Czym jest dla mnie Hills - cz II
Przedstawiamy Państwu drugą część przeprowadzonych przez oficjalną stronę klubu rozmów o Hillsborough. Tym razem, są to wypowiedzi Stevena Gerrarda, Roya Evansa, Ricka Parry'ego, Rogera McGougha i Stephena Done'a.
Steven Gerrard- aktualny kapitan The Reds
W czasie tragedii miałem zaledwie dziewięć lat. Byłem bardzo zszokowany i zasmucony scenami, które widziałem w telewizji i reportażami radiowymi. Nieszczęśliwie dla mojej rodziny, następnego dnia rano spadła na nas wiadomość, że mój kuzyn zginął tragicznie razem z innymi 95 kibicami. Ciężko było uwierzyć, że Jon-Paul był tam, w samym środku wydarzeń, że już nigdy nie wróci do domu. Obserwując reakcję jego mamy, taty i całej rodziny wiedziałem, że zostanę piłkarzem dla niego. Ten moment ukształtował we mnie zawodnika, jakim jestem teraz.
Hillsborough jest niesamowicie ważne dla klubu. Tych 96 kibiców nigdy nie zostanie zapomnianych. Ważne jest, abyśmy pamiętali ich każdego z osobna, a nie jako symboliczną liczbę. Od dnia tragedii klub walczył o sprawiedliwość i na pewno nie przestanie. Trzymaliśmy i trzymamy się razem, bo nie poza boiskiem też zawsze stanowimy jedność. Mijają kolejne lata, ale rany nigdy się nie zagoją, a ofiary nie zostaną zapomniane. Na naszych kibiców zawsze można liczyć obojętne, w jakiej sytuacji.
Myślę, że była to tak wielka tragedia, że jej doniosłość dotarła nawet to zagranicznych graczy, którzy po latach przyjeżdżają grać w Liverpoolu. Obcokrajowcy zawsze razem z całym sztabem klubu oddają hołd zmarłym, bo wiedzą, jak wiele znaczy ten dzień dla całego Liverpoolu.
Nawet, kiedy przestanę grać w pierwszej drużynie, co roku będę przyjeżdżał na Hillsborough. Spotykam tu zawsze rodzinę Jona-Paula, więc lepiej się czuję, kiedy mogę oddać szacunek zmarłym razem z nimi. Rodziny ofiar okazały wielką godność i solidarność i myślę, że powinni być z siebie dumni. Zachowują się co roku bez zarzutu i klub jest dumny z kibiców, którzy tak pięknie znieśli tą tragedię.
Rick Parry- dyrektor wykonawczy Liverpoolu
Pracowałem nad kandydaturą Manchesteru jako organizatora Igrzysk Olimpijskich kiedy to się stało. Było wtedy z nami kilku przedstawicieli Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Wieści z Hillsborough były przerażające, ale też nie do końca jasne. Nic nie było pewne. Tak było aż do popołudnia, kiedy skala tragedii zaczynała wyłaniać się w pełni. Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie.
Nie bardzo wiem jak rozpocząć, mówiąc o wpływie Hillsbotough na Liverpool. Na pewno wywarło to głęboki ślad na klubie. Teraz, piłkarze noszą na piersi pamiątkowe znicze w każdym meczu. Płomień ten jasno świeci na Anfield i będzie świecił na nowym stadionie.
Dla wielu osób dwudziesta rocznica jest czymś szczególnym. Dla mnie nie różni się ona niczym od innych. Co roku godnie składamy hołd ofiarom i ich rodzinom, więc nie ma powodu, żeby inaczej było w tym roku. Nie możemy przeżywać tego w niektórych latach głębiej niż w innych. Dla mnie, jest to coś, co spaja klub ze wszystkimi kibicami na świecie. Z punku widzenia klubu, zmarli kibice nigdy nie zostaną zapomniani. Chodzi o dobre wykonywanie czynności drobnych, ale jakże istotnych.
Fakt, aby nie grać rewanżowego meczu z Chelsea właśnie w rocznicę, był dla nas niezwykle istotny. Jestem bardzo wdzięczny UEFA, że przychylili się do naszej prośby. W tym dniu wszyscy chcieliśmy w spokoju oddać hołd zmarłym i okazać wsparcie rodzinom. To bardzo szczególny moment dla nas wszystkich. Nie ma smutniejszego dnia dla klubu i dobrze, że wszelkie obchody odbywają się na Anfield. W czasie dziesiątej rocznicy zerwaliśmy z tradycją i przenieśliśmy się do katedry, jednak wszyscy czuli, że powinniśmy być w tym czasie na stadionie, gdzie duch klubu jest najsilniejszy.
Liverpool Football Club zawsze mocno wspomagał rodziny ofiar. Czujemy się w pewien sposób odpowiedzialny za ich los. Próbujemy zrozumieć, co przeszli, ale nikt nie jest w stanie do końca tego pojąć, jeśli nie było go na Hillsborough. Będziemy zawsze wspomagać rodziny w dążeniu do prawdy. Powodem dla takiego zachowania jest przeświadczenie, że żyjący poszkodowani nigdy nie zaznają do końca spokoju, dopóki nie dowiedzą się całej prawdy o tej tragedii. To oczywiste, że są pytania, które pozostaną w umysłach tych ludzi na zawsze. Mówienie, że minęło już 20 lat i powinniśmy iść naprzód jest złe i krzywdzące. Dopóki wszystko nie zostanie wyjaśnione, będziemy wspomagać wszelkie dążenia do prawdy.
Roy Evans- były piłkarz i trener Liverpoolu
W pierwszych minutach meczu, kiedy ludzie zaczęli przechodzić przez barierki, zorientowaliśmy się, że coś jest nie w porządku. Myśleliśmy, że po prostu weszło trochę zbyt wiele osób, a kiedy za chwilę zrobi się luźniej, będziemy mogli kontynuować mecz. Nikt z nas nie spodziewał się, że sytuacja rozwinie się do takiego stopnia.
W czasie podróży do domu byliśmy jak sparaliżowani. Nie znaliśmy wszystkich szczegółów, ale kiedy każdy wrócił do domu, rozdzwoniły się telefony od znajomych. Mój syn, kilku znajomych i syn Kenny'ego Dalgisha poszli na ten mecz. Pierwsze, o czym pomyślałem, to czy brali udział w tym piekle? Na szczęście zadzwonił do mnie kolega, który zabrał ich do siebie i dał mi jaśniejszy obraz sytuacji.
W dniach, które nastąpiły po katastrofie, ludzie z Merseyside zachowali się cudownie. Gdzie nie spojrzeć, wszyscy wspierali się wzajemnie. Muszę też wspomnieć o pięknej postawie piłkarzy. Rodziny ofiar przychodziły na Anfield i każdy mógł porozmawiać nimi o tym co się stało, poszukać pocieszenia w autorytetach zawodników. Chodziliśmy razem na wiele pogrzebów i wytworzyła się mocna więź między zawodnikami a rodzinami zmarłych. Merseyside zareagowała z wielką godnością. Nie tylko Czerwona, ale też Niebieska część miasta pogrążona była w żałobie. Piłkarski świat zachował się najlepiej, jak mógł.
Mam nadzieję, że nauczymy się czegoś po tej tragedii. To przygnębiające, że nikt nie zwrócił uwagi na oczywiste błędy w organizacji spotkania. Pomyłki i niedociągnięcia były wszędzie tam, gdzie mogły się pojawić. Czasami w życiu jest tak, że musisz podnieść rękę i przyznać się do winy. Tutaj, cała wina zrzucona została na kibiców, którzy na to nie zasłużyli. Kibice zasłużyli na sprawiedliwość.
Stephen Done- kustosz muzeum Liverpoolu
Katastrofa niosąca za sobą tyle smutku jest ciężka do podsumowania. Jeżeli chcesz skrócić to do kilku słów… 96 osób straciło życie. Kiedy umiera prawie setka ludzi, nie można zostawić tego tylko w przeszłości. Przyjezdni mówią ‘ To było tyle lat temu, idźmy naprzód ‘, ale kluby piłkarskie stały się ważną częścią życia kibiców. Jest wiele osób, które wciąż boją się pójść na mecz przez traumę Hillsborough. Nie możemy o nich zapomnieć. Kiedy ludzie zaczynają bać się przychodzić na stadion, piłka nożna traci swoją tożsamość i kontakt z ludźmi. Myślę, że to ważne, aby klub wart setki milionów funtów nigdy nie zapomniał o tym, co wydarzyło się 20 lat temu.
Czasami łatwo jest zapomnieć o tych, którzy przeżyli, ale ucierpieli w czasie tamtego meczu. Ofiarami nie są tylko ci zabici. Są jeszcze ranni, ocaleni i ich rodziny, które będą żyć z tą tragedią w pamięci do końca życia.
W pewnym sensie, możemy mówić o dwóch Liverpoolach. Ten przed i po Hillsborough. To zdarzenie, które ukształtowało klub takim, jakim jest teraz. Na Anfield mamy Hillsborough Memorial czyli pomnik, który stale przypomina o tych, którzy zginęli. Jest tuż obok bramy imienia Shankly'ego, przy stale płonącym ogniu i liście 96 nazwisk. Codziennie ktoś oddaje tam hołd ofiarom, a w czasie meczu na Anfield cała brama obwieszona jest szalikami i pamiątkami. Mówiąc bardzo oględnie, jest to dla nas bardzo ważny pomnik. Nawet kibice innych drużyn okazują solidarność z ofiarami, bo wiedzą, że w świetle takiej tragedii, rywalizacja między zespołami schodzi na dalszy plan.
Po Hillsborough zmienił się także herb klubu. W setną rocznicę założenia klubu, dyrektor wykonawczy Peter Robinson podjął decyzję o dołączeniu do herbu Liverpoolu płomieni symbolizujących pamięć o ofiarach Hillsborough. Od tego czasu ogień ten płonie po obu stronach bramy Shankly'ego i napisu You'll Never Walk Alone.
Robert McGough- poeta
Pamiętam, kiedy oglądając telewizję nie wierzyłem w to, co widzę. Uczucie było podobne do tego, które czułem wiele lat później oglądając samoloty wbijające się w Word Trade Center. Ciężko przejść obojętnie, kiedy taki horror rozgrywa się na twoich oczach. Myślisz sobie, że nic specjalnego się nie stało, to tylko zatłoczona trybuna. Nie jesteś w stanie przewidzieć rozmiarów tragedii i bólu, który niesie ona za sobą.
Kamery telewizyjne krążyły od płaczących kibiców, przez tych uwięzionych do tłumu na płycie boiska próbującego ogarnąć sytuację. Czuć było w powietrzu, że to, choć nieprawdopodobne, dzieje się naprawdę. Najpierw było niedowierzanie, potem przerażenie, gniew i rozpacz. Kiedy dzieje się coś takiego, wywiera to piętno na całej społeczności.
Każdy jest w to zaangażowany i każdy odczuwa ból. Gdybym chciał porównać to do czegoś, wybrałbym śmierć młodego Rhysa Jonesa. Obie sytuacje mają wiele punktów wspólnych. Odczuło to całe miasto. To było tak, jakby czerwone i niebieskie szaliki nagle stopiły się w jeden. Kiedy patrzę na te dni wstecz, przypomina mi się poemat Adriana Henri'ego, który niesie ze sobą niesamowitą dawkę emocji i przekazuje poczucie wspólnoty kibiców. Wspominając tragedię, widzę od razu tysiące kwiatów przekazujących naszą solidarność. Takie sprawy umacniają wspólnotę mieszkańców miasta tak samo jak gniew i poczucie niesprawiedliwości.
Minęło 20 lat, ale Hillsboough nie odeszło w niepamięć. Ludzie wciąż nie dostąpili zadośćuczynienia. To wciąż tam jest, ta czarna dziura…
Komentarze (0)