Aldo: Shanks był dla mnie Bogiem
W czasach Shankly’ego, przyszła ikona The Kop, John Aldridge, był młodym fanem oglądającym z szeroko otwartymi oczami każdy mecz Liverpoolu. Oto wspomnienia Aldo na temat człowieka, którego kibice określili Bogiem.
Jako fan Liverpoolu, mam mnóstwo wspaniałych wspomnień związanych z Shanks’em.
Jego wybryki przy linii bocznej w czasie finału FA Cup z 1974 roku mocno zapadły w pamięć, ale zdobycie mistrzostwa Anglii w ostatniej kolejce w 1973 jest moim ulubionym wspomnieniem.
Pamiętam wyraźnie, że był to piękny i słoneczny dzień, a sam mecz nie zachwycał. Potrzebowaliśmy jednak tylko remisu, żeby wygrać ligę.
Byłem tego dnia na The Kop, które było wtedy wypełnione po brzegi. Dałem radę przebić się tylko na obrzeża tłumu, a zazwyczaj byłem w samym środku, taki panował ścisk.
Udało nam się wywalczyć potrzebny remis i wszyscy zaczęli nieprzerwanie śpiewać nazwisko trenera. Shankly wszedł w końcu na murawę, to był po prostu idealny dzień.
Miał wspaniałą osobowość i kiedy zaczynał mówić, wszyscy zatrzymywali się i uważnie słuchali. Byłem tam tego pamiętnego dnia, kiedy przemawiał w St Georges' Hall. Było tak cicho, że można było usłyszeć szpilkę upuszczoną na ziemię w tłumie.
Niestety, nigdy nie miałem okazji poznać go osobiście. Jest oczywiste, że byłbym zachwycony taką możliwośćią.
Przeczytałem o nim niezliczone ilości książek i jasne jest, że to on położył fundamenty pod wszystkie późniejsze sukcesy Liverpoolu. Po prostu stworzył wielki klub z niczego.
Liverpool nie był przyjaznym miejscem pracy, kiedy tu przychodził, ale on wszystko zmienił, właściwie własnymi rękoma i doprowadził nas do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj.
Największym dziedzictwem, jakie pozostawił, to jego metody treningowe. Tak proste, a jakże skuteczne. Dla Boba Paisleya, Joe Fagana i Kenny’ego Dalglisha pozostały one podstawą metod szkoleniowych.
Wystarczy spojrzeć, jak obecnie trenują zespoły Premier League. Dobrym przykładem jest Arsenal, który gra chyba najefektowniej w lidze. Ich metody są takie same jak te, które u nas wprowadził Shankly.
Liverpool to miasto, gdzie zdecydowaną większość stanowi klasa robotnicza i Shankly idealnie się w to wpasował. Był w stu procentach członkiem społeczności Liverpoolu.
Mieszkańcy Glasgow są bardzo podobni do Scouserów w różnych aspektach, a Shankly uwielbiał poczucie humoru Liverpoolczyków. Doskonale się zintegrował z całym miastem i myślę, że nauczyliśmy się więcej od niego, niż on od nas.
Obecnie, Shankly byłby spełnieniem marzeń dziennikarzy. Premier League potrzebuje wielkich osobowości, a współcześnie jest ich niestety bardzo mało.
Przyniósłby więcej luzu i rozrywki wtedy, kiedy jest to potrzebne.
W piłkarskim sensie, Shanks był dla mnie Bogiem. Bill Shankly to Liverpool Football Club.
Komentarze (0)