David Lynch specjalnie dla LFC.PL!
Artykuł z cyklu Artykuły
Znani dziennikarze i eksperci w ostatnim czasie odwiedzili nasz serwis. Jako, że ostatnia rozmowa była z rodakiem, następna musiała być z kimś zza granicy. I tak też się stało. Postanowiłem zaprosić do rozmowy Davida Lyncha, reportera klubowego, który od jakiegoś czasu pracuje również na własny rachunek. Przed wami kolejna ciekawa rozmowa.
S.B: Miło mi Cię powitać w naszych progach! Zacznijmy niestandardowym pytaniem. Liverpool to nie tylko klub piłkarski, ale też miasto z ogromnym dziedzictwem. Jak według Ciebie klub odzwierciedla ducha i charakter tego miasta? Czy widzisz jakieś podobieństwa między historią klubu a trudną historią regionu?
D.L: Niestety, nowoczesna piłka nożna stopniowo niszczyła i nadal niszczy wiele więzi między miastem a klubem, które kiedyś były silniejsze, ale na szczęście pewne cechy wciąż się przebijają, głównie dzięki kibicom na trybunach. Fani na Anfield są dowcipni, wspierają swoich zawodników do granic możliwości i robią wszystko, by zastraszyć rywali, czyniąc stadion jednym z najtrudniejszych miejsc do gry w Anglii. Myślę, że to doskonałe odzwierciedlenie miasta, które łączy ciepło, humor, ale też ma surowe, twarde krawędzie, które sprawiają, że jest wyjątkowe.
S.B: W takim razie jak opisałbyś wpływ miasta na rozwój klubu? Myślisz, że klub byłby tym, czym jest dziś, bez unikalnego charakteru Liverpoolu?
D.L: Z pewnością nie byłby tak znany bez kibiców, o których wspomniałem wcześniej, ale też ogólnie ludzi, którzy zamieszkują ulice miasta. Jeśli zapytasz kogokolwiek na świecie o Liverpool, zazwyczaj nie przychodzą na myśl konkretni piłkarze, ale Kop i tłum na Anfield. To ikoniczne, głównie dzięki pracy fanów, którzy przynoszą flagi i tworzą cały ten hałas i oczywiście, uważam, że nigdzie indziej w Anglii kibice nie robią tego lepiej niż w Liverpoolu. Przychodzisz na stadion i widzisz co się dzieje, oglądasz w telewizji mecze i widzisz to samo. Jest kolorowo i głośno. Wiedzą, kiedy krzyknąć, kiedy mocniej wesprzeć. Miasto zdefiniowało wiele aspektów i podobnie jest w klubie. To nie jest jednowymiarowe. Stworzyła się pewnego rodzaju synergia i jedno przenika przez drugie.
S.B: Czyli możemy potwierdzić, że fani Liverpoolu są najlepsi na świecie (śmiech)! W świecie pełnym analiz, raportów i newsów sportowych, jak starasz się wyróżnić swoje teksty i dać czytelnikom coś więcej niż tylko wynik meczu lub informacje transferowe? Na samych social mediach przewija się mnóstwo takich newsów. Czy uważasz, że dziennikarstwo sportowe może wpływać na sposób, w jaki postrzegamy piłkę nożną i zmieniać postawy kibiców?
D.L: Oczywiście, że są najlepsi (śmiech)! Dobre pytanie. Moim głównym celem jest, aby każdy, kto czyta moje teksty, dowiedział się czegoś, czego wcześniej nie wiedział o Liverpoolu. Faktem jest, że zawsze będą dziennikarze, którzy lepiej zbierają informacje i można zauważyć, że w ostatnich latach informacje są przekazywane wąskiej grupie reporterów, zamiast być dostępne dla wszystkich. Wciąż na szczęście istnieją historie i szczegóły, które fani chcą usłyszeć i zawsze staram się je odnaleźć i wpleść w to, co piszę. To może być czasem nawet jakaś mała historia, obok której nikt by nie przeszedł, a ja zwrócę na nią uwagę. Wtedy biorę się do roboty, publikuję i zawsze liczę na to, że przeczytacie coś ciekawego. Mam nadzieję, że często mi się to udaje!
S.B: Wiele razy! Powiedz w takim razie z jakim największym wyzwaniem spotykasz się jako redaktor, kiedy piszesz o klubie o globalnej popularności jak Liverpool? Czy czasem czujesz presję, aby przedstawiać pewne historie w określony sposób?
D.L: Jedną z niewielu frustracji jest sytuacja, kiedy piszesz coś o klubie, o czym wiesz, że jest prawdą, ale ludzie nie chcą tego zaakceptować, niezależnie czy to będzie krytyka, czy czasem nawet pochwała. Ponieważ to Liverpool, zawsze znajdą się osoby, które powiedzą, że im się to nie podoba! Staram się natomiast, aby to nie wpływało na to, jak piszę.
S.B: Zdarzały się momenty, że miałeś tego dość?
D.L: Bardzo rzadko, ale myślę, że każdemu coś takiego się zdarzyło. Czasem to kwestia gorszego okresu w klubie, czasem innych sytuacji. Koniec końców trzeba iść do przodu i robić najlepiej jak się potrafi.
S.B: Skoro już wywołaliśmy te najlepsze rzeczy. Gdybyś miał wybrać jeden moment z historii klubu, który uważasz za symboliczny dla tego, czym jest Liverpool FC, jaki to byłby moment i dlaczego?
D.L: Było wiele takich momentów, na nasze szczęście! Wybierając jakiś z czasów, gdy byłem reporterem klubowym, musiałoby to być zwycięstwo z Barceloną. Wbrew wszelkim rozmowom o „micie Anfield” ze strony przeciwników, tamta noc podkreśliła prawdziwą siłę stadionu. Faktem jest, że stało się to samospełniającą się przepowiednią – magiczne rzeczy dzieją się na Anfield, a piłkarze wierzą, że wszystko jest możliwe, zanim piłka zostanie kopnięta. Mam nadzieję, że nadal będziemy świadkami takich nocy.
S.B: Rozumiem, że jakbyś nie był reporterem, to odpowiedzą byłby Stambuł?
D.L: Pewnie by tak było! Kolejny cud. Kolejna wspaniała noc.
S.B: A jak widzisz przyszłość futbolu w Liverpoolu w czasach, gdy globalizacja i pieniądze odgrywają coraz większą rolę w sporcie? Czy martwi Cię, że kluby piłkarskie stają się bardziej międzynarodowymi korporacjami niż lokalnymi instytucjami? Możemy wiele rzeczy romantyzować, jednak o tak wielkie wydarzenia coraz trudniej w dobie tylu meczów, a wspomnienia są zawsze bardzo silne.
D.L: Myślę, że ten moment już dawno przeminął, niestety, ale teraz ważne jest, aby zachować lokalny charakter w miarę dalszego rozwoju. Z mojego doświadczenia wynika, że klub wciąż jest pełen Scouserów i pasjonatów Liverpoolu i wiem, że robią wszystko, co w ich mocy, aby klub pozostał zakorzeniony w mieście, nawet jeśli to staje się coraz trudniejsze. Biznes, nowoczesny świat futbolu i zachodzące zmiany są raczej nie do zatrzymania. Coś uciekło bezpowrotnie. Na szczęście zdarzają się wciąż takie wielkie mecze i możemy być szczęśliwi, że dane jest nam je przeżywać, nawet jeśli dwa tygodnie wcześniej przeżyliśmy upokorzenie na innym stadionie. Można pozostać romantykiem, pomimo zachodzących zmian.
S.B: Zapamiętam ostatnie zdanie. W takim razie czy w erze pełnej cyfryzacji i mediów społecznościowych, piłka nożna wciąż budzi te same emocje co kiedyś? Czy jest coś, co według Ciebie straciliśmy jako kibice w tym nowoczesnym świecie futbolu?
D.L: Myślę, że tak! Jeśli już, to czasami emocje są nawet większe, ponieważ wydaje się, że każdy kibic na całym świecie angażuje się w zdobyte bramki czy zwycięstwa. Tak, pewne rzeczy zostały utracone, ale emocje są prawdopodobnie większe niż kiedykolwiek wcześniej. Podczas meczów widzisz jak kibice wchodzą w internetowe zatargi z innymi, jak publikują wszystkie informacje. Przed meczem i po końcowym gwizdku dyskusję wracają. To piękne i jeśli coś możemy uznać za zaletę tej pędzącej machiny, to właśnie dostęp do internetu, który w parze z rozwojem piłki nożnej na nowo rozpalił dyskusję o tym sporcie. Czasem wystarczy iskra a social media potrafią zapłonąć.
S.B: No to mam już kolejne pytanie. Jak zmieniła się Twoja percepcja odkąd zacząłeś pisać profesjonalnie o Liverpoolu? Czy postrzegasz drużynę inaczej jako dziennikarz niż kiedyś jako kibic?
D.L: Myślę, że stajesz się trochę bardziej cyniczny, zwłaszcza gdy klub próbuje wpłynąć na Ciebie, byś napisał bardziej pozytywnie o ich działaniach. Ważne jest, aby dziennikarze potrafili odłożyć na bok lojalności, by krytykować tak ostro, jak to konieczne, w kwestiach takich jak rosnące ceny biletów czy Superliga. Jeśli zaś chodzi o piłkarzy, jesteś bardziej skłonny być dla nich wyrozumiały, szczególnie kiedy widzisz z bliska, jak są utalentowani i jak ciężko pracują. Dlatego rzadziej zobaczysz nadmierną krytykę ze strony dziennikarzy, którzy mają kontakt z drużyną.
S.B: Wreszcie jakieś insiderskie info! Długo trzeba było czekać (śmiech). Żeby już tak bardzo nie drążyć, powiedz jakie jest Twoje największe marzenie zawodowe, jeśli chodzi o Liverpool FC? Czy jest coś, co chciałbyś odkryć, napisać lub przeżyć jako dziennikarz?
D.L: Do usług (śmiech)! Szczerze mówiąc, prawdopodobnie już to osiągnąłem, będąc regularnym gościem na loży prasowej Anfield, relacjonując finały Ligi Mistrzów i zdobycie Premier League. To wszystko, czego kiedykolwiek chciałem, więc nie jestem zachłanny i nie oczekuję więcej!
S.B: No to w takim razie, wrócę do drążenia innych tematów. Czy klub/ludzie z otoczenia kontrolują czasem artykuły wypuszczane przez This is Anfield? Są jakieś tematy, których nie lubią gdy są poruszane?
D.L: Nie będzie to pewnie oryginalna odpowiedź, ale będzie prawdziwa. Żaden szanujący się dziennikarz nie pozwoliłby klubowi blokować tego, co pisze, chyba że nie mógłby całkowicie zweryfikować, że to co pisze jest prawdą. Zawsze dajesz klubowi możliwość przedstawienia swojej wersji historii, aby lepiej ją zrozumieć, ale nie mogą cię powstrzymać przed napisaniem czegoś, chyba że jest to fabrykacja. Mówimy w tym momencie o czymś zupełnie innym.
S.B: Nie będzie to chyba najbardziej kontrowersyjny wywiad w historii tego serwisu (śmiech). W swojej karierze napisałeś wiele o triumfach i porażkach. Czy uważasz, że Liverpool jest bardziej definiowany przez swoje sukcesy czy przez trudności, z jakimi musiał się zmierzyć?
D.L: Musisz mi wybaczyć! Jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie… zdecydowanie przez swoje sukcesy! Fakt, że wygrali sześć Pucharów Europy, mówi wszystko. Etos budowany przez lata powstał na sukcesach i porażkach, jednak to wielkie zwycięstwa tworzą kluby. I tak jest w tym przypadku.
S.B: Nie byłoby pewnie wielu sukcesów, gdyby nie wielcy piłkarze i wielkie transfery. Liverpool ma wyraźną filozofię transferową opartą na młodych, utalentowanych zawodnikach. Czy uważasz, że jest to wystarczająca strategia w czasach, gdy inne czołowe kluby inwestują setki milionów w gotowe gwiazdy? Czy klub nie ryzykuje, że zostanie z tyłu?
D.L: Wystarczy spojrzeć na wyniki, aby zobaczyć, że jest to najlepszy sposób działania. Gdyby nie Manchester City (który jest przedmiotem śledztwa, które może ich zdegradować) i Real Madryt (największy klub na świecie), w ostatnich latach Liverpool zdobyłby trzy tytuły Premier League i trzy Ligi Mistrzów. Nie rozumiem obsesji na punkcie wydawania więcej, skoro prawdopodobnie nie zmniejszy to różnicy do City, które mogło oszukiwać, ani Realu Madryt, który zawsze będzie większym graczem finansowym. Także dla mnie filozofia klubu jest jasna i przede wszystkim skuteczna. I niech taka pozostanie.
S.B: Zwracam honor, będzie trochę kontrowersji w tej rozmowie! W tym sezonie Liverpool wrócił do Ligi Mistrzów. Czy widzisz ten zespół jako faworyta do wygrania turnieju? Jakie są Twoje przewidywania odnośnie naszych szans na europejskim froncie?
D.L: Myślę, że fakt, że jesteśmy wyraźnie jednym z lepszych angielskich zespołów, automatycznie stawia nas wśród faworytów. Pamiętajmy także o historii w tych rozgrywkach. Nie wiemy jeszcze, jak Arne Slot dostosuje się do zarządzania zespołem na najwyższym poziomie europejskich rozgrywek i jest duża szansa, że ten sezon będzie dla niego krzywą uczenia się. Spodziewam się, że Liverpool dotrze do późnych faz, ale co dalej, to już zobaczymy. Start jest jak najbardziej udany, jednak podejrzewam, że pojawią się gorsze spotkania i straty punktów.
S.B: W takim razie triumf w Premier League czy w Lidze Mistrzów?
D.L: Byłem jednym z niewielu, którzy byli na stadionie w nocy, kiedy Liverpool podnosił trofeum Premier League, więc chciałbym zobaczyć, jak wygrywają to ponownie, aby inni kibice mogli doświadczyć tego momentu. To po prostu nie wyglądało tak, jak sobie to wyobrażałem i naprawdę mam nadzieję, że taki dzień nadejdzie w najbliższej przyszłości. Pełne trybuny, głośnie Anfield, mistrzowska feta na stadionie. Tak to powinno wyglądać.
S.B: Zakładając, że w tym długim sezonie pojawią się urazy, na pewno będziemy obserwować młodych zawodników w akcji. Jeśli nie w lidze, to na pewno w rozgrywkach pucharowych. Na którego z młodych piłkarzy LFC liczysz najbardziej?
D.L: Myślę, że możemy wykluczyć Harvey'a Elliotta, Conora Bradleya i Jarella Quansaha, bo są już mocno ugruntowanymi gwiazdami, więc pewnie powiedziałbym Trey Nyoni. To, że Arne Slot chce go angażować do składu tak często, jak tylko może, pomimo jego młodego wieku mówi wszystko. Ten chłopak będzie supergwiazdą.
S.B: Uważam tak samo, ale najwyraźniej wielkie umysły myślą podobnie (śmiech). Skoro już pojawił się temat Harveya. Powiedz proszę, jak to jest przeprowadzić wywiad z piłkarzem klubu? Czułeś dumę, stres? Elliott był idealnym rozmówcą?
D.L: Inaczej byśmy nie rozmawiali! (śmiech)! Nie czuję już tak dużego stresu przy tych wywiadach, to zaleta doświadczenia – bardziej traktuję to jako przywilej. Ale zawsze chcesz uzyskać dobrą wypowiedź. Na szczęście, ten skład pełen jest graczy, którzy mówią interesująco i mają coś ciekawego do powiedzenia, co bardzo pomaga. Myślę, że każdy zawodnik, z którym rozmawiasz będzie idealnym rozmówcą. Wiele zależy od kwestii przygotowania do takiej rozmowy. Jak się przygotujesz idealnie to wywiad będzie idealny!
S.B: W związku z idealnymi sytuacjami, czy Arne Slot za rok będzie trenował Trenta, Virgila i Salaha?
D.L: Mam nadzieję! Ale nie ufałbym nikomu, kto mówi o tym z pewnością, ponieważ wszystko jest jeszcze otwarte. Jeśli miałbym zgadywać, powiedziałbym, że Trent i Virgil zostaną, a może Salah odejdzie, ale wszystkie opcje są wciąż możliwe. Wiemy, że rozmowy z niektórymi zawodnikami trwają i trzeba uzbroić się w cierpliwość.
S.B: Cierpliwość towarzyszy kibicowaniu tej drużynie. W takim razie jak zapatrujesz się na transfery zimą? Też będziemy musieli pozostać cierpliwi do następnego, wielkiego lata?
D.L: Myślę, że na zimowy transfer jest duża szansa. Nie sądzę, żeby pragnienie Liverpoolu, by wzmocnić środek pola, osłabło od lata, więc główne pytanie brzmi, czy Martin Zubimendi lub inny cel będą dostępni. Jak wiemy, Liverpool nie dokonuje transferów dla samego transferu, to musi być odpowiedni zawodnik. Slot popracuje z kadrą połowę sezonu i będzie wiedział o zawodnikach więcej niż w lecie. To może spowodować, że klub otworzy się na rynek transferowy.
S.B: Chciałbym! Jako, że powoli zmierzamy do końca, muszę zapytać o coś, co zagrzało fanów i ekspertów na całym piłkarskim świecie. Jak zapatrujesz się na przyszłość kadry z Tuchelem? Piłkarze LFC będą mieli łatwiej?
D.L: Chcę wierzyć, że światowej klasy trener jak Tuchel dostrzeże wartość w regularnym wybieraniu Trenta w jego preferowanej pozycji i pozwoli mu wpływać na zespół w pozytywny sposób, tak jak to robi w Liverpoolu co tydzień. Może Curtis Jones także dostanie więcej szans, bo Tuchel wydaje się lubić pomocników, którzy potrafią utrzymać solidność w rozgrywaniu i posiadaniu piłki. Ważne, by nie doznali kontuzji na międzynarodowych zgrupowaniach, to najważniejsze!
S.B: O tak. Wirus FIFA już nie raz nas pozbawił kluczowych zawodników. Przy okazji muszę tutaj odnotować, że Curtis Jones powinien być nominowany do złotej piłki! Jest wybitną jednostką! Wybacz, musiałem to powiedzieć, gdyż obiecałem przeprosić go za złe słowa wypowiadane w jego kierunku. Po meczu z Chelsea już nic złego nie powiem (śmiech). Tradycyjnie na zakończenie. Jedna rada dla fanów Liverpoolu w Polsce.
D.L: Myślę, że żaden polski kibic Liverpoolu nie potrzebuje mojej rady. Mieliście wybór spośród wszystkich klubów Premier League i wybraliście ten właściwy – wydaje mi się, że świetnie sobie radzicie!
S.B: W takim razie przekazuję to kibicom i dziękuję za rozmowę!
Przy okazji zapraszam do odwiedzania Twojej strony http://davidlynchlfc.co.uk
D.L: Dziękuję również i zapraszam do lektury!
Rozmowę tradycyjnie przeprowadził Sebastian Borawski
Autor: Gall1892
Data publikacji: 24.10.2024