Andy Johnson: Pokażemy pazur
Andy Johnson ostrzega, że Fulham ma wystarczającą siłę ognia, by pokonać kolejną ekipę z wielkiej czwórki i przenieść swą grę na wyższy poziom w meczu z Liverpoolem na Craven Cottage.
Kolejkę temu, Roy Hodgson wraz ze swoją drużyną zaszokował cały piłkarski świat pokonując liderów tabeli, Manchester United, dzięki czemu wyścig o tytuł nabrał rumieńców.
Lecz podczas gdy Fulham ucieszyło czerwoną część Merseyside, były napastnik Evertonu jest zdeterminowany, by podobny nastrój w ten weekend na Merseyside się nie powtórzył.
Rekordowy nabytek klubu uważa, że oddalenie się na bezpieczną odległość od strefy spadkowej pozwoliło piłkarzom the Cottagers odprężyć się i mają nawet większą szansę na pokonanie ekipy Rafaela Beniteza w swojej fortecy nad Tamizą.
- Nie będzie żadnej taryfy ulgowej w tym meczu - gramy, by wygrać - powiedział 28-letni angielski napastnik, który przestrzelił decydującego karnego przeciwko Liverpoolowi grając dla Birmingham w finale Worthington Cup 2001.
- Chcemy dostać się do europejskich pucharów, lecz to całkiem inny tym presji. Miałem kilka wiadomości od znajomych z Evertonu i oni nie chcą, by Liverpool wygrał ligę.
- Dam z siebie wszystko, by strzelić i zwyciężyć. Myślę, że mamy większą szansę na pokonanie Liverpoolu niż ostatnio Manchesteru United.
- Chłopaki grali fantastyczny sezon, lecz myślę, że mogą wspiąć się na jeszcze wyższy poziom.
- Możemy zagrać z odrobiną więcej spokoju. To sprawia nam radość, każdy jest szczęśliwy, morale w szatni są na wysokim poziomie i to dlatego odnosimy w tym sezonie tak dobre wyniki.
Jeśli Fulham potrafiło dwa razy miażdżąco przegrać z Manchesterem United, w tym raz dotkliwie u siebie w FA Cup, a potem ich pokonać w trzecim meczu, wszystko może się dziś zdarzyć. W Premier League, przegrali tutaj jedynie z West Ham, Wigan i Blackburn w tym sezonie.
Liverpool nie wystawi tym razem rezerwowego składu jak w 2007 roku, by pomóc Fulham uniknąć spadku.
Lecz Johnson, 11.5 milionowy transfer, wierzy, że zmysł taktyczny byłego trenera Interu Mediolan, Roya Hodgsona, pomoże i w tym meczu, jak w meczu z ekipą sir Alexa Fergusona.
- Pierwszy mecz przeciw United zagraliśmy wysoko i przegraliśmy 4-0 - wyjaśnia.
- W drugim meczu zagraliśmy cofnięci i czekaliśmy na swoje momenty, zadziałało. Wygraliśmy 2-0.
- Jak minęli mnie i Bobby'ego Zamorę, mieli kolejną czwórkę do minięcia.
- Ciężko nas pokonać w tym sezonie. Na Anfield ciężko było im strzelić. Drużyna pracowała naprawdę ciężko.
- Oglądanie Anglii w tym tygodniu było dość podobne. Gdy nie mieli piłki, wszyscy cofali się i Ukrainie ciężko było przedostać się pod nasze pole karne. To z pewnością wpływ Włocha!
Johnson wygrał swoich osiem ostatnich meczów pod wodzą Steve'a McClarena - nigdy nie grał w reprezentacji, która przegrywała - i przyznał, że liczył na powołanie z wyniku kryzysu w formacji ataku w ostatnim czasie.
- Wciąż jestem pod telefonem - wyznaje - Lecz jedyne, co mogę zrobić, to grać i strzelać bramki.
Mając na koncie 10 w tym sezonie, Johnson uważa, że ten wynik usprawiedliwia jego przenosiny na południe po frustrujących dwu latach na Goodison i jest szczęśliwy móc znów grać.
Wciąż uczy się pod okiem Hodgsona:
- Przygotowuje świetne sesje dla chłopaków - wyjaśnia gwiazda z Bedford.
- Instruuje nas, jak chce, byśmy zagrali. Czasem sesje są powtórkowe i długie, lecz gdy widzisz takie mecze, jak ostatnio, nie żałujesz tego.
- Cieszę się grą i gram dla managera, którego lubię.
Bez mówienia nazwisk, tak nie było w przypadku Davida Moyesa, chociaż po powrocie na Goodison fani wyrazili swoje uczucia względem byłego napastnika.
- Kibice Evertonu są fantastyczni - rozumieją, że chcesz grać i odchodzisz - wyjaśnia. - Jako napastnik, nie bardzo lubiłem grać w środku pola albo na skrzydle.
Johnson wciąż uważa, że to Man United ma największe szanse na tytuł w tym roku:
- Myślę, że są bardzo silni
A jego drużyna może oddać United wielką przysługę tego wieczora.
- Liverpool wraca ze zgrupowań reprezentacji i mają mecz w Lidze Mistrzów w przyszłym tygodniu, więc mamy szansę ich zaskoczyć - śmieje się - Może nie wystawią swojego najsilniejszego składu!
Komentarze (0)