Alan Hansen o Hillsborough
Dla Alana Hansena półfinałowy mecz FA Cup z Nottingham Forrest miał być pierwszym występem od dziewięciu miesięcy. Dzisiaj przywołuje wspomnienia z tego tragicznego wydarzenia w jego dwudziestą rocznicę.
Półfinał FA Cup przeciwko Nottigham Forrest na Hillsborough był moim pierwszy meczem w sezonie.
Byłem kontuzjowany przez dziewięć miesięcy po doznaniu urazu kolana jeszcze przed sezonem i nie brałem żadnego udziału w rozgrywkach.
Raz czy dwa wydawało się już, że dla mnie to koniec. Z powodu mojego wieku kolano wymagało dłuższego leczenia.
Po kolejnej operacji jego stan nagle zaczął się polepszać, znów trenowałem i zagrałem w meczu rezerw we wtorek lub w sobotę.
Uporałem się z tym ostatecznie i Kenny zabrał mnie na Hillsborough ale nawet przez moment nie myślałem, że będę brał udział w tym meczu. Wtedy Barry Venison złapał w piątkowy wieczór jakiś wirus.
Kenny powiedział mi, że będę grał na kilka godzin przed początkiem spotkania i już to było dla mnie stresujące, zanim wszystko tego dnia miało się zacząć.
To był półfinał FA Cup, co w tym czasie było ogromnym wydarzeniem, a ja nie do końca pewien byłem, czy jestem gotów do gry.
Zaczęliśmy mecz i był to półfinał jak każdy inny.
Poziom napięcia był wyższy niż w jakimkolwiek innym meczu, ponieważ w tamtych czasach półfinał FA Cup był wielki z powodu stawki, o jaką graliśmy.
Jeśli wygrasz pojedziesz na Wembley, a my byliśmy tam rok wcześniej i schodziliśmy z boiska bardzo rozczarowani po porażce z Wimbledonem, więc liczyliśmy na rehabilitację.
Po sześciu minutach gry wszystko się posypało.
Zobaczyłem pierwszych dwóch mężczyzn chodzących po boisku i powiedziałem: "zejdźcie - przysporzycie nam tylko kłopotów". Jeden z nich odkrzyknął do mnie: "Al, ludzie tam umierają!".
Wtedy sędzia nakazał nam opuścić boisko i znaleźliśmy się z powrotem w szatni słuchając opowieści o tym, co dzieje się na zewnątrz. To było niewiarygodne. Nie mogliśmy uwierzyć w to co się działo.
Tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z tych wydarzeń dopóki nie weszliśmy na górę i nie zobaczyłem wszystkiego w telewizji. Nasze żony i dziewczyny zalane były łzami i wtedy zrozumieliśmy ogrom tragedii, która rozegrała się na naszych oczach.
Bez cienia wątpliwości był to najgorszy moment w mojej karierze.
Nic ,co wcześniej widziałeś lub robiłeś w swoim życiu nie mogłoby przygotować cię na następne 10 dni, dwa tygodnie, a nawet dłużej.
Gdy rodziny przyjechały na Anfield wszyscy płakali i było bardzo ciężko, ale to było nic w porównaniu z chodzeniem na pogrzeby.
Naiwnie myślałem, że kiedy uczestniczył będę w czterech czy pięciu pogrzebach, to może będzie lżej, ale było nawet jeszcze gorzej. Były tak tragiczne, każdy jeden i na każdym grano "You'll Never Walk Alone" na sam koniec.
Kiedy zacząłem o tym mówić powróciły wspomnienia i jak ten czas był dla wszystkich trudny.
Dla nas, zawodników, był trudny, ale dla tych, którzy stracili matki, ojców, braci, synów, kogokolwiek... ich życie się skonczyło. Było mi przykro z powodu każdego z nich.
Naszym pierwszy meczem po Hillsborough było towarzyskie spotkanie z Celtikiem 15 dni później i była to właściwie najłatwiejsza część tego wszystkiego co działo się po katastrofie.
Kiedy jesteś na boisku i kiedy zmierzasz po wygranie ligi i pucharu, zdajesz się odczuwać, jak wszystkie osobiste problemy i zmartwienia znikają.
Skupiasz się na grze i dlatego gra była przyjemna. Zdecydowanie odciągnęło to nasze myśli od tego co się wydarzyło i przyniosło chwilę wytchnienia.
Muszę także powiedzieć, że Kenny był absolutnie fantastyczny po Hillsborough.
Ktoś musiał poprowadzić i tymi, którzy to zrobili byli Kenny i Marina.
Kenny musiał wszystko organizować i Liverpool mógł na niego zawsze liczyć.
Rozmawiał z rodzinami i starał się im pomagać, spędzał czas z zawodnikami i prowadził zespół jednocześnie. Wszyscy wiedzieli, że było to kierownictwo na najwyższym poziomie, nie znajdziesz lepszego od niego.
Następstwa Hillsborough umocniły więź pomiędzy piłkarzami a kibicami.
Jest coś wyjątkowego w kibicach Liverpoolu. Nawet jeśli the Reds nie wygrali starego mistrzostwa i Premier League od 1990 roku, wsparcie na trybunach pozostało fenomenalne.
Sięga ono lat 60 XX wieku, nawet dalej, ale w dużej mierze polega na tym, co stworzył Bill Shankly.
Shankly przygotował wszystko na swój sposób. To właśnie ta więź pomiędzy kibicami a zespołem odróżnia nas od wszystkich innych drużyn.
Ludzie mogą gadać o tym, tamtym i jeszcze o czymś innym, ale to Liverpool ma kibiców których łączy więź i jedność i tym się różnimy. Niech zostanie tak na długo.
Myślę, że Hillsborough wzmocniło wszystko w społeczeństwie Liverpoolu.
Sposób, w jaki zareagowali kibice, piłkarze, menadżer, był wspaniały.
Szczerze nie sądzę, aby jakakolwiek inna społeczność poradziła sobie lepiej w tak tragicznych okolicznościach, niż zrobili to kibice Liverpoolu.
Alan Hansen
Komentarze (0)