04.12.2021 16:00
Bramki
0:1 - Divock Origi 90'+4Składy
Wolverhampton Wanderers
Sá - Kilman, Coady, Saiss - Semedo, Neves, Dendoncker, Ait Nouri (90'+2 Hoever) - Traoré (89' Trincao), Jiménez, Hwang (79' Moutinho)Liverpool
Alisson - Alexander-Arnold, Matip, Van Dijk, Robertson - Henderson (68' Origi), Fabinho, Thiago - Salah (90'+6 Milner), Jota (82' Oxlade-Chamberlain), ManéOpis
Divock Origi znów to zrobił! Belgijski napastnik, który pojawił się na placu gry w drugiej połowie, w doliczonym czasie gry, po asyście Mo Salaha, wpakował piłkę do siatki Wolves, dzięki czemu Liverpool zwyciężył na Molineux 1:0.
Przez całą drugą połowę z upływającymi minutami zapowiadało się, że podróżujący Kopites będą opuszczać stadion Wilków z opuszczonymi głowami. Czerwoni zmarnowali kilka dobrych okazji do strzelenia bramki. Najlepszą zmarnował Diogo Jota, który w niesłychanie komfortowej sytuacji 'ustrzelił' Conora Coady'ego ofiarnie broniącego na linii bramkowej. Liverpool wykorzystał zatem potknięcie Chelsea, która przegrała derby z West Hamem.
Po pierwszej połowie Liverpool tylko bezbramkowo remisował z ekipą Wilków. The Reds mieli optyczną przewagę i starali sobie tworzyć sytuacje bramkowe. Brakowało jednak stempla. W kluczowych momentach zabrakło precyzji przy uderzeniach, czy dobrego w punkt podania do kolegi z drużyny. W pamięci zapadł nam strzał Diogo Joty z kilku metrów. Uderzenie z główki Portugalczyka minęło słupek bramki gospodarzy zaledwie o kilkanaście centymetrów.
Druga część meczu obfitowała w mnóstwo walki fizycznej w każdej strefie boiska. W czasie pierwszego kwadransu drugiej połowy Diogo Jota spektakularnie zmarnował 200% sytuację na gola. Portugalczyk po kiksie golkipera Wilków miał przed sobą, a w zasadzie na linii bramkowej dwóch obrońców. Akcję zakończył w najgorszy możliwy sposób. Strzał z całej siły wylądował wprost w Conora Coady'ego.
Jürgen Klopp próbował reagować, wprowadzając z ławki rezerwowych m.in. Divocka Origiego czy Alexa Oxlade'a Chamberlaina. Jednak żaden impuls z ławki nie pomógł wprowadzić w grze Liverpoolu harmonii.
Na kilka minut przed końcem wydawałoby się, że piłkę meczową zmarnował Sadio Mané. Senegalczyk przegrał pojedynek oko w oko z bramkarzem Wilków, który bronił momentami jak zaczarowany. W czwartej minucie doliczonego czasu gry gol Divocka Origiego przechylił szalę zwycięstwa na stronę Liverpoolu i to drużyna gości mogła świętować arcyważne zwycięstwo na trudnym terenie.