Kuyt o swojej karierze
Holendrzy nigdy tak naprawdę nie doceniali Dirka Kuyta. Jego ojciec uważał, że był on całkiem dobry. Wystarczająco dobry, by dać sobie spokój z piłką nożną i dołączyć do załogi jego trawlera łowiącego w Morzu Północnym.
Jakiś czas później pojawił się pewien trener, który zignorował rady kolegów po fachu i postanowił zainwestować w Dirka.
Większość z nich uważało go jednak za uosobienie przeciętności. Napastnik bez talentu. Napastnik, który dzięki ciężkiej pracy mógłby dostać się do pierwszego składu silnego klubu amatorskiego, ale nie dalej. Który w nigdy nie zbliżyłby się do poziomu, który pozwala na strzelenie bramki w finale Ligi Mistrzów i wygranie ponad 50 meczów w reprezentacji narodowej.
Dzień po strzeleniu dwóch bramek Macedonii w eliminacjach do Mistrzostw Świata gracz Liverpoolu zastanawia się nad latami odrzucenia i okresu, w którym nawet on wątpił, że kiedykolwiek osiągnie coś w futbolu.
- Gdy byłem dzieciakiem, kochałem AC Milan - mówi Kuyt z promiennym uśmiechem. - Wygrywali wszystko i mieli w składzie kilku wspaniałych Holendrów. Gullit, Van Basten, Rijkaard. Zawsze wiedziałem, że ja nigdy nie będę jak ci wielcy. Spójrzcie na Van Persiego. Może nie jest tak dobry jak Cruyff, ale to typowy holenderski piłkarz. Ma umiejętności i talent. Ja jestem jednak inny. Powiedziałem ojcu, że chciałbym być rybakiem jak on. Kiedy jednak miałem 11 lat, stwierdziłem, że powinienem pozostać na lądzie i spróbować swoich sił w piłce nożnej. Ojciec powiedział mi, że to moja decyzja.
- Nawet wtedy wiedziałem, że muszę ciężko pracować, by coś osiągnąć. Grać zacząłem w lokalnym klubie, Katwijk aan Zee nazywanym przez kibiców Quick Boys. Ludzie zawsze mówili mi, że nigdy nie osiągnę więcej niż gra w pierwszej jedenastce tego zespołu. "Jesteś dobrym graczem" - mówili. - "Nic więcej jednak nie osiągniesz"
Gdy jego koledzy kolejno dołączali do czołowych holenderskich klubów (Feyenoord ma swoją siedzibę około 35 kilometrów od jego ówczesnego miejsca zamieszkania), on nie przyciągnął niczyjego zainteresowania.
- W Holandii grę w piłkę zaczyna się w wieku pięciu lat w amatorskim klubie. Na tym etapie radziłem sobie dobrze - stwierdza. - Grałem w Quick Boys i była to dla mnie dobra zabawa. Jednak w wieku 14-15 lat najlepsi trafiają do akademii takich klubów jak Feyenoord, PSV Eindhoven i Ajax.
- Na tym etapie nikt nie wykazywał jednak zainteresowania mną. Minęły piętnasty i szesnasty rok mojego życia. Wtedy myślałem, że nawet jeśli w końcu uda mi się przebić do profesjonalnego futbolu, nigdy nie zagram w żadnym z większych klubów. Miałem tylko jedno marzenie. Zagrać w pierwszym zespole mojego amatorskiego klubu.
Spełniło się ono, kiedy miał 17 lat. Wkrótce otrzymał również nieoczekiwane zaproszenie do profesjonalnego klubu. - Zgłosił się po mnie Utrecht - opowiada. - Zdążyłem rozegrać jednie sześć meczów w barwach Quick Boys. Wszystkie wygraliśmy.
Mark Wotte, obecnie szkoleniowiec Southamptonu, był trenerem Utrechtu i nawet on zdawał się myśleć, że Kuyt wyżej w piłkarskiej hierarchii nie zajdzie. - Powiedział, że jestem w stanie strzelać wiele goli dla Utrechtu w lidze holenderskiej, jeśli tylko będę ciężko pracował - wspomina. - W tym samym czasie ludzie mówili: "OK, teraz gra w Utrechcie, ale do wielkiego klubu nigdy nie trafi."
W Utrechcie spędził pięć lat, strzelając 51 bramek w 160 występach. Przyciągnęło to uwagę Feyenoordu, który zaoferował za niego milion euro, po raz kolejny uciszając krytyków Kuyta. Odpowiedzialny za ten transfer był Bert van Marwijk, obecny selekcjoner reprezentacji Holandii. - Dyrektor techniczny klubu nie wierzył, że jestem wystarczająco dobry, jednak van Marwijk nie miał co do mnie wątpliwości. Dodawało mi to pewności siebie - opowiada Kuyt.
- Był on jedynym, który wierzył, że potrafię cokolwiek. To on powiedział mi, że będę grał w każdym meczu pierwszego zespołu.
- Zawsze szanowałem opinię innych ludzi. Gdy miałem 17 lat, Wotte powiedział mi, że mogę być czołowym strzelcem ligi holenderskiej. Pojawiło się przede mną wyzwanie; byłem dumny, że to powiedział Jednak van Marwijk był inny, nawet gdy ludzie mówili, że wciąż nie jestem wystarczająco dobry, by grać w czołowym europejskim klubie.
To dzięki etyce pracy trafił do Feyenoordu, a po strzeleniu 71 bramek w 101 występach w klubie z Rotterdamu, również ona zawiodła go do Liverpoolu. Etyka pracy, którą odziedziczył po świętej pamięci ojcu, również Dirku. - Tak zostałem wychowany - mówi.
- Zawsze staraj się pokazać z jak najlepszej strony, dawaj z siebie wszystko. Mój tata pracować zaczął w wieku 14 lat, a gdy byłem mały wypływał w morze na kilka tygodni, a po powrocie zostawał w domu tylko przez kilka dni. Było ciężko, ale dzięki temu mogliśmy robić to, co chcieliśmy. Grać w piłkę, kupować ładne ubrania.
- Uczucie, gdy osiągasz coś po ciężkiej pracy, jest świetne. W taki sposób zawsze podchodziłem do piłki nożnej. Bycie najlepszym strzelcem mnie nie interesuje, ponieważ tylko dzięki pracy zespołowej można cokolwiek osiągnąć.
Jego żona, Gertrude, jest taka sama. Gdy Dirk podpisał lukratywny kontrakt w Feyenoordzie, wciąż upierała się, by pracować jako pielęgniarka. Przeszkodziły jej w tym narodziny ich drugiego dziecka.
- Poznaliśmy się, gdy ona miała 16, a ja 17 lat. Gdy ja stabilizowałem swoją pozycję profesjonalnego piłkarza, ona trafiła na uniwersytet, by zostać pielęgniarką - mówi. - Nawet gdy grałem w Feyenoordzie, ciężko pracowała, nawet na nocną zmianę i jestem z niej bardzo dumny. Nie musiała pracować. Chciała jednak pomagać ludziom.
Obecnie, w ramach założonej wraz z mężem Fundacji Dirka Kuyta, nadal pomaga ludziom, szczególnie ubogim dzieciom z Nepalu i Brazylii. Prowadzi również rodzinny interes wraz z dwoma siostrami Kuyta. Trudnią się sprzedażą ubrań. Kolejna ciężka robota.
Nic dziwnego, że Benitez bardzo cieni dwudziestoośmioletniego Kuyta. Nic dziwnego, że Kuyt, który właśnie podpisał nowy kontrakt, dzięki któremu pozostanie piłkarzem Liverpoolu do 2012 roku, zagrał w każdym z 31 rozegranych w tym sezonie meczów Barclays Premier League. Jest on symbolem zespołu Beniteza.
Altruistyczny i niezmordowany Holender został zakupiony za 10 milionów funtów jako napastnik, jednak obecnie jest on jednym z najbardziej efektywnych prawoskrzydłowych w Europie. Jest symbolem tego, w co wierzy Benitez. Pracowitość również jest swego rodzaju wynalazkiem.
- Rafa po raz pierwszy zainteresował się mną, gdy trenował Valencię. Kiedy trafił do Liverpoolu, zgłosił się po mnie ponownie - mówi Kuyt. - Był bardzo pomocny i nawet gdy miałem problemy po śmierci mojego ojca (dwa lata temu z powodu raka), powiedział mi, że wciąż we mnie wierzy. Wszyscy w klubie bardzo mnie wówczas wspierali. Podobnie jak całe miasto.
Zawsze go wspierali i zawsze go podziwiali, nie tylko gdy pot przesiąkał jego blond włosy, podczas gdy on nie dawał żyć kolejnemu przeciwnikowi lub też znajdował się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, by strzelić ważnego gola.
- Jestem dumny z bycia częścią świetnej drużyny grającej świetny futbol - mówi. - Niektórym napastnikom mogłoby się nie spodobać, że ktoś taki jak Fernando Torres trafia do drużyny i strzela tyle bramek.
- Ja jednak jestem dumny, że mogę grać u jego boku, jestem również dumny, że mogę grać ze Steviem. Jeśli można mówić o moich zaletach, to z całą pewnością jedną z nich jest umiejętność gry na wielu pozycjach. Jestem zadowolony z tego, co daję zespołowi. Trenerzy zwykli mi mówić, bym tyle nie biegał. Że gdybym się oszczędzał, miałbym więcej siły na strzelanie bramek.
- Ja chcę jednak wygrywać, a by to czynić, trzeba pracować. Lubię biegać, lubię grać jak najwięcej. Pamiętam, gdy Frank Lampard miał tę serię kolejnych rozegranych meczów w Premier League. Miałem podobną w Holandii. Myślę, że zagrałem około 250 kolejnych ligowych meczów. Im więcej gram, tym silniejszy się czuję.
Kuyt mówi, że wszyscy w Liverpoolu czują się silni po robiących wrażenie zwycięstwach z Realem Madryt, Manchesterem United i Aston Villą. Zarówno duchem, jak i ciałem.
- Przed meczami z Realem mieliśmy problemy z formą - stwierdza. - Nadal wygrywaliśmy, ale nie potrafiliśmy strzelać bramek w pierwszej połowie.
- W chwili obecnej wszyscy uważają, że jesteśmy w dobrej formie i miejmy nadzieję, że po przerwie reprezentacyjnej uda nam się kontynuować serię. Musimy po prostu skupić się na sobie.
A co z meczem Ligi Mistrzów z Chelsea w przyszłym tygodniu?
- Nie żebyśmy nie byli pewni, że jesteśmy w stanie awansować do następnej rundy, ale wolelibyśmy wylosować zespół z innego kraju. Z nimi spotykaliśmy się już tyle razy...
- W chwili nie ma to już znaczenia. Czołowa czwórka z Anglii jest pośród ośmiu najlepszych drużyn w Europie. Jeśli jednak pokażemy taką formę, jak na przestrzeni ostatnich kilku tygodni, możemy być pewni dobrego rezultatu.
- Poczyniliśmy w tym sezonie znaczący postęp. W zeszłym roku w lidze radziliśmy sobie jako tako, ale straciliśmy wiele do wielkich klubów. W obecnych rozgrywkach pokonaliśmy United i Chelsea zarówno u siebie jak i na wyjeździe, wywieźliśmy również dobry rezultat z the Emirates. Poprawiły się nasze wyniki z najlepszymi i miejmy nadzieję, że w Lidze Mistrzów również będziemy w stanie pokazać się z dobrej strony.
Ze strony Kuyta możemy spodziewać się stuprocentowego zaangażowania.
Rozmawiał Matt Lawton
Komentarze (0)