półfinałowym Ligi Mistrzów.
Latem 2020 roku przeniósł się do Juventusu w ramach kontrowersyjnej wymiany, dzięki której w drugą stronę powędrował Miralem Pjanić . Wielu podejrzewało, że była to próba zrównoważenia bilansu finansowego klubów. Jednak w Turynie szczęście zaczęło opuszczać Arthura - zdobył tylko jedną bramkę i zanotował jedną asystę w 63 meczach i był krytykowany za zbyt dużą liczbę kontaktów z piłką i spowalnianie tempa gry.
Przegapił początek ostatniego sezonu z powodu operacji błony chrzęstnej między kośćmi piszczelową a strzałkową w swojej prawej nodze, a po powrocie do gry miał trudności z utrzymaniem miejsca w pomocy zespołu Massimiliano Allegriego.
Jego perspektywy były słabe jeszcze przed tym, jak został pominięty podczas wakacyjnego tournée Juventusu po Ameryce w lipcu. Klub chciał pozbyć się go z listy płac, a już wcześniej interesowały się nim m.in. Valencia i Sporting Lizbona. Jednak to Liverpool podjął decyzję o pozyskaniu go. W klubie widziano w nim podobieństwa do Thiago, który przyszedł do The Reds sezon wcześniej z Bayernu Monachium, i uważano, że może on zapewnić niezbędne doświadczenie i jakość w środku pola.
- Co on wnosi? Jest naprawdę dobrym piłkarzem - chyba wszyscy zgadzamy się co do tego - mówił Klopp.
- Miał już bardzo ekscytującą karierę i jest wciąż dość młody. Może nadać grze rytm, jest świetnym rozgrywającym, ma szybkość z piłką przy nodze i naprawdę dobrze radzi sobie w ciasnych przestrzeniach. Bardzo mi się to podoba.
- Dlaczego mogliśmy wypożyczyć takiego piłkarza? Bo nie udało mu się w 100 procentach w Juventusie. Uważam to jednak za pozytyw, ponieważ wciąż ma w sobie potencjał.
Dużym problemem było to, że Arthur nie był gotowy, by od razu dołączyć do zespołu, gdy środek pola Kloppa był tak bardzo osłabiony. Nie grał od finału Coppa Italia z Interem w maju i był praktycznie o miesiąc w tyle za resztą drużyny, ponieważ do początku sierpnia nie rozpoczął swojego programu przedsezonowego z powodu bólu stopy. Tak więc nigdy nie mógł być szybkim rozwiązaniem, którego potrzebował wówczas Klopp.
Dwa dni po przyjeździe na Merseyside Arthur znalazł się na ławce rezerwowych w meczu przeciwko Evertonowi, a następnie zastąpił Harveya Elliotta podczas fatalnego wieczoru przeciwko Napoli, wykonując 11 z 13 podań w występie do zapomnienia, trwającym 13 minut. W sumie dotknął piłkę 21 razy - mało kto wtedy zdawał sobie sprawę, że będą to jedyne jego dotknięcia piłki w koszulce Liverpoolu.
Zaliczył jednak przynajmniej jakieś minuty na boisku. Wówczas Brazylijczyk musiał mieć jeszcze nadzieję na zbudowanie cennej dynamiki w kolejnych dwóch meczach Premier League przeciwko Wolves i Chelsea, jednak obydwa spotkania zostały odwołane po śmierci królowej Elżbiety II.
Wczesne treningi, w których brał udział w Kirkby, tylko podkreślały przed Kloppem i jego sztabem, jak wiele pracy będzie potrzebne, by w pełni odzyskał formę. Opracowano więc intensywny plan kondycyjny, który miał pomóc w jego postępach, a okres przerwy reprezentacyjnej we wrześniu uważano tu za kluczowy.
Podczas gdy pozostali niegrający w reprezentacji zawodnicy Kloppa dostali tydzień wolnego, Arthur dołączył do drużyny Liverpoolu do lat 21, prowadzonej przez Barry'ego Lewtasa, aby popracować nad swoją kondycją. I, co godne uznania, nie miał z tym problemu - zagrał 90 minut przeciwko Leicester City U-21, a trzy dni później poprosił o kolejny występ na wyjeździe z Rochdale w Papa John's Trophy.
Podczas gdy wielu zawodników - nawet nie takich, którzy grali razem z Messim i Cristiano Ronaldo - mogłoby kręcić nosem na grę przy Crown Oil Arena z tysiącem kibiców na trybunach. Arthur zachował jednak pełen profesjonalizm.
- Nasi chłopcy często trenują z pierwszym zespołem, ale to trochę inna sytuacja, gdy faktycznie grasz z kimś takim jak Arthur - powiedział Lewtas.
- Patrząc na niego, widzisz kogoś, kto wszystko robi poprawnie. To była naprawdę dobre doświadczenie dla chłopaków, którzy mieli go przez jakiś czas w pobliżu. Arthur był dla nich świetny. Do tego zrobił to na własną rękę, co pokazuje jego poziom profesjonalizmu. Naprawdę zrobił to z entuzjazmem.
Arthur, który wciąż miał nadzieję na wejście do składu reprezentacji Brazylii na Mistrzostwa Świata, nie zostawił nic przypadkowi - zatrudnił własnego fizjoterapeutę, trenera fitness i dietetyka, by pracować na co dzień nad dojściem do odpowiedniej formy. Nikt nie mógł kwestionować jego zaangażowania.
Jednak do czasu, gdy skład Kloppa zebrał się ponownie pod koniec września, kryzys kontuzji, który zastał Arthur przychodząc do klubu, zaczął się rozwiązywać. Henderson i Thiago byli już zdrowi i następny mecz przeciwko Brighton rozpoczęli na boisku obok Fabinho.
Następnie nadszedł ciężki cios. 3 października Arthur opuścił trening w Kirkby z ostrym bólem w lewej nodze. Tomografia wykazała, że zerwany mięsień wymagał operacji, która wyłączyła go z gry na trzy do czterech miesięcy.
Arthur zachował dobry nastrój mimo tego niepowodzenia. Swoim ponad pięciu milionom obserwujących na Instagramie powiedział, że "zrobi ze swoim zespołem wszystko, co trzeba, by wrócić silniejszym". Jego rodacy z drużyny - Alisson, Fabinho i Roberto Firmino - oraz jego dziewczyna Carol Miarelli, włoska dentystka, która pracuje również jako dziennikarka, okazywali mu wsparcie.
Włoskie media donosiły, że jego wypożyczenie zostanie przedwcześnie przerwane, ale Liverpool wciąż pozostawał silnie zaangażowany w pomoc w procesie jego rehabilitacji. Zawodnik nadal uczestniczył w meczach domowych razem Miarelli.
Na początku lutego wznowił pełne treningi, ale wtedy już został wykreślony ze składu Liverpoolu na Ligę Mistrzów, a jego perspektywy wyglądały jeszcze bardziej ponuro. Przed fazą pucharową przepisy pozwalają na trzy zmiany w składzie, więc Klopp zdecydował się dodać do listy nowo pozyskanego Cody'ego Gakpo, Keïtę i Oxlade'a-Chamberlaina.
Arthur zagrał w drużynie Liverpoolu do lat 21 mecz przeciwko Leicester City pod koniec lutego, a jego postawa i zaangażowanie na treningach zostały nagrodzone miejscem na ławce rezerwowych w marcowym meczu z Bournemouth - po raz pierwszy od pięciu miesięcy znalazł się w 20-osobowej kadrze meczowej Kloppa.
Jednak okazało się, że jego usługi nie były potrzebne. Tamten mecz rozpoczęli Fabinho, Elliott oraz Stefan Bajčetić i nawet mimo kiepskiej gry oraz desperackiej potrzeby zmian w meczu przegranym na południowym wybrzeżu 0:1, na boisko za nich weszli Henderson, James Milner i Fabio Carvalho.
Wyjście na boisko w Premier League pozostawało dla Arthura nieosiągalne, a jego największym wkładem w ten sezon było zdarzenie z minionego miesiąca w czasie meczu z Manchesterem City, kiedy Pep Guardiola świętował dziko przed nim oraz rezerwowym Kostasem Tsimikasem, którzy przechodzili akurat obok szkoleniowca City. Arthur chętnie zgodził się na uścisk dłoni z Guardiolą. Wyglądał na zadowolonego z faktu, że w ogóle jest zaangażowany w życie drużyny.
Arthur był rezerwowym także w meczu przeciwko Chelsea, jednak od tamtej pory stał się zbędny, a jego szanse zniweczył ostatni powrót po kontuzji Thiago i przebudzenie Curtisa Jonesa.
Personel Kloppa odnosi się do Arthura z sympatią. Nikt nie powie złego słowa na jego temat. Po prostu trafił do klubu w ramach panicznego transferu w czasie kryzysu, a nie był strategicznym wyborem. Kryzys jednak minął, zanim Artur mógł w pełni wykorzystać swoją szansę i pokazać, co potrafi.
Czas pojawienia się kontuzji uda był dla niego okrutny. Po utracie tak dużej ilości czasu na grę, ponownie próbował nadrobić zaległości w ostatnich miesiącach, ale Klopp, co zrozumiałe, zaufał innym piłkarzom w walce o kwalifikację do europejskich rozgrywek.
Arthur ma jeszcze dwa lata kontraktu z Juventusem, ale w Turynie nie ma dla niego przyszłości i latem ponownie zmieni klub. Przyszedł do Liverpoolu, aby odbudować swoją karierę, ale brutalna rzeczywistość jest taka, że ta jeszcze bardziej spowolniła.
Ironią jest, że kiedy zgodził się dołączyć do Liverpoolu, powiedział klubowi, że chce mieć wolny numer 29, który nosił w swoim pierwszym klubie - Gremio - ponieważ był „szczęśliwy”. Po męce ostatnich ośmiu miesięcy w kolejnym klubie może chcieć wybrać inny numer.
James Pearce
Autor: Bartolino
Data publikacji: 28.04.2023