ZAPOWIEDŹ MECZU
Wtorek, 14 kwietnia, godzina 20:45, Stamford Bridge. W ramach rozgrywek piłkarskiej Ligi Mistrzów Chelsea Londyn podejmie Liverpool, który z pewnością żądny będzie rewanżu po porażce 1-3 na Anfield 6 dni wcześniej. The Reds dla wielu pozbawieni są już szans na awans do półfinału, ale sami piłkarze przekonują, że jest o co walczyć w Londynie.
- To jeszcze nie koniec - przekonywali zgodnie piłkarze obu drużyn po ostatnim gwizdku pierwszego meczu ćwierćfinałowego. Londyńczycy pod wodzą Holendra Guusa Hiddinka pewnie pokonali Liverpool na jego własnym terenie, chociaż początek meczu nie wskazywał takiego obrotu wydarzeń. Już w szóstej minucie po podaniu Arbeloy Fernando Torres umieścił piłkę w siatce, co zapewne wielu kibicom przypomniało świetny początek i ostatecznie wysokie zwycięstwo nad Realem Madryt kilka tygodni wcześniej. Jednak sama gra nie wyglądała tak, jak w starciu z mistrzem Hiszpanii na Anfield Road, obrona Czerwonych była zagubiona, w środku pola zdawali się rządzić piłkarze Chelsea. Zawiodła również obrona stałych fragmentów gry, po których zespół Beniteza stracił dwie bramki. Niespodziewanie bohaterem Chelsea został Ivanović, a dzieła zniszczenia dopełnił Didier Drogba, wcześniej nie wykorzystując kilku dogodnych sytuacji.
By myśleć o awansie do półfinału Champions League Liverpool musi strzelić 3 bramki, najlepiej nie tracąc żadnej. W przypadku stracenia gola i strzelenia trzech, na Stamford Bridge będziemy świadkami dogrywki, a te dla Czerwonych w rywalizacji z Chelsea kończyły się różnie. W 2007 roku w półfinale Ligi Mistrzów na Stamford Bridge po golu Joe Cole'a Londyńczycy wygrali 1-0, ale na Anfield Road the Reds odrobili straty po golu Aggera. Doszło do dogrywki, która jednak nie przyniosła rozstrzygnięcia, więc sędzia zarządził rzuty karne. Bohaterem jak wszyscy pamiętamy został tamtego wieczoru Pepe Reina, dając Liverpoolowi awans do finału rozgrywek. W 2008 roku zaś rewanż pojedynku półfinałowego pomiędzy tymi zespołami rozgrywano na Stamford Bridge, gdzie w regulaminowym czasie gry padł remis 1-1, podobnie jak wcześniej na Anfield. Tym razem jednak po golach Lamparda z karnego i Didiera Drogby to Niebiescy awansowali dalej, a goryczy porażki nie osłodziła bramka Babela w końcówce. Jak będzie tym razem? Dogrywka w jutrzejszym meczu byłaby z pewnością niezapomniana.
Wielkimi nieobecnymi rewanżowego meczu mogą okazać się dwaj kapitanowie - John Terry i Steven Gerrard. Mogą, ponieważ szanse na występ tego drugiego są wciąż realne, chociaż wobec kontuzji jego gra z pewnością będzie ryzykowna. Gerrard narzekał na ból tuż po pierwszym meczu między tymi drużynami 6 dni temu, a Rafa Benitez postanowił oszczędzać go w sobotnim meczu Premier League przeciwko Blackburn, celem uniknięcia pogłębienia się urazu. Menadżer Liverpoolu decyzję o wystawieniu Stevena w wyjściowej jedenastce odkładał będzie do samego końca. John Terry natomiast nie wystąpi w spotkaniu rewanżowym z powodu przekroczenia liczby dozwolonych żółtych kartek w rozgrywkach Champions League. Sędzia Claus Bo Larsen pokazał żółty kartonik kapitanowi the Blues za faul na bramkarzu, Pepe Reinie.
Działacze i zawodnicy the Reds, jako dowód, że są w stanie strzelić trzy bramki w Londynie i wygrać rywalizację z Chelsea przywołują pamiętny finał Ligi Mistrzów z Milanem w Stambule i ostatnie zwycięstwo Liverpoolu na Old Trafford 4-1. Z całą pewnością - dopóki piłka w grze, wszystko w futbolu jest możliwe. Jednak mecz meczowi nierówny, jak powiada stare piłkarskie porzekadło, i do każdego meczu podchodzi się inaczej, bo każdy przeciwnik jest inny. Chelsea podniosła poprzeczkę bardzo wysoko, menadżer Londyńczyków przekonuje, że w drużynie panuje fantastyczna atmosfera, a piłkarze motywują się nawzajem wiedząc, że rewanż nie będzie tylko formalnością. Znają historię Liverpoolu i wiedzą, że w pojedynkach z nimi walczyć trzeba do samego końca, więc na pewno wyjdą na boisko w pełni skoncentrowani. Ostatni mecz jednak pokazuje, że the Blues mają problemy z utrzymaniem koncentracji przez pełne 90 minut. Do Londynu na mecz Premier League przyjechał Bolton i chociaż w pewnym momencie przegrywał już 0-4, to pokazał, że walką do końca można zmusić do błędu nawet taką obronę, jaką dysponują Londyńczycy. O mały włos udałoby im się dokonać rzeczy niesamowitej, powrócić z 0-4 na 4-4, jednak zabrakło im czasu i szczęścia w końcówce. Swoją postawą udowodnili, że nie ma rzeczy niemożliwych, a tym bardziej rzeczą możliwą jest strzelenie 3 goli na Stamford Bridge.
Liverpool w ostatniej kolejce ligowej podejmował zespół walczący o utrzymanie - Blackburn Rovers. Jak sam Rafa Benitez przyznaje, był to wspaniały mecz i świetna odpowiedź na porażkę w pierwszej części dwumeczu z Chelsea. Wynik 4-0 pokazuje, że the Reds kontynuują dobrą passę strzelecką z rozgrywek w marcu, jednak nie ma co ukrywać - Rovers to nie Chelsea, więc w hurraoptymizm popadać nie warto. Cieszy fakt, że powrót do zespołu po kontuzji zaznaczył Daniel Agger pięknym strzałem z dystansu i że rezerwowy napastnik David Ngog zdobył kolejną bramkę w lidze.
Dwumecz w Lidze Mistrzów pomiędzy the Reds i the Blues to także pojedynek wielkich trenerskich osobowości, Rafaela Beniteza i Guusa Hiddinka. Jest to pierwsza okazja, w której obaj panowie siedzą po dwóch stronach barykady, na razie górą Holender, który sam zaskoczony był wynikiem osiągniętym przez jego zespół na stadionie rywala. Hiszpański menadżer Liverpoolu z pewnością nie spisał tej rywalizacji na straty i kibice drużyny Beniteza mogą być pewni, żę wyjdzie ona świetnie przygotowana do rewanżu.
Cokolwiek by nie mówić - pojedynki Liverpoolu i Chelsea, choćby rozgrywane piąty sezon z rzędu, elektryzują fanów piłki nożnej na całym świecie. Możemy być pewni, że pomimo porażki 1-3 na Anfield the Reds wyjdą na rewanż z ogromną chęcią i wolą walki, co zapewnia ogromne emocje w ten wtorkowy wieczór. Guus Hiddink nie będzie chciał tylko bronić wyniku, Chelsea zapewne zaatakuje, więc czeka nas wspaniałe ofensywne widowisko - miejmy nadzieję z dużą ilością bramek.
Komentarze (0)