Podróż Chiesy od Florencji do Merseyside
Artykuł z cyklu Artykuły
To jest Anfield. Miejsce otoczone czcią. I chyba tylko dla Enrico Chiesy mogłoby to być gdziekolwiek indziej.
Zamiast The Kop widział on tylko liczby i schematy gry migające mu przed oczami.
- Zastanawiam się tylko nad planem gry i zagraniami, które muszę wykonać, aby trener był zadowolony - powiedział.
To musiało być niesamowite uczucie - zagrać po raz pierwszy w wyjściowym składzie dla Włoch w ważnym turnieju właśnie na Anfield. Jednak Chiesa był albo pozbawiony emocji, albo ukrywał to, co naprawdę czuł.
- Naprawdę - powiedział w rozmowie z La Repubblica.
- Nic nie czuję, podchodzę do tego na chłodno.
To był dopiero jego drugi występ dla reprezentacji. Zdobył bramkę w swoim debiucie przed Euro 96 - strzelił wówczas gola po rzucie rożnym wykonywanym przez Alessandro Del Piero, dzięki czemu Włochy zdołały odwrócić wynik 2:0 w meczu z Belgią. Miał za sobą całkiem niezły sezon. Chiesa znakomicie współpracował z Roberto Mancinim w Sampdorii i strzelił 22 gole w 27 meczach.
Zagranie razem z Fabrizio Ravanellim przeciwko Czechom musiało być dla niego spełnieniem marzeń. Jednak, ponownie, Chiesa twierdził, że nie miał żadnych. Mawiał: "Myślę tylko o tym, co trzeba zrobić". To sprawiło, że La Repubblica określała go często jako piłkarza "mechanicznego". Jednak, wówczas dwudziestopięcioletni i mający wkrótce przenieść się za duże pieniądze do Parmy Chiesa wykonał dobrą robotę dla kadry Włoch. To dzięki jego starannemu wykończeniu Azzurrim udało się odpowiedzieć na otwierające trafienie Pavla Nedveda.
Federico, nowego zawodnika Liverpoolu, jeszcze nie było na świecie, gdy Enrico strzelał wspomnianego gola. Widział tylko powtórki w czasie, gdy dorastał. Jednak jego ojciec nigdy nie wspomniał, że to wszystko zdarzyło się na Anfield.
Samo wspomnienie okazało się ostatecznie słodko-gorzkie. Dziesięć minut po tamtym golu, kolega Chiesy z drużyny, Luigi Apolloni, został odesłany do szatni. Trener Włoch Arrigo Sacchi nie powtórzył manewru z 1994 roku, kiedy zastąpił Roberto Baggio po czerwonej kartce dla Gianluki Pagliuki przeciwko Norwegii na Giants Stadium. Pozostawił Chiesę na boisku, ale bezskutecznie. Czesi ponownie strzelili gola, Włochy przegrały i zostały ostatecznie wyeliminowane z turnieju już w fazie grupowej po remisie 0:0 z Niemcami na Old Trafford - wówczas Gianfranco Zola, który zajął miejsce Chiesy w składzie, nie wykorzystał rzutu karnego.
Co ciekawe, swój pierwszy mecz Liverpoolu Federico oglądał także na Old Trafford. Był na trybunach podczas meczu wygranego z United 3:0, w którym mistrzowską klasę zaprezentował Mohamed Salah, asystując przy obu bramkach Luisa Diaza i samemu strzelając gola.
Pomijając historię, łatwo było zrozumieć, dlaczego Chiesa powiedział "Tak, jak naszybciej", gdy Richard Hughes zadzwonił do niego, aby porozmawiać o dołączeniu do Liverpoolu. Występ The Reds na Old Trafford pokazał również, przed jakim wyzwaniem stoi Chiesa, jeśli chce regularnie grać, a nie być tylko elementem rotacji.
Trzy lata temu przenosiny na Anfield wydawałyby się logicznym kolejnym krokiem w jego karierze. Federico poszedł w ślady swojego ojca nie tylko zdobywając bramkę na Euro. Poszedł dalej, a nawet dużo dalej. Jego gol w zwycięskiej dogrywce z Austrią oraz bramka otwierająca wynik meczu z Hiszpanią uczyniły z niego gwiazdę, a Włochy niespodziewanie wygrały turniej po raz pierwszy od 1968 roku.
- Chiesa rozegrał finalnie siedem meczów - powiedział UEFA kapitan Włoch, Giorgio Chiellini.
- Jednak tak naprawdę liczyło się tych siedem minut, w których był niesamowity.
Wspomniane momenty wywołały ogromne, być może nawet nieproporcjonalne, podekscytowanie talentem Chiesy. Już wtedy miał podpisany kontrakt z Juventusem, który zawsze budował zespoły wokół trzonu złożonego z zawodników reprezentacji narodowej. Chiesa, wówczas zaledwie 22-letni, miał być wiodącą postacią Starej Damy przez wiele lat. Dołączył do klubu z dziewięcioletnią serią zwycięstw w Serie A. To n miał gwarantować przyszłość po Cristiano Ronaldo i wypowiadał się jak ktoś, kto pewnego dnia może przejąć opaskę od Leonardo Bonucciego i Chielliniego. Niestety, tak się nie stało.
Po ślubie z Lucią Bramani, który wziął podczas ceremonii w Grosseto w lipcu tego roku, Chiesa wrócił do Juventusu przed sezonem, aby dowiedzieć się, że jego klub chce rozwodu. Nowy trener, który wydawał się dla niego idealny, Thiago Motta, nie uwzględnił go w swoich planach. Chiesa, wraz z Victorem Osimhenem z Napoli, był najbardziej znanym członkiem "ludzi odpalonych" w Serie A. Jego kolega z drużyny, amerykański pomocnik Weston McKennie, również został na lodzie. Motta jednak po czasie przywrócił go do zespołu. Wydawało się, że otwiera to drzwi dla Chiesy. Motta był jednak nieugięty.
"Szanuję go, ale nic się nie zmieniło", powiedział trener dziennikarzom zapytany o Chiesę. Po odejściu do Liverpoolu Chiesa przedstawił swoją wersję wydarzeń w poście na Instagramie. Twierdził, że Juventus nigdy nie zaproponował mu przedłużenia kontraktu, który miał wygasnąć w 2025 roku.
Na pierwszy rzut oka pozwoliło to Liverpoolowi uzyskać okazyjną cenę za zawodnika. The Reds zgodzili się zapłacić 12 milionów euro (10,1 miliona funtów) w czterech ratach, wraz z trzema milionami euro dodatków związanych z wynikami. To wszystko musiało wywołać uśmiech na twarzy właściciela Fiorentiny, Rocco Commisso. Cztery lata wcześniej sprzedał on Chiesę do Juventusu za łączną kwotę 60 milionów euro. "Kto lepiej wyszedł na tej transakcji? Oni czy Rocco", zapytał w wywiadzie dla La Gazzetta dello Sport.
Będący niewielką stratą dla Juventusu, Chiesa był czystym zyskiem dla Fiorentiny. Zyskiem, którego klub nie spodziewał się, gdy zawodnik dołączał do klubu jako 10-latek. Gdy pisze się o synu piłkarza, który również osiągnął sukces, kusząca jest myśl, że jest on w pewnym sensie predestynowany do osiągnięcia sukcesu. Piłka nożna była zawsze obecna w rodzinie Chiesa. Federico pamięta, jak był na trybunach Ennio Tardini, gdy jego tata grał w ataku z Hernanem Crespo. Dorastał kopiąc piłkę z Marcusem Thuramem. Przyszli zdobywcy Pucharu Świata wpadali do niego na obiad.
"Gigi Buffon trzymał mnie na rękach, gdy byłem mały" - wspominał Chiesa w Turynie. "Mój tata zawsze lubi opowiadać mi o tym, jak Gigi przyszedł do nas z nażelowanymi włosami. Gdy tylko na niego spojrzałem, zacząłem płakać".
Wiele lat później panowie zagrają razem - to świadectwo długowieczności Buffona i potencjału drzemiącego w Chiesie. Podczas gdy Enrico kończył swoją karierę piłkarską na wzgórzach Toskanii, Federico znajdował się w Settignanese, klubie piłkarskim tuż za rogiem siedziby reprezentacji narodowej w Coverciano. To tam grają dzieci piłkarzy Fiorentiny, a byli piłkarze Fiorentiny trenują.
Nieżyjący już Kurt Hamrin, najlepszy strzelec Fiorentiny w historii znany jako "Mały Ptaszek", od początku swojego pobytu na Artemio Franchi wziął Federico pod swoje skrzydła. Maurizio Romei, prezes Settignanese, pamięta, że był pod wrażeniem poruszania się i koordynacji Chiesy. Jednak kiedy Fiorentina brała go do swoich zespołów młodzieżowych, nie był pewien, czy mu się uda. Najbardziej utalentowane dzieciaki są zwykle szybko wypychane wyżej i zmuszane do gry z zawodnikami dwa lub trzy lata starszymi. Zamiast tego Chiesa został zmuszony do gry z chłopakami młodszymi o rok.
Spośród innych synów piłkarzy w akademii, Riccardo Sottil (także skrzydłowy), był uważany za lepiej rokującego. Sottil, który nadal jest w Fiorentinie, grał dla Włoch na poziomie młodzieżowym. Wprawdzie Chiesa również, ale nie tak dużo, jak mogłoby się wydawać. Jako uczeń Międzynarodowej Szkoły we Florencji, gdzie uczył się w języku angielskim, Chiesa rozważał pójście na uniwersytet, aby studiować fizykę. Jednak wszystko odmienił Paulo Sousa. "Uwierzyłem w niego, gdy nie brano go na mecze w drużynie do lat 19 i zabrałem go ze sobą, by trenował z pierwszą drużyną w okresie przedsezonowym" - powiedział były trener Fiorentiny w wywiadzie dla La Gazzetta dello Sport na początku tego miesiąca.
Wielkim zaskoczeniem był fakt, że ni stąd ni zowąd Chiesa rozpoczął pierwszy ligowy mecz Fiorentiny w sezonie - i to na wyjeździe ze znienawidzonym Juventusem. Sousa powiedział mu o tym półtorej godziny przed rozpoczęciem spotkania i obserwował, jak robi się blady. To było w 2016 roku. Chiesa wciąż miał zaledwie 18 lat. Tamtej nocy na Allianz zagrał jako wahadłowy obrońca w przegranym 2:1 meczu z drużyną, która pod koniec sezonu miała dotrzeć do finału Ligi Mistrzów w Cardiff. Był to pierwszy z 34 występów w tej kampanii dla Chiesy, który powoli stawał się zawodnikiem budzącym nadzieje kibiców Fiorentiny.
Hat-tricki przeciwko Bolonii, podkręcone strzały prawą nogą z lewej strony i te przeszywające obronę sprinty sprawiły, że warto było kupić bilet na Artemio Franchi w czasie, gdy drużyna nie mogła przeskoczyć ósmego miejsca. Starsi chłopcy z Curva Fiesole musieli opowiadać swoim dzieciom o tym, jak oglądali tatę Federico, który partnerował Gabrielowi Batistucie w Lidze Mistrzów i strzelił gola przeciwko Barcelonie na Camp Nou.
Widzieli wysiłki Enrico w obu etapach półfinału Coppa Italia przeciwko Milanowi w 2000 roku, gdy Fiorentina sięgała po puchar. Federico był więc jednym z nich - kimś, kogo należało bronić, gdy na przykład trener Atalanty Gian Piero Gasperini krytykował go za nurkowanie.
Z drugiej strony, Florencja jest wymagającym miejscem do zaistnienia. To niespokojne, ambitne miasto jednego klubu, które przyzwyczajone jest do wielkich piłkarzy.
Chiesa pojawił się w trudnym momencie. Nastąpiła zmiana właściciela, kapitan klubu Davide Astori zmarł w hotelu drużyny przed meczem z Udinese. W ciągu czterech lat Chiesa miał pięciu trenerów. Kiedy odszedł do drużyny starego wroga, jego brat - również obiecujący piłkarz,który podawał wówczas piłki w Fiorentinie - był obrażany w Internecie, a przed Franchi pojawił się baner z napisem: "Nie ma większego braku szacunku niż zdrada tych, którzy cię wychowali. Florencja nie jest już twoim domem. Zdrajca".
W międzyczasie reprezentacji narodowej nie udało się zakwalifikować do Mistrzostw Świata po raz pierwszy od 60 lat. To tylko zintensyfikowało poszukiwania nowego bohatera. Chiesa zadebiutował w reprezentacji Włoch w wiosennych meczach towarzyskich, które odbyły się po niesławnej porażce ze Szwecją w fazie play-off. Tymczasowy trener Luigi Di Biagio pracował z nim na poziomie kadry do 21 roku życia i wystawił go w meczu towarzyskim na Etihad przeciwko Argentynie, a następnie wprowadził go na kolejny mecz pokazowy kilka dni później przeciwko Anglii na Wembley.
Pomijając kontuzje i ruchy w dniu deadline'u, takie jak transfer do Liverpoolu, Chiesa nieprzerwanie od tamtej pory jest częścią włoskiej kadry. Di Biagio, a zwłaszcza jego następca Roberto Mancini, zmienili system na 4-3-3, aby dać skrzydłowym takim jak Lorenzo Insigne i Domenico Berardi szanse, których ustawienie 3-5-2 nie dawało im w przeszłości.
W międzyczasie rozwój Chiesy miał być kontynuowany wraz z przejściem do Juventusu. Nie zaczęło się to tak, jak by sobie tego życzył. Chiesa został wyrzucony z boiska w swoim debiucie, w zremisowanym 1:1 meczu z Crotone, a początkujący trener Andrea Pirlo rozpoczął swoje niespodziewane i krótkotrwałe rządy w Juventusie bardzo źle. Niemniej jednak był to najlepszy sezon Chiesy w Turynie. Drużyna grała w taki sposób, że eksponowała jego mocne strony. Juventus przesunął linię defensywną wyżej, był ustawiony w formacji 2-3-5 w fazie posiadania piłki, a Chiesa pojechał na Euro z 24 punktami w klasyfikacji kanadyjskiej we wszystkich rozgrywkach.
Prawdopodobnie jeden z jego najlepszych występów miał miejsce w meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów Juventusu z Porto. Chiesa najpierw utrzymał Juve przy życiu dzięki bramce na wyjeździe w meczu przegranym 2:1 na Dragao i ponownie zrobił to ustrzeliwując dublet w rewanżu na Allianz. Niemal w pojedynkę doprowadził do dogrywki tylko po to, by grające w dziseięciu Porto zdobyło bramkę z rzutu wolnego za sprawą Sergio Oliveiry.
To był duży cios w rozczarowującym roku dla Juventusu, który ostatecznie stracił tytuł mistrzowski po dziewięcioletniej hegemonii.
Częściowo zachowali twarz w rozgrywkach Coppa Italia. Juventus wygrał w Reggio Emilia wśród powszechnego poczucia, że może to być rok przeciwników Atalanty. Do przerwy było jeden do zera, a na 15 minut przed końcem Chiesa zdobył zwycięską bramkę. Powiedział wówczas dziennikarzom:
- Przed meczem spojrzałem na Gigiego (Buffona) i powiedziałem: "Gigi, wygrałeś kilka trofeów, w tym kilka z moim tatą. Teraz zobaczysz, że wygrasz jedno ze mną".
Nie wystarczyło to jednak, by Chiesa został zawodnikiem wyjściowej jedenastki reprezentacji Włoch na Euro. Berardi strzelił 17 ligowych bramek, a Chiesa tylko osiem. Poza tym dokonał tego mając wokół siebie mniej utalentowanych zawodników, choć w drużynie trenowanej przez Roberto De Zerbiego w Sassuolo. Trzeba przyznać, że Berardi miałby teraz znacznie większą rozpoznawalność, gdyby opuścił klub z małego miasteczka na wcześniejszym etapie kariery. Zdobył ponad 100 bramek w Serie A i rozpoczął trzy z czterech pierwszych meczów Włoch na Euro w 2021 roku. Jedynym, w którym nie wystąpił, był ostatni mecz fazy grupowej z Walią, kiedy jego drużyna miała już zagwarantowany awans z grupy.
Austria zmieniła jednak wszystko.
Zapomniano już, jak niewiele brakowało, by Włochy odpadły z turnieju tamtej nocy. Marko Arnautović myślał, że dał Austrii prowadzenie na Wembley, jednak VAR nie uznał jego bramki. Chiesa wszedł za Berardiego dopiero w 84. minucie. Następnie strzelił gola w dogrywce. To, jak wspomniał Chiellini, były najważniejsze momenty Chiesy.
Do czasu półfinału 'czynnikiem X' w drużynie Włoch był Leonardo Spinazzola, który zerwał Achillesa w meczu z Belgią. Mancini zbudował rekordową, niepokonaną w 37 meczach drużynę nie wokół Chiesy, ale umiejętności Spinazzoli i Lorenzo Insigne po lewej stronie oraz zgrabnych, opanowanych podań Marco Verrattiego, Jorginho i Nicolo Barelli w środku pola. Kiedy pojawiła się presja, jak to miało miejsce w meczach przeciwko Hiszpanii w półfinale i Anglii w finale, tylna straż w postaci Chielliniego i Bonucciego utrzymywała Włochy w grze, dopóki Verratti i Jorginho nie odzyskali kontroli.
Jednak prawdopodobnie bardziej pamiętne niż heroiczne karne bronione przez Gianluigiego Donnarummy, piękny gol Insigne przeciwko Belgii i wybryki Chielliniego z Jordim Albą czy Bukayo Saką, były radosne chwile, które Chiesa zapewnił Włochom w meczach przeciwko Austrii i Hiszpanii. To były wprawdzie tylko przebłyski, jednak płonęły one jasno i długo, oślepiając ludzi, którzy myśleli, że rozegrał cały turniej na tym poziomie. To może zawładnąć wyobraźnią.
Kiedy Ronaldo opuszczał Juventus na rzecz Manchesteru United w dniu zamknięcia okna transferowego pod koniec tamtego lata, nagle nie było to takie ważne. Wszyscy czuli, że potencjał Chiesy jest większy niż kiedykolwiek wcześniej. Pirlo odszedł, a Max Allegri powrócił. O poprzednim sezonie nie trzeba było myśleć inaczej niż jak o wpadce. Ostatecznie jednak okazało się, że Juventus wcale nie powrócił. A Chiesa rozwalił sobie kolano.
Jego reputacja jako gracza wielkiego formatu została mocno nadszarpnięta nie tylko przez jego klub, ale także przez kraj, który nie zakwalifikował się do Mistrzostw Świata w Katarze po szokującej porażce w barażu z Macedonią Północną. Chiesa nie wyszedł na boisko dla Juventusu przez ponad rok, a kiedy to zrobił, był wahadłowym w przegranym 5:1 meczu z Napoli. Wówczas jego zardzewiałość i brak doświadczenia w grze na tej pozycji zostały bezlitośnie ukarane.
To był trudny okres w Juventusie. Zarząd podał się do dymisji w związku z dochodzeniem w sprawie transferów i innych spraw finansowych klubu. Kierownictwo zostało zbanowane. Punkty były odejmowane, ponownie przyznawane, a potem znów odejmowane. Pobyt w elitarnym klubie jest w najlepszym wypadku stresujący. Nie jest to łatwe środowisko do powrotu. Nawet pomijając fakt, że niektóre z podsłuchów, które wyciekły do mediów i zostały ujawnione przez The Athletic, dotyczyły Chiesy.
Jednym z nich był urywek opisany przez Corriere della Sera, w którym ówczesny dyrektor piłkarski Federico Cherubini skrytykował swojego starego szefa Fabio Paraticiego za zapłacenie "zbyt dużej ceny" za niego i Dejana Kulusevskiego. Innym z doniesień tej samej gazety było to, że były prezes Andrea Agnelli przekazał opinię Cherubiniego o tym, jak Chiesa "nie wydaje mu się zawodnikiem, który może pozostać w Juventusie przez długi czas, ponieważ jego otoczenie domaga się znacznych podwyżek".
Te żądania płacowe, którym Chiesa później zaprzeczył w swoim pożegnalnym poście na Instagramie, nie wydawały się uzasadnione. W lidze włoskiej tylko raz udało mu się zdobyć dwucyfrową liczbę bramek i było to w jego ostatnim pełnym sezonie w Fiorentinie (10). Salah, który był w Fiorentinie, gdy Chiesa był jeszcze w akademii, strzelił 14, a następnie 15 w swoich ostatnich dwóch sezonach w Romie w wieku, w którym Chiesa jest dzisiaj. W zeszłym roku Allegri zapewniał, że "musi strzelić od 14 do 16 goli" i "marnuje się ustawiony szeroko".
Następnie Chiesa trafił do siatki cztery razy w swoich pierwszych pięciu meczach.
Początkowo wydawało się, że zmiany w sztabie trenerskim Allegriego odmienią styl zespołu na bardziej zgodny z najnowszymi trendami. "Musimy tak grać. To nowoczesny futbol" - powiedział Chiesa po wygranym 1:0 meczu z Udinese. Jednak w miarę upływu sezonu Juventus powrócił do niskiego bloku obrony oraz skromnej liczby tworzonych szans, które zapewniały czyste konta i wygrane mecze.
Drugi rok z rzędu wystarczyło to do walki o tytuł, aż do wiosny, kiedy to nastąpił gwałtowny regres do średniej. I choć styl gry nie odpowiadał mocnym stronom Chiesy, zbyt prosto byłoby złagodzić ocenę jego sezonu, powołując się tylko na negatywne nastawienie Allegriego.
Juventus dotarł do finału Ligi Mistrzów w 2015 roku, poświęcając środkowego obrońcę, aby móc grać dwoma napastnikami i zebrać w jednej drużynie Paula Pogbę, Claudio Marchisio, Arturo Vidala i Andreę Pirlo. W 2017 roku Juventus powrócił do finału z drużyną, w której grali jednocześnie Paulo Dybala, Gonzalo Higuain, Mandžukić i Juan Cuadrado. Każdy, kto widział w tamtych latach Juventus grający z Dortmundem, z Bayernem Monachium, Barceloną czy Realem Madryt, przyzna, że Allegri nie grał antyfutbolu. Przynajmniej nie w tych meczach.
Dusan Vlahović strzelił 16 ligowych bramek w zeszłym sezonie, więc chociaż trudno było strzelić gola w Juventusie, nie było to niemożliwe. Grając bliżej Serba, myślano, że Chiesa będzie w stanie od niego momentami odskoczyć. Jednak jego naturalne instynkty oznaczały, że ciągle dryfował na flankę, z dala od bramki, odłączony od swojego partnera. Chiesa często wyglądał na sfrustrowanego. Tylko dziewięć razy zagrał całe 90 minut. Z jednej strony Allegri wciąż starał się go chronić, gdy wracał po kontuzji. Z drugiej strony wydawało się, że Kenan Yildiz, nastoletni nr 10, który wydawał się czuć znacznie bardziej komfortowo między liniami, lepiej współgrał z Vlahoviciem.
"Zawsze jestem pierwszy do zmiany", mówił z niezadowoleniem Chiesa, gdy zszedł z boiska w kwietniowych Derby della Mole. Był to czwarty raz, gdy Allegri ściągnął go z boiska przed 70. minutą. Niemniej jednak, po ponownym wygraniu Coppa Italia w maju, Chiesa nie wierzył, że rozegrał swój ostatni mecz dla Juventusu.
- Chcę zostać w tym wspaniałym klubie - powiedział na konferencji prasowej.
- Chcę zabrać klub z powrotem tam, gdzie zasługuje.
Gdy Chiesa wyjeżdżał na Euro, myślał, że nadal będzie grał na Allianz, nie na Anfield.
Chociaż jego sprzedaż nie była zaskoczeniem, biorąc pod uwagę chęć Juventusu do obniżenia kosztów wynagrodzeń, uderzające było to, że Motta nie lobbował u dyrektora sportowego Cristiano Giuntoliego, aby znaleźć cięcia gdzie indziej - aby zatrzymać Chiesę. Zakaz dopingowy, który otrzymał Pogba, już zmniejszył koszty operacyjne Juventusu, pomogło również odejście Wojciecha Szczęsnego na emeryturę.
Nic z tego nie powstrzymało jednak Juventusu przed pokazaniem Chiesie drzwi. Pozostawiony poza składem na mecz otwarcia sezonu z Como, Motta wypromował bezimiennego skrzydłowego, Samuela Mbangulę, z klubowego projektu Next Gen. Mbangula strzelił gola i asystował w swoim debiucie. Następnie Juventus podpisał kontrakty ze skrzydłowymi Nico Gonzalezem i Francisco Conceicao. Klub nie mógł być chyba bardziej stanowczy w sygnalizowaniu swoich zamiarów wobec Chiesy. To, że z transferem musiał czekać do końca lata, było ostatecznie spowodowane spadkiem jego wyceny i chęcią odejścia tylko do odpowiedniego klubu.
Nic z tego nie powstrzymało jednak Arne Slota ani fanów Liverpoolu przed ekscytowaniem się jego transferem. Patrząc na pytanie Commisso o to, kto lepiej wyszedł na tej transakcji, warto pamiętać, że Liverpool pozyskał zawodnika wartego 60 milionów euro za 20 procent tej ceny, a ten skończy 27 lat dopiero w przyszłym miesiącu. Nie zdejmie to presji z klubu, by podpisać z Salahem nową umowę, ale przynajmniej Liverpool ma zastępstwo, jeśli nie dojdzie do porozumienia. Nawet w erze PSR 12 milionów euro to grosze i niskie ryzyko dla Liverpoolu, który ma teraz gracza mogącego grać i konkurować z każdym zawodnikiem ofensywnego trio w zespole.
- Pracuje naprawdę ciężko, na boisku i poza nim, do tego łączy to ze zdobywaniem bramek - powiedział o nim Slot.
- Jest bardzo agresywny bez piłki. Może grać na wielu pozycjach - po prawej, lewej stronie, a może nawet na środku - to czyni go bardzo interesującym nabytkiem.
Po tym, jak poszedł w ślady swojego ojca, strzelając bramki na Euro, teraz Chiesa może dorównać mu także na Anfield. Fede, jak nazywają go koledzy z drużyny, znaczy po włosku "wiara". Juventus jej nie zachował. Liverpool ją okazał. Teraz od Chiesy zależy, czy na nią zasłuży.
James Horncastle
Autor: Bartolino
Data publikacji: 13.09.2024