Dlaczego tyle mówi się o Alexandrze-Arnoldzie
Artykuł z cyklu Artykuły
Gdy tylko Jürgen Klopp usłyszał pytanie, wróciły wszystkie stare emocje - zmęczenie, irytacja i frustracja spowodowana zbliżającym się zderzeniem ze ścianą.
Atmosfera tego dnia w siedzibie Red Bulla w Salzburgu była zupełnie inna. Klopp, globalny dyrektor ds. futbolu w firmie znanej z napojów energetycznych, wyglądał na zrelaksowanego, pełnego energii i dobrego nastawienia, które zdawało się ulatywać z niego pod koniec pracy w Liverpoolu.
I wtedy padło pytanie o Trenta Alexandra-Arnolda.
Klopp z pewnością wiedział, że to pytanie się pojawi, jednak bycie poinformowanym nie oznacza bycia przygotowanym.
- Nie wierzę, że wszyscy wciąż o tym rozmawiacie. To jest słabe, naprawdę bardzo słabe - powiedział Niemiec, a jego ton sugerował, że nie tyle jest zdenerwowany, co rozczarowany.
Być może była w tym wyczuwalna także odrobina ulgi. Klopp przyznał, że oglądał kilka konferencji prasowych swojego następcy, gdy tylko znalazł czas w ciągu ostatnich miesięcy, które upłynęły mu głównie na jeździe na nartach i przeglądaniu Instagrama. Były menedżer The Reds stwierdził, że za każdym razem gdy Slot musiał wypowiadać się na temat Trenta, przypominało mu się, dlaczego cieszy się, że nie jest już tego częścią. Doszedł też do smutnych wniosków.
- Gdy tego słucham, myślę: "Mój Boże, oni dalej tego nie rozumieją".
Klopp zawsze twierdził, że debata wokół Trenta Alexandra-Arnolda - która pochłonęła już setki godzin, megabajtów i kolumn tekstu w ciągu ostatnich ponad ośmiu lat - jest co najmniej śmieszna.
Dla Klopp sprawa jest absolutnie prosta. To, co jest brane za słabe strony TAA - Klopp zawsze uważał, że były one wyolbrzymiane - jest rekompensowane z nawiązką przez jego niezwykłe atuty.
- Jeśli mam być szczery, po prostu tego nie rozumiem - mówił Niemiec.
- Światowej klasy talent jest oceniany przez pryzmat bodaj jedynej rzeczy, w której nie prezentuje najwyższego możliwego poziomu.
Tak mówił Klopp już w 2022 roku. Był ewidentnie zmęczony ciągłym braniem w obronę swojego prawego defensora. Zmęczenie tłumaczeniem po raz kolejny, że Trent nie tyle opuścił swoją pozycję, co po prostu nie może być w dwóch miejscach jednocześnie, było aż nazbyt widoczne. Nic dziwnego, że Klopp mógł poczuć zdumienie, gdy trzy lata później - już po opuszczeniu Liverpoolu - znowu został zmuszony do tłumaczenia tego samego, ponieważ dyskusja dotycząca wychowanka The Reds najwyraźniej zatrzymała się na tym samym etapie.
Wydaje się, że wystarczyło ledwie kilka miesięcy, by Slot doszedł do podobnych wniosków, co Klopp.
- To dla mnie jasne, że on zawsze był dobrym obrońcą - mówił Holender we wrześniu.
- Jednak ze względu na to, że jest tak wyjątkowy z piłką przy nodze, główny nacisk kładzie się na to, by robił wyjątkowe rzeczy z piłką.
Pogląd ten podziela Real Madryt, który przez większość minionego roku zalotnie zerkał w stronę 26-latka.
I rzeczywiście, tak powinno być. Alexander-Arnold miał w swojej karierze klubowej tylko dwóch trenerów - obydwaj wielokrotnie podkreślali, że to, co ma do zaoferowania, zdecydowanie przebija jego słabsze strony. Najbardziej znany klub na świecie to potwierdza. Nie powinno to być zaskoczeniem - koncept polegający na ocenianiu zawodnika w szerokim kontekście nie jest czymś szczególnie nowym. Koniec końców, większość piłkarzy jest właśnie tak oceniana.
Alexander-Arnold ma poprzeczkę zawieszoną wyżej niż przytłaczająca większość zawodników, ale nie jest pod tym względem całkowicie odosobniony. Niektórzy piłkarze są poddawani bardziej wnikliwej analizie, a ich drobne niedociągnięcia są często tak eksponowane, że przysłaniają wszystko inne. I tak oto kibice mówią o wykończeniu Kaia Havertza, o pracowitości Kyliana Mbappé czy o ulegających stopniowej erozji umiejętnościach technicznych Jacka Grealisha.
Niewielu jest jednak zawodników, których tak bardzo definiują ich wady, jak ma to miejsce w przypadku Alexandra-Arnolda. Normą nie jest już twierdzenie, że jest lepszy w ataku niż w obronie - co przyznałby sam Klopp i inni trenerzy - teraz mówi się, że jest po prostu złym obrońcą i jego obecność w składzie jest piętą achillesową Liverpoolu.
To opinia tak powszechna i przekonywująca, że mógłby w nią uwierzyć sam zainteresowany. Gdy Slot przybył do Merseyside, Alexander-Arnold poprosił go, by był tak szorstki, jak to tylko możliwe, w ocenie jego występów. Chciał wiedzieć o każdym obszarze, w którym czegoś mu brakuje. Slot to człowiek, który ma pełne ręce roboty, więc nikt nie miałby mu za złe, gdyby chciał powierzyć to zadanie komuś innemu. Jest jednak wielu ludzi, którzy już się tym zajęli.
Przez ostatnie lata Trent Alexander-Arnold był chyba najskrupulatniej analizowanym piłkarzem na świecie. Trudno wyobrazić sobie zawodnika, którego występy byłyby tak konsekwentnie i pieczołowicie analizowane, którego każdy błąd byłby tak eksponowany. Materiały wideo z jego udziałem wielokrotnie są zatrzymywane, przewijane i ponownie odtwarzane w zwolnionym tempie, nie tyle w poszukiwaniu wyjaśnienia, co kryjącego się za wszystkim znaczenia.
Tu nie chodzi nawet o samo natężenie dyskusji. Grealish może rozegrać słabe spotkanie. Havertz może wpaść w strzelecką niemoc. Mbappé może dojść do wniosku, że nie jest typem piłkarza, który musi angażować się w te wszystkie mało eleganckie przebieżki. W takich sytuacjach ktoś zasugeruje, że Grealish powinien otrzymać inną rolę, Arsenal potrzebuje bardziej bezwzględnego egzekutora, a Real Madryt nie powinien aż tak rozpieszczać Mbappé. Jednak w przypadku Alexandra-Arnolda ton rozmowy jest zdecydowanie bardziej skrajny.
Oczywiście zdarza się, że Alexander-Arnold gra poniżej oczekiwań - nie robi tego, co powinien i dodatkowo zawodzi w innych aspektach, jak choćby w meczu przeciwko Manchesterowi United w tym miesiącu.
Mimo to wypowiedzi Roya Keane’a, który w brytyjskim Sky Sports stwierdził, że Trent może co najwyżej marzyć o transferze do Tranmere Rovers, wydają się mocno przesadzone. Pojawiło się też słowo "szkolniak". Keane wcześniej sugerował już, że "nie może uwierzyć w to, jak słaby jest Trent w defensywie". Gary Neville mówił z kolei o "braku powagi" w podejściu Alexandra-Arnolda do swojej pracy w obronie.
Takie określenia nie pojawiają się w rozmowach o innych piłkarzach, zwłaszcza z taką listą osiągnięć jak Alexander-Arnold. Nikt na przykład nie sugerował, że Havertz lepiej odnalazłby się w Bromley (chociaż trzeba przyznać, że Keane kiedyś stwierdził, iż Erling Haaland ma technikę piłkarza z czwartej ligi).
Częściowo można to przypisać teatralności, która jest w dzisiejszych czasach nieodłącznym elementem piłkarskiego komentatorstwa - raczej nie należy zakładać, że Keane naprawdę uważa, iż Alexander-Arnold powinien grać w League Two. Swoje robi też jednak gigantyczna uwaga, jaką przyciąga Trent. To piłkarz wielkiego formatu, reprezentujący jeden z najbardziej rozpoznawalnych klubów świata. Gdy gra słabo, wszyscy to zauważają.
Jednak ani teatralność, ani rozgłos nie wyjaśniają, dlaczego dyskusja na temat jego umiejętności jest tak uporczywa, tak spolaryzowana i tak gorączkowa. Alexander-Arnold wygrał niemal wszystkie możliwe trofea. Statystycznie jest najbardziej kreatywnym obrońcą w historii Premier League, a sobotnie zwycięstwo 2:0 z Brentford pozwoliło mu dopisać do swojego dorobku już 63. asystę. Można powiedzieć, że jest pewnego rodzaju kompromisem - że Liverpool zdecydował się priorytetowo traktować jego atuty ofensywne kosztem defensywnych - ale przez niemal dekadę był kluczowym elementem sukcesów tego klubu. A mimo to traktuje się go, jakby nikt do końca nie wiedział, co o nim myśleć, jakby wciąż musiał coś udowadniać.
Być może częściowo wynika to z chęci rozbicia aury zachwytu, która od dawna otacza Alexandra-Arnolda, szczególnie wśród fanów Liverpoolu. Anglia w ostatnich latach wyprodukowała całą plejadę wybitnych prawych obrońców. Jeszcze niedawno Manchester City, Chelsea czy Newcastle także mieli na tej pozycji zawodników, których kibice określali jako najlepszych w lidze.
Być może to po prostu kwestia przypadku. Alexander-Arnold pełni rolę prawego obrońcy Liverpoolu, w momencie, gdy dwie najgłośniejsze i wpływowe postaci w angielskiej debacie o piłce szczególnie interesują się tą konkretną pozycją. Gary Neville, co sam czasami przypomina, był przecież prawym obrońcą. Jego rywal, Jamie Carragher, grał w Liverpoolu. Alexander-Arnold idealnie wpasowuje się w sam środek ich wspólnego obszaru zainteresowań.
Może jednak chodzi o coś bardziej złożonego. Być może problem tkwi w podejściu, które wciąż jest zakorzenione w przeszłości. Anglia jako naród nigdy nie potrafiła zaakceptować piłkarzy o nietypowym zestawie umiejętności, takich, którzy nie pasują do tradycyjnych schematów pozycji. Można argumentować, że Alexander-Arnold to po prostu XXI-wieczna wersja Glenna Hoddle’a - rozgrywającego, który w latach 80. jednocześnie zachwycał i wprawiał w konsternację kibiców. Trent nie jest typowym prawym obrońcą, a angielska kultura piłkarska z reguły z trudem oswaja się z kimś, kogo nie da się od razu wpasować w jasno określoną kategorię.
Albo, co bardziej prawdopodobne, to zjawisko można rozpatrywać jako symptom współczesności. Fakt, że Alexander-Arnold bywa postrzegany jako piłkarz-kompromis, czyni go niezwykle cennym tematem. Jest idealnym materiałem do tego, by tworzyć wokół niego prawdziwe, intensywne i trwające bez końca debaty. To piłkarz, wobec którego można zająć zdecydowane stanowisko - łatwiejsze lub trudniejsze do obrony - a to niekończące się źródło paliwa dla "młyna treści".
Co więcej, trudno wyobrazić sobie zawodnika lepiej przystosowanego do dominujących mediów jego epoki. Wszystko, co dotyczy Alexandra-Arnolda, można sprowadzić do małych, szybkich i łatwo przyswajalnych fragmentów. I tak oto pojawia się klip z prawie niemożliwym do wykonania podaniem, a po nim kolejny klip, na którym Diogo Dalot z łatwością go mija. Gdzie indziej z kolei można zobaczyć klip z Royem Keane’em rzucającym zabawną uwagę o Tranmere. Alexander-Arnold, choć sam niczemu nie jest winien, zdaje się być stworzony do roli "piłkarza ery TikToka" - zawodnika, którego karierę można rozkładać na krótkie, widowiskowe urywki.
Problem polega jednak na tym, że gdzieś po drodze coś się gubi. Umykają wszystkie te momenty, w których Alexander-Arnold stoi dokładnie tam, gdzie powinien, by naciskać rywala, perfekcyjnie potrafi wyczuć czas na interwencję lub skutecznie wkomponowuje się w zwartą linię obrony tak, by ograniczyć przestrzeń. To jednak zawsze było dla niego największym wyzwaniem. Alexander-Arnold nie jest klasycznym obrońcą, ale wciąż podlega złotej zasadzie na tej pozycji - czasami po prostu łatwiej dostrzec to, czego nie robi, niż to, co robi.
Rory Smith
Autor: Bartolino
Data publikacji: 20.01.2025