LIV
Liverpool
Premier League
27.04.2025
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1531

Walka o miano najbardziej utytułowanego klubu

Artykuł z cyklu Artykuły


Kilka miesięcy po przejściu na emeryturę, w czasie gdy Manchester United wciąż był aktualnym mistrzem Anglii, Sir Alex Ferguson pojawił się w Teatrze Lowry na wydarzeniu promującym jego nową autobiografię. Podczas spotkania na scenie poproszono go, by rozwinął niektóre wątki poruszone w książce. Ze względu na charakter publiczności, musiał ważyć słowa, szczególnie gdy mowa była o uwielbianych przez kibiców byłych piłkarzach United – Davidzie Beckhamie, Royu Keanie czy Ruudzie van Nistelrooyu. Znacznie swobodniej czuł się jednak przy innym, dobrze znanym sobie temacie: Liverpoolu.

Zagrał swoje klasyki: przypomniał, jak po przyjściu do Manchesteru w połowie lat 80. uczynił sobie za cel "strącenie ich z pieprzonej grzędy"; jak w latach 90. United przejęli od Liverpoolu rolę dominatora angielskiego futbolu; jak jego drużyna wielokrotnie odpierała ataki rywali w kolejnych dekadach; i jak, w momencie jego odejścia w 2013 roku, Manchester United prowadził z Liverpoolem w mistrzostwach Anglii 20 do 18.

– Najlepsze jest to, że nasi młodzi kibice nie pamiętają nawet, kiedy Liverpool ostatnio był wielki - zaśmiał się wtedy Ferguson.

W nadchodzących dniach – być może już w środę, choć bardziej prawdopodobne w weekend – Liverpool może oficjalnie zapewnić sobie mistrzostwo Anglii.

To będzie moment znaczący z wielu powodów: po pierwsze dlatego, że trener Arne Slot dokona tego już w swoim debiutanckim sezonie; po drugie dlatego, że poprzedni tytuł w erze Premier League drużyna zdobyła w czasie pandemii, przy pustych trybunach – co oznacza, że po raz pierwszy od 1990 roku Liverpool będzie mógł świętować mistrzostwo wspólnie z kibicami na stadionie. Najważniejsze z historycznego punktu widzenia będzie co innego – ten tytuł będzie dwudziestym w dziejach klubu. Oznacza to wyrównanie rekordu Manchesteru United, ustanowionego w 2013 roku po dwóch dekadach mozolnego odrabiania strat i ostatecznego zdetronizowania Liverpoolu.

W ostatnich latach pracy Fergusona ten cel stał się wręcz obsesją – zarówno dla menedżera, jak i jego zawodników oraz kibiców. Gdy w 1993 roku United przerwał 26-letnią serię bez mistrzostwa, sezon później na Anfield zawisł transparent z napisem: „Wróćcie, jak będziecie mieć 18”.

Rzeczywiście – pod koniec 2009 roku fani United pojawili się w Liverpoolu z banerem: "Kazaliście wrócić, gdy będziemy mieć 18... Jesteśmy z powrotem".

Rio Ferdinand mówił wówczas o "dodatkowej satysfakcji", dodając: "Teraz naszym kolejnym celem jest ich przeskoczyć".

Z kolei Gary Neville, który nieraz opowiadał, jak Liverpool "zrujnował mu dzieciństwo" jako kibicowi United, stwierdził:

– To będzie coś wielkiego, jeśli uda nam się zdobyć 19. tytuł przed nimi i stać się najbardziej utytułowanym klubem w Anglii.

Tak się stało. Dzień po tym, jak United zdobyli rekordowe 19. mistrzostwo w maju 2011 roku, kilku ich kibiców dostało się na Anfield na mecz Liverpoolu z Tottenhamem i rozwiesiło na trybunie Anfield Road transparent z napisem "MUFC 19 times", który został sfotografowany przez wspólnika z innego sektora. Chwilę później cała trójka zniknęła w aucie czekającym na zewnątrz stadionu.

Jak przyznał Steven Gerrard w swojej autobiografii:

– Bolało mnie to, że my wciąż tkwimy na 18 tytułach, a United, którzy przez dekady byli za nami, zdobywali jedno mistrzostwo za drugim.

Kiedy Ferguson odchodził w 2013 roku, było 20:18 dla United i wydawało się, że przewaga jest już nie do ruszenia. Liverpool sezon zakończył na siódmym miejscu, wcześniej był ósmy, szósty i ponownie siódmy. Choć United po odejściu Szkota potrzebowali czasu na dostosowanie się, wydawało się, że imperium zbudowane przez Fergusona przetrwa jeszcze wiele lat.

W Manchesterze zignorowano ostrzeżenia, jakie niosła historia – zarówno Liverpoolu, jak i ich własna.

Kiedy Manchester United sięgnął po mistrzostwo Anglii w 1967 roku, zrównał się w liczbie tytułów z Arsenalem i Liverpoolem – każdy z tych klubów miał wówczas po siedem triumfów na koncie. Trzy lata później do tego grona dołączył Everton, jednak to Arsenal w 1971 roku jako pierwszy zdobył ósmy tytuł mistrzowski.

W kolejnych latach absolutną dominację w angielskim futbolu przejęli piłkarze Liverpoolu. W latach 1973–1990 zdobyli aż 11 mistrzostw Anglii, cztery Puchary Europy, dwa Puchary UEFA, trzy Puchary Anglii i cztery Puchary Ligi. Przekazywanie pałeczki między kolejnymi menedżerami – od Billa Shankly’ego, przez Boba Paisleya i Joe Fagana, aż po Kenny’ego Dalglisha – przebiegało niemal bez zakłóceń. Gwiazdy przychodziły i odchodziły, ale filozofia tzw. „Boot Room” pozostawała niezmienna.

Tymczasem Manchester United popadł w stagnację. Ich triumf w Pucharze Europy w 1968 roku – pierwszy w historii angielskiego futbolu – z perspektywy czasu nie okazał się początkiem nowej ery sukcesów, lecz raczej zwieńczeniem emocjonalnej podróży, jaką klub odbył pod wodzą Matta Busby’ego po tragedii w Monachium.

Busby ustąpił ze stanowiska menedżera rok później, wierząc, że klub będzie kontynuował pasmo sukcesów pod wodzą jego następcy Wilfa McGuinnessa. Zarówno McGuinness, jak i jego następca Frank O’Farrell, nie udźwignęli jednak ciężaru odpowiedzialności. Oprócz wypełnienia luki po Busbym musieli mierzyć się z trudną końcówką kariery Bobby’ego Charltona i problemami George’a Besta poza boiskiem. Po nieudanej walce o tytuł w sezonie 1972/73, United zostali zdegradowani w 1974 roku.

Szybko jednak wrócili do elity pod wodzą charyzmatycznego Tommy’ego Docherty’ego, walcząc z Liverpoolem o mistrzostwo w sezonach 1975/76 i 1979/80 oraz pokonując ich w finale Pucharu Anglii w 1977 roku. Jednak każdy przebłysk nadziei – każdy sukces pucharowy, każda krótkotrwała walka o tytuł – kończył się ostatecznie regresją.

Docherty, Dave Sexton, Ron Atkinson… wszyscy ci menedżerowie mieli swoje momenty chwały, ale żaden nie potrafił wykonać ostatniego kroku. Gwiazdorskie transfery, które miały być brakującym elementem układanki, często nie spełniały oczekiwań, a cały proces odbudowy zaczynał się od nowa.

Gdy w 1986 roku Alex Ferguson przychodził z Aberdeen, minęło już 19 lat od ostatniego mistrzostwa United. Pod koniec lat 80. zbliżała się już ćwierćwiecze posuchy. A jednak nawet wtedy, gdy Liverpool wciąż seryjnie kolekcjonował trofea, ówczesny dyrektor generalny klubu z Anfield, nieżyjący już Peter Robinson, ostrzegał: "Jeśli tamci z East Lancs Road w końcu się ogarną, będziemy mieli problem".

I tak właśnie się stało. Choć jeśli chodzi o zrzucenie Liverpoolu z przysłowiowego "peronu", w dużej mierze dokonali tego sami – na własne życzenie – tak samo, jak wcześniej Manchester United po 1968 roku.

Dlaczego Liverpool popadł w kryzys w latach 90.?

To długa i złożona historia, którą szczegółowo opisano w osobnym artykule na temat 30 lat dzielących 18. i 19. mistrzostwo Liverpoolu. W skrócie – zadecydowały o tym samozadowolenie, błędne decyzje i brak umiejętności dostosowania się do nowej rzeczywistości, w której Liverpool nie był już niekwestionowanym hegemonem. Pod wieloma względami przypominało to upadek United po 1968 roku, a później także po odejściu Fergusona w 2013.

W odróżnieniu od sytuacji z Old Trafford pokolenie wcześniej, Liverpoolowi udało się utrzymać dominację mimo odejścia kolejnych wybitnych menedżerów. Ale gdy Dalglish zrezygnował w 1991 roku – wyczerpany nie tylko presją pracy, lecz także emocjonalną traumą związaną z tragedią na Hillsborough – oznaczało to definitywny koniec epoki "Boot Room".

Dalglisha zastąpił jego były kolega z boiska, Graeme Souness, który z zapałem przystąpił do przebudowy starzejącej się drużyny, która rok wcześniej zdobyła tytuł. Praktycznie natychmiast legła w gruzach słynna "liverpoolska droga" – oparta na jedności, ciągłości i lojalności. Jak powiedział Paul Stewart, jeden z wielu nietrafionych transferów:

- Cała filozofia klubu zmieniła się, kiedy tam trafiłem w 1992 roku. Zawodnicy zaczęli myśleć: ściany się zawalają, więc muszę zadbać o siebie.

Filozofie, które zapewniły Liverpoolowi sukcesy w latach 70. i 80., wymagały aktualizacji, ale w klubie dominował opór przed zmianami. Następca Sounessa, Roy Evans – absolwent "Boot Room" – był postacią łączącą pokolenia, ale jego łagodny styl zarządzania nie zdawał egzaminu w szatni, która nie miała już mentalności zwycięzców, tak skutecznie wpajanej przez Fergusona w Manchesterze.

Poza boiskiem dominowała kultura tzw. "Spice Boys" – przydomek nadany zawodnikom Liverpoolu przez tabloidy, odzwierciedlający ich zamiłowanie do imprezowego stylu życia. Choć była to wówczas norma w wielu klubach, to – jak powiedział były obrońca John Scales:

– Brakowało nam bezwzględności, nieustannego dążenia do perfekcji tydzień po tygodniu.

Scales dodał też: "Wciąż panowało w Liverpoolu przekonanie, że to tylko kwestia czasu, aż znów zaczniemy wygrywać. Ta dominacja z lat 70. i 80. była tak świeża w pamięci, że wielu uważało ją za coś naturalnego. Ale od 1990 roku wydarzyło się naprawdę dużo".

W swojej autobiografii z 2013 roku Alex Ferguson napisał: "W 2000 roku spojrzałem na Liverpool i wiedziałem, że nie ma dla nich łatwej drogi powrotu. To będzie długa walka. Nie czuło się, że Liverpool znów stanowi zagrożenie. Cały impet był po naszej stronie".

Rzeczywiście, były momenty, kiedy Liverpool zdawał się groźny – za kadencji Roya Evansa, Gérarda Houlliera, Rafaela Beníteza, a nawet podczas sezonu 2013/14, gdy drużyna prowadzona przez Brendana Rodgersa otarła się o mistrzostwo, kończąc zaledwie dwa punkty za Manchesterem City. Jednak mimo sukcesów w pucharach – ze zdobyciem Ligi Mistrzów w 2005 roku na czele – Liverpoolowi nie udało się przełożyć tego na dominację w lidze.

Steve Nicol, jeden z bohaterów lat 80., który przetrwał kadencję Graeme’a Sounessa, wspominał:

– Były momenty po 1990 roku, kiedy myślałem: OK, nie jesteśmy w najlepszym miejscu. To potrwa trochę dłużej, niż sądziłem. Ale zanim się obejrzałem, minęło pięć lat, dziesięć, dwadzieścia. Im dłużej to trwa, tym trudniej się przełamać.

Wiele z powyższych słów można dziś odnieść do stagnacji Manchesteru United po odejściu Fergusona. Starzejące się gwiazdy nie potrafiły odnaleźć się w nowej rzeczywistości, mentalność zwycięzców zaczęła ustępować instynktowi przetrwania w szatni, a nietrafione transfery i przesadna wiara w młodych zawodników, którzy nie dorównywali poprzednikom, tylko pogłębiały kryzys. Do tego doszła nieumiejętność dostosowania się do zmieniających się realiów oraz złudne przekonanie, że powrót na szczyt to tylko kwestia czasu – przekonanie, które okazało się zgubne.

Od ostatniego tytułu mistrzowskiego United minęło już 12 lat. Choć drużyna kończyła sezon na drugim miejscu zarówno pod wodzą José Mourinho w 2018 roku, jak i Ole Gunnara Solskjæra w 2021 roku, żaden z tych sezonów nie przyniósł realnej walki o mistrzostwo.

Zamiast tego klub wpadał w błędne koło wzlotów i upadków pod rządami kolejnych menedżerów. Każdy z nich przynosił początkowy zastrzyk energii – zwykle w postaci awansu do Ligi Mistrzów lub sukcesu w rozgrywkach pucharowych – po czym następował gwałtowny regres. Obecny menedżer, Rúben Amorim, będzie miał nadzieję, że spektakularny powrót przeciwko Olympique Lyon w Lidze Europy stanie się impulsem do sukcesu – tak jak dramatyczna wygrana z Borussią Dortmund w ćwierćfinale tych samych rozgrywek była dla Jürgena Kloppa w jego pierwszym sezonie w Liverpoolu.

Tak jak kibice Liverpoolu przez lata kurczowo trzymali się wspomnień o dawnej wielkości, tak i fani Manchesteru United w ostatniej dekadzie wielokrotnie wracali do historii. Nawet podczas najbardziej dotkliwych porażek – często z rąk rywali z Merseyside – z trybun Old Trafford czy Anfield można było usłyszeć znajome: „Twenty times, twenty times, Man United” – przypomnienie dla siebie i dla innych, że mimo obecnych trudności wciąż są najbardziej utytułowanym klubem w historii angielskiej ligi.

– Kiedy dorastałem, to było nie do wyobrażenia. Zrównanie się z nimi na 18 tytułach było czymś ogromnym, zwłaszcza że stało się to w sezonie 2008/09, gdy bezpośrednio z nimi rywalizowaliśmy. Potem zdobyliśmy 19. tytuł na Ewood Park, a dwudziesty przypieczętował hat-trick van Persiego przeciwko Aston Villi – to było dokładnie 12 lat temu. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że oni (Liverpool) zrównają się z nami na 20… – przyznaje Nick Howard, 33-letni kibic United.

Czy kibice United będą mogli wciąż śpiewać o "dwudziestu tytułach", jeśli Liverpool wyrówna ten rekord – albo, co gorsza, ich prześcignie? Howard nie jest tego pewien.

– Może to odbierze trochę blasku. To myśl, którą dotąd wolał od siebie odsuwać – przyznaje.

Od momentu, gdy role się odwróciły, trudno mówić o jakiejkolwiek obsesji Liverpoolu na punkcie rywalizacji z Manchesterem United.

Do 2020 roku głównym celem było jedno: przerwanie trwającej od dekad posuchy i zdobycie upragnionego mistrzostwa Anglii. Nawet gdy strata do United w liczbie trofeów została zredukowana do minimum, przez ostatnich pięć lat — zarówno pod wodzą Jürgena Kloppa, jak i teraz Arne Slota — celem było po prostu zdobycie kolejnego tytułu, bez oglądania się na szerszy kontekst historyczny.

Czy Slot, Virgil van Dijk, a może Curtis Jones pałają żądzą, by "zrzucić United z ich pieprzonego piedestału"? Żaden z nich nigdy nawet nie zasugerował, że to ich główna motywacja. Ta narracja po prostu nie istnieje. Nie jest forsowana przez media, ale — co warto zauważyć — nie była też w czasach sir Alexa Fergusona. To on sam i jego piłkarze napędzali tamtą rywalizację.

Być może to znak zmieniających się czasów. Gdy Ferguson obejmował Manchester United, Liverpool był jeszcze dominującą siłą w Anglii. Slot (i wcześniej Klopp) przychodzili do klubu w momencie, gdy rywal z Old Trafford był pogrążony w kryzysie. Gary i Phil Neville, Paul Scholes, Ryan Giggs czy Nicky Butt byli kibicami United od dziecka i dorastali w nienawiści do Liverpoolu — Gary Neville nigdy zresztą tego nie ukrywał. Dzisiejsza kadra Liverpoolu w 2025 roku to odbicie bardziej kosmopolitycznej i mniej plemiennej Premier League.

Nawet wśród kibiców Liverpoolu temat wyprzedzenia United w liczbie trofeów wydaje się co najwyżej ciekawostką.

— Szczerze mówiąc, nawet o tym nie pomyślałem, dopóki mi nie wspomniałeś. Dla mnie to nie kwestia ścigania Manchesteru United. Chodzi o to, żeby Liverpool był wielki. Żeby niósł nazwę klubu i miasta w świat — uważa 56-letni Damian Kavanagh, który od lat jeździ za swoim klubem po całej Europie.

Podobnego zdania jest Neil Atkinson, prowadzący podcast The Anfield Wrap.

— Oczywiście, fajnie będzie mieć z czego się ponabijać, kiedy pojedziemy na Old Trafford w przyszłym sezonie, ale to naprawdę mało istotne, biorąc pod uwagę, jak koszmarnie słabi są obecnie.

Dużo większe znaczenie, jak podkreśla Atkinson, ma możliwość świętowania mistrzostwa razem z drużyną i kibicami — czego zabrakło w 2020 roku przez pandemię.

— Ale, jasne, gdyby ogłoszono, że za 10 minut uderzy w Ziemię asteroida i to koniec świata, z przyjemnością zobaczyłbym Alexa Fergusona w telewizji, jak przyznaje, że Liverpool wygrał — dodaje z uśmiechem.

Choć, jak dobrze wie każdy kibic The Reds, taki scenariusz — z udziałem asteroidy — wydaje się dziś bardziej prawdopodobny niż to, że sir Alex kiedykolwiek uzna wyższość Liverpoolu.

Oprócz niekończącej się walki o krajową dominację, istnieje również złożona kwestia — która z drużyn jest najbardziej utytułowanym klubem w historii angielskiej piłki?

Zdaniem Liverpoolu zdobycie mistrzostwa Anglii oznaczałoby ich 52. znaczące trofeum. Według ich rachunku są już o cztery trofea przed Manchesterem United, który ma ich 47, co oznaczałoby, że powiększyliby przewagę do pięciu pucharów. W dwóch najważniejszych rozgrywkach oba kluby zrównałyby się liczbą tytułów mistrzowskich (20), a Liverpool byłby trzy długości z przodu, jeśli chodzi o Puchar Europy/Ligę Mistrzów (6–3). Manchester United miałby przewagę jedynie w rozgrywkach o Puchar Anglii (13–8) i nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów (1–0).

— To niepodważalne. Liverpool to najbardziej utytułowany klub w historii angielskiej piłki nożnej twierdzi Neil Atkinson z podcastu The Anfield Wrap.

Manchester United widzi to jednak inaczej.

W ich definicji "znaczące trofea" obejmują również Tarczę Wspólnoty (Community Shield), którą zdobyli 21 razy, podczas gdy Liverpool 16. Według takiego liczenia United prowadzą 68–67, a zdobycie mistrzostwa przez Liverpool wyrówna ten wynik – 68–68.

Debata o tym, czy Tarczę Wspólnoty można uznać za "ważne" trofeum, od lat dzieli statystyków. Niektórzy traktują ją jako prestiżowy sparing rozpoczynający nowy sezon. Sam Alex Ferguson, który jako menedżer Manchesteru United zdobył dziesięć takich tarcz, był zwolennikiem właśnie takiego podejścia.

Nawet Tarcza Wspólnoty wprowadza jednak zamieszanie.

Obowiązujący dziś format – mecz między mistrzem Anglii a zdobywcą Pucharu – sformalizowano dopiero w 1974 roku. Do tego czasu United zdobyli Tarczę siedem razy (dwa razy dzieloną), a Liverpool trzy razy (również dwa razy dzieloną). Wcześniejsze edycje miały nieregularny charakter, a udział mistrza ligi czy zdobywcy pucharu nie był obowiązkowy.

Niektórzy statystycy kwestionują również, czy Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwa Świata czy Puchar Interkontynentalny powinny być zaliczane do poważnych osiągnięć. Na potrzeby tego porównania zarówno Liverpool, jak i United uwzględniają te trofea. Gdyby tego nie robili, Liverpool prowadziłby 46–44.

Jedno jest pewne — wahadło przechyliło się z powrotem na korzyść Liverpoolu w ciągu ostatniej dekady.

Kiedy Ferguson odchodził na emeryturę w 2013 roku, Manchester United miał więcej trofeów ogółem (62–59, licząc Tarcze Wspólnoty) i zrównał się z Liverpoolem pod względem "ważnych" trofeów (44–44), dzięki triumfom w Pucharze Ligi i Lidze Europy za kadencji José Mourinho w 2017 roku. Siedem znaczących trofeów zdobytych przez Liverpool pod wodzą Jürgena Kloppa przywróciło im prowadzenie (51–47), choć nadal byli o jedno za United, jeśli doliczyć Tarcze.

Nawet dziś na stronie Manchesteru United dla inwestorów widnieje stwierdzenie, że to oni są "najbardziej utytułowanym klubem w historii angielskiej piłki". Przez chwilę trudno było temu zaprzeczyć, ale jeśli Liverpool zdobędzie 20. tytuł mistrzowski i zrówna się z United, a jednocześnie będzie miał dwukrotnie więcej Pucharów Europy, taki status będzie trudny do obrony.

— Liverpool musi po prostu dalej wygrywać. W końcu United się ogarną, to nieuniknione. I świetnie by było, gdybyśmy do tego czasu dorzucili jeszcze trzy lub cztery mistrzostwa — kontynuuje Atkinson.

Ale nawet w trudnych czasach — co Liverpool pokazał w latach 2000., a United w latach 80. i ostatniej dekadzie — najbardziej utytułowane kluby wciąż znajdują sposoby, by poszerzać kolekcję pucharów. Liga Europy wciąż pozostaje celem Manchesteru United w tym sezonie i jeśli zakończy się triumfem w Bilbao 21 maja, klub z Old Trafford z dumą ogłosi zdobycie 69. trofeum i powrót na szczyt — przynajmniej do czasu, aż Liverpool zagra w sierpniu o Tarczę Wspólnoty.

Imperium rosło, imperium upadało, a równowaga sił stale się zmieniała.

Ta walka nigdy się nie kończy.

Oliver Kay



Autor: Bartosz_Becker
Data publikacji: 23.04.2025