TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1847

Radosław Przybysz specjalnie dla LFC.PL!

Artykuł z cyklu Artykuły


Kolejna przerwa na kadrę, to kolejny lament kibiców Premier League. Skoro nie możemy oglądać piłkarzy najlepszej ligi świata, to możemy chociaż porozmawiać z ekspertami tejże ligi. I podczas tej listopadowej przerwy udało się porozmawiać z ekspertem Meczyków oraz Viaplay - Radkiem Przybyszem. Nadmieniam, że rozmowa odbyła się na kilka godzin przed spotkaniem Liverpoolu z Bayerem Leverkusen w Lidze Mistrzów, więc niektóre odpowiedzi mogą być już nieaktualne. Tradycyjnie jest to rozmowa tylko z pozorów o piłce nożnej. 

S.B - Miło mi powitać kolejnego eksperta w naszych skromnych progach! Żeby nie przedłużać, szybkie pytanie na początek. Jak w tych czasach młody kibic ma znaleźć klub do kibicowania? Mamy Real, mamy City, idziemy za trofeami. Choć wiem, że ci kibice City w Polsce dalej są tacy troszkę krytykowani za to, że kibicują klubowi sukcesu. No i tak idąc za tym pytaniem, czy znajdą się kibice, którzy, nie wiem, zakochają się w Brentford, Aston Villi , czy (nie w tym sezonie) Wolverhampton?



R.P - Świetne pytanie, ale kompletnie niespodziewane (śmiech). Myślę, że da się tak zrobić, ale kurczę, musiałbyś zapytać kogoś, kto kibicuje takim drużynom jak właśnie Brentford. Szczerze mówiąc w Polsce, chociaż jest to bez wątpienia ciekawy zespół i bardzo go lubię nie znam żadnego ich fana. Co do Aston Villi musiałbyś zapytać Maćka Cabana (Link do jego profilu tutaj). Może by zdradził ci, skąd się to wzięło. Im dłużej myślę o tym, wydaje mi się, że często młody kibic idzie za piłkarzem albo za piłkarzami, więc musiałbyś znaleźć ulubionego piłkarza i za nim pójść. Natomiast oczywiście najlepsi piłkarze, najbardziej medialni i najbarwniejsi grają w najlepszych klubach, więc nie ma przypadków w tym, że to jedno wynika z drugiego. Kurde, to jest naprawdę świetne pytanie! 


S.B - Mam tego więcej! Widzę jednak, że ta odpowiedź nie została zakończona, dlatego oddaje Ci głos!

R.P - Szukam idealnego rozwiązania. Kibic musiałby oglądać regularnie Ligę Angielską i musiałby ktoś tam wpaść mu w oko i za tym kimś zostać na dłużej. My tak nie mieliśmy za swoich młodych lat, tylko wtedy też tych meczów do wyboru było trochę mniej, a dzisiaj jest znowu kłopot bogactwa, takie mam wrażenie. Nie tylko w świecie transmisji sportowych, ale również masz tyle ciekawych i mocnych, mocnych przede wszystkim bodźców, że naprawdę musisz być hipsterem, żeby w świecie tylu mocnych bodźców trafił do ciebie akurat przekaz Brentfordu, Aston Villi czy Wolverhampton. Bardzo, bardzo trudne pytanie ale cholernie ciekawe. 


S.B - Myślisz, że fani pójdą w takiej sytuacji za Nottingham Forest i potężnym Chrisem Woodem? To też nie jest najbardziej atrakcyjnie grająca drużyna, ale ma swój styl, taki trochę sprzed lat. Wiem, że idę w kontrze do Twojej odpowiedzi o tych bodźcach, ale Forest w tej kampanii robią robotę.

R.P - Mogą się spodobać to fakt. Myślę, że im więcej takich zwycięstw jak z to z Liverpoolem, im więcej meczów, gdzie rzucają wyzwanie faworytom, tym lepiej się ich ogląda. Kiedyś Nuno Espírito Santo prowadził Wilki i to była drużyna, która mogła się podobać. Kto wie, trochę wydawało się, że ten trener już jest na aucie, a tutaj idzie bardzo mocno w tym sezonie i myślę, że gdyby podtrzymali taką formę jeszcze z miesiąc, dwa, to i Nottingham Forest będzie ulubionym klubem nie tylko Radosława Majewskiego, ale też myślę paru kibiców w Polsce. Na pewno już teraz kilku jest, ale pewnie takiej starszej daty, którzy pamiętają jeszcze takie dobre Forest sprzed wielu, wielu lat. W obecnych czasach było się ciężko w tej drużynie zakochać, bo tam był taki przemiał piłkarzy, a nie przekładało się to na żaden charakterystyczny styl, a teraz przynajmniej ten „swój” styl mają. Może nie jest najnowocześniejszy i najpiękniejszy, ale szczerze mówiąc w świecie, gdzie wszyscy chcą grać wysokim pressingiem, mieć kontrolę i tak dalej, to ja lubię też takie drużyny, które pokazują, że da się grać super, nie zawsze mając piłkę przy nodze przez 60% czasu. 

S.B - Proszę mi nie wypominać meczu z Liverpoolem, ok? Rozumiem, że to będzie pewnie trochę kontrowersyjny wywiad, ale na samym początku takie bomby?
Poza tym widzisz, nie tylko Liverpool spotkało zderzenie z potężnym Nottingham Forest, także myślę, że w tym sezonie jeszcze niejedną niespodziankę sprawią. Z drugiej strony myślisz, że jak ktoś się nie interesuje się Premier League, wejdzie sobie teraz losowo w momencie tego sezonu na tabelę, popatrzy Nottingham i zacznie się angażować, zobaczy te mecze, to czy on będzie mógł pozostać przy tym klubie?

R.P - Myślę, że tak. Myślę, że Morgan Gibbs-White to jest piłkarz, który zachęca do zostania przy tej drużynie jako jeden z najlepszych ofensywnych pomocników tej ligi, to na pewno. Myślę, że skrzydłowi też. Calum Hudson-Odoi to jest taka odwrotność, no już nie chcę mówić kalka Jadena Bowena, czy może Bukaio Saki. Chodzi mi o to, że schodzi na prawą nogę i gdzieś tam z narożnika pola karnego oddaje te swoje strzały a raz na jakiś czas jakiś wpadnie do bramki. Idąc dalej jest dynamiczny Anthony Elanga, czyli można powiedzieć mamy tutaj „odpady” z Manchester United i Chelsea.Trochę jak ich trener i napastnik Chris Wood, czyli ludzie, którzy wydawało się, że furory już Premier League nie zrobią, bo Wood jest po drugiej stronie rzeki, a Elanga czy Hudson-Odoi to może nie ta skala talentu. Okazuje się, że jak dobrze się to wszystko poukłada, to się da. 

Jestem fanem Jamesa Ward'a Prowse'a, bo to też trochę pomocnik w starym stylu.
Nie za dużo wnosi w rozegranie, ale wiadomo, ma jeden wielki atut i co jakiś czas go pokazuje, chociaż ostatnio trochę rzadziej, mimo to zdziwiłem się, że tak szybko West Ham z niego zrezygnował, bo myślę, że w świecie, w którym stałe fragmenty gry znaczą tak dużo, ten piłkarz jeszcze by się przydał parę razy w sezonie. Również West Hamowi.

S.B - Skoro robimy taką laurkę Nottingham, to pozwalam dokończyć i śmiało, wymieniaj dalej (śmiech).

R.P - Dziękuje! (Śmiech). Co dalej? Jest ten Murillo.Myślę, że to będzie piłkarz, który zagra w przyszłości w jednym z topowych klubów Premier League. Matz Sels też, szczerze mówiąc, mnie zaskakuje, bo myślałem, że to nie będzie znakomity bramkarz, ale jak to tak wszystko zbierzesz do kupy, to z przeciętnych piłkarzy na razie, trzeba to podkreślać, na razie jest bardzo ciekawy zespół, który też fajnie zarządza meczem. No i ja trzymam za nich kciuki, powiem szczerze, bo wcześniej nie miałem do tej drużyny wielkiej sympatii po awansie. Przesadzali z tymi transferami, a teraz to wszystko jest dużo bardziej poukładane, no i wiadomo, dochodzi jeszcze jeden element. Przychodzi Edu, mega zaskakujący ruch, że ściągają dyrektora sportowego z Arsenalu, bo trochę to zaczyna pokazywać ich ambicje.
Nie pałam jedynie wielką sympatią do właściciela, bo wydaje mi się dość podejrzany (śmiech).

S.B - No, to by też tłumaczyło przejście tam Edu?

R.P - Dokładnie. Taki ciekawy twór. Grupa Red Bulla dla ubogich trochę, czyli Nottingham Forest, Olympiakos i Rio Ave. Śmieję się, że może Cezary Miszta, bo on chyba wylądował w Rio Ave, niedługo trafi może jako drugi bramkarz do Nottingham Forest. Nie mielibyśmy nic przeciwko, ale generalnie polecam mecze tej drużyny. Wydaję mi się, że choćby mecz z Newcastle w najbliższej kolejce może być bardzo ciekawy z wielu względów, a później grają z Arsenalem na wyjeździe, więc pewnie też będą się głęboko bronić i czekać na kontrataki, ale już niejednej drużynie w przeszłości udawało się w ten sposób Arsenal zaskoczyć.

S.B - Newcastle pokazało, że to nie jest też taka trudna sztuka. Jedno dobre dośrodkowanie, jak to mówił Alan Shearer takie wyjęte z lat 90. Idealna piłka i dobra główka. Dobra, przejdziemy do czegoś, co powiedzmy wadzi mi z Nottingham na ten moment ale rzeczy w piłce nożnej dzieją się szybko, bardzo szybko, że czas pokaże czy faktycznie wadzi aż tak bardzo. Sportwashing, zarzuty dla City, mundial w Katarze, Rosja, Gazprom. Tu można wymieniać dalej, ale widzę, że masz oczy pełne przerażenia. To będzie może mocne pytanie, ale z łagodną puentą. Gdzie w piłce nożnej znaleźć jeszcze odrobinę romantyzmu?
 


R.P - Wow, ale masz pytania, stary! Jakbym wiedział, to bym sobie wcześniej to przemyślał, bo to są takie pytania z kategorii - trzeba usiąść i się dobrze zastanowić.

S.B - Muszą być zaskakujące. Jakbyś znał pytanie, to tak, jakbyś oglądał mecz, w którym znasz wynik, nie?


R.P - Słuchaj, no to tak, muszę spojrzeć na tabelę, bo rozumiem, że cały czas gdzieś tam poruszamy się w kontekście piłki angielskiej, tak?

S.B - Daję pole do popisu, jak znajdziesz jakikolwiek inny, to żaden problem.
Następne pytania będę miał bardziej Premier League'owe i Liverpoolskie, także spokojnie, wtedy skupimy się na Anglii. 

R.P - Gdzie w piłce znaleźć romantyzm? Słuchaj no, mój drogi, w piłce nożnej znajdziesz romantyzm może w Championship, ale nie będę tam zapraszał, bo nie będę udawał, że śledzę mocno ten poziom rozgrywek. Zerkam co jakiś czas na tabele, patrzę kto tam gra, jak się zmieniły drużyny, które spadły z Premier League, ale nie śledzę regularnie spotkań po prostu, więc nie będę tutaj teraz na siłę udawał, ale myślę, że skupiając się tylko na Premier League znajdziesz romantyzm przez ciekawe human stories, bo jest wielu piłkarzy, których trudno lubić, ale jest też wielu piłkarzy, których kariery były na zakręcie, a odbudowują się w fenomenalnym stylu.



Po odejściu od większych klubów myślę, że znajdziesz wspaniały romantyzm przede wszystkim wśród kibiców, w oddaniu fanów jeżdżących za tymi klubami setki kilometrów po całym kraju i po całym kontynencie, nie zrażających się rosnącymi cenami biletów i coraz gorszą atmosferą, bo coraz częściej stadiony są dla turystów, a nie mieszkających na co dzień tam ludzi. Jednak zobaczysz tych kibiców na wyjazdach i percepcja się zmienia. 
Jest wiele takich stadionów, jest Fulham, o którym myślę, choćby ciepło teraz, bo jesteśmy świeżo po wczorajszym meczu z Brentford i ta radość tych ludzi była tak autentyczna, to biegnięcie tych ludzi na murawę, to jak ci piłkarze świętowali razem, cieszyli się razem z kibicami, gdzieś wbrew stewardom, którzy próbowali ten cały chaos na murawie opanować, to były niesamowite obrazki. 



W samym Fulham masz takich zawodników jak Tom Cairney czy Harry Wilson. 
Pewnie można by się jeszcze tam zastanowić, wskazać kilku, jakby przyjrzeć się kadrom, jak sam trener Marco Silva, który przecież miał oferty z Arabii Saudyjskiej za dużo, dużo większe pieniądze, a postanowił pracować dalej w Fulham, bo też ta liga przyciąga tych najlepszych trenerów. I na pewno wiele jest takich klubów. Jest to Bournemouth, które ma siły żeby walczyć o pierwszą połowę tabeli. Żeby osiągać takie rezultaty to pewnie musisz mieć duże środki finansowe, bogatego właściciela. Wiśnie oczywiście też takiego mają, ale jest to na swój sposób romantyczny zespół. Przecież to jest klub złożony z piłkarzy bardzo nieoczywistych, można by powiedzieć, że niewybitnych.



Jak patrzę na Ryana Christiego, pierwszego, który przychodzi mi do głowy, autor pierwszego gola z Arsenalem, to zawsze mi się wydaje, że to jest raczej piłkarz przeciętny, a później strzela ważne gole i ma podstawowe miejsce w takiej drużynie jak Bournemouth czy puka do kadry Szkocji. Lubię bardzo Szkotów. Jego reprezentacyjny kolega John McGinn, który awansował z Aston Villą z Championship do Premier League i do dzisiaj ma podstawowe miejsce w składzie, który jest coraz bardziej kosztowy, a cały czas tam gra i pełni ważną rolę, jest ulubieńcem trybun i fantastyczną postacią, mega ważną w szatni.
I w każdym klubie znajdziesz takie postacie. Zostając dalej w Bournemouth to jest Antoine Semenio, idąc do Newcastle to jest Dan Burn, czyli chłopak z tamtąd, który jest zakochany w tym klubie i może już powoli nie pasuje, ale nadal tam gra. 


Możemy przejść do Brentford i zobaczysz zawodników ściąganych za kilkaset tysięcy funtów a dzisiaj są gwiazdami zespołu i całej ligi. Okej, za tym wszystkim stoi potężny scouting, analizy, dane i tak dalej w przypadku Szerszeni, ale jednak to są piłkarze, którzy pewnie wrzuceni w jakieś zupełnie inne środowisko by się nie sprawdzali, a w ekipie Thomasa Franka dają radę. Myślę też, że każde zwycięstwo na papierze słabszego zespołu z faworytem jest romantyczne na swój sposób, bo piłka jest w ogóle romantyczna.
To odróżnia moim zdaniem piłkę nożną od koszykówki, tenisa, sportów motorowych, że jest dużo większa losowość i jest dużo większa szansa na sprawienie niespodzianki na papierze. Może przez to jest trudniejszy los bukmacherów czy graczy bukmacherów, ale to nie mój problem. Zostając w Anglii jest dużo więcej niespodzianek, a Premier League to już w ogóle. Ostatnio grałem w Fifę z moim dobrym kolegą, który jest kibicem Juventusu.
Nie ogląda za dużo Premier League, bardziej Serie A, ale rozmawialiśmy sobie właśnie o tej lidze właśnie. On mówił wprost, „kurczę, ta liga jest pod tym względem wyjątkowa.
Tak mi się wydaje z zewnątrz, że tam każdy może wygrać z każdym, trochę jak w Ekstraklasie (śmiech).”



Może to właśnie nasza liga też jest romantyczna, tylko w Ekstraklasie to jest starcie słabych ze słabszymi, a tutaj masz silniejszych z nadal silnymi, tak? Ale chyba to jest najbardziej romantyczne. Ta radość przy odwracaniu wyników w ostatnich minutach spotkania, czego ostatnio widzimy bardzo dużo. Ta autentyczna radość ludzi po golach, którą trochę VAR może niweluje, ale smak radości pozostaje niezachwiany. I te efektowne zwycięstwa drużyn na papierze słabszych z faworytami. Przypomina mi się ten pościg Crystal Palace w sezonie, w którym walczyli o utrzymanie i te zwycięstwa z Manchesterem United.
Niesamowita absolutna historia.

Całe losy Manchesteru United, chociaż smutne dla ich kibiców, na swój sposób też są romantyczne. To jest akurat taka miłość tragiczna, to znaczy, na papierze mają wszystko, są wielkim klubem, są wielką marką, ale cały czas im nie wychodzi. To też jest na swój sposób niesamowite w piłce nożnej. Pewnie niewiele jest takich innych przykładów. Oczywiście United nie wychodzi w ostatnich latach, w końcu kiedyś to się przełamie i to też będzie na swój sposób romantyczne. 

S.B Myślałem, że cię bardziej zagnę tym pytaniem, a widzę, że jednak ekspert wie, jak odpowiadać. Romantyzm mamy, to przejdziemy teraz do tematu bardziej przyziemnego, który chyba trochę ten romantyzm zbija. Rada dla wszystkich kibiców z tego pokolenia telefonowego. Jak oglądać mecze i jednocześnie korzystać z social mediów? Czy jest to w ogóle możliwe? Wydaje mi się, że z biegiem lat, z upływem też rozwoju Premier League, które poszło w dobę jednak cyfryzacji, jest trochę trudniej. Zresztą od tego sezonu uzasadniają decyzję VAR-u na X-ie czy tam dawniej Twitterze, mimo, że niektóre tłumaczenia są totalnie z czapy wyjęte moim zdaniem. Czy kibic w ogóle jest w stanie skoncentrować się teraz na 90 minutach meczu tak stricte, że oglądasz mecz? I to nieprzypadkowe pytanie, bo nawet wy, jak jesteście w studio Viaplay, podczas trwających meczów, jak kamery was nie widzą, odpisujecie na wpisy. (Analizowałem to!)

R.P - Stricte w trakcie studia czy podczas spotkań?


S.B - O, widzę, że kolega próbuje mnie sprawdzić. Stricte w trakcie studia nie, ale jak jest ten dom Premier League, to jak te mecze lecą w tle i tak jakby was już nie widać, to jednak gdzieś te dyskusje można prowadzić. Sam pisałem i oznaczałem, żeby sprawdzić czy mi odpiszesz! I się udało!

R.P - Sprawdzony, niezatopiony! Czy to jest w ogóle jeszcze możliwe? Nie jestem dobrym adresatem tego pytania, bo moja żona powiedziałaby ci, że jestem uzależniony od Twittera i mam przyklejony telefon do ręki. Myślę, że trochę prawdy by w tym było.


S.B -To jesteś idealnym adresatem tego pytania! 

R.P - Tak, w sumie tak, masz rację (śmiech). Zawodowo, kiedy muszę, to potrafię, ale prywatnie, kiedy siedzę w domu na kanapie i nie mam w międzyczasie żadnych innych zajęć, a to się zdarza coraz rzadziej, bo albo muszę robić coś do pracy, albo coś ogarniać w domu, więc często te mecze po prostu oglądam „jednym okiem”. Kiedy robię sobie guilty pleasure, wieczory z europejskimi pucharami na przykład, albo te fajne piątkowo-poniedziałkowe, rzadkie, ale zawsze ciekawe wieczory z Premier League na przykład, albo z Ekstraklasą, rzadziej, to ciężko mi jest, powiem Ci, nie zerkać raz na jakiś czas.
No co tu będę krył? Trzeba być szczerym w tej rozmowie, więc jest odpalony ten double screening, jak to tam się nazywa i pewnie niektóre rzeczy mi umykają. W ogóle podziwiam ludzi potrafiących skupić się na jednej rzeczy. Nie ukrywam, że to przebodźcowanie technologiczne mocno mnie dotyka i widzę to po sobie, że ciężko mi utrzymać skupienie i podziwiam ludzi, tych wszystkich analityków, moich dobrych kolegów, których też pozdrawiam, którzy są w stanie oglądać metodycznie, analitycznie w całości na przykład drugi raz mecz, znając jego wynik.


Mam tak czasami też, kiedy potrzebuję się przygotować do jakiegoś programu, kiedy wiem, że na przykład mam taki program, w którym będę prowadził przykładowo magazyn kolejki, czy w meczykach mam program, w którym będę jeszcze na chłodno analizuje występ reprezentacji Polski, to sobie to wszystko jeszcze raz odpalam, ale albo wtedy oglądam na takiej platformie dla nadawców Premier League, takie obszerne, kilkunastominutowe skróty, albo sobie odpalam Wayscouta i tam oglądam po prostu skróty, bo tam są od razu wybrane najważniejsze momenty, które to mogę zatrzymać, cofnąć, spojrzeć i tak dalej.



I przeskakuję sobie kolejne akcje, nie tracę 90 minut na te wszystkie przerwy i tak dalej, bo szkoda mi na to czasu, na to leżenie na boisku i w ogóle.To by było w ogóle już bez sensu.
Natomiast dobry mecz, duży mecz, albo mecz, który od początku wciąga, jeszcze mimo wszystko jest w stanie moją uwagę przykuć na 100%, a kiedy jestem w pracy i oglądam te mecze już na potrzeby pracy na antenie, no to też jak najbardziej. Wtedy telefon idzie na bok. Chociaż dzisiaj już niejeden znajomy mi mówił, że ogląda w pełnym skupieniu na 100% tylko te mecze, które komentuję albo współkomentuję.

A jednak we wszystkich innych przypadkach no te dystraktory go gdzieś tam odciągają. A czy da się tak oglądać? Na pewno się da. Paradoksalnie mam taką przyjemną i zabawną pracę, że ktoś mi płaci za pieprzenie o piłce nożnej. Jak to ktoś mi wczoraj odpisał na Twitterze, nie przyczyniam się realnie do poprawy jakości społeczeństwa, trudno, przepraszam. Chyba, że ktoś na przykład pracując, mając realny wkład w dobrobyt społeczeństwa i w produkt krajowy brutto, słucha mnie i jego produktywność, wzrasta w czasie pracy (chociaż raczej maleje) ale gdyby tak było, że wzrasta, to w jakiś sposób pośrednio można powiedzieć, że się przyczyniam (śmiech)? Mocno odpłynąłem, nie wiem, do czego chciałem dojść tym wywodem (śmiech). No tak, płacą mi za to gadanie, więc muszę się gdzieś tam skupić na tych platformach i tak dalej. I paradoksalnie, oglądając równolegle social media, czy właśnie zerkając często na statystyki, na SofaScore, na FOTMOP, na FlashScore czy gdziekolwiek indziej widzę też dużo ciekawych rzeczy, które mówią o meczu coś więcej. Lubię też zerkać czasami na średnie pozycje, na matematykę podań. To są fajne rzeczy, które ci coś więcej mówią niż ty sam czasami widzisz gołym okiem, jeżeli nie jesteś w tym wyspecjalizowany. Podziwiam Michała Zachodnego, który ogląda mecz i widzi dużo więcej niż ja. I jeszcze w studio, w przerwie meczu analizuje rzeczy, na które bym nie wpadł w ogóle.

Nagle widzisz i mówisz sobie „wow, rzeczywiście to miało miejsce” a on to po prostu widzi, ale jest trenerem, wie o czym mówi, więc to może z tego wynikać. Pozostaje tylko słuchać.
Przyglądanie się temu wszystkiemu też daje mi, jako temu zarabiającemu gadaniem o piłce, jakieś fajne przemyślenia. Ludzie naprawdę mają mega ciekawe obserwacje.
Ja się ich chwytam, ja je zapamiętuję, ja sobie je dodaję do zakładek, wyciągam z nich jakieś wnioski i czasem to po prostu sprzedaję. Nie mówię, że jako swoje, mówię, że gdzieś przeczytałem, ktoś takie coś napisał. Jeżeli to jest na tyle ciekawe czy nawet kontrowersyjne, że wymaga jakiegoś researchu to oczywiście powołuje się na źródło. To nie może być tylko tak rzucona opinia. Jeśli wymaga, policzenia czegoś, sprawdzenia no to się powołuje na to źródło. I tak, wtedy też korzystam z social mediów podczas meczów (śmiech) Wydaje mi się, że często to po prostu jest też dla mnie wartościowe a czasami po prostu też jest źródłem jakiejś dobrej zabawy, bo czasami ludzie fajnie, mega trafnie, ciekawie, zabawnie komentują to, co się dzieje w czasie meczu. Szkoda z tego nie skorzystać. 



S.B - W sumie ciekawy haczyk teraz zarzuciłeś. Podepnę to pod ten wątek, zanim przejdę dalej. Z jednej strony jak mecz jest lepszy, ciekawszy, łatwiej się na nim skupić. Mam takie przeczucie, że im jest ciekawszy mecz, im więcej się dzieje, tym jest taka wewnętrzna jakaś większa ochota na te klikanie o nim. Spotykają się takie dwa wilki.Ten jeden, który mówi skup się na meczu, a drugi, który mówi o, wejdź na Twittera i napisz teraz, jakie 60-metrowe podanie zagrał Bruno Fernandes, albo jaki kiks zrobił Diogo Dalot. Także zastanawiam się, czy nie łatwiej chyba jest mniej pisać na nudnych meczach, bo nie ma o nich co pisać.

R.P - No tak, też coś w tym jest, ale nie walczę jakoś z tym. Czasami się na tym łapię, że powinienem pisać może trochę mniej, bo te niektóre wpisy w sumie nic nie wnoszą, ale jestem pewnie trochę uzależniony od tego. 

S.B - I mamy proszę państwa pierwszy, mocny statement Radosława Przybysza! Nie wrzucę tego jako tytuł, bo wtedy wszyscy się zlecą (śmiech). W takim razie jak sobie radzić ze skrajnymi opiniami wrzucanymi w internet, ewentualnie jak radzić sobie z otwartym powiedzeniem komu się kibicuje będąc ekspertem? Wy macie łatwiej, bo chyba każdy już obserwujący Viaplay wie, który z was komu kibicuje. Wydaje mi się, że do niedawna jeszcze było tak, że użytkownicy portali społecznościowych, czy nawet taki neutralny widz, miał oto sporo pretensji, że to jest ekspert, powinien zachować obiektywizm, a przykładowo wywołany Michał Zachodny kibicuje Chelsea, czy Michał Gutka Liverpoolowi (nieprzypadkowo akurat ich wymieniam, liczę, że pojawią się tutaj niebawem).

R.P - Myślę, że to jest zdrowsze, tak mi się wydaje, to podejście, jakie jest właśnie w Viaplay. Wiesz co, chyba najwięcej w tej materii zawdzięczamy Marcinowi Borzęckiemu, tak mi się wydaje, i jego niekrytej sympatii do Schalke i Radomiaka.To jest dopiero nieszczęśliwy żywot kibica. Jak ktoś mówi, że przewalone mają kibice Arsenalu, bo dawno nic nie wygrali, albo United. Stary, gość jakie ma combo w życiu, kibicuje Schalke i Radomiakowi. Jak to, dlaczego, skąd się to wzięło? Z nim powinieneś o jakichś hipsterskich miłościach pogadać, ale dobra, zostawmy to.

S.B - Spokojnie, odpiszę mi na X i wywiad puścimy w przerwie na kadrę. Na pewno o to zapytam (śmiech)!

R.P - Ogólnie chłopaki z Bundesligi mają ciekawe te kibicowskie wybory. Tomek Urban też ma ciekawy zestaw, czyli Borussia Mönchengladbach i Siarka Tarnobrzeg. I to dobre, bo to jest naturalne. Są dwie szkoły dziennikarsko-telewizyjne. Ta stara szkoła, wydaję mi się ma kilku przedstawicieli, którzy dobrze się ukrywają. Oni mają swoje sympatie, ale nie mówią o tym głośno. I jest ta młodsza fala, wydaje mi się, którzy nie mają z tym żadnego problemu.
I naprawdę wydaje mi się, że nie przeszkadza im to mówić merytorycznie o innych zespołach, a emocje w tym wszystkim są spoko, bo po pierwsze to jest tylko sport.



Jakby nie jesteśmy kibolami, więc nie będziemy się o to bić ani zabijać, a przecież sport to emocje. Pośmiejmy się z tego wzajemnie i pobawmy się tymi wątkami. Pośmiejmy się jak zespół kolegi przegrywa i chodźmy z wypiętą klatą jak nasz zespół wygrywa. Czy nie o to chodzi w sumie w sporcie? Dlatego też wydaje mi się, że mega lubię ten klimat Viaplayowy, bo nie ma tam takiego zadęcia, nie jesteśmy pod krawatami, nie gadamy przez całe studio z poważnymi minami. To jest tylko sport, koniec końców. To ma być po pierwsze rozrywka, a po drugie, jeśli widz, który odpala studio żeby je obejrzeć od A-Z (duży szacun dla takich widzów) to chce zobaczyć trochę luzu a nie spiętych ekspertów.



Studio przedmeczowe jest dla pasjonatów. My wiemy, że to odpalają pasjonaci, ludzie, którzy zapewne wiedzą o tych zespołach jeszcze więcej niż my stricte o tym jednym zespole, którym się teraz zajmujemy, więc musimy się jak najlepiej do tego przygotować z szacunku dla nich i wiedząc, że oni wyłapią każdy nasz najmniejszy błąd, ale jeżeli ten człowiek odpalając to studio, no przecież mało kto, wydaje mi się, ale to jest tylko dowód empiryczny, nie mam żadnych na to danych, ale wydaje mi się, że ktoś, kto odpala studio, raczej nie siedzi wpatrzony przez pół godziny przed meczem w to, co ci ludzie mówią i spija każde słowo z ich ust i każdą jedną liczbę z planszy graficznej, która się pojawia w tym studiu, tylko raczej w międzyczasie obiera ziemniaki, kończy sprzątać, bo jest akurat weekend, albo rozpakowuje się, bo wrócił z basenu i tak dalej, a w tle leci jakieś studio, więc wydaje mi się, że te emocje i jakaś dyskusja i wywołanie emocji u tego człowieka i coś, co sprawi, że on odwróci na chwilę wzrok od swoich obowiązków i skupi się bardziej na tym, co oni mówią, bo to wywoła u niego jakieś emocje, bo coś będzie albo zabawne, albo głupie, albo kontrowersyjne, albo z czymś się nie zgodzi, albo usłyszy po prostu, że między nimi jest jakaś dyskusja, a nie takie „no tak, no tak, no tak” to bardziej się w to wkręci. Merytoryka, dane, analizy są bardzo fajne, ale mówmy o nich na luzie, bez spiny. To chyba o to w tym chodzi. A, że ktoś komuś kibicuje i mówi o tym otwarcie? Wydaje mi się to bardzo w porządku. Niech tak zostanie. 


S.B - No i super puenta. W takim razie, żeby już nikt nie szukał, komu kibicuje Radosław Przybysz?

R.P - Arsenalowi, od wielu, wielu lat. I co gorsza, nie mam żadnej drużyny w Polsce, której jakoś mocno kibicuje. Jestem spod Warszawy, ale z takiej miejscowości, która jest podzielona na Widzew i Legię, ale jakoś nigdy kurczę mnie te klimaty, te napisy na murach, Elka w szubienicy albo „Żydzew” mnie nie pociągały. A pociągały mnie te transmisje z Highbury i cała ta otoczka związana z Arsenalem, od dziwnego faktu, że facet, który prowadzi ten klub ma bardzo podobnie na imię, jak ten klub się nazywa, przez
herb, przydomek, barwy koszulki, logo sponsora na koszulkach, mega specyficzną kamerę na stadionie, która sprawiała, że masz wrażenie, że możesz ich pociągnąć za włosy albo poklepać po ramieniu, bo byli tak blisko, jakby mieli zaraz wybiec z tego kadru i to, jak pięknie ta drużyna grała. To wszystko zebrane do kupy, ale przede wszystkim gwiazdy. I Henry. 



Mówiłem, że idzie się za piłkarzem czasami. To prawda, ale nie poszedłem za nim do Barcelony, bo to już było za późno, jakby już za głęboko się zakorzeniła moja sympatia do Arsenalu, żeby zmieniać klub, to już tak nie działa, chyba nikt tak nie ma, więc zostałem z Arsenalem, tak ale bardzo mi było oczywiście żal, że odchodzi i też rozumiałem go na swój sposób. Poszedłem za piłkarzem, ale no Arsenal i do dzisiaj Arsenal został, mimo, że trudny jest ten żywot, bo w sumie nie pamiętam żadnego mistrzostwa, bo ostatnie było, kiedy ja dopiero zaczynałem się wkręcać w ten klub. Wtedy byli supermocni, więc też mnie to przyciągnęło, bo wygrywali, wiadomo, ale później już żadnego mistrzostwa nie było, mimo, że było parę razy blisko. Jest na co czekać, nie?

S.B - Tak, jako kibic Liverpoolu mogę to potwierdzić. Długo czekałem, ostatnie było przed moim kibicowaniem i w sumie przed narodzinami, ale było warto czekać. Zawsze takie wyczekiwanie smakuje inaczej. 



R.P - Dokładnie, też sobie trochę poczekaliście. Ile było w międzyczasie trudów, ile było wspaniałych emocji. Wiadomo, że mieliście dużo więcej fantastycznych europejskich wieczorów niż Arsenal. I przez to gdzieś tam trochę mam ból w serduszku. Wspominam ten sezon 05/06, kiedy Arsenal doszedł do finału Ligi Mistrzów z ogromnym sentymentem.
To w ogóle taki mój najlepszy, ulubiony kibicowski czas. Później przyszły takie wieki ciemne. Teraz jest znowu trochę lepiej, dużo lepiej pewnie w ostatnich sezonach.
I nie wiem, do czego zmierzamy w sumie teraz, bo znowu zaczynamy żyć wspomnieniami, ale czasem chyba fajnie tak odpłynąć w te nasze kibicowskie, nostalgiczne czasy? Będziesz musiał jednak przeprosić lub przygotować czytelników, bo ja lubię odpływać w dygresję. 


S.B - Moi czytelnicy uwielbiają dłuższe rozmowy, a nawet jeśli ich nie uwielbiają, to będą musieli zacząć (śmiech). Dłuższa forma wywiadu ku mojemu zdziwieniu, lepiej się przyjmuje niż takie odpowiedzi zero-jedynkowe. Poza tym nie da się o piłce nożnej opowiadać krótko. Uwielbiam te poprzednie czasy, ale jednak najwięcej trofeów widziałem w ostatnich latach. Właśnie tych, kiedy trzeba dzielić czas na zakupy, dorosłe zajęcia, czy życie życiem. Po prostu. Dobra, to tak żeby zakończyć już ten wątek kibicowania Arsenalowi, umiałbyś komentować taki mecz jak Arsenal-Liverpool, z loży komentatorskiej, ze stadionu?

R.P - Tak.

S.B - Obiektywnie? Bo to są dwa różne zagadnienia.



R.P - Na pewno nie obiektywnie tak naprawdę, bo obiektywne to są fakty, obiektywne jest to, że woda jest mokra, obiektywne jest to, że w powietrzu jest ileś tam procent tlenu, a ileś azotu A to nie byłoby w 100% obiektywne, bo komentator, jak sama nazwa wskazuje, ma komentować. Komentarz nie jest obiektywny. Dlatego na przykład w Hiszpanii jest coś takiego jak relator i komentarista. To znaczy ten pierwszy relacjonuje, a ten drugi dodaje swoje komentarze odnośnie tego, jak ktoś gra, czy gra dobrze, czy źle a zadaniem „jedynki” jest relacjonować wydarzenia. Komentator z natury, z samej nazwy nie jest obiektywny.



W czasie meczu wydajemy swoje opinie i tak dalej. Kiedyś po meczu, chciałem nagrać właśnie dodatkowy komentarz taki na video po meczu a ten mi powiedział, "ja już swój komentarz dałem w trakcie spotkania, wtedy komentowałem, co się działo. Teraz już nie mam siły ani chęci, bo już swoje komentarze wydałem przez te 90 minut”. No było to zaskakujące, ale potrafię to zrozumieć. 

A jeżeli chodzi o taki… jak dobrze rozumiem obiektywizm w meczu przykładowo Arsenal vs Liverpool, taki obiektywizm, żeby nie było słychać ani czuć tego, że sprzyjam Arsenalowi? Powiem wprost, że tak, jestem przekonany, że potrafię wyłączyć sympatię podczas obowiązków komentatorskich.

S.B - Trudne to zadanie? 

R.P - Jest to dużo łatwiejsze niż wydaje się widzom, bo takie pytania mogą się pojawiać i jest bardzo dużo sugestii, że ktoś jest nieobiektywny, ale trzeba chyba rozdzielić poruszanie się na płaszczyźnie jakichś takich personalnych złośliwości, zabawnych uszczypliwości, które mają na celu podgrzanie właśnie tych emocji, atmosfery, a tego, czy ty naprawdę to czujesz i aż tak bardzo to przeżywasz. Oczywiście są różne, wydaje mi się, poziomy zaangażowania kibicowskiego. Ja nie jestem na tym najwyższym, bo znam bardzo dobrze kibiców Arsenalu, którzy są na dużo wyższym poziomie, dużo mocniej to wszystko przeżywają. Ja już jestem trochę za stary (śmiech). Widzę, że Arsenal to nie jest najważniejsza rzecz w moim życiu i już dawno nie jest. Jak komentowałem mecze Arsenalu to nie miałem najmniejszego problemu z tym, żeby mówić jak naprawdę jest, a nie, nie wiem, powiedzieć na antenie, że no nie, to sędzia kręci wały.

S.B - A podczas studia?


R.P - Podczas studia się mogę wchodzić w dyskusje, podgrzać, zadać prowokacyjne pytanie, bo byłem głównie prowadzącym, rzadko kiedy występuję jako ekspert.
I w studiu o to chodzi, to ma być publicystyka, ma się dziać, mają być dymy, moim zdaniem, bo ma być ciekawe. Ale ten komentarz w trakcie meczu, no w życiu nie powiem, że sędzia zagwizdał przeciw Arsenalowi czy tam, czy jakoś tak... nawet jeżeli wydaje mi się, że może tak być, no to są takie, powiedziałbym, nikt tego nigdzie nie spisał, ale każdy zna takie zasady takiej pracy i jedną z nich jest to, że nie wydaje się jednoznacznych opinii na temat tego, czy był faul, czy nie było. W dzisiejszych czasach nie robisz tego, bo później skończysz ten komentarz i zobaczysz coś na innych powtórkach i się okaże, że się skompromitowałeś . I wtedy jest "o nie, oczywiście, że nie miałem racji”.




Innym razem ktoś ci wytłumaczy, dlaczego tak jest, albo się okaże, że jeszcze cię złapie na nieznajomości przepisów, to już w ogóle mega wtopa. Myślę teraz po prostu o przykładzie faulu czy jakiejś decyzji sędziowskiej na korzyść lub nie Arsenalu, ale tak samo gdzieś w reakcji głosowej, w podniesieniu głosu i tak dalej, czy w intonacji to nie jest takie trudne, naprawdę. 

Jeżeli nie jest się takim die-hard fanem, który ma wytatuowany po prostu w sercu ten klub, to nie jest takie trudne. I myślę, że każdy z naszej redakcji na przykład, by ci to potwierdził, tak mi się wydaje.

S.B Będę pytał!

R.P - Dowodem jest to, że jest naprawdę kilku sympatyków danych klubów w całej branży sportowej, mówię też o Lidze Hiszpańskiej, Lidze Polskiej, którzy sympatyzują danym klubom, a nikt o tym nie wie, bo oni są z tej starej szkoły, że się nie należy tym dzielić i należy zachowywać obiektywizm w mediach w każdej możliwej formie. I jest to na tyle proste, że ludzie tego nie wyłapują.


S.B - Rozumiem, nie będę już drążył, bo odpowiedź wydaje się wypełniona merytoryką. Zaintrygowało mnie, że powiedziałeś iż Arsenal nie jest najważniejszy w życiu. To teraz takie jedno pytanie i szybka odpowiedź. Czy Bill Shankly w takim razie się mylił, mówiąc, że piłka nożna to sprawa ważniejsza od śmierci?

R.P - Czy się mylił? Znaczy nie, on się nie mylił, on żartował.
 

S.B - Tu mają być dymy, tak?

R.P -Tak, mylił się (śmiech). Ja się z nim nie zgadzam, albo nie zgadzam się z tym powiedzeniem, bo uważam, że w głębi duszy tak nie myślał. To był zabieg erystyczny.

S.B - Okej, no to teraz mamy już odpowiedź eksperta, odpowiedź naukowca i odpowiedź językoznawcy Radosława Przybysza.


R.P - Trzech ludzi w jednym!



S.B - Teraz zbiję sobie to na trzy te same pytania z trzema różnymi odpowiedziami.



R.P - Dobra, wybierz wtedy, które uważasz (śmiech).


S.B - W sumie wiesz, mógłbym zadać to jedno pytanie, zaprosić Cię jeszcze dwa razy i zmienić odpowiedzi, ale oczywiście ta rozmowa ma być autentyczna a wypowiedzi prawdziwe. No, dobra, przyspieszymy trochę. Nowa formuła Ligi Mistrzów i rozgrywek europejskich jest lepsza od starej? Zarzuty są różne, że w tych czterech kolejkach każdy wiedział, kto wygra a później już było granie na 50% możliwości. Teraz, nie licząc tej Aston Villi, gdzieś tam na szczycie tabeli, nie jest podobnie?

R.P - No, na razie trochę niespodzianek chyba jest. Jest kilka takich drużyn, których byś się nie spodziewał, że będą w tym miejscu, albo są jak taki zespół, którego nikt się nie spodziewa tak wysoko. W sumie masz rację. Masz Aston Villę, Liverpool, City.
No ten Brest był swego rodzaju niespodzianką, ale dalej już nie jest jakoś tak mega ekscytująco. Ciężko mi jeszcze powiedzieć, powiem ci szczerze. Nie mam na razie zdania.
Ja jestem ze szkoły, że w ogóle meczów jest za dużo. Dokładanie kolejnych nie jest moim zdaniem dobre, choćby dla właśnie takiego przyciągnięcia młodego widza, który miałby się w liceum zakochać, bo jest po prostu tego za dużo. Może patrzę na to przez ten pryzmat, że z racji mojego zawodu muszę starać się to w miarę wszystko ogarniać, a jest mega trudno. Nie przekonuje mnie absolutnie argument o tym, że jest więcej hitów, bo to są takie hity papierowe. Okej są wielkie marki, super, to się fajnie sprzedaje w telewizji, ale te mecze często są takie sobie, przynajmniej patrząc na razie na te hity. Zobaczymy, czy te dzisiejsze to potwierdzą. Spodziewam się bardzo fajnego meczu na Anfield, ale dotychczasowe są grane tak, że giganci wiedzą, że mogą sobie pozwolić na porażkę albo nawet na remis, bo premiowana jest różnica bramek. Potem nastukają goli Slovanowi, Bratysława i Celticowi, bo Celtic to zawsze traci dużo goli w Lidze Mistrzów, więc nie muszą tutaj dawać z siebie wszystkiego.



Patrzę chociażby na Arsenal, który przechodzi przez tą fazę ligową, żeby przypadkiem się nie zmęczyć. 0-0 za Atalantą, to 1-0 obrzydliwe z Szachtarem. Nawet 2-0 z Paryżem to był dobry mecz w ich wykonaniu, ale szybko strzelone dwa gole, a później to już wiesz, takie „dobra, jakoś to dowieźmy”. I sobie dowieźli. I pewnie za chwilę taki będzie mecz z Interem, który też jest reklamowany jako wielki hit. Pewnie takim nie będzie. Inter też się nie załamie, jak zremisuje.Arsenal się nawet nie załamie, jak przegra, bo ma na razie dobre 7 punktów itd. I w sumie niesprawiedliwe jest to, że liczba goli ma takie znaczenie, kiedy każdy gra z kimś innym. To znaczy, jeden ma łatwiejszy terminarz, a drugi ma trudniejszy. 



W sumie Liverpool ma dość trudny, jeżeli dobrze pamiętam a pewnie najciekawsze będą te dwie ostatnie kolejki. Tak samo było w fazie grupowej poprzedniego formatu, dlatego dla mnie to nie jest jakaś wielka różnica. To jest zabieg po to, żeby troszeczkę spróbować sprawić wrażenie Superligi, żeby było troszkę więcej meczów, ale to jest pod telewizję i pod kluby, pod pieniądze. Pod względem jakości sportowej, nie ma aż takich różnic, tak mi się wydaje na ten moment.

S.B - Fajnie to zabrzmiało, bo mówiłeś to z takim głosem, jakbyś kompletnie nie chciał tego oglądać i zdyskredytować wiele rzeczy tego nowego formatu, żeby na koniec powiedzieć, że nie ma aż tak wielkiej różnicy, czyli koniec końców sprowadza się to do tego, o czym się zawsze mówi, czyli tak jak powiedziałaś, pieniądze, prawa telewizyjne i powiedzmy, żeby wcisnąć jeszcze więcej meczów do jeszcze większej ilości tego jednego tygodnia, no bo przecież każdy ma siedem par oczu i będzie oglądał wszystkie spotkania. Dzisiaj chyba jest dziewięć spotkań Ligi Mistrzów, znaczy no jak co kolejkę, no ja i tak jestem w stanie obejrzeć nawet na dwa ekrany dwa, bo więcej po prostu nie jestem w stanie. Faktycznie, chyba te ostatnie kolejki będą najciekawsze. Dobra, skupiamy się na Premier League. Jeszcze tak wywołując ten Nottingham, on jest tak wysoko w tabeli, bo chodzi też o to, że te słabsze drużyny grają naprawdę teraz coraz bardziej otwarty futbol z tymi drużynami z topu, z faworytami. Takie Bournemouth potrafi się postawić Arsenalowi. Liverpoolowi też, ale przegrali. I Manchesterowi City, zresztą każda chyba drużyna, która gra z lepszym zespołem potrafi się postawić. 

R.P - Crystal Palace prawie zremisowało z Liverpoolem, Aston Villa, to wiadomo, oni walczą od od pierwszego gwizdka do ostatniego. No z Tottenhamem tak nie walczyli, w drugiej połowie się posypali kompletnie i byłem zaskoczony, że przeszli obok tego meczu. W ogóle chyba mają trochę problem, bo tam Martinez w każdym spotkaniu ma pełne ręce roboty, oni stracili już 15 goli. Jak teraz patrzę na tabelę, to punktują cały czas dobrze, mają też tych super rezerwowych, ale rzeczywiście sporo razy muszą odrabiać straty, trochę jak Manchester City. No mówiliśmy o tym, że to jest piękno Premier League, a dzisiaj, żeby być w Premier League, to musisz mieć naprawdę duży budżet i ściągać wartościowych zawodników i po prostu w zasadzie każdy klub stać na fajnych graczy, nie?



I takie Wisienki akurat, zobacz, ściągają Andoniego Iraole i kilku naprawdę zawodników o dużych nazwiskach, bo powiedziałem o kilku, którzy powiedziałbym nie są jacyś bardzo medialni, ale też z drugiej strony potrafili ściągnąć takich piłkarzy jak chociażby Justin Kluivert, Kepa itp. Przychodzą tam tacy piłkarze jak Illa Zabarny czy Marcos Senesi, którzy spokojnie mogliby grać w lepszych klubach. Evanilson przechodzi z Porto do Bournemouth, Sinisterra i tak dalej, i tak dalej.


Każdy klub stać na wydanie lekką ręką 30, 40, 50 milionów funtów na dobrych zawodników, a nie ma innych takich klubów w Europie, oprócz Realu, Barcelony i Bayernu.
Nikogo na to nie stać. Inter Mediolan, potęga europejska, musi szyć transferami bezgotówkowymi, bo nie stać go na takie wydatki. Juventus raz na jakiś czas, jak ma dużą przebudowę, to się rzuci na większe transfery, ale poza tym naprawdę praca dyrektora sportowego w innych ligach wymaga ogromnej kreatywności. A w Premier League, ze sprawą przede wszystkim wpływów z praw telewizyjnych i tego, że kasa jest potężna to ta liga ściąga najlepszych trenerów i najlepszych piłkarzy. Dyrektorzy przez to mają łatwiej. 
Siłą rzeczy będzie dużo wyrównanych spotkań. Chyba nie ma w tym żadnej filozofii. 



Trenerzy są świetnie przygotowani taktycznie, sztaby są bardzo szerokie, infrastruktura jest fenomenalna, więc wszystko się zgadza, nic tylko trenować i stawiać wyzwanie.
To, jak trudno jest, albo inaczej, ilu jest chętnych w Premier League do gry, do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce, jest niesamowite. W La Liga możesz z góry zakładać, że to będzie Real, Barcelona, Atletico i ktoś czwarty, kto tam się dochrapie, czy Bilbao, czy inny Villarreal, a tutaj masz w zasadzie chętnych od miejsc jeden do dziesięć.


S.B - I każdy ma argumenty jakieś, żeby o to powalczyć.

R.P - Między czwartą Chelsea na ten moment, czy trzecim Forest, a jedenastym Newcastle są tylko cztery punkty różnicy. Wiadomo, jest początek sezonu, ale to jest po prostu siłą Premier League i za to ją lubimy. Tak mi się wydaje. Mówiłem o tym na początku, każdy chce jak najszybciej odzyskać piłkę dzisiaj, każdy chce być określany jako drużyna nowoczesna, każdy chce mieć swój pomysł, swoją wizję. Zwykle to ona ma się opierać na kontroli, więc to też prowadzi do większej liczby takich spotkań otwartych i większej liczby goli. Mecze są też dłuższe, więc przez to też pada więcej goli, ale generalnie nie ma nudy.
To najważniejsze.

S.B - To w takim razie, jak zatrzymać Manchester City?
Od wielu sezonów jest tak, że oni gubią te punkty i tak jak w zeszłym sezonie już każdy trzymał kciuki za Arsenal, poza kibicami Tottenhamu, że wreszcie się uda, że ten City się poślizgnie, a i tak wygrywają. I w tym sezonie, wiadomo Rodri i mają te swoje problemy kadrowe, tracą te punkty, no i czy nie będzie tak, że na wiosnę się spotkamy znowu i powiesz mi, że Manchester City znowu wygrał mistrzostwo jednym, dwoma albo siedmioma punktami, bo wszyscy inni się potykają, nawet jak Manchester City wydaje się najsłabszy w ciągu kilku ostatnich lat.

R.P - Powinniśmy, wydaje mi się, wszyscy, którzy próbują zdobyć mistrzostwo, powinni podziękować Arsenalowi, bo to w meczu z Arsenalem zerwał więzadła Rodri, jeżeli dobrze pamiętam. Teraz to sprawdzałem, bo teraz jak mnie pytałeś, to sobie coś wygooglowałem i nie wpisywałem w Google, jak zatrzymać Manchester City, tylko wpisałem Rodri i sprawdziłem, w którym meczu on szedł urazem i to był mecz z Arsenalem, także pamięć mam dobrą (śmiech). Szczerze mówiąc, sprawienie, żeby Rodri doznał kontuzji, wydaje mi się takiej długotrwałej, do końca sezonu najlepiej, wydaje mi się jako jedna z opcji, jedna z dróg. Widzę jeszcze dwie inne, to znaczy, żeby odszedł Guardiola, to jest ta druga opcja. 

R.P - A trzecia to jest zdegradować ich po prostu z Premier League i prawnicy robią co mogą. Każdy próbuje. Zobacz, no Arsenal próbował połamać Rodriego.
Guardiola, no zobaczymy co z nim, jego kontrakt cały czas nieprzedłużony.
No i te 115 zarzutów, więc no próbują wszyscy ich jakoś zaatakować, a to City jak ta Hydra po prostu, jedną głowę straci a dwie głowy odrastają.Teraz jeszcze kontuzje innych zawodników, no mają masę urazów na ten moment. Mają też wymagający terminarz i wydaje się, że jak nie w tym sezonie, to kiedy? Tylko kto za nich?

Arsenal musiał czekać, aż Rodrigo dozna kontuzji, żeby przepuścić kolejny atak, a tymczasem się na razie potykają o własne nogi. No więc Liverpool jawi nam się tu jako główny kandydat.I wydaje mi się, że jest kilka argumentów za Liverpoolem. Widzę, że kręcisz głową. Pewnie strach o tym na tym etapie sezonu dopuści takie myśli. Wiem, o co chodzi. Ja to znam.

S.B - Nie, pozwolisz, że Ci przerwę. Chodzi o to, że nie mają tej siły kadry. Tak to widzę.Potrzeba wzmocnień, a z Hughes z Edwardsem, który miał być zbawieniem po powrocie, póki co za wiele nie zrobili. Wiem, że nie ma nawet połowy sezonu. W Liverpoolu nadal jest więcej chyba pytań niż odpowiedzi i to może ich pogrzebać. 

R.P - Na pewno w perspektywie najbliższych, powiedziałbym, dwóch, trzech lat przed dyrektorami sportowymi Liverpoolu dużo większe wyzwania niż na przykład przed Arsenalem, bo Arsenal się trochę bardziej pozabezpieczał tymi kontraktami, ale jak nie zaczną wygrywać trofeów, to się zaczną nerwowo kręcić na swoich fotelach Saliba, Saka, może i Odegaard. Arsenal się pozabezpieczał tymi długimi kontraktami i ma dość młodą drużynę, ma też kilka dziur do zasypania, a myślę, że faktycznie więcej znaków zapytania przed Liverpoolem, no bo przechodzi generalnie taką strukturalną przemianę, przebudowę, bo jest nowy menedżer, który ma zupełnie też inny zakres kompetencji niż Jurgen Klopp, cały klimat się zmienia, ale po prostu na razie na ten moment to wygląda bardzo obiecująco. Wydaje mi się, że ten trener ogarnia, ja byłem jego fanem w Feyenoordzie, bardzo mi się podobał ten Feyenoord, trochę inny jest też teraz Liverpool.


Na razie to jest bardzo ciekawe, takie przyglądanie się temu wszystkiemu. Na razie on się też zapoznaje z tą drużyną, przygląda się na co ją stać, jak ona reaguje, ale wydaje mi się, że wielu piłkarzy te egzaminy zdaje, no kilku może, kilku na razie nie zdało, ale niespodziewanie na ten moment są tak wysoko. Są w dobrym momencie sezonu, wykorzystują terminarz, jaki by on nie był. Zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądało po kolejnej przerwie reprezentacyjnej. Nie widzę, szczerze mówiąc, nikogo, z całym szacunkiem, spoza dwójki Liverpool-Arsenal, kto miałby temu City rzucić wyzwanie. Nawet się zastanawiałem, czy to może jest ten sezon, kiedy ktoś tu dołączy do nich, ewentualnie, ale później Aston Villa gra tak słaby mecz z Tottenhamem, jest niestabilna mimo wszystko.
Wydaje mi się, to nie jest ta jakość tej kadry. Z całym szacunkiem, ale no nie.
Tottenham to na pewno nie. Chelsea jeszcze nie. Chelsea fajnie się prezentuje, ale czasami są za bardzo chaotyczni i w parze idą wyniki. Wygrywają i przegrywają, patrz na mecz z United, oni musieli to wygrać, a nie wygrali. Manchester naprawdę zrobił wiele, żeby Chelsea wygrała, a Chelsea znalazła sposób, żeby tego meczu nie wygrać.
Jeszcze nie raz znajdzie sposób, żeby nie wygrać. Jeżeli Arsenal się nie ogarnie, no to będzie kandydatem do walki o mistrzostwo a wydaje mi się, że się ogarnie. Będę się chyba ciągle teraz bił z myślami. Zaczynam powili iść w kierunku, że nie mam jakiegoś jasnego stanowiska w tej kwestii. Chodzi mi o to, że City się męczy, ma problemy kadrowe, Haaland nie strzela, nie ma Rodrigo, nie ma De Bruyne, a i tak dobrze punktuje, naprawdę dobrze punktuje. Wrócą ich gwiazdy i wróci pewnie forma. A wiemy jak potrafią punktować. klimat 
Ciekawi mnie czy te 115 zarzutów stanie się jeszcze gęstsze i sprawi, że oblężona twierdza jeszcze będzie lepiej psychologicznie działać na ten zespół. De Bruyne, Haaland się odblokuje i znowu włączą sobie tryb City. Innymi słowy, nadal City jest głównym faworytem do mistrzostwa.

S.B Liverpool jest drugim, Arsenal jest trzecim?

R.P - Ciężko widzieć to inaczej, skoro już na tym etapie sezonu mają pięć punktów przewagi. No, ale to właśnie tabela jedna, a później na wiosnę się zrobi to co w ciągu ostatnich lat i nagle będziemy widzieli wielkie zaskoczenia.


S.B - Wywołałeś temat Chelsea. Muszę o to zapytać. Odwieczna debata, która trwa i trwać będzie. Eden Hazard vs Mohamed Salah. Możesz krótkim jednym zdaniem odpowiedzieć, albo się rozgadać jeśli zechcesz.

R.P - Uwielbiam te debaty takie typowo brytyjskie w mediach. Dzisiaj widziałem na przykład w jakimś podcaście pytanie czy Sir Alex Ferguson dzisiaj zdobywałby mistrzostwo z Manchesterem United, gdyby nadal był menedżerem United? To jest taka akademicka dyskusja typu, gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Alex Ferguson już jest dziadkiem, pewnie ma problemy zdrowotne, pamiętamy, że miał duże problemy zdrowotne,
To by się nigdy nie wydarzyło. Nie rozumiem, po co takie gadanie, ale no dobra, wracamy do tego czy Salah czy Hazard. Hmm. Salah. Liczbowo Salah, ale to efekt świeżości po prostu. Eden Hazard w prime… . O, to jest jak, wiesz co, to jest jak Lewandowski i Suárez.
Czyli tak, Suárez w primie był dużo lepszy, I Eden Hazard może miał czysty talent większy, wydaje mi się, ale w momencie, w którym Mohamed Salah wchodził w swojej karierze dopiero na wyższe obroty, to Eden Hazard już obrastał tłuszczem i się powoli zwijał.
O, ładne zdanie mi wyszło. I nie miał takich liczb, jeżeli dobrze pamiętam. 
Żyje też tym, że Salah ciągle gra. Ciągle możemy go podziwiać a Hazard już gra w meczach tych oldboyów, które jeżdżą tam po Yokohamach i Riyadach i tam z Kaką biega i z tym Christianem Karembeu, który bierze udział we wszystkich takich eventach mam wrażenie (śmiech). Więc niech będzie, że Salah. Egipcjanin nie splamił swojej spuścizny nieudanym, spektakularnie nieudanym transferem do Realu Madryt.Tylko jest, trwa i ma trwać. 

S.B - O, no to okej, to pójdziemy dalej w takim wypadku. Kyle Walker, James czy Trent Alexander-Arnold?

R.P - Kurde, ale ty mi piłki wypuszczasz. Czysto piłkarsko Trent Alexander-Arnold. On jest niesamowity. Ułożona stopa, cokolwiek to znaczy, jest fenomenalna. Pod tym względem, no to wiadomo, że to jest Trent. Richie James, który też potrafi takie przerzuty na przykład dawać jest drugi i dopiero później jest Kyle Walker, który generalnie wygrywa z nimi fizycznością, szybkością, fenomenalnym rozumieniem zadań defensywnych. Wiadomo, nic nie powiem odkrywczego, kiedy powiem, że idealny boczny obrońca powstałby z połączenia ich trzech, ale Kyle Walker wydaje mi się, że w ostatnich tygodniach już nie wygląda tak dobrze, czy nawet miesiącach i powoli będzie jego kariera zmierzała ku końcowi, chyba, że może jeszcze przeżyje jakąś wiosnę swojego sportowego życia.

S.B - Jak Manchester City.


R.P - Jak Manchester City, dokładnie. Jego odrzucam już w tym momencie tej debaty.
James z kolei nie ma zdrowia, więc też odpada, a Trent gra dużo na różnych pozycjach. Jest wszechstronny. Raz lepiej, raz gorzej, ale ma też nową twarz w tym sezonie, lepiej broni i to jest ciekawy przypadek. Mam z nim jeden problem. Po nim widać, że on ma trochę wywalone czasami. Widać, że wie, że jest wyjątkowy i jest bardzo pewny siebie.
Ten wywiad, którego udzielił, te słowa w tym nagraniu, kiedy powiedział, że chciałby być i celuje w to, żeby być pierwszym bocznym obrońcą, który zdobędzie złotą piłkę, tylko świadczą o pewności siebie i wie, że może to zrobić, bo talent ma niebagatelny. Żeby mu się chciało, bo on, mam wrażenie, to jest gość, który da ci dwa, trzy takie fenomenalne pasy, odda genialne strzały, pośle świetne dośrodkowania, ale czasami takie miałem wrażenie, że bywały takie momenty, kiedy myślał, że to wystarczy i może się przespacerować oprócz tego, w czasie spotkania a gdyby tak właśnie dołożył takie full zaangażowanie, to wiadomo, że jego prime, jego szczyt możliwości jest zdecydowanie najwyższy. Tak mi się wydaje, że jest wyższy niż Jamesa. Obrońca Chelsea to jest wiadomo też atleta, trochę to jest połączenie Walkera i Trenta na swój sposób, bo jest bardzo dobry technicznie i jest też bardzo silny, ale no nie ma zdrowia, no po prostu nie ma zdrowia.
Nie mogę porównywać piłkarza, który gra cały sezon do zawodnika którego praktycznie nie ma, bo co chwilę łapie kontuzję, więc zmierzając ku końcowi Trent Aleksander Arnold. Jednak niech nie idzie do Realu Madryt.

S.B - No właśnie, złotą piłkę wygra, zostając w Liverpoolu, czy złotą piłkę wygra, jak będzie obrońcą Realu Madryt? Przy całej gamie piłkarzy Realu, którzy tam są, bo tam będzie konkurencja do złotej piłki, niezależnie od jego dobrego sezonu.

R.P - No wiesz, dużo zależy wtedy od reprezentacji Anglii.

S.B - Oj, to nie ma szans.

R.P - Eee, poczekaj, spokojnie. Tam jest teraz masa talentów generacyjnych.Pytanie, czy w ogóle będzie grał u Tuchela, jak to wszystko zostanie poukładane, bo tylko pod warunkiem, że będzie ważnym elementem reprezentacji Anglii, która osiągnie coś, zdobędzie, wygra w końcu jakieś trofeum, to wtedy zdobędzie tą złotą piłkę. W innych przypadkach, w sezonach poza dużymi turniejami raczej obrońcy nie wygrają tej nagrody. Choćby fakt, że Dani Carvajal był tak wysoko i przez wielu stawiany tak wysoko, bo grał bardzo dobrze z reprezentacją Hiszpanii, wygrał Euro 2024. A i tak nie zdobył Złotej Piłki.
Pewnie Trentowi łatwiej będzie w Realu, no bo jak spojrzysz historycznie, no to jest Real, Real, Real, Barca, Barca, Real, Real, Barca, Real, ktoś z Premier League i znowu taka seria zawodników Realu albo Barcy, więc pewnie byłoby mu łatwiej w Realu, ale myślę, że da sobie jeszcze trochę miesięcy i będzie obserwował, w którą stronę idzie Liverpool, Arne Slota i wtedy podejmie decyzję. Na pewno bardzo by chciał zostać i bardzo by chciał odejść.To jest taki konflikt tragiczny. Bardzo by chciał pewnie grać w Realu Madryt, ale na pewno kocha Liverpool.I jak będzie widział, że w Liverpoolu może walczyć o największe trofea, tak jak w Realu Madryt, to myślę, że zostanie.

S.B - Jak zostanie, to niech wygra tą złotą piłkę. Choć też ten jego brak zaangażowania faktycznie wychodzi w ostatnich meczach i no za Kloppa to byli jednak piłkarze, którzy grali u Niemca cały czas, nie schodzili, niezależnie co się działo i jak raz ten granat został odbezpieczony i Salah zszedł, to już było gorąco, a jak miał wejść z powrotem za kadencji Jurgena Klopa na boisko z ławki, no to już było w ogóle tak gorąco, że przez trzy następne miesiące wszyscy to przypominali, więc mam nadzieję, że za Slota jednak będzie częściej schodził, może to też sprawi, że on będzie bardziej skoncentrowany i będzie dawał z siebie więcej, żeby grać te mecze na najwyższym swoim poziomie. 

R.P - Tak, wydaje mi się, że to jest taki gość, który potrzebuje jakichś takich bodźców, co nie? Potrzebuje też widzieć, że zespół wygrywa, idzie w górę, on to nawet chyba gdzieś powiedział. Taka bije od niego aura, że potrzebuje po prostu nowych bodźców i boję się, czy w poszukiwaniu tych nowych bodźców nie pójdzie właśnie do Realu, ale paradoksalnie te wszystkie zmiany w Liverpoolu i nowy trener i trochę inna rola Trenta i wszystko są dla niego takim nowym bodźcem, więc jak to się będzie przekładało na zwycięstwa, to
 to wiele przemawia za tym, że mógłby zostać.


S.B - Okej, wrócimy na chwilę do Mo Salaha, bo Trent jest wśród kibiców w Liverpoolu takim piłkarzem z jednej strony niezastąpionym, że jak odejdzie do Realu to będzie problem, ale bardziej jest zawsze taka obawa przed zastąpieniem Mohameda Salaha.
I teraz pytanie, czy jest na świecie piłkarz, który mógłby przyjść za skrzydłowego Liverpoolu?


R.P - Hmm. Może Bukayo Saka? To jest raczej niemożliwe.Kiedyś był taki motyw, że Jarrod Bowen, pamiętasz?

S.B - Było, było i było chyba przez dobre dwa, trzy okienka transferowe. To jednak nie ten poziom i chyba nie ten pułap. 

R.P- Wiesz, teraz ta drużyna jest beznadziejna, ale jak gość w Premier League jednak regularnie kręci się wokół tych powiedzmy 15 goli na sezon, to w lepszej drużynie mógłby się kręcić około 20 więc kto wie. Wiesz, ostatnio mi wpadło gdzieś, że Mbuemo i Semenio są rozważani.Z jednej strony może to tylko plotki, może pogłoski. Najpierw słyszysz te nazwiska i masz takie „jakie Mbuemo, jaki Semenio”, obaj mają chyba 25-26 lat, trochę późno, a później myślę tak, no dobra, Salah też nie przyszedł do Liverpoolu w wieku 20 lat i obaj pokazują w zasadzie co kolejkę, że są świetnymi ofensywnymi graczami w dużo słabszych zespołach w Premier League i to jest dla mnie mega ważne, że są zweryfikowani już w Premier League. Więc w sumie kto wie? Na pewno każdy jest do zastąpienia. Nie ma piłkarzy nienastąpionych.

Może tylko Messi. Bo tak jak o tym myślę, to Real też sobie poradził bez Cristiano Ronaldo. Wszystko jest kwestią dobrego planowania, dobrze działającej drużyny i tego, czy trener jest przekonany, że będzie w stanie danego piłkarza zastąpić. Mohamed Salah jest wybitny, ale też jest do zastąpienia moim zdaniem.
No i ten jego rodak jest bardzo ciekawy, Omar Marmoush. Oglądam szczerze tylko liczby, bo nie jestem jakimś wielkim obserwatorem Bundesligi, więc pewnie jak już będzie bliżej, transferu to będę wypytywał wszystkich ekspertów o niego. Widziałem, że liczby ma dobre, styl gry bardzo podobny, tak wszyscy mówią. No właśnie, tylko wiesz co, on jest chyba prawonożny, więc musiałby schodzić z drugiego skrzydła. Chyba tak, ale wydaje mi się, że nawet jakby tak było, to Slot by sobie to jakoś tak poukładał pod siebie, że może właśnie kogoś przesunąć albo szukać, ale to nie jest temat na tą rozmowę. Jak dojdzie do transferu, ale czasem najlepsze strzały są najbardziej nieoczywiste.

Ci najlepsi piłkarze dzisiaj grający w tych drużynach, nikt by nie powiedział wcześniej że będą tak mocni. To nie było tak, że to jest wielki transfer i każdy ma duże oczekiwania.
To raczej byli goście znikąd, albo wychowankowie, albo bardzo nieoczywiste ruchy. I Salah jest tego przykładem, i De Bruyne jest tego przykładem. Może Haaland właśnie temu przeczy, ale Saka jest na przykład wychowankiem.Myślę o takich piłkarzach w historii jak Premier League, jak Hazard, Bale, masa przeróżnych tego typu zawodników. Zaryzykuje stwierdzenie, że Luis Suarez też nie był zawodnikiem, który przychodził jako gwiazda. 



Dobry trener i dobry pion sportowy miał na tego zawodnika dobry plan i był przekonany, że on się sprawdzi, więc często takie najpiękniejsze skarby są ukryte gdzieś pod kamieniem.
Kurde, ale dzisiaj mam głupie zdania (śmiech). 


S.B - Za to będą ładnie wybrzmiewać na stronie (śmiech). W takim razie, czy Rúben Amorim będzie takim właśnie kwiatkiem, który z tego betonu menadżerskiego wejdzie do Premier League i skończą się żarty z Manchesteru United?

Na prośbę Radka tutaj dodaję bardzo długą pauzę, bo te pytanie wprawiło go w zakłopotanie. 


R.P - Naprawdę nie wiem. Wiele rzeczy za nim przemawia, bije od niego ta cała aura, tak popularna dzisiaj. Wyniki go bronią. Wszedł do klubu, który był bardzo zasłużony, ale miał problemy z powrotem na tron i regularnym walczeniem o trofea na krajowym podwórku. 
To jest coś, co jest tożsame z Manchesterem United. Trzeba przyznać, że poukładał to bardzo szybko w Sportingu, ale wiem, ,że te wszystkie argumenty można też było powiedzieć o Ericu Ten Hagu, kiedy przychodził z Ajaxu. I też nie pracował wcześniej w Premier League. Jakoś zdaje mi się Amorim na ten moment bardziej predestynowany do poradzenia sobie ze wszystkimi pozasportowymi wyzwaniami związanymi z pracą w Manchesterze United. Tam jesteś na mega świeczniku, to jest klub, w którym ciągle się pali (nawet jak przecieka).

Ciągle są jakieś małe albo większe kryzysy.Mega tam jest bałagan w tej szatni, mega przeciętni piłkarze na cholernie wielkich zarobkach, dodatkowo trudno sprzedawalni. Ogromna historia nieudanych transferów i dodatkowo ten specyficzny, taki dość medialny pion sportowy. Ogólnie znaków zapytania jest cała, cała masa. Możemy przejść nawet do taktyki.To, czy jego 3-4-3 jego będzie pasowało, to szczerze jest najmniejszy problem, mi się wydaje, że dobry trener sobie to ogarnie, ale wierzę w niego generalnie, bo bije od niego takie przekonanie, że wie, co robi.


Wydaje mi się, że jak weźmie swój sztab, to może to ogarnąć, tylko nie może się zrażać, bo początki będą na pewno trudne. I fajnie by było, jakby Manchester United może nie wygrywał mistrzostwa, ale był w tym topie, żeby przestał już być takim trochę memem, bo to było śmieszne, ale już za długo.


S.B - I się przejadło.


R.P - Dokładnie. Już trochę się przejadło, ale wydaje mi się, że potrzebuje kilku naprawdę sportowo nowych twarzy ten klub. Kobbie Mainoo to jest dopiero początek, wydaje mi się, że jeszcze parę się przyda takich pozytywnych postaci, bo na razie o to trudno.
Ja nigdy nie kochałem Manchesteru United, więc może kibice Manchesteru United powiedzą, że nie, przecież są tam bardzo dobrzy zawodnicy jak Garnacho, Rashford, Bruno Fernandes. To są super goście i tak dalej, ale jakoś znam wielu kibiców Manchesteru United, z którymi się przyjaźnię i chyba nie powiedzieliby tak samo, też nie uwielbiają tych gości, więc potrzebna jest taka zmiana wizerunku w ogóle tego klubu i w dużym stopniu za to odpowiada trener. Wierzę na ten moment, że on to ogarnie, bo od niego bije taki pozytywny wizerunek i myślę, że może być dobrą twarzą tego klubu.
A też na pewno sportowo ogarnia. Jestem dobrej myśli, ale myślę, że może się ta opinia tutaj nie spodobać (śmiech). 

S.B - To jak już tak jesteśmy przy United, przy kryzysach i tak dalej, jest jakiś zawodnik lub klub, na którym się zawiodłeś najbardziej? Tak, że cię rozczarował albo że ci wbił nóż w serce jak nam na przykład Luis Suárez swego czasu. Możesz to objąć głową jak chcesz, bo to jest pytanie bardzo otwarte. 

R.P - Mógłbym powiedzieć, że Arsenal. Pamiętam, że bardzo dużo sobie obiecywałem i byłem też w takim wieku, że wierzyłem, że to idzie na dobre tory. Po tym projekcie, kiedy Wenger miał w składzie Fàbregasa, Nasriego, Adebayora, Walcotta. Wtedy miałem mega żal do tego drugiego i Adebayora, że poszli do City. Bo to tak poszli w zasadzie, jakby… przyszło im to bardzo łatwo. Przyszedł klub, który jeszcze do niedawna był średniakiem, po prostu wyłożył im dużą kasę i oni tak wywalili po prostu wszystko na tę naprawdę bardzo ciekawą młodą drużynę Arsenalu, która mogła sporo osiągnąć. Miała swoje problemy i pewnie, nie wiem, może pod Wengerem by koniec końców nic nie osiągnęła, ale to doprowadziło też do sytuacji, w której odszedł Fàbregas, bo już widział też, że on sam tego nie pociągnie. I do niego też miałem trochę żal. Do Henry’ego mniejszy, bo Francuz odszedł tam koło trzydziestki i po prostu chciał coś w życiu wygrać a Fabregas miał jeszcze całą karierę przed sobą. I później wrócił do Chelsea. I to też mnie mega bolało. On mówił, że chciał wrócić do Arsenalu.

Wenger miał w ogóle kilka dziwnych decyzji.
Nie trafiał z nimi, wydaje mi się, bo powinien wziąć Fabregasa z powrotem, bo Fabregas, nie wiem na ile kłamał, a na ile mówi prawdę, ale mówił, że chciał przede wszystkim wrócić do Kanonierów. Najpierw zadzwonił do Wengera właśnie, kiedy odchodził z Barcelony i pytał czy nie potrzebują go w Arsenalu. Wtedy w Arsenalu to już wtedy był czas Oezila, Sancheza i tak dalej i Arsene go nie chciał, a jakoś nie mogłem patrzeć na Fabregasa w koszulce Chelsea. Trochę mnie też bolało, jak Giroud strzelał gole Arsenalowi w finale Ligi Europy, w tym zasranym Baku. Jego lubiłem i przynajmniej coś wygrywał. Adebayor, Nasri, to akurat dwa głupki, ale też dobrzy piłkarze. A, i wiesz co? Mam jeszcze żal do Wengera za to, że odstawił Szczęsnego, a ściągnął Cecha. Oczywiście po latach jestem mądry, bo Szczęsny stał się lepszym bramkarzem we Włoszech niż był w Arsenalu. Treningi w Romie nauczyły go połowę jeszcze tego, co umiał w Anglii. Natomiast Wenger kupił Czecha i powiedział Szczęsnemu, że nie będzie grał a Szczęsny był mega fanem Arsenalu i chciał tam zostać.



Wojtkowi wyszło na dobre odejście, Arsenalowi nie bardzo, bo Cech był słaby w Arsenalu, więc o to też mam trochę pretensje i nie rozumiem, jak oni mogli się nie poznać na Martinezie. Przecież to jest taki bramkarz, kurczę, można go nie lubić, ja wiem, bo to jest taka postać, która dzieli, ale to jest świetny golkiper a on był trzecim, czwartym bramkarzem. W ogóle nigdy nie miał szans, żeby pograć.

S.B - City odpaliło Palmera, więc pytanie, czy faktycznie w Arsenalu Martinez byłby na takim topie, jak jest teraz przykładowo.

R.P - No tak, te wielkie kluby potrafią zepsuć karierę tych perspektywicznych zawodników.
Właśnie też w takich czasach, jak Liverpool miał Suareza. On był super, ale ciągnął ten Liverpool za uszy i jego przejście do Barcelony było w najlepszym możliwym momencie.
Okoliczności mi się nie podobały, ale to było nieuniknione. I jeszcze moje serce złamał… chyba Manuel Almunia w sumie, nie broniąc tych strzałów Bellettiego i Eto’o. Obie akcje zrobił Larsson. Pamiętam, że jego wejście na boisko odmieniło ten finał, bo Arsenal bronił w 10. W ogóle fenomenalny był ten finał, wspominam go z ogromnym sentymentem i wtedy to moje serduszko pękło, całym tym wieczorem, bo zaczęło się tak świetnie, mimo czerwonej kartki wyszli na prowadzenie i tak długo było dobrze i w samej końcówce się posypało, ale to jest piękno piłki.

S.B I jej smutek.



R.P- Dokładnie. To mógł być ten jeden europejski wieczór dla Arsenalu, który byłby taki etosowy, ale nie był. 

S.B - Nie będę aż tak narzekał na tamten wynik, aczkolwiek było mi szkoda chyba najbardziej Henyry'ego. Bo chyba po tym były te nasilone wywiady, że on faktycznie odchodzi, żeby wygrać Ligę Mistrzów. Bo on nawet nie mówił, że idzie chyba za trofeami tylko właśnie głównie za Champions League. 

R.P - Tak było, ale tam też wtedy ta paka była taka dziwna. On Ibrahimović, Eto'o.
Tam się w ogóle dziwny zespół się robił, taki nie barcelonowy bym powiedział. Swoje mimo to wygrali. Później były sytuacje, że Eto’o odszedł, a przyszedł Ibrahimović. Później Ibrahimović odszedł, bo nie pasował Guardioli, ale był cały czas Messi. Byli tam też inni, więc dali radę. Można też tutaj dopisać, że nie ma piłkarzy niezastąpionych i, że kibice Arsenalu też mają swoje przegrane finały. Jak Liverpool. 

S.B - O tak, tych przegranych finałów, zwłaszcza za Kloppa zawsze będzie mi szkoda najbardziej. Powiedz mi teraz czemu byłym piłkarzom nie wychodzi w byciu trenerami? Możemy się skupić tylko na Premier League a nawet idąc krok dalej, na anglikach. Gerrard, Lampard, wcześniej przecież Neuville. Czy oni nie nadążają za trendami w piłce nożnej? 


R.P - Nie, to chyba już nie to. Przecież pracowali z najlepszymi trenerami.
Wiesz co? To jest to samo pytanie, dlaczego polskim trenerom nie wychodzi, polskim byłym piłkarzom nie wychodzi praca trenera. Bo praca eksperta telewizyjnego jest łatwiejsza, jest również dobrze płatna. W Polsce jest dobrze płatna, a w Anglii jest turbo dobrze płatna.
Jest zerowa odpowiedzialność w tej pracy, większa stabilizacja, większy spokój. Jak jesteś ekspertem telewizyjnym, to wieczorem wracasz do domu i następnego dnia jesteś w domu, a jak jesteś trenerem, to spędzasz całe dnie w ośrodku treningowym i co chwilę jeździsz i latasz na mecze non stop. Rzeczywiście praca i życie trenera jest mega trudne i wydaje mi się, że to nie jest tak, że oni nie rozumieją piłki, że taktyka ich przerasta. Oni pracują na co dzień z najlepszymi i pracowali z najlepszymi trenerami w Europie. Tylko właśnie takie zamknięte koło jest w Polsce, to znaczy do Polski też przychodzą często zagraniczni trenerzy i zajmują miejsce potencjalnie w dobrych klubach a im nie wychodzi i są zwalniani. 
Zobacz, ile masz w Premier League takich dobrych, byłych piłkarzy.



Najlepsi trenerzy, inaczej, żebym to jasno powiedział, kluby Premier League stać na zatrudnianie najlepszych menedżerów z całego kontynentu. Najlepsi menedżerowie z całego kontynentu chcą tam przychodzić, przez to, co mówiłem wcześniej. Pieniądze, atmosfera, transfery, realizacja marzeń, wyzwania, najlepsi przeciwnicy. Generalnie najbardziej konkurencyjna liga i taki trenerski szczyt. Więc ci piłkarze nie prowadzą tych klubów, bo kto inny tam pracuje. Angielscy piłkarze nie sprawdzą się, ani piłkarze, ani trenerzy, nie sprawdzają się za granicą, bo specyfika pracy jest inna. Gary Neville był w Hiszpanii i lepiej do tego nie wracać. Szukam przykładów. Arabia Saudyjska i to tyle.
Teraz czytam, że Roma rozważa zatrudnienie Franka Lamparda, Jezus Maria, każdy wie, że to się nie uda. No ale dobra.A, i David Moyes był w San Sebastián.


To było ciekawe, bo tam Szkocja ma jakieś połączenie portowe z krajem Basków. Też tam nie popracował. Za to próbował mówić po hiszpańsku, to było piękne.
To wychodziło mu jeszcze dużo, dużo gorzej niż Emeremu po angielsku.
Emery mówi w sumie po angielsku (śmiech). Taka moja pokrętna logika, ale od razu zastrzegam, że to jest próba zrozumienia tego zjawiska, a nie realne wytłumaczenie, bo nie jestem w tym temacie ekspertem i po prostu się za bardzo nie znam.
No ale zobacz, Arteta był bardzo dobrym piłkarzem w Premier League.
Maresca był niezłym piłkarzem, takim na poziomie Serie A. Guardiola był znakomitym piłkarzem i jakby nie patrzeć osiągają sukcesy. 


S.B - Anglików za wielu nie wymieniłeś… 



R.P - No to tutaj już są ciężary. Jest Ruud van Nistelrooy, to też nie jest Anglik, ale widzisz poszedł najpierw do Holandii. A Anglik gdzie pójdzie?No musi próbować w Championship.
No i tam są, jest Michael Carrick, jest ten Scott Parker. W innych klubach odbijał się Wayne Rooney. Gerrardowi nie wyszło, Lampardowi też średnio się udało. Chyba faktycznie Anglików przerasta ta specyfika pracy trenera. Bycie piłkarzem to jedno, ale trenowanie zawodników, to już inna sprawa. No, ale może kiedyś jeszcze zobaczymy byłego reprezentanta Anglii w którymś z klubów Premier League. 


S.B - Czyli poczekamy, pożyjemy, zobaczymy. Szybkie przedostatnie pytanie będzie.
Szoboszlai i Núñez, piłkarze najbardziej krytykowani w Liverpoolu, powinni zostać, czy powinni już szukać sobie nowych klubów? Czy klub powinien im szukać nowego zespołu?

R.P - Nie no, spokojnie, Szoboszlai dopiero przyszedł. On ma 24 lata, wciąż jest piłkarzem z potencjałem i najlepszy sezon ma przed sobą. Wiem, że kibice nie należą do cierpliwych. Pytanie kiedy powinni odejść? W zimę?

S.B - Albo przykładowo w najbliższe lato.


R.P - Zima odpada całkowicie, nie możesz robić takich rewolucji w połowie sezonu. Może po sezonie zmieni się optyka na tych dwóch zawodników, ale zima na pewno odpada. Latem zobaczymy. Dajmy im pograć do końca sezonu i wtedy będziemy mądrzejsi.
Szoboszlai to ten zawodnik, który najlepszy sezon ma dopiero drugi przed sobą. Wiem, że on po lecie będzie miał trzeci, ale zmienił się w międzyczasie manager a on gra w Premier League, więc jakby spokojnie. Już niejednego piłkarza skreślano, a później się okazał świetny.

S.B - A Darwin?


R.P - A z tym Darwinem będzie trudniej rzeczywiście. Wydaje mi się, że będzie mu się bardzo uważnie przyglądał trener. Na razie nie ma przypadków w tym, że tak postawił jednoznacznie na Jotę od początku pracy, bo jednak wydaje mi się, że Diogo jest piłkarzem po prostu dużo bardziej inteligentnym i rozumiejącym lepiej założenia swojej pozycji, taktykę. A Darwin to jest po prostu źrebak taki zerwany z łańcucha i to taki nie za bardzo kumaty. Myślę, że to super zawodnik z ławki, ale trzeba go obserwować do końca sezonu i później się zastanawiać, ale zimą jestem przekonany, że żadne z nich nie odejdzie.

S.B - Wiesz, że spotkamy się za rok i omówimy wszystkie te kwestie? Nie wiesz? To już wiesz (śmiech). I na koniec rada dla polskich kibiców Liverpoolu. Dodaję, że nie możesz prowadzić o cierpliwości.

R.P - Rada dla polskich kibiców Liverpoolu. Nie przyzwyczajajcie się do pierwszego miejsca, Arsenal czyha. 



S.B - Tak to zostanie przekazane…


R.P -Nie. Poczekajcie (śmiech). Druga. Doceniajcie Curtis Jonesa, jestem jego fanem. I Cody'ego Gakpo. To są super piłkarze.



S.B - O ile z Codym Gakpo się zgodzę, o tyle z Curtisem Johnson mam duży problem.
Ja już kiedyś na stronie pisałem o nim, analizując jego liczby. Te liczby nie porywają.
On może jest tym zadaniowcem, ale chyba nie na Liverpool, pewnie sobie poradziłby każdym innym klubie poza top 6.



R.P - Ja uważam, że spokojnie sobie poradzi też w Liverpoolu. Tylko jak nie będzie łapał kontuzji, ale myślę, że to może być jego sezon. Już pewnie słyszałeś to kilka razy.



S.B - Wiesz co, jako kibic Liverpoolu, że to będzie ten sezon, to słyszałem, wiesz, jakieś 20 lat, ale o Curtisie od trzech.




R.P- No, no, dokładnie. Myślę, że jak będzie zdrowy, to będzie ważny. Po prostu.
Ale to takie czysto subiektywne zdanie i pewnie zostanę zweryfikowany bardzo szybko. 


S.B - Życzę Tobie, sobie i kibicom Liverpoolu, żebyś miał rację. A przy okazji będę musiał opublikować dwie razy dla polskich fanów. Nie spodziewałem się, że ta rozmowa przyniesie mi tyle roboty (śmiech).



R.P - Trudno, widzisz, ja na każde pytanie odpowiadam dwa razy albo trzy (śmiech). 



S.B - Dobra, nie będę Cię już trzymał. Dzięki wielkie za rady, za rozmowy i oby wiele z Twoich wróżb przyniosło nam szczęście. Nam, kibicom Liverpoolu.



R.P Dzięki bardzo. Pozdrawiam. 


A ja, Sebastian Borawski dziękuje za przeczytanie tej długiej lektury. Zachęcam do komentowania, wyrażania swoich opinii i oczekiwania na kolejne rozmowy. Niektórzy bohaterowie znaleźli się już w tym wywiadzie. 

Kolejna przerwa na kadrę, to kolejny lament kibiców Premier League. Skoro nie możemy oglądać piłkarzy najlepszej ligi świata, to możemy chociaż porozmawiać z ekspertami tejże ligi. I podczas tej listopadowej przerwy udało się porozmawiać z ekspertem Meczyków oraz Viaplay - Radkiem Przybyszem. Nadmieniam, że rozmowa odbyła się na kilka godzin przed spotkaniem Liverpoolu z Bayerem Leverkusen w Lidze Mistrzów, więc niektóre odpowiedzi mogą być już nieaktualne. Tradycyjnie jest to rozmowa tylko z pozorów o piłce nożnej. 

S.B - Miło mi powitać kolejnego eksperta w naszych skromnych progach! Żeby nie przedłużać, szybkie pytanie na początek. Jak w tych czasach młody kibic ma znaleźć klub do kibicowania? Mamy Real, mamy City, idziemy za trofeami. Choć wiem, że ci kibice City w Polsce dalej są tacy troszkę krytykowani za to, że kibicują klubowi sukcesu. No i tak idąc za tym pytaniem, czy znajdą się kibice, którzy, nie wiem, zakochają się w Brentford, Aston Villi, czy (nie w tym sezonie) Wolverhampton?



R.P - Świetne pytanie, ale kompletnie niespodziewane (śmiech). Myślę, że da się tak zrobić, ale kurczę, musiałbyś zapytać kogoś, kto kibicuje takim drużynom jak właśnie Brentford. Szczerze mówiąc w Polsce, chociaż jest to bez wątpienia ciekawy zespół i bardzo go lubię nie znam żadnego ich fana. Co do Aston Villi musiałbyś zapytać Maćka Cabana (Link do jego profilu tutaj). Może by zdradził ci, skąd się to wzięło. Im dłużej myślę o tym, wydaje mi się, że często młody kibic idzie za piłkarzem albo za piłkarzami, więc musiałbyś znaleźć ulubionego piłkarza i za nim pójść. Natomiast oczywiście najlepsi piłkarze, najbardziej medialni i najbarwniejsi grają w najlepszych klubach, więc nie ma przypadków w tym, że to jedno wynika z drugiego. Kurde, to jest naprawdę świetne pytanie! 


S.B - Mam tego więcej! Widzę jednak, że ta odpowiedź nie została zakończona, dlatego oddaje Ci głos!

R.P - Szukam idealnego rozwiązania. Kibic musiałby oglądać regularnie Ligę Angielską i musiałby ktoś tam wpaść mu w oko i za tym kimś zostać na dłużej. My tak nie mieliśmy za swoich młodych lat, tylko wtedy też tych meczów do wyboru było trochę mniej, a dzisiaj jest znowu kłopot bogactwa, takie mam wrażenie. Nie tylko w świecie transmisji sportowych, ale również masz tyle ciekawych i mocnych, mocnych przede wszystkim bodźców, że naprawdę musisz być hipsterem, żeby w świecie tylu mocnych bodźców trafił do ciebie akurat przekaz Brentfordu, Aston Villi czy Wolverhampton. Bardzo, bardzo trudne pytanie ale cholernie ciekawe. 


S.B - Myślisz, że fani pójdą w takiej sytuacji za Nottingham Forest i potężnym Chrisem Woodem? To też nie jest najbardziej atrakcyjnie grająca drużyna, ale ma swój styl, taki trochę sprzed lat. Wiem, że idę w kontrze do Twojej odpowiedzi o tych bodźcach, ale Forest w tej kampanii robią robotę.

R.P - Mogą się spodobać to fakt. Myślę, że im więcej takich zwycięstw jak z to z Liverpoolem, im więcej meczów, gdzie rzucają wyzwanie faworytom, tym lepiej się ich ogląda. Kiedyś Nuno Espírito Santo prowadził Wilki i to była drużyna, która mogła się podobać. Kto wie, trochę wydawało się, że ten trener już jest na aucie, a tutaj idzie bardzo mocno w tym sezonie i myślę, że gdyby podtrzymali taką formę jeszcze z miesiąc, dwa, to i Nottingham Forest będzie ulubionym klubem nie tylko Radosława Majewskiego, ale też myślę paru kibiców w Polsce. Na pewno już teraz kilku jest, ale pewnie takiej starszej daty, którzy pamiętają jeszcze takie dobre Forest sprzed wielu, wielu lat. W obecnych czasach było się ciężko w tej drużynie zakochać, bo tam był taki przemiał piłkarzy, a nie przekładało się to na żaden charakterystyczny styl, a teraz przynajmniej ten „swój” styl mają. Może nie jest najnowocześniejszy i najpiękniejszy, ale szczerze mówiąc w świecie, gdzie wszyscy chcą grać wysokim pressingiem, mieć kontrolę i tak dalej, to ja lubię też takie drużyny, które pokazują, że da się grać super, nie zawsze mając piłkę przy nodze przez 60% czasu. 

S.B - Proszę mi nie wypominać meczu z Liverpoolem, ok? Rozumiem, że to będzie pewnie trochę kontrowersyjny wywiad, ale na samym początku takie bomby?
Poza tym widzisz, nie tylko Liverpool spotkało zderzenie z potężnym Nottingham Forest, także myślę, że w tym sezonie jeszcze niejedną niespodziankę sprawią. Z drugiej strony myślisz, że jak ktoś się nie interesuje się Premier League, wejdzie sobie teraz losowo w momencie tego sezonu na tabelę, popatrzy Nottingham i zacznie się angażować, zobaczy te mecze, to czy on będzie mógł pozostać przy tym klubie?

R.P - Myślę, że tak. Myślę, że Morgan Gibbs-White to jest piłkarz, który zachęca do zostania przy tej drużynie jako jeden z najlepszych ofensywnych pomocników tej ligi, to na pewno. Myślę, że skrzydłowi też. Calum Hudson-Odoi to jest taka odwrotność, no już nie chcę mówić kalka Jadena Bowena, czy może Bukaio Saki. Chodzi mi o to, że schodzi na prawą nogę i gdzieś tam z narożnika pola karnego oddaje te swoje strzały a raz na jakiś czas jakiś wpadnie do bramki. Idąc dalej jest dynamiczny Anthony Elanga, czyli można powiedzieć mamy tutaj „odpady” z Manchester United i Chelsea. Trochę jak ich trener i napastnik Chris Wood, czyli ludzie, którzy wydawało się, że furory już Premier League nie zrobią, bo Wood jest po drugiej stronie rzeki, a Elanga czy Hudson-Odoi to może nie ta skala talentu. Okazuje się, że jak dobrze się to wszystko poukłada, to się da. 

Jestem fanem Jamesa Ward'a Prowse'a, bo to też trochę pomocnik w starym stylu.
Nie za dużo wnosi w rozegranie, ale wiadomo, ma jeden wielki atut i co jakiś czas go pokazuje, chociaż ostatnio trochę rzadziej, mimo to zdziwiłem się, że tak szybko West Ham z niego zrezygnował, bo myślę, że w świecie, w którym stałe fragmenty gry znaczą tak dużo, ten piłkarz jeszcze by się przydał parę razy w sezonie. Również West Hamowi.

S.B - Skoro robimy taką laurkę Nottingham, to pozwalam dokończyć i śmiało, wymieniaj dalej (śmiech).

R.P - Dziękuje! (Śmiech). Co dalej? Jest ten Murillo.Myślę, że to będzie piłkarz, który zagra w przyszłości w jednym z topowych klubów Premier League. Matz Sels też, szczerze mówiąc, mnie zaskakuje, bo myślałem, że to nie będzie znakomity bramkarz, ale jak to tak wszystko zbierzesz do kupy, to z przeciętnych piłkarzy na razie, trzeba to podkreślać, na razie jest bardzo ciekawy zespół, który też fajnie zarządza meczem. No i ja trzymam za nich kciuki, powiem szczerze, bo wcześniej nie miałem do tej drużyny wielkiej sympatii po awansie. Przesadzali z tymi transferami, a teraz to wszystko jest dużo bardziej poukładane, no i wiadomo, dochodzi jeszcze jeden element. Przychodzi Edu, mega zaskakujący ruch, że ściągają dyrektora sportowego z Arsenalu, bo trochę to zaczyna pokazywać ich ambicje.
Nie pałam jedynie wielką sympatią do właściciela, bo wydaje mi się dość podejrzany (śmiech).

S.B - No, to by też tłumaczyło przejście tam Edu?

R.P - Dokładnie. Taki ciekawy twór. Grupa Red Bulla dla ubogich trochę, czyli Nottingham Forest, Olympiakos i Rio Ave. Śmieję się, że może Cezary Miszta, bo on chyba wylądował w Rio Ave, niedługo trafi może jako drugi bramkarz do Nottingham Forest. Nie mielibyśmy nic przeciwko, ale generalnie polecam mecze tej drużyny. Wydaję mi się, że choćby mecz z Newcastle w najbliższej kolejce może być bardzo ciekawy z wielu względów, a później grają z Arsenalem na wyjeździe, więc pewnie też będą się głęboko bronić i czekać na kontrataki, ale już niejednej drużynie w przeszłości udawało się w ten sposób Arsenal zaskoczyć.

S.B - Newcastle pokazało, że to nie jest też taka trudna sztuka. Jedno dobre dośrodkowanie, jak to mówił Alan Shearer takie wyjęte z lat 90. Idealna piłka i dobra główka. Dobra, przejdziemy do czegoś, co powiedzmy wadzi mi z Nottingham na ten moment ale rzeczy w piłce nożnej dzieją się szybko, bardzo szybko, że czas pokaże czy faktycznie wadzi aż tak bardzo. Sportwashing, zarzuty dla City, mundial w Katarze, Rosja, Gazprom. Tu można wymieniać dalej, ale widzę, że masz oczy pełne przerażenia. To będzie może mocne pytanie, ale z łagodną puentą. Gdzie w piłce nożnej znaleźć jeszcze odrobinę romantyzmu?
 


R.P - Wow, ale masz pytania, stary! Jakbym wiedział, to bym sobie wcześniej to przemyślał, bo to są takie pytania z kategorii - trzeba usiąść i się dobrze zastanowić.

S.B - Muszą być zaskakujące. Jakbyś znał pytanie, to tak, jakbyś oglądał mecz, w którym znasz wynik, nie?


R.P - Słuchaj, no to tak, muszę spojrzeć na tabelę, bo rozumiem, że cały czas gdzieś tam poruszamy się w kontekście piłki angielskiej, tak?

S.B - Daję pole do popisu, jak znajdziesz jakikolwiek inny, to żaden problem.
Następne pytania będę miał bardziej Premier League'owe i Liverpoolskie, także spokojnie, wtedy skupimy się na Anglii. 

R.P - Gdzie w piłce znaleźć romantyzm? Słuchaj no, mój drogi, w piłce nożnej znajdziesz romantyzm może w Championship, ale nie będę tam zapraszał, bo nie będę udawał, że śledzę mocno ten poziom rozgrywek. Zerkam co jakiś czas na tabele, patrzę kto tam gra, jak się zmieniły drużyny, które spadły z Premier League, ale nie śledzę regularnie spotkań po prostu, więc nie będę tutaj teraz na siłę udawał, ale myślę, że skupiając się tylko na Premier League znajdziesz romantyzm przez ciekawe human stories, bo jest wielu piłkarzy, których trudno lubić, ale jest też wielu piłkarzy, których kariery były na zakręcie, a odbudowują się w fenomenalnym stylu.



Po odejściu od większych klubów myślę, że znajdziesz wspaniały romantyzm przede wszystkim wśród kibiców, w oddaniu fanów jeżdżących za tymi klubami setki kilometrów po całym kraju i po całym kontynencie, nie zrażających się rosnącymi cenami biletów i coraz gorszą atmosferą, bo coraz częściej stadiony są dla turystów, a nie mieszkających na co dzień tam ludzi. Jednak zobaczysz tych kibiców na wyjazdach i percepcja się zmienia. Jest wiele takich stadionów, jest Fulham, o którym myślę, choćby ciepło teraz, bo jesteśmy świeżo po wczorajszym meczu z Brentford i ta radość tych ludzi była tak autentyczna, to biegnięcie tych ludzi na murawę, to jak ci piłkarze świętowali razem, cieszyli się razem z kibicami, gdzieś wbrew stewardom, którzy próbowali ten cały chaos na murawie opanować, to były niesamowite obrazki. 



W samym Fulham masz takich zawodników jak Tom Cairney czy Harry Wilson. Pewnie można by się jeszcze tam zastanowić, wskazać kilku, jakby przyjrzeć się kadrom, jak sam trener Marco Silva, który przecież miał oferty z Arabii Saudyjskiej za dużo, dużo większe pieniądze, a postanowił pracować dalej w Fulham, bo też ta liga przyciąga tych najlepszych trenerów. I na pewno wiele jest takich klubów. Jest to Bournemouth, które ma siły żeby walczyć o pierwszą połowę tabeli. Żeby osiągać takie rezultaty to pewnie musisz mieć duże środki finansowe, bogatego właściciela. Wiśnie oczywiście też takiego mają, ale jest to na swój sposób romantyczny zespół. Przecież to jest klub złożony z piłkarzy bardzo nieoczywistych, można by powiedzieć, że niewybitnych.



Jak patrzę na Ryana Christiego, pierwszego, który przychodzi mi do głowy, autor pierwszego gola z Arsenalem, to zawsze mi się wydaje, że to jest raczej piłkarz przeciętny, a później strzela ważne gole i ma podstawowe miejsce w takiej drużynie jak Bournemouth czy puka do kadry Szkocji. Lubię bardzo Szkotów. Jego reprezentacyjny kolega John McGinn, który awansował z Aston Villą z Championship do Premier League i do dzisiaj ma podstawowe miejsce w składzie, który jest coraz bardziej kosztowy, a cały czas tam gra i pełni ważną rolę, jest ulubieńcem trybun i fantastyczną postacią, mega ważną w szatni.
I w każdym klubie znajdziesz takie postacie. Zostając dalej w Bournemouth to jest Antoine Semenio, idąc do Newcastle to jest Dan Burn, czyli chłopak z tamtąd, który jest zakochany w tym klubie i może już powoli nie pasuje, ale nadal tam gra. 


Możemy przejść do Brentford i zobaczysz zawodników ściąganych za kilkaset tysięcy funtów a dzisiaj są gwiazdami zespołu i całej ligi. Okej, za tym wszystkim stoi potężny scouting, analizy, dane i tak dalej w przypadku Pszczół, ale jednak to są piłkarze, którzy pewnie wrzuceni w jakieś zupełnie inne środowisko by się nie sprawdzali, a w ekipie Thomasa Franka dają radę. Myślę też, że każde zwycięstwo na papierze słabszego zespołu z faworytem jest romantyczne na swój sposób, bo piłka jest w ogóle romantyczna.
To odróżnia moim zdaniem piłkę nożną od koszykówki, tenisa, sportów motorowych, że jest dużo większa losowość i jest dużo większa szansa na sprawienie niespodzianki na papierze. Może przez to jest trudniejszy los bukmacherów czy graczy bukmacherów, ale to nie mój problem. Zostając w Anglii jest dużo więcej niespodzianek, a Premier League to już w ogóle. Ostatnio grałem w Fifę z moim dobrym kolegą, który jest kibicem Juventusu.
Nie ogląda za dużo Premier League, bardziej Serie A, ale rozmawialiśmy sobie właśnie o tej lidze właśnie. On mówił wprost, „kurczę, ta liga jest pod tym względem wyjątkowa.
Tak mi się wydaje z zewnątrz, że tam każdy może wygrać z każdym, trochę jak w Ekstraklasie (śmiech).”



Może to właśnie nasza liga też jest romantyczna, tylko w Ekstraklasie to jest starcie słabych ze słabszymi, a tutaj masz silniejszych z nadal silnymi, tak? Ale chyba to jest najbardziej romantyczne. Ta radość przy odwracaniu wyników w ostatnich minutach spotkania, czego ostatnio widzimy bardzo dużo. Ta autentyczna radość ludzi po golach, którą trochę VAR może niweluje, ale smak radości pozostaje niezachwiany. I te efektowne zwycięstwa drużyn na papierze słabszych z faworytami. Przypomina mi się ten pościg Crystal Palace w sezonie, w którym walczyli o utrzymanie i te zwycięstwa z Manchesterem United.
Niesamowita absolutna historia.

Całe losy Manchesteru United, chociaż smutne dla ich kibiców, na swój sposób też są romantyczne. To jest akurat taka miłość tragiczna, to znaczy, na papierze mają wszystko, są wielkim klubem, są wielką marką, ale cały czas im nie wychodzi. To też jest na swój sposób niesamowite w piłce nożnej. Pewnie niewiele jest takich innych przykładów. Oczywiście United nie wychodzi w ostatnich latach, w końcu kiedyś to się przełamie i to też będzie na swój sposób romantyczne. 

S.B - Myślałem, że cię bardziej zagnę tym pytaniem, a widzę, że jednak ekspert wie, jak odpowiadać. Romantyzm mamy, to przejdziemy teraz do tematu bardziej przyziemnego, który chyba trochę ten romantyzm zbija. Rada dla wszystkich kibiców z tego pokolenia telefonowego. Jak oglądać mecze i jednocześnie korzystać z social mediów? Czy jest to w ogóle możliwe? Wydaje mi się, że z biegiem lat, z upływem też rozwoju Premier League, które poszło w dobę jednak cyfryzacji, jest trochę trudniej. Zresztą od tego sezonu uzasadniają decyzję VAR-u na X-ie czy tam dawniej Twitterze, mimo, że niektóre tłumaczenia są totalnie z czapy wyjęte moim zdaniem. Czy kibic w ogóle jest w stanie skoncentrować się teraz na 90 minutach meczu tak stricte, że oglądasz mecz? I to nieprzypadkowe pytanie, bo nawet wy, jak jesteście w studio Viaplay, podczas trwających meczów, jak kamery was nie widzą, odpisujecie na wpisy. (Analizowałem to!)

R.P - Stricte w trakcie studia czy podczas spotkań?


S.B - O, widzę, że kolega próbuje mnie sprawdzić. Stricte w trakcie studia nie, ale jak jest ten dom Premier League, to jak te mecze lecą w tle i tak jakby was już nie widać, to jednak gdzieś te dyskusje można prowadzić. Sam pisałem i oznaczałem, żeby sprawdzić czy mi odpiszesz! I się udało!

R.P - Sprawdzony, niezatopiony! Czy to jest w ogóle jeszcze możliwe? Nie jestem dobrym adresatem tego pytania, bo moja żona powiedziałaby ci, że jestem uzależniony od Twittera i mam przyklejony telefon do ręki. Myślę, że trochę prawdy by w tym było.


S.B - To jesteś idealnym adresatem tego pytania! 

R.P - Tak, w sumie tak, masz rację (śmiech). Zawodowo, kiedy muszę, to potrafię, ale prywatnie, kiedy siedzę w domu na kanapie i nie mam w międzyczasie żadnych innych zajęć, a to się zdarza coraz rzadziej, bo albo muszę robić coś do pracy, albo coś ogarniać w domu, więc często te mecze po prostu oglądam „jednym okiem”. Kiedy robię sobie guilty pleasure, wieczory z europejskimi pucharami na przykład, albo te fajne piątkowo-poniedziałkowe, rzadkie, ale zawsze ciekawe wieczory z Premier League na przykład, albo z Ekstraklasą, rzadziej, to ciężko mi jest, powiem Ci, nie zerkać raz na jakiś czas.
No co tu będę krył? Trzeba być szczerym w tej rozmowie, więc jest odpalony ten double screening, jak to tam się nazywa i pewnie niektóre rzeczy mi umykają. W ogóle podziwiam ludzi potrafiących skupić się na jednej rzeczy. Nie ukrywam, że to przebodźcowanie technologiczne mocno mnie dotyka i widzę to po sobie, że ciężko mi utrzymać skupienie i podziwiam ludzi, tych wszystkich analityków, moich dobrych kolegów, których też pozdrawiam, którzy są w stanie oglądać metodycznie, analitycznie w całości na przykład drugi raz mecz, znając jego wynik.


Mam tak czasami też, kiedy potrzebuję się przygotować do jakiegoś programu, kiedy wiem, że na przykład mam taki program, w którym będę prowadził przykładowo magazyn kolejki, czy w meczykach mam program, w którym będę jeszcze na chłodno analizuje występ reprezentacji Polski, to sobie to wszystko jeszcze raz odpalam, ale albo wtedy oglądam na takiej platformie dla nadawców Premier League, takie obszerne, kilkunastominutowe skróty, albo sobie odpalam Wayscouta i tam oglądam po prostu skróty, bo tam są od razu wybrane najważniejsze momenty, które to mogę zatrzymać, cofnąć, spojrzeć i tak dalej.



I przeskakuję sobie kolejne akcje, nie tracę 90 minut na te wszystkie przerwy i tak dalej, bo szkoda mi na to czasu, na to leżenie na boisku i w ogóle.To by było w ogóle już bez sensu.
Natomiast dobry mecz, duży mecz, albo mecz, który od początku wciąga, jeszcze mimo wszystko jest w stanie moją uwagę przykuć na 100%, a kiedy jestem w pracy i oglądam te mecze już na potrzeby pracy na antenie, no to też jak najbardziej. Wtedy telefon idzie na bok. Chociaż dzisiaj już niejeden znajomy mi mówił, że ogląda w pełnym skupieniu na 100% tylko te mecze, które komentuję albo współkomentuję.

A jednak we wszystkich innych przypadkach no te dystraktory go gdzieś tam odciągają. A czy da się tak oglądać? Na pewno się da. Paradoksalnie mam taką przyjemną i zabawną pracę, że ktoś mi płaci za pieprzenie o piłce nożnej. Jak to ktoś mi wczoraj odpisał na Twitterze, nie przyczyniam się realnie do poprawy jakości społeczeństwa, trudno, przepraszam. Chyba, że ktoś na przykład pracując, mając realny wkład w dobrobyt społeczeństwa i w produkt krajowy brutto, słucha mnie i jego produktywność, wzrasta w czasie pracy (chociaż raczej maleje) ale gdyby tak było, że wzrasta, to w jakiś sposób pośrednio można powiedzieć, że się przyczyniam (śmiech)? Mocno odpłynąłem, nie wiem, do czego chciałem dojść tym wywodem (śmiech). No tak, płacą mi za to gadanie, więc muszę się gdzieś tam skupić na tych platformach i tak dalej. I paradoksalnie, oglądając równolegle social media, czy właśnie zerkając często na statystyki, na SofaScore, na FOTMOP, na FlashScore czy gdziekolwiek indziej widzę też dużo ciekawych rzeczy, które mówią o meczu coś więcej. Lubię też zerkać czasami na średnie pozycje, na matematykę podań. To są fajne rzeczy, które ci coś więcej mówią niż ty sam czasami widzisz gołym okiem, jeżeli nie jesteś w tym wyspecjalizowany. Podziwiam Michała Zachodnego, który ogląda mecz i widzi dużo więcej niż ja. I jeszcze w studio, w przerwie meczu analizuje rzeczy, na które bym nie wpadł w ogóle.

Nagle widzisz i mówisz sobie „wow, rzeczywiście to miało miejsce” a on to po prostu widzi, ale jest trenerem, wie o czym mówi, więc to może z tego wynikać. Pozostaje tylko słuchać.
Przyglądanie się temu wszystkiemu też daje mi, jako temu zarabiającemu gadaniem o piłce, jakieś fajne przemyślenia. Ludzie naprawdę mają mega ciekawe obserwacje.
Ja się ich chwytam, ja je zapamiętuję, ja sobie je dodaję do zakładek, wyciągam z nich jakieś wnioski i czasem to po prostu sprzedaję. Nie mówię, że jako swoje, mówię, że gdzieś przeczytałem, ktoś takie coś napisał. Jeżeli to jest na tyle ciekawe czy nawet kontrowersyjne, że wymaga jakiegoś researchu to oczywiście powołuje się na źródło. To nie może być tylko tak rzucona opinia. Jeśli wymaga, policzenia czegoś, sprawdzenia no to się powołuje na to źródło. I tak, wtedy też korzystam z social mediów podczas meczów (śmiech) Wydaje mi się, że często to po prostu jest też dla mnie wartościowe a czasami po prostu też jest źródłem jakiejś dobrej zabawy, bo czasami ludzie fajnie, mega trafnie, ciekawie, zabawnie komentują to, co się dzieje w czasie meczu. Szkoda z tego nie skorzystać. 



S.B - W sumie ciekawy haczyk teraz zarzuciłeś. Podepnę to pod ten wątek, zanim przejdę dalej. Z jednej strony jak mecz jest lepszy, ciekawszy, łatwiej się na nim skupić. Mam takie przeczucie, że im jest ciekawszy mecz, im więcej się dzieje, tym jest taka wewnętrzna jakaś większa ochota na te klikanie o nim. Spotykają się takie dwa wilki. Ten jeden, który mówi skup się na meczu, a drugi, który mówi o, wejdź na Twittera i napisz teraz, jakie 60-metrowe podanie zagrał Bruno Fernandes, albo jaki kiks zrobił Diogo Dalot. Także zastanawiam się, czy nie łatwiej chyba jest mniej pisać na nudnych meczach, bo nie ma o nich co pisać.

R.P - No tak, też coś w tym jest, ale nie walczę jakoś z tym. Czasami się na tym łapię, że powinienem pisać może trochę mniej, bo te niektóre wpisy w sumie nic nie wnoszą, ale jestem pewnie trochę uzależniony od tego. 

S.B - I mamy proszę państwa pierwszy, mocny statement Radosława Przybysza! Nie wrzucę tego jako tytuł, bo wtedy wszyscy się zlecą (śmiech). W takim razie jak sobie radzić ze skrajnymi opiniami wrzucanymi w internet, ewentualnie jak radzić sobie z otwartym powiedzeniem komu się kibicuje będąc ekspertem? Wy macie łatwiej, bo chyba każdy już obserwujący Viaplay wie, który z was komu kibicuje. Wydaje mi się, że do niedawna jeszcze było tak, że użytkownicy portali społecznościowych, czy nawet taki neutralny widz, miał oto sporo pretensji, że to jest ekspert, powinien zachować obiektywizm, a przykładowo wywołany Michał Zachodny kibicuje Chelsea, czy Michał Gutka Liverpoolowi (nieprzypadkowo akurat ich wymieniam, liczę, że pojawią się tutaj niebawem).

R.P - Myślę, że to jest zdrowsze, tak mi się wydaje, to podejście, jakie jest właśnie w Viaplay. Wiesz co, chyba najwięcej w tej materii zawdzięczamy Marcinowi Borzęckiemu, tak mi się wydaje, i jego niekrytej sympatii do Schalke i Radomiaka.To jest dopiero nieszczęśliwy żywot kibica. Jak ktoś mówi, że przewalone mają kibice Arsenalu, bo dawno nic nie wygrali, albo United. Stary, gość jakie ma combo w życiu, kibicuje Schalke i Radomiakowi. Jak to, dlaczego, skąd się to wzięło? Z nim powinieneś o jakichś hipsterskich miłościach pogadać, ale dobra, zostawmy to.

S.B - Spokojnie, odpiszę mi na X i wywiad puścimy w przerwie na kadrę. Na pewno o to zapytam (śmiech)!

R.P - Ogólnie chłopaki z Bundesligi mają ciekawe te kibicowskie wybory. Tomek Urban też ma ciekawy zestaw, czyli Borussia Mönchengladbach i Siarka Tarnobrzeg. I to dobre, bo to jest naturalne. Są dwie szkoły dziennikarsko-telewizyjne. Ta stara szkoła, wydaję mi się ma kilku przedstawicieli, którzy dobrze się ukrywają. Oni mają swoje sympatie, ale nie mówią o tym głośno. I jest ta młodsza fala, wydaje mi się, którzy nie mają z tym żadnego problemu.
I naprawdę wydaje mi się, że nie przeszkadza im to mówić merytorycznie o innych zespołach, a emocje w tym wszystkim są spoko, bo po pierwsze to jest tylko sport.



Jakby nie jesteśmy kibolami, więc nie będziemy się o to bić ani zabijać, a przecież sport to emocje. Pośmiejmy się z tego wzajemnie i pobawmy się tymi wątkami. Pośmiejmy się jak zespół kolegi przegrywa i chodźmy z wypiętą klatą jak nasz zespół wygrywa. Czy nie o to chodzi w sumie w sporcie? Dlatego też wydaje mi się, że mega lubię ten klimat Viaplayowy, bo nie ma tam takiego zadęcia, nie jesteśmy pod krawatami, nie gadamy przez całe studio z poważnymi minami. To jest tylko sport, koniec końców. To ma być po pierwsze rozrywka, a po drugie, jeśli widz, który odpala studio żeby je obejrzeć od A-Z (duży szacun dla takich widzów) to chce zobaczyć trochę luzu a nie spiętych ekspertów.



Studio przedmeczowe jest dla pasjonatów. My wiemy, że to odpalają pasjonaci, ludzie, którzy zapewne wiedzą o tych zespołach jeszcze więcej niż my stricte o tym jednym zespole, którym się teraz zajmujemy, więc musimy się jak najlepiej do tego przygotować z szacunku dla nich i wiedząc, że oni wyłapią każdy nasz najmniejszy błąd, ale jeżeli ten człowiek odpalając to studio, no przecież mało kto, wydaje mi się, ale to jest tylko dowód empiryczny, nie mam żadnych na to danych, ale wydaje mi się, że ktoś, kto odpala studio, raczej nie siedzi wpatrzony przez pół godziny przed meczem w to, co ci ludzie mówią i spija każde słowo z ich ust i każdą jedną liczbę z planszy graficznej, która się pojawia w tym studiu, tylko raczej w międzyczasie obiera ziemniaki, kończy sprzątać, bo jest akurat weekend, albo rozpakowuje się, bo wrócił z basenu i tak dalej, a w tle leci jakieś studio, więc wydaje mi się, że te emocje i jakaś dyskusja i wywołanie emocji u tego człowieka i coś, co sprawi, że on odwróci na chwilę wzrok od swoich obowiązków i skupi się bardziej na tym, co oni mówią, bo to wywoła u niego jakieś emocje, bo coś będzie albo zabawne, albo głupie, albo kontrowersyjne, albo z czymś się nie zgodzi, albo usłyszy po prostu, że między nimi jest jakaś dyskusja, a nie takie „no tak, no tak, no tak” to bardziej się w to wkręci. Merytoryka, dane, analizy są bardzo fajne, ale mówmy o nich na luzie, bez spiny. To chyba o to w tym chodzi. A, że ktoś komuś kibicuje i mówi o tym otwarcie? Wydaje mi się to bardzo w porządku. Niech tak zostanie. 


S.B - No i super puenta. W takim razie, żeby już nikt nie szukał, komu kibicuje Radosław Przybysz?

R.P - Arsenalowi, od wielu, wielu lat. I co gorsza, nie mam żadnej drużyny w Polsce, której jakoś mocno kibicuje. Jestem spod Warszawy, ale z takiej miejscowości, która jest podzielona na Widzew i Legię, ale jakoś nigdy kurczę mnie te klimaty, te napisy na murach, Elka w szubienicy albo „Żydzew” mnie nie pociągały. A pociągały mnie te transmisje z Highbury i cała ta otoczka związana z Arsenalem, od dziwnego faktu, że facet, który prowadzi ten klub ma bardzo podobnie na imię, jak ten klub się nazywa, przez
herb, przydomek, barwy koszulki, logo sponsora na koszulkach, mega specyficzną kamerę na stadionie, która sprawiała, że masz wrażenie, że możesz ich pociągnąć za włosy albo poklepać po ramieniu, bo byli tak blisko, jakby mieli zaraz wybiec z tego kadru i to, jak pięknie ta drużyna grała. To wszystko zebrane do kupy, ale przede wszystkim gwiazdy. I Henry. 



Mówiłem, że idzie się za piłkarzem czasami. To prawda, ale nie poszedłem za nim do Barcelony, bo to już było za późno, jakby już za głęboko się zakorzeniła moja sympatia do Arsenalu, żeby zmieniać klub, to już tak nie działa, chyba nikt tak nie ma, więc zostałem z Arsenalem, tak ale bardzo mi było oczywiście żal, że odchodzi i też rozumiałem go na swój sposób. Poszedłem za piłkarzem, ale no Arsenal i do dzisiaj Arsenal został, mimo, że trudny jest ten żywot, bo w sumie nie pamiętam żadnego mistrzostwa, bo ostatnie było, kiedy ja dopiero zaczynałem się wkręcać w ten klub. Wtedy byli supermocni, więc też mnie to przyciągnęło, bo wygrywali, wiadomo, ale później już żadnego mistrzostwa nie było, mimo, że było parę razy blisko. Jest na co czekać, nie?

S.B - Tak, jako kibic Liverpoolu mogę to potwierdzić. Długo czekałem, ostatnie było przed moim kibicowaniem i w sumie przed narodzinami, ale było warto czekać. Zawsze takie wyczekiwanie smakuje inaczej. 



R.P - Dokładnie, też sobie trochę poczekaliście. Ile było w międzyczasie trudów, ile było wspaniałych emocji. Wiadomo, że mieliście dużo więcej fantastycznych europejskich wieczorów niż Arsenal. I przez to gdzieś tam trochę mam ból w serduszku. Wspominam ten sezon 05/06, kiedy Arsenal doszedł do finału Ligi Mistrzów z ogromnym sentymentem.
To w ogóle taki mój najlepszy, ulubiony kibicowski czas. Później przyszły takie wieki ciemne. Teraz jest znowu trochę lepiej, dużo lepiej pewnie w ostatnich sezonach.
I nie wiem, do czego zmierzamy w sumie teraz, bo znowu zaczynamy żyć wspomnieniami, ale czasem chyba fajnie tak odpłynąć w te nasze kibicowskie, nostalgiczne czasy? Będziesz musiał jednak przeprosić lub przygotować czytelników, bo ja lubię odpływać w dygresję. 


S.B - Moi czytelnicy uwielbiają dłuższe rozmowy, a nawet jeśli ich nie uwielbiają, to będą musieli zacząć (śmiech). Dłuższa forma wywiadu ku mojemu zdziwieniu, lepiej się przyjmuje niż takie odpowiedzi zero-jedynkowe. Poza tym nie da się o piłce nożnej opowiadać krótko. Uwielbiam te poprzednie czasy, ale jednak najwięcej trofeów widziałem w ostatnich latach. Właśnie tych, kiedy trzeba dzielić czas na zakupy, dorosłe zajęcia, czy życie życiem. Po prostu. Dobra, to tak żeby zakończyć już ten wątek kibicowania Arsenalowi, umiałbyś komentować taki mecz jak Arsenal-Liverpool, z loży komentatorskiej, ze stadionu?

R.P - Tak.

S.B - Obiektywnie? Bo to są dwa różne zagadnienia.



R.P - Na pewno nie obiektywnie tak naprawdę, bo obiektywne to są fakty, obiektywne jest to, że woda jest mokra, obiektywne jest to, że w powietrzu jest ileś tam procent tlenu, a ileś azotu A to nie byłoby w 100% obiektywne, bo komentator, jak sama nazwa wskazuje, ma komentować. Komentarz nie jest obiektywny. Dlatego na przykład w Hiszpanii jest coś takiego jak relator i komentarista. To znaczy ten pierwszy relacjonuje, a ten drugi dodaje swoje komentarze odnośnie tego, jak ktoś gra, czy gra dobrze, czy źle a zadaniem „jedynki” jest relacjonować wydarzenia. Komentator z natury, z samej nazwy nie jest obiektywny.



W czasie meczu wydajemy swoje opinie i tak dalej. Kiedyś po meczu, chciałem nagrać właśnie dodatkowy komentarz taki na video po meczu a ten mi powiedział, "ja już swój komentarz dałem w trakcie spotkania, wtedy komentowałem, co się działo. Teraz już nie mam siły ani chęci, bo już swoje komentarze wydałem przez te 90 minut”. No było to zaskakujące, ale potrafię to zrozumieć. 

A jeżeli chodzi o taki… jak dobrze rozumiem obiektywizm w meczu przykładowo Arsenal vs Liverpool, taki obiektywizm, żeby nie było słychać ani czuć tego, że sprzyjam Arsenalowi? Powiem wprost, że tak, jestem przekonany, że potrafię wyłączyć sympatię podczas obowiązków komentatorskich.

S.B - Trudne to zadanie? 

R.P - Jest to dużo łatwiejsze niż wydaje się widzom, bo takie pytania mogą się pojawiać i jest bardzo dużo sugestii, że ktoś jest nieobiektywny, ale trzeba chyba rozdzielić poruszanie się na płaszczyźnie jakichś takich personalnych złośliwości, zabawnych uszczypliwości, które mają na celu podgrzanie właśnie tych emocji, atmosfery, a tego, czy ty naprawdę to czujesz i aż tak bardzo to przeżywasz. Oczywiście są różne, wydaje mi się, poziomy zaangażowania kibicowskiego. Ja nie jestem na tym najwyższym, bo znam bardzo dobrze kibiców Arsenalu, którzy są na dużo wyższym poziomie, dużo mocniej to wszystko przeżywają. Ja już jestem trochę za stary (śmiech). Widzę, że Arsenal to nie jest najważniejsza rzecz w moim życiu i już dawno nie jest. Jak komentowałem mecze Arsenalu to nie miałem najmniejszego problemu z tym, żeby mówić jak naprawdę jest, a nie, nie wiem, powiedzieć na antenie, że no nie, to sędzia kręci wały.

S.B - A podczas studia?


R.P - Podczas studia się mogę wchodzić w dyskusje, podgrzać, zadać prowokacyjne pytanie, bo byłem głównie prowadzącym, rzadko kiedy występuję jako ekspert.
I w studiu o to chodzi, to ma być publicystyka, ma się dziać, mają być dymy, moim zdaniem, bo ma być ciekawe. Ale ten komentarz w trakcie meczu, no w życiu nie powiem, że sędzia zagwizdał przeciw Arsenalowi czy tam, czy jakoś tak... nawet jeżeli wydaje mi się, że może tak być, no to są takie, powiedziałbym, nikt tego nigdzie nie spisał, ale każdy zna takie zasady takiej pracy i jedną z nich jest to, że nie wydaje się jednoznacznych opinii na temat tego, czy był faul, czy nie było. W dzisiejszych czasach nie robisz tego, bo później skończysz ten komentarz i zobaczysz coś na innych powtórkach i się okaże, że się skompromitowałeś . I wtedy jest "o nie, oczywiście, że nie miałem racji”.




Innym razem ktoś ci wytłumaczy, dlaczego tak jest, albo się okaże, że jeszcze cię złapie na nieznajomości przepisów, to już w ogóle mega wtopa. Myślę teraz po prostu o przykładzie faulu czy jakiejś decyzji sędziowskiej na korzyść lub nie Arsenalu, ale tak samo gdzieś w reakcji głosowej, w podniesieniu głosu i tak dalej, czy w intonacji to nie jest takie trudne, naprawdę. 

Jeżeli nie jest się takim die-hard fanem, który ma wytatuowany po prostu w sercu ten klub, to nie jest takie trudne. I myślę, że każdy z naszej redakcji na przykład, by ci to potwierdził, tak mi się wydaje.

S.B - Będę pytał!

R.P - Dowodem jest to, że jest naprawdę kilku sympatyków danych klubów w całej branży sportowej, mówię też o Lidze Hiszpańskiej, Lidze Polskiej, którzy sympatyzują danym klubom, a nikt o tym nie wie, bo oni są z tej starej szkoły, że się nie należy tym dzielić i należy zachowywać obiektywizm w mediach w każdej możliwej formie. I jest to na tyle proste, że ludzie tego nie wyłapują.


S.B - Rozumiem, nie będę już drążył, bo odpowiedź wydaje się wypełniona merytoryką. Zaintrygowało mnie, że powiedziałeś iż Arsenal nie jest najważniejszy w życiu. To teraz takie jedno pytanie i szybka odpowiedź. Czy Bill Shankly w takim razie się mylił, mówiąc, że piłka nożna to sprawa ważniejsza od śmierci?

R.P - Czy się mylił? Znaczy nie, on się nie mylił, on żartował.
 

S.B - Tu mają być dymy, tak?

R.P - Tak, mylił się (śmiech). Ja się z nim nie zgadzam, albo nie zgadzam się z tym powiedzeniem, bo uważam, że w głębi duszy tak nie myślał. To był zabieg erystyczny.

S.B - Okej, no to teraz mamy już odpowiedź eksperta, odpowiedź naukowca i odpowiedź językoznawcy Radosława Przybysza.


R.P - Trzech ludzi w jednym!



S.B - Teraz zbiję sobie to na trzy te same pytania z trzema różnymi odpowiedziami.



R.P - Dobra, wybierz wtedy, które uważasz (śmiech).


S.B - W sumie wiesz, mógłbym zadać to jedno pytanie, zaprosić Cię jeszcze dwa razy i zmienić odpowiedzi, ale oczywiście ta rozmowa ma być autentyczna a wypowiedzi prawdziwe. No, dobra, przyspieszymy trochę. Nowa formuła Ligi Mistrzów i rozgrywek europejskich jest lepsza od starej? Zarzuty są różne, że w tych czterech kolejkach każdy wiedział, kto wygra a później już było granie na 50% możliwości. Teraz, nie licząc tej Aston Villi, gdzieś tam na szczycie tabeli, nie jest podobnie?

R.P - No, na razie trochę niespodzianek chyba jest. Jest kilka takich drużyn, których byś się nie spodziewał, że będą w tym miejscu, albo są jak taki zespół, którego nikt się nie spodziewa tak wysoko. W sumie masz rację. Masz Aston Villę, Liverpool, City.
No ten Brest był swego rodzaju niespodzianką, ale dalej już nie jest jakoś tak mega ekscytująco. Ciężko mi jeszcze powiedzieć, powiem ci szczerze. Nie mam na razie zdania.
Ja jestem ze szkoły, że w ogóle meczów jest za dużo. Dokładanie kolejnych nie jest moim zdaniem dobre, choćby dla właśnie takiego przyciągnięcia młodego widza, który miałby się w liceum zakochać, bo jest po prostu tego za dużo. Może patrzę na to przez ten pryzmat, że z racji mojego zawodu muszę starać się to w miarę wszystko ogarniać, a jest mega trudno. Nie przekonuje mnie absolutnie argument o tym, że jest więcej hitów, bo to są takie hity papierowe. Okej są wielkie marki, super, to się fajnie sprzedaje w telewizji, ale te mecze często są takie sobie, przynajmniej patrząc na razie na te hity. Zobaczymy, czy te dzisiejsze to potwierdzą. Spodziewam się bardzo fajnego meczu na Anfield, ale dotychczasowe są grane tak, że giganci wiedzą, że mogą sobie pozwolić na porażkę albo nawet na remis, bo premiowana jest różnica bramek. Potem nastukają goli Slovanowi, Bratysława i Celticowi, bo Celtic to zawsze traci dużo goli w Lidze Mistrzów, więc nie muszą tutaj dawać z siebie wszystkiego.



Patrzę chociażby na Arsenal, który przechodzi przez tą fazę ligową, żeby przypadkiem się nie zmęczyć. 0-0 za Atalantą, to 1-0 obrzydliwe z Szachtarem. Nawet 2-0 z Paryżem to był dobry mecz w ich wykonaniu, ale szybko strzelone dwa gole, a później to już wiesz, takie „dobra, jakoś to dowieźmy”. I sobie dowieźli. I pewnie za chwilę taki będzie mecz z Interem, który też jest reklamowany jako wielki hit. Pewnie takim nie będzie. Inter też się nie załamie, jak zremisuje.Arsenal się nawet nie załamie, jak przegra, bo ma na razie dobre 7 punktów itd. I w sumie niesprawiedliwe jest to, że liczba goli ma takie znaczenie, kiedy każdy gra z kimś innym. To znaczy, jeden ma łatwiejszy terminarz, a drugi ma trudniejszy. 



W sumie Liverpool ma dość trudny, jeżeli dobrze pamiętam a pewnie najciekawsze będą te dwie ostatnie kolejki. Tak samo było w fazie grupowej poprzedniego formatu, dlatego dla mnie to nie jest jakaś wielka różnica. To jest zabieg po to, żeby troszeczkę spróbować sprawić wrażenie Superligi, żeby było troszkę więcej meczów, ale to jest pod telewizję i pod kluby, pod pieniądze. Pod względem jakości sportowej, nie ma aż takich różnic, tak mi się wydaje na ten moment.

S.B - Fajnie to zabrzmiało, bo mówiłeś to z takim głosem, jakbyś kompletnie nie chciał tego oglądać i zdyskredytować wiele rzeczy tego nowego formatu, żeby na koniec powiedzieć, że nie ma aż tak wielkiej różnicy, czyli koniec końców sprowadza się to do tego, o czym się zawsze mówi, czyli tak jak powiedziałaś, pieniądze, prawa telewizyjne i powiedzmy, żeby wcisnąć jeszcze więcej meczów do jeszcze większej ilości tego jednego tygodnia, no bo przecież każdy ma siedem par oczu i będzie oglądał wszystkie spotkania. Dzisiaj chyba jest dziewięć spotkań Ligi Mistrzów, znaczy no jak co kolejkę, no ja i tak jestem w stanie obejrzeć nawet na dwa ekrany dwa, bo więcej po prostu nie jestem w stanie. Faktycznie, chyba te ostatnie kolejki będą najciekawsze. Dobra, skupiamy się na Premier League. Jeszcze tak wywołując ten Nottingham, on jest tak wysoko w tabeli, bo chodzi też o to, że te słabsze drużyny grają naprawdę teraz coraz bardziej otwarty futbol z tymi drużynami z topu, z faworytami. Takie Bournemouth potrafi się postawić Arsenalowi. Liverpoolowi też, ale przegrali. I Manchesterowi City, zresztą każda chyba drużyna, która gra z lepszym zespołem potrafi się postawić. 

R.P - Crystal Palace prawie zremisowało z Liverpoolem, Aston Villa, to wiadomo, oni walczą od od pierwszego gwizdka do ostatniego. No z Tottenhamem tak nie walczyli, w drugiej połowie się posypali kompletnie i byłem zaskoczony, że przeszli obok tego meczu. W ogóle chyba mają trochę problem, bo tam Martinez w każdym spotkaniu ma pełne ręce roboty, oni stracili już 15 goli. Jak teraz patrzę na tabelę, to punktują cały czas dobrze, mają też tych super rezerwowych, ale rzeczywiście sporo razy muszą odrabiać straty, trochę jak Manchester City. No mówiliśmy o tym, że to jest piękno Premier League, a dzisiaj, żeby być w Premier League, to musisz mieć naprawdę duży budżet i ściągać wartościowych zawodników i po prostu w zasadzie każdy klub stać na fajnych graczy, nie?



I takie Wisienki akurat, zobacz, ściągają Andoniego Iraole i kilku naprawdę zawodników o dużych nazwiskach, bo powiedziałem o kilku, którzy powiedziałbym nie są jacyś bardzo medialni, ale też z drugiej strony potrafili ściągnąć takich piłkarzy jak chociażby Justin Kluivert, Kepa itp. Przychodzą tam tacy piłkarze jak Illa Zabarny czy Marcos Senesi, którzy spokojnie mogliby grać w lepszych klubach. Evanilson przechodzi z Porto do Bournemouth, Sinisterra i tak dalej, i tak dalej.


Każdy klub stać na wydanie lekką ręką 30, 40, 50 milionów funtów na dobrych zawodników, a nie ma innych takich klubów w Europie, oprócz Realu, Barcelony i Bayernu.
Nikogo na to nie stać. Inter Mediolan, potęga europejska, musi szyć transferami bezgotówkowymi, bo nie stać go na takie wydatki. Juventus raz na jakiś czas, jak ma dużą przebudowę, to się rzuci na większe transfery, ale poza tym naprawdę praca dyrektora sportowego w innych ligach wymaga ogromnej kreatywności. A w Premier League, ze sprawą przede wszystkim wpływów z praw telewizyjnych i tego, że kasa jest potężna to ta liga ściąga najlepszych trenerów i najlepszych piłkarzy. Dyrektorzy przez to mają łatwiej. 
Siłą rzeczy będzie dużo wyrównanych spotkań. Chyba nie ma w tym żadnej filozofii. 



Trenerzy są świetnie przygotowani taktycznie, sztaby są bardzo szerokie, infrastruktura jest fenomenalna, więc wszystko się zgadza, nic tylko trenować i stawiać wyzwanie.
To, jak trudno jest, albo inaczej, ilu jest chętnych w Premier League do gry, do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce, jest niesamowite. W La Liga możesz z góry zakładać, że to będzie Real, Barcelona, Atletico i ktoś czwarty, kto tam się dochrapie, czy Bilbao, czy inny Villarreal, a tutaj masz w zasadzie chętnych od miejsc jeden do dziesięć.


S.B - I każdy ma argumenty jakieś, żeby o to powalczyć.

R.P - Między czwartą Chelsea na ten moment, czy trzecim Forest, a jedenastym Newcastle są tylko cztery punkty różnicy. Wiadomo, jest początek sezonu, ale to jest po prostu siłą Premier League i za to ją lubimy. Tak mi się wydaje. Mówiłem o tym na początku, każdy chce jak najszybciej odzyskać piłkę dzisiaj, każdy chce być określany jako drużyna nowoczesna, każdy chce mieć swój pomysł, swoją wizję. Zwykle to ona ma się opierać na kontroli, więc to też prowadzi do większej liczby takich spotkań otwartych i większej liczby goli. Mecze są też dłuższe, więc przez to też pada więcej goli, ale generalnie nie ma nudy.
To najważniejsze.

S.B - To w takim razie, jak zatrzymać Manchester City?
Od wielu sezonów jest tak, że oni gubią te punkty i tak jak w zeszłym sezonie już każdy trzymał kciuki za Arsenal, poza kibicami Tottenhamu, że wreszcie się uda, że ten City się poślizgnie, a i tak wygrywają. I w tym sezonie, wiadomo Rodri i mają te swoje problemy kadrowe, tracą te punkty, no i czy nie będzie tak, że na wiosnę się spotkamy znowu i powiesz mi, że Manchester City znowu wygrał mistrzostwo jednym, dwoma albo siedmioma punktami, bo wszyscy inni się potykają, nawet jak Manchester City wydaje się najsłabszy w ciągu kilku ostatnich lat.

R.P - Powinniśmy, wydaje mi się, wszyscy, którzy próbują zdobyć mistrzostwo, powinni podziękować Arsenalowi, bo to w meczu z Arsenalem zerwał więzadła Rodri, jeżeli dobrze pamiętam. Teraz to sprawdzałem, bo teraz jak mnie pytałeś, to sobie coś wygooglowałem i nie wpisywałem w Google, jak zatrzymać Manchester City, tylko wpisałem Rodri i sprawdziłem, w którym meczu on szedł urazem i to był mecz z Arsenalem, także pamięć mam dobrą (śmiech). Szczerze mówiąc, sprawienie, żeby Rodri doznał kontuzji, wydaje mi się takiej długotrwałej, do końca sezonu najlepiej, wydaje mi się jako jedna z opcji, jedna z dróg. Widzę jeszcze dwie inne, to znaczy, żeby odszedł Guardiola, to jest ta druga opcja. 

R.P - A trzecia to jest zdegradować ich po prostu z Premier League i prawnicy robią co mogą. Każdy próbuje. Zobacz, no Arsenal próbował połamać Rodriego.
Guardiola, no zobaczymy co z nim, jego kontrakt cały czas nieprzedłużony.
No i te 115 zarzutów, więc no próbują wszyscy ich jakoś zaatakować, a to City jak ta Hydra po prostu, jedną głowę straci a dwie głowy odrastają.Teraz jeszcze kontuzje innych zawodników, no mają masę urazów na ten moment. Mają też wymagający terminarz i wydaje się, że jak nie w tym sezonie, to kiedy? Tylko kto za nich?

Arsenal musiał czekać, aż Rodrigo dozna kontuzji, żeby przepuścić kolejny atak, a tymczasem się na razie potykają o własne nogi. No więc Liverpool jawi nam się tu jako główny kandydat.I wydaje mi się, że jest kilka argumentów za Liverpoolem. Widzę, że kręcisz głową. Pewnie strach o tym na tym etapie sezonu dopuści takie myśli. Wiem, o co chodzi. Ja to znam.

S.B - Nie, pozwolisz, że Ci przerwę. Chodzi o to, że nie mają tej siły kadry. Tak to widzę.Potrzeba wzmocnień, a z Hughes z Edwardsem, który miał być zbawieniem po powrocie, póki co za wiele nie zrobili. Wiem, że nie ma nawet połowy sezonu. W Liverpoolu nadal jest więcej chyba pytań niż odpowiedzi i to może ich pogrzebać. 

R.P - Na pewno w perspektywie najbliższych, powiedziałbym, dwóch, trzech lat przed dyrektorami sportowymi Liverpoolu dużo większe wyzwania niż na przykład przed Arsenalem, bo Arsenal się trochę bardziej pozabezpieczał tymi kontraktami, ale jak nie zaczną wygrywać trofeów, to się zaczną nerwowo kręcić na swoich fotelach Saliba, Saka, może i Odegaard. Arsenal się pozabezpieczał tymi długimi kontraktami i ma dość młodą drużynę, ma też kilka dziur do zasypania, a myślę, że faktycznie więcej znaków zapytania przed Liverpoolem, no bo przechodzi generalnie taką strukturalną przemianę, przebudowę, bo jest nowy menedżer, który ma zupełnie też inny zakres kompetencji niż Jurgen Klopp, cały klimat się zmienia, ale po prostu na razie na ten moment to wygląda bardzo obiecująco. Wydaje mi się, że ten trener ogarnia, ja byłem jego fanem w Feyenoordzie, bardzo mi się podobał ten Feyenoord, trochę inny jest też teraz Liverpool.


Na razie to jest bardzo ciekawe, takie przyglądanie się temu wszystkiemu. Na razie on się też zapoznaje z tą drużyną, przygląda się na co ją stać, jak ona reaguje, ale wydaje mi się, że wielu piłkarzy te egzaminy zdaje, no kilku może, kilku na razie nie zdało, ale niespodziewanie na ten moment są tak wysoko. Są w dobrym momencie sezonu, wykorzystują terminarz, jaki by on nie był. Zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądało po kolejnej przerwie reprezentacyjnej. Nie widzę, szczerze mówiąc, nikogo, z całym szacunkiem, spoza dwójki Liverpool-Arsenal, kto miałby temu City rzucić wyzwanie. Nawet się zastanawiałem, czy to może jest ten sezon, kiedy ktoś tu dołączy do nich, ewentualnie, ale później Aston Villa gra tak słaby mecz z Tottenhamem, jest niestabilna mimo wszystko.
Wydaje mi się, to nie jest ta jakość tej kadry. Z całym szacunkiem, ale no nie.
Tottenham to na pewno nie. Chelsea jeszcze nie. Chelsea fajnie się prezentuje, ale czasami są za bardzo chaotyczni i w parze idą wyniki. Wygrywają i przegrywają, patrz na mecz z United, oni musieli to wygrać, a nie wygrali. Manchester naprawdę zrobił wiele, żeby Chelsea wygrała, a Chelsea znalazła sposób, żeby tego meczu nie wygrać.
Jeszcze nie raz znajdzie sposób, żeby nie wygrać. Jeżeli Arsenal się nie ogarnie, no to będzie kandydatem do walki o mistrzostwo a wydaje mi się, że się ogarnie. Będę się chyba ciągle teraz bił z myślami. Zaczynam powili iść w kierunku, że nie mam jakiegoś jasnego stanowiska w tej kwestii. Chodzi mi o to, że City się męczy, ma problemy kadrowe, Haaland nie strzela, nie ma Rodrigo, nie ma De Bruyne, a i tak dobrze punktuje, naprawdę dobrze punktuje. Wrócą ich gwiazdy i wróci pewnie forma. A wiemy jak potrafią punktować. Ciekawi mnie czy te 115 zarzutów stanie się jeszcze gęstsze i sprawi, że oblężona twierdza jeszcze będzie lepiej psychologicznie działać na ten zespół. De Bruyne, Haaland się odblokują i znowu włączą sobie tryb City. Innymi słowy, nadal City jest głównym faworytem do mistrzostwa.

S.B - Liverpool jest drugim, Arsenal jest trzecim?

R.P - Ciężko widzieć to inaczej, skoro już na tym etapie sezonu mają pięć punktów przewagi. No, ale to właśnie tabela to jedna sprawa, a później na wiosnę się zrobi to co w ciągu ostatnich lat i nagle będziemy widzieli wielkie zaskoczenia.


S.B - Wywołałeś temat Chelsea. Muszę o to zapytać. Odwieczna debata, która trwa i trwać będzie. Eden Hazard vs Mohamed Salah. Możesz krótkim jednym zdaniem odpowiedzieć, albo się rozgadać jeśli zechcesz.

R.P - Uwielbiam te debaty takie typowo brytyjskie w mediach. Dzisiaj widziałem na przykład w jakimś podcaście pytanie czy Sir Alex Ferguson dzisiaj zdobywałby mistrzostwo z Manchesterem United, gdyby nadal był menedżerem United? To jest taka akademicka dyskusja typu, gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Alex Ferguson już jest dziadkiem, pewnie ma problemy zdrowotne, pamiętamy, że miał duże problemy zdrowotne,
To by się nigdy nie wydarzyło. Nie rozumiem, po co takie gadanie, ale no dobra, wracamy do tego czy Salah czy Hazard. Hmm. Salah. Liczbowo Salah, ale to efekt świeżości po prostu. Eden Hazard w prime… . O, to jest jak, wiesz co, to jest jak Lewandowski i Suárez.
Czyli tak, Suárez w primie był dużo lepszy, I Eden Hazard może miał czysty talent większy, wydaje mi się, ale w momencie, w którym Mohamed Salah wchodził w swojej karierze dopiero na wyższe obroty, to Eden Hazard już obrastał tłuszczem i się powoli zwijał.
O, ładne zdanie mi wyszło. I nie miał takich liczb, jeżeli dobrze pamiętam. 
Żyje też tym, że Salah ciągle gra. Ciągle możemy go podziwiać a Hazard już gra w meczach tych oldboyów, które jeżdżą tam po Yokohamach i Riyadach i tam z Kaką biega i z tym Christianem Karembeu, który bierze udział we wszystkich takich eventach mam wrażenie (śmiech). Więc niech będzie, że Salah. Egipcjanin nie splamił swojej spuścizny nieudanym, spektakularnie nieudanym transferem do Realu Madryt.Tylko jest, trwa i ma trwać. 

S.B - O, no to okej, to pójdziemy dalej w takim wypadku. Kyle Walker, James czy Trent Alexander-Arnold?

R.P - Kurde, ale ty mi piłki wypuszczasz. Czysto piłkarsko Trent Alexander-Arnold. On jest niesamowity. Ułożona stopa, cokolwiek to znaczy, jest fenomenalna. Pod tym względem, no to wiadomo, że to jest Trent. Richie James, który też potrafi takie przerzuty na przykład dawać jest drugi i dopiero później jest Kyle Walker, który generalnie wygrywa z nimi fizycznością, szybkością, fenomenalnym rozumieniem zadań defensywnych. Wiadomo, nic nie powiem odkrywczego, kiedy powiem, że idealny boczny obrońca powstałby z połączenia ich trzech, ale Kyle Walker wydaje mi się, że w ostatnich tygodniach już nie wygląda tak dobrze, czy nawet miesiącach i powoli będzie jego kariera zmierzała ku końcowi, chyba, że może jeszcze przeżyje jakąś wiosnę swojego sportowego życia.

S.B - Jak Manchester City.


R.P - Jak Manchester City, dokładnie. Jego odrzucam już w tym momencie tej debaty.
James z kolei nie ma zdrowia, więc też odpada, a Trent gra dużo na różnych pozycjach. Jest wszechstronny. Raz lepiej, raz gorzej, ale ma też nową twarz w tym sezonie, lepiej broni i to jest ciekawy przypadek. Mam z nim jeden problem. Po nim widać, że on ma trochę wywalone czasami. Widać, że wie, że jest wyjątkowy i jest bardzo pewny siebie.
Ten wywiad, którego udzielił, te słowa w tym nagraniu, kiedy powiedział, że chciałby być i celuje w to, żeby być pierwszym bocznym obrońcą, który zdobędzie złotą piłkę, tylko świadczą o pewności siebie i wie, że może to zrobić, bo talent ma niebagatelny. Żeby mu się chciało, bo on, mam wrażenie, to jest gość, który da ci dwa, trzy takie fenomenalne pasy, odda genialne strzały, pośle świetne dośrodkowania, ale czasami takie miałem wrażenie, że bywały takie momenty, kiedy myślał, że to wystarczy i może się przespacerować oprócz tego, w czasie spotkania a gdyby tak właśnie dołożył takie full zaangażowanie, to wiadomo, że jego prime, jego szczyt możliwości jest zdecydowanie najwyższy. Tak mi się wydaje, że jest wyższy niż Jamesa. Obrońca Chelsea to jest wiadomo też atleta, trochę to jest połączenie Walkera i Trenta na swój sposób, bo jest bardzo dobry technicznie i jest też bardzo silny, ale no nie ma zdrowia, no po prostu nie ma zdrowia.
Nie mogę porównywać piłkarza, który gra cały sezon do zawodnika którego praktycznie nie ma, bo co chwilę łapie kontuzję, więc zmierzając ku końcowi Trent Aleksander Arnold. Jednak niech nie idzie do Realu Madryt.

S.B - No właśnie, złotą piłkę wygra, zostając w Liverpoolu, czy złotą piłkę wygra, jak będzie obrońcą Realu Madryt? Przy całej gamie piłkarzy Realu, którzy tam są, bo tam będzie konkurencja do złotej piłki, niezależnie od jego dobrego sezonu.

R.P - No wiesz, dużo zależy wtedy od reprezentacji Anglii.

S.B - Oj, to nie ma szans.

R.P - Eee, poczekaj, spokojnie. Tam jest teraz masa talentów generacyjnych.Pytanie, czy w ogóle będzie grał u Tuchela, jak to wszystko zostanie poukładane, bo tylko pod warunkiem, że będzie ważnym elementem reprezentacji Anglii, która osiągnie coś, zdobędzie, wygra w końcu jakieś trofeum, to wtedy zdobędzie tą złotą piłkę. W innych przypadkach, w sezonach poza dużymi turniejami raczej obrońcy nie wygrają tej nagrody. Choćby fakt, że Dani Carvajal był tak wysoko i przez wielu stawiany tak wysoko, bo grał bardzo dobrze z reprezentacją Hiszpanii, wygrał Euro 2024. A i tak nie zdobył Złotej Piłki.
Pewnie Trentowi łatwiej będzie w Realu, no bo jak spojrzysz historycznie, no to jest Real, Real, Real, Barca, Barca, Real, Real, Barca, Real, ktoś z Premier League i znowu taka seria zawodników Realu albo Barcy, więc pewnie byłoby mu łatwiej w Realu, ale myślę, że da sobie jeszcze trochę miesięcy i będzie obserwował, w którą stronę idzie Liverpool, Arne Slota i wtedy podejmie decyzję. Na pewno bardzo by chciał zostać i bardzo by chciał odejść.To jest taki konflikt tragiczny. Bardzo by chciał pewnie grać w Realu Madryt, ale na pewno kocha Liverpool.I jak będzie widział, że w Liverpoolu może walczyć o największe trofea, tak jak w Realu Madryt, to myślę, że zostanie.

S.B - Jak zostanie, to niech wygra tą złotą piłkę. Choć też ten jego brak zaangażowania faktycznie wychodzi w ostatnich meczach i no za Kloppa to byli jednak piłkarze, którzy grali u Niemca cały czas, nie schodzili, niezależnie co się działo i jak raz ten granat został odbezpieczony i Salah zszedł, to już było gorąco, a jak miał wejść z powrotem za kadencji Jurgena Klopa na boisko z ławki, no to już było w ogóle tak gorąco, że przez trzy następne miesiące wszyscy to przypominali, więc mam nadzieję, że za Slota jednak będzie częściej schodził, może to też sprawi, że on będzie bardziej skoncentrowany i będzie dawał z siebie więcej, żeby grać te mecze na najwyższym swoim poziomie. 

R.P - Tak, wydaje mi się, że to jest taki gość, który potrzebuje jakichś takich bodźców, co nie? Potrzebuje też widzieć, że zespół wygrywa, idzie w górę, on to nawet chyba gdzieś powiedział. Taka bije od niego aura, że potrzebuje po prostu nowych bodźców i boję się, czy w poszukiwaniu tych nowych bodźców nie pójdzie właśnie do Realu, ale paradoksalnie te wszystkie zmiany w Liverpoolu i nowy trener i trochę inna rola Trenta i wszystko są dla niego takim nowym bodźcem, więc jak to się będzie przekładało na zwycięstwa, to
 to wiele przemawia za tym, że mógłby zostać.


S.B - Okej, wrócimy na chwilę do Mo Salaha, bo Trent jest wśród kibiców w Liverpoolu takim piłkarzem z jednej strony niezastąpionym, że jak odejdzie do Realu to będzie problem, ale bardziej jest zawsze taka obawa przed zastąpieniem Mohameda Salaha.
I teraz pytanie, czy jest na świecie piłkarz, który mógłby przyjść za skrzydłowego Liverpoolu?


R.P - Hmm. Może Bukayo Saka? To jest raczej niemożliwe.Kiedyś był taki motyw, że Jarrod Bowen, pamiętasz?

S.B - Było, było i było chyba przez dobre dwa, trzy okienka transferowe. To jednak nie ten poziom i chyba nie ten pułap. 

R.P - Wiesz, teraz ta drużyna jest beznadziejna, ale jak gość w Premier League jednak regularnie kręci się wokół tych powiedzmy 15 goli na sezon, to w lepszej drużynie mógłby się kręcić około 20 więc kto wie. Wiesz, ostatnio mi wpadło gdzieś, że Mbuemo i Semenio są rozważani.Z jednej strony może to tylko plotki, może pogłoski. Najpierw słyszysz te nazwiska i masz takie „jakie Mbuemo, jaki Semenio”, obaj mają chyba 25-26 lat, trochę późno, a później myślę tak, no dobra, Salah też nie przyszedł do Liverpoolu w wieku 20 lat i obaj pokazują w zasadzie co kolejkę, że są świetnymi ofensywnymi graczami w dużo słabszych zespołach w Premier League i to jest dla mnie mega ważne, że są zweryfikowani już w Premier League. Więc w sumie kto wie? Na pewno każdy jest do zastąpienia. Nie ma piłkarzy nienastąpionych.

Może tylko Messi. Bo tak jak o tym myślę, to Real też sobie poradził bez Cristiano Ronaldo. Wszystko jest kwestią dobrego planowania, dobrze działającej drużyny i tego, czy trener jest przekonany, że będzie w stanie danego piłkarza zastąpić. Mohamed Salah jest wybitny, ale też jest do zastąpienia moim zdaniem.
No i ten jego rodak jest bardzo ciekawy, Omar Marmoush. Oglądam szczerze tylko liczby, bo nie jestem jakimś wielkim obserwatorem Bundesligi, więc pewnie jak już będzie bliżej, transferu to będę wypytywał wszystkich ekspertów o niego. Widziałem, że liczby ma dobre, styl gry bardzo podobny, tak wszyscy mówią. No właśnie, tylko wiesz co, on jest chyba prawonożny, więc musiałby schodzić z drugiego skrzydła. Chyba tak, ale wydaje mi się, że nawet jakby tak było, to Slot by sobie to jakoś tak poukładał pod siebie, że może właśnie kogoś przesunąć albo szukać, ale to nie jest temat na tą rozmowę. Jak dojdzie do transferu, ale czasem najlepsze strzały są najbardziej nieoczywiste.

Ci najlepsi piłkarze dzisiaj grający w tych drużynach, nikt by nie powiedział wcześniej że będą tak mocni. To nie było tak, że to jest wielki transfer i każdy ma duże oczekiwania.
To raczej byli goście znikąd, albo wychowankowie, albo bardzo nieoczywiste ruchy. I Salah jest tego przykładem, i De Bruyne jest tego przykładem. Może Haaland właśnie temu przeczy, ale Saka jest na przykład wychowankiem.Myślę o takich piłkarzach w historii jak Premier League, jak Hazard, Bale, masa przeróżnych tego typu zawodników. Zaryzykuje stwierdzenie, że Luis Suarez też nie był zawodnikiem, który przychodził jako gwiazda. 



Dobry trener i dobry pion sportowy miał na tego zawodnika dobry plan i był przekonany, że on się sprawdzi, więc często takie najpiękniejsze skarby są ukryte gdzieś pod kamieniem.
Kurde, ale dzisiaj mam głupie zdania (śmiech). 


S.B - Za to będą ładnie wybrzmiewać na stronie (śmiech). W takim razie, czy Rúben Amorim będzie takim właśnie kwiatkiem, który z tego betonu menadżerskiego wejdzie do Premier League i skończą się żarty z Manchesteru United?

Na prośbę Radka tutaj dodaję bardzo długą pauzę, bo te pytanie wprawiło go w zakłopotanie. 


R.P - Naprawdę nie wiem. Wiele rzeczy za nim przemawia, bije od niego ta cała aura, tak popularna dzisiaj. Wyniki go bronią. Wszedł do klubu, który był bardzo zasłużony, ale miał problemy z powrotem na tron i regularnym walczeniem o trofea na krajowym podwórku. To jest coś, co jest tożsame z Manchesterem United. Trzeba przyznać, że poukładał to bardzo szybko w Sportingu, ale wiem, ,że te wszystkie argumenty można też było powiedzieć o Ericu Ten Hagu, kiedy przychodził z Ajaxu. I też nie pracował wcześniej w Premier League. Jakoś zdaje mi się Amorim na ten moment bardziej predestynowany do poradzenia sobie ze wszystkimi pozasportowymi wyzwaniami związanymi z pracą w Manchesterze United. Tam jesteś na mega świeczniku, to jest klub, w którym ciągle się pali (nawet jak przecieka).

Ciągle są jakieś małe albo większe kryzysy. Mega tam jest bałagan w tej szatni, mega przeciętni piłkarze na cholernie wielkich zarobkach, dodatkowo trudno sprzedawalni. Ogromna historia nieudanych transferów i dodatkowo ten specyficzny, taki dość medialny pion sportowy. Ogólnie znaków zapytania jest cała, cała masa. Możemy przejść nawet do taktyki.To, czy jego 3-4-3 jego będzie pasowało, to szczerze jest najmniejszy problem, mi się wydaje, że dobry trener sobie to ogarnie, ale wierzę w niego generalnie, bo bije od niego takie przekonanie, że wie, co robi.


Wydaje mi się, że jak weźmie swój sztab, to może to ogarnąć, tylko nie może się zrażać, bo początki będą na pewno trudne. I fajnie by było, jakby Manchester United może nie wygrywał mistrzostwa, ale był w tym topie, żeby przestał już być takim trochę memem, bo to było śmieszne, ale już za długo.


S.B - I się przejadło.


R.P - Dokładnie. Już trochę się przejadło, ale wydaje mi się, że potrzebuje kilku naprawdę sportowo nowych twarzy ten klub. Kobbie Mainoo to jest dopiero początek, wydaje mi się, że jeszcze parę się przyda takich pozytywnych postaci, bo na razie o to trudno.
Ja nigdy nie kochałem Manchesteru United, więc może kibice Manchesteru United powiedzą, że nie, przecież są tam bardzo dobrzy zawodnicy jak Garnacho, Rashford, Bruno Fernandes. To są super goście i tak dalej, ale jakoś znam wielu kibiców Manchesteru United, z którymi się przyjaźnię i chyba nie powiedzieliby tak samo, też nie uwielbiają tych gości, więc potrzebna jest taka zmiana wizerunku w ogóle tego klubu i w dużym stopniu za to odpowiada trener. Wierzę na ten moment, że on to ogarnie, bo od niego bije taki pozytywny wizerunek i myślę, że może być dobrą twarzą tego klubu.
A też na pewno sportowo ogarnia. Jestem dobrej myśli, ale myślę, że może się ta opinia tutaj nie spodobać (śmiech). 

S.B - To jak już tak jesteśmy przy United, przy kryzysach i tak dalej, jest jakiś zawodnik lub klub, na którym się zawiodłeś najbardziej? Tak, że cię rozczarował albo że ci wbił nóż w serce jak nam na przykład Luis Suárez swego czasu. Możesz to objąć głową jak chcesz, bo to jest pytanie bardzo otwarte. 

R.P - Mógłbym powiedzieć, że Arsenal. Pamiętam, że bardzo dużo sobie obiecywałem i byłem też w takim wieku, że wierzyłem, że to idzie na dobre tory. Po tym projekcie, kiedy Wenger miał w składzie Fàbregasa, Nasriego, Adebayora, Walcotta. Wtedy miałem mega żal do tego drugiego i Adebayora, że poszli do City. Bo to tak poszli w zasadzie, jakby… przyszło im to bardzo łatwo. Przyszedł klub, który jeszcze do niedawna był średniakiem, po prostu wyłożył im dużą kasę i oni tak wywalili po prostu wszystko na tę naprawdę bardzo ciekawą młodą drużynę Arsenalu, która mogła sporo osiągnąć. Miała swoje problemy i pewnie, nie wiem, może pod Wengerem by koniec końców nic nie osiągnęła, ale to doprowadziło też do sytuacji, w której odszedł Fàbregas, bo już widział też, że on sam tego nie pociągnie. I do niego też miałem trochę żal. Do Henry’ego mniejszy, bo Francuz odszedł tam koło trzydziestki i po prostu chciał coś w życiu wygrać a Fabregas miał jeszcze całą karierę przed sobą. I później wrócił do Chelsea. I to też mnie mega bolało. On mówił, że chciał wrócić do Arsenalu.

Wenger miał w ogóle kilka dziwnych decyzji.
Nie trafiał z nimi, wydaje mi się, bo powinien wziąć Fabregasa z powrotem, bo Fabregas, nie wiem na ile kłamał, a na ile mówi prawdę, ale mówił, że chciał przede wszystkim wrócić do Kanonierów. Najpierw zadzwonił do Wengera właśnie, kiedy odchodził z Barcelony i pytał czy nie potrzebują go w Arsenalu. Wtedy w Arsenalu to już wtedy był czas Oezila, Sancheza i tak dalej i Arsene go nie chciał, a jakoś nie mogłem patrzeć na Fabregasa w koszulce Chelsea. Trochę mnie też bolało, jak Giroud strzelał gole Arsenalowi w finale Ligi Europy, w tym zasranym Baku. Jego lubiłem i przynajmniej coś wygrywał. Adebayor, Nasri, to akurat dwa głupki, ale też dobrzy piłkarze. A, i wiesz co? Mam jeszcze żal do Wengera za to, że odstawił Szczęsnego, a ściągnął Cecha. Oczywiście po latach jestem mądry, bo Szczęsny stał się lepszym bramkarzem we Włoszech niż był w Arsenalu. Treningi w Romie nauczyły go połowę jeszcze tego, co umiał w Anglii. Natomiast Wenger kupił Czecha i powiedział Szczęsnemu, że nie będzie grał a Szczęsny był mega fanem Arsenalu i chciał tam zostać.



Wojtkowi wyszło na dobre odejście, Arsenalowi nie bardzo, bo Cech był słaby w Arsenalu, więc o to też mam trochę pretensje i nie rozumiem, jak oni mogli się nie poznać na Martinezie. Przecież to jest taki bramkarz, kurczę, można go nie lubić, ja wiem, bo to jest taka postać, która dzieli, ale to jest świetny golkiper a on był trzecim, czwartym bramkarzem. W ogóle nigdy nie miał szans, żeby pograć.

S.B - City odpaliło Palmera, więc pytanie, czy faktycznie w Arsenalu Martinez byłby na takim topie, jak jest teraz przykładowo.

R.P - No tak, te wielkie kluby potrafią zepsuć karierę tych perspektywicznych zawodników.
Właśnie też w takich czasach, jak Liverpool miał Suareza. On był super, ale ciągnął ten Liverpool za uszy i jego przejście do Barcelony było w najlepszym możliwym momencie.
Okoliczności mi się nie podobały, ale to było nieuniknione. I jeszcze moje serce złamał… chyba Manuel Almunia w sumie, nie broniąc tych strzałów Bellettiego i Eto’o. Obie akcje zrobił Larsson. Pamiętam, że jego wejście na boisko odmieniło ten finał, bo Arsenal bronił w 10. W ogóle fenomenalny był ten finał, wspominam go z ogromnym sentymentem i wtedy to moje serduszko pękło, całym tym wieczorem, bo zaczęło się tak świetnie, mimo czerwonej kartki wyszli na prowadzenie i tak długo było dobrze i w samej końcówce się posypało, ale to jest piękno piłki.

S.B - I jej smutek.



R.P - Dokładnie. To mógł być ten jeden europejski wieczór dla Arsenalu, który byłby taki etosowy, ale nie był. 

S.B - Nie będę aż tak narzekał na tamten wynik, aczkolwiek było mi szkoda chyba najbardziej Henyry'ego. Bo chyba po tym były te nasilone wywiady, że on faktycznie odchodzi, żeby wygrać Ligę Mistrzów. Bo on nawet nie mówił, że idzie chyba za trofeami tylko właśnie głównie za Champions League. 

R.P - Tak było, ale tam też wtedy ta paka była taka dziwna. On Ibrahimović, Eto'o.
Tam się w ogóle dziwny zespół się robił, taki nie barcelonowy bym powiedział. Swoje mimo to wygrali. Później były sytuacje, że Eto’o odszedł, a przyszedł Ibrahimović. Później Ibrahimović odszedł, bo nie pasował Guardioli, ale był cały czas Messi. Byli tam też inni, więc dali radę. Można też tutaj dopisać, że nie ma piłkarzy niezastąpionych i, że kibice Arsenalu też mają swoje przegrane finały. Jak Liverpool. 

S.B - O tak, tych przegranych finałów, zwłaszcza za Kloppa zawsze będzie mi szkoda najbardziej. Powiedz mi teraz czemu byłym piłkarzom nie wychodzi w byciu trenerami? Możemy się skupić tylko na Premier League a nawet idąc krok dalej, na anglikach. Gerrard, Lampard, wcześniej przecież Neville. Czy oni nie nadążają za trendami w piłce nożnej? 


R.P - Nie, to chyba już nie to. Przecież pracowali z najlepszymi trenerami.
Wiesz co? To jest to samo pytanie, dlaczego polskim trenerom nie wychodzi, polskim byłym piłkarzom nie wychodzi praca trenera. Bo praca eksperta telewizyjnego jest łatwiejsza, jest również dobrze płatna. W Polsce jest dobrze płatna, a w Anglii jest turbo dobrze płatna.
Jest zerowa odpowiedzialność w tej pracy, większa stabilizacja, większy spokój. Jak jesteś ekspertem telewizyjnym, to wieczorem wracasz do domu i następnego dnia jesteś w domu, a jak jesteś trenerem, to spędzasz całe dnie w ośrodku treningowym i co chwilę jeździsz i latasz na mecze non stop. Rzeczywiście praca i życie trenera jest mega trudne i wydaje mi się, że to nie jest tak, że oni nie rozumieją piłki, że taktyka ich przerasta. Oni pracują na co dzień z najlepszymi i pracowali z najlepszymi trenerami w Europie. Tylko właśnie takie zamknięte koło jest w Polsce, to znaczy do Polski też przychodzą często zagraniczni trenerzy i zajmują miejsce potencjalnie w dobrych klubach a im nie wychodzi i są zwalniani. 
Zobacz, ile masz w Premier League takich dobrych, byłych piłkarzy.



Najlepsi trenerzy, inaczej, żebym to jasno powiedział, kluby Premier League stać na zatrudnianie najlepszych menedżerów z całego kontynentu. Najlepsi menedżerowie z całego kontynentu chcą tam przychodzić, przez to, co mówiłem wcześniej. Pieniądze, atmosfera, transfery, realizacja marzeń, wyzwania, najlepsi przeciwnicy. Generalnie najbardziej konkurencyjna liga i taki trenerski szczyt. Więc ci piłkarze nie prowadzą tych klubów, bo kto inny tam pracuje. Angielscy piłkarze nie sprawdzą się, ani piłkarze, ani trenerzy, nie sprawdzają się za granicą, bo specyfika pracy jest inna. Gary Neville był w Hiszpanii i lepiej do tego nie wracać. Szukam przykładów. Arabia Saudyjska i to tyle.
Teraz czytam, że Roma rozważa zatrudnienie Franka Lamparda, Jezus Maria, każdy wie, że to się nie uda. No ale dobra. A, i David Moyes był w San Sebastián.


To było ciekawe, bo tam Szkocja ma jakieś połączenie portowe z krajem Basków. Też tam nie popracował. Za to próbował mówić po hiszpańsku, to było piękne.
To wychodziło mu jeszcze dużo, dużo gorzej niż Emeremu po angielsku.
Emery mówi w sumie po angielsku (śmiech). Taka moja pokrętna logika, ale od razu zastrzegam, że to jest próba zrozumienia tego zjawiska, a nie realne wytłumaczenie, bo nie jestem w tym temacie ekspertem i po prostu się za bardzo nie znam.
No ale zobacz, Arteta był bardzo dobrym piłkarzem w Premier League.
Maresca był niezłym piłkarzem, takim na poziomie Serie A. Guardiola był znakomitym piłkarzem i jakby nie patrzeć osiągają sukcesy. 


S.B - Anglików za wielu nie wymieniłeś… 



R.P - No to tutaj już są ciężary. Jest Ruud van Nistelrooy, to też nie jest Anglik, ale widzisz poszedł najpierw do Holandii. A Anglik gdzie pójdzie?No musi próbować w Championship.
No i tam są, jest Michael Carrick, jest ten Scott Parker. W innych klubach odbijał się Wayne Rooney. Gerrardowi nie wyszło, Lampardowi też średnio się udało. Chyba faktycznie Anglików przerasta ta specyfika pracy trenera. Bycie piłkarzem to jedno, ale trenowanie zawodników, to już inna sprawa. No, ale może kiedyś jeszcze zobaczymy byłego reprezentanta Anglii w którymś z klubów Premier League. 


S.B - Czyli poczekamy, pożyjemy, zobaczymy. Szybkie przedostatnie pytanie będzie.
Szoboszlai i Núñez, piłkarze najbardziej krytykowani w Liverpoolu, powinni zostać, czy powinni już szukać sobie nowych klubów? Czy klub powinien im szukać nowego zespołu?

R.P - Nie no, spokojnie, Szoboszlai dopiero przyszedł. On ma 24 lata, wciąż jest piłkarzem z potencjałem i najlepszy sezon ma przed sobą. Wiem, że kibice nie należą do cierpliwych. Pytanie kiedy powinni odejść? W zimę?

S.B - Albo przykładowo w najbliższe lato.


R.P - Zima odpada całkowicie, nie możesz robić takich rewolucji w połowie sezonu. Może po sezonie zmieni się optyka na tych dwóch zawodników, ale zima na pewno odpada. Latem zobaczymy. Dajmy im pograć do końca sezonu i wtedy będziemy mądrzejsi.
Szoboszlai to ten zawodnik, który najlepszy sezon ma dopiero drugi przed sobą. Wiem, że on po lecie będzie miał trzeci, ale zmienił się w międzyczasie manager a on gra w Premier League, więc jakby spokojnie. Już niejednego piłkarza skreślano, a później się okazał świetny.

S.B - A Darwin?


R.P - A z tym Darwinem będzie trudniej rzeczywiście. Wydaje mi się, że będzie mu się bardzo uważnie przyglądał trener. Na razie nie ma przypadków w tym, że tak postawił jednoznacznie na Jotę od początku pracy, bo jednak wydaje mi się, że Diogo jest piłkarzem po prostu dużo bardziej inteligentnym i rozumiejącym lepiej założenia swojej pozycji, taktykę. A Darwin to jest po prostu źrebak taki zerwany z łańcucha i to taki nie za bardzo kumaty. Myślę, że to super zawodnik z ławki, ale trzeba go obserwować do końca sezonu i później się zastanawiać, ale zimą jestem przekonany, że żadne z nich nie odejdzie.

S.B - Wiesz, że spotkamy się za rok i omówimy wszystkie te kwestie? Nie wiesz? To już wiesz (śmiech). I na koniec rada dla polskich kibiców Liverpoolu. Dodaję, że nie możesz prowadzić o cierpliwości.

R.P - Rada dla polskich kibiców Liverpoolu. Nie przyzwyczajajcie się do pierwszego miejsca, Arsenal czyha. 



S.B - Tak to zostanie przekazane…


R.P - Nie. Poczekajcie (śmiech). Druga. Doceniajcie Curtis Jonesa, jestem jego fanem. I Cody'ego Gakpo. To są super piłkarze.



S.B - O ile z Codym Gakpo się zgodzę, o tyle z Curtisem Johnson mam duży problem.
Ja już kiedyś na stronie pisałem o nim, analizując jego liczby. Te liczby nie porywają.
On może jest tym zadaniowcem, ale chyba nie na Liverpool, pewnie sobie poradziłby każdym innym klubie poza top 6.



R.P - Ja uważam, że spokojnie sobie poradzi też w Liverpoolu. Tylko jak nie będzie łapał kontuzji, ale myślę, że to może być jego sezon. Już pewnie słyszałeś to kilka razy.



S.B - Wiesz co, jako kibic Liverpoolu, że to będzie ten sezon, to słyszałem, wiesz, jakieś 20 lat, ale o Curtisie od trzech.




R.P- No, no, dokładnie. Myślę, że jak będzie zdrowy, to będzie ważny. Po prostu.
Ale to takie czysto subiektywne zdanie i pewnie zostanę zweryfikowany bardzo szybko. 


S.B - Życzę Tobie, sobie i kibicom Liverpoolu, żebyś miał rację. A przy okazji będę musiał opublikować dwie razy dla polskich fanów. Nie spodziewałem się, że ta rozmowa przyniesie mi tyle roboty (śmiech).



R.P - Trudno, widzisz, ja na każde pytanie odpowiadam dwa razy albo trzy (śmiech). 



S.B - Dobra, nie będę Cię już trzymał. Dzięki wielkie za rady, za rozmowy i oby wiele z Twoich wróżb przyniosło nam szczęście. Nam, kibicom Liverpoolu.



R.P - Dzięki bardzo. Pozdrawiam. 


A ja, Sebastian Borawski dziękuje za przeczytanie tej długiej lektury. Zachęcam do komentowania, wyrażania swoich opinii i oczekiwania na kolejne rozmowy. Niektórzy bohaterowie znaleźli się już w tym wywiadzie. 



Autor: Gall1892
Data publikacji: 12.11.2024 (zmod. 14.11.2024)