Ważne wydarzenia - numer 3
Ostatnią trójkę Ważnych Wydarzeń Liverpoolu otwiera niezapomniany finał Pucharu Europy w Rzymie, w którym The Reds pokonali Borussię Monchengladbach 3:1 i po raz pierwszy zdobyli najważniejsze klubowe trofeum.
Felietonista TIA, Jim Gibson, zabierze nas dziś w podróż do wieczoru, który przyniósł Liverpoolowi więcej radości, niż jakikolwiek wcześniej, ale też był pożegnaniem z takimi zawodnikami jak Tommy Smith i Kevin Keagan.
- W każdej minucie robimy rzeczy, które określają następną godzinę. Każdej godziny robimy rzeczy, które określają nasz dzień. Są dni, które mają wpływ na trwający miesiąc albo rok. Są też chwile, które definiują wszystko. Kiedy Emlym Hughes, z uśmiechem szerszym niż rzeka Mersey wzniósł w górę Puchar Europy, setki różnych zdarzeń i wyborów skupiły się w tym jednym momencie. Liverpool zdobył najtrudniejszy z możliwych szczytów i został koronowany na króla Europy i króla piłki nożnej.
To była chwila, w której Liverpool zameldował się na stałe w klubowej elicie i początek trwającej prawie 15 lat dominacji w Europie i Anglii. Finał w Rzymie rozpoczął długą podróż klubu z Anfield Road, która skończyła się w 2005 roku w Stambule, kiedy Gerrard wzniósł Puchar po raz piąty dla Liverpoolu i ten może pozostać w gablocie na Anfield na zawsze. Zaczynam jednak uprzedzać fakty.
Utworzenie Liverpool Football Club, zakup Anfield i wszystkie mistrzostwa Anglii prowadziły do tego jednego momentu w maju 1977 roku. Ziarno sukcesu zostało zasiane w 1965 roku przez Szkota, który jak nikt inny przyczynił się do późniejszych sukcesów Liverpoolu. Większość zawodników, którzy zagrali tego wieczoru w Rzymie, została sprowadzona na Anfield właśnie przez Shankly’ego i to jego wizja Liverpoolu określała styl gry i wszystko dookoła.
„Chcę zbudować drużynę niezwyciężoną. Taką, żeby musieli wysłać zespół z cholernego Marsa, żeby nas pokonać”. I to właśnie Shankly osiągnął. W pierwszym występie w Pucharze Europy Liverpool doszedł do półfinału, gdzie przegrał z późniejszymi triumfatorami, Interem Mediolan. Byliśmy wtedy drużyną lepszą, a po meczu sędzia przyznał się, że był przekupiony. Tak więc skradziono nam Puchar Europy, ale Shankly nadal miał misję. W 1973 i 1976 wygraliśmy Puchar UEFA. Niektórzy mówili, że to tylko drugi co do ważności turniej w europejskiej piłce, więc rok 1977 był sprawdzianem dla The Reds i okazją do rewanżu. Przede wszystkim jednak, był to czas, kiedy Liverpool Football Club stał się naprawdę wielki.
Niesamowite w drużynie Shankly’ego było to, że stanowiła ona zbiór piłkarzy kupionych za grosze i zupełnie nieznanych w piłkarskim świecie. Ray Clemence (Scunthorpe), Phil Neal (Northampton), Emlyn Hughes (Blackpool), Joey Jones (Wrexham), Kevin Keegan (Scunthorpe), wszyscy byli anonimowi, sprowadzeni z klubów niższych lig. Tommy Smith i Ian Callaghan byli wychowankami, Case i Heighway przyszli jako młode talenty, więc tylko Ray Kennedy (Arsenal) i Terry McDermott (Newcastle) zostali sprowadzeni z tej samej ligi i kosztowali prawdziwe pieniądze!
Terry McDermott, gracz Liverpoolu w latach 1974-1982 tak wspomina finał na łamach oficjalnej strony klubu:
- Finał w Rzymie nigdy nie zblaknie w mojej pamięci. Każdy fragment tego dnia będę pamiętał do śmierci. Wyjście na murawę, widok powiewających flag Liverpoolu… Nigdy wcześniej nie widziałem nic tak pięknego i nigdy więcej nie zobaczę. Chodzi o atmosferę i ten niesamowity widok fanów. Musiało być ich tam ze 30 000 i granie dla nich było czymś fenomenalnym. Wyszliśmy na murawę jakąś godzinę przed meczem i wtedy pomyślałem „Boże, jak moglibyśmy przegrać na ich oczach?” i oczywiście nie przegraliśmy.
Ówczesny kapitan The Reds, Emlyn Hughes, grający w czerwonej koszulce w latach 1967-1979, mówi tylko jedno zdanie:
- Pamiętam, jak wychodząc z tunelu w Rzymie spojrzałem na trybuny i powiedziałem ‘Jesteśmy znowu w Liverpoolu!’
Z ogromnej ilości flag, którymi wymachiwali kibice na rozpoczęcie spotkania, najbardziej rzucającą się w oczy była ta, oddająca hołd obrońcy Liverpoolu, Joey’emu Jonesowi. Na drodze do finału The Reds pokonali St. Etienne i Zurych, a napis na fladze głosił ‘Joey zjadł żabie udka, nakręcił szwajcarski zegarek, a teraz przeżuje Gladbach” *
Grając przeciwko Borussi, w której grali zawodnicy z wyrobioną międzynarodową marką, tacy jak Vogts, Bonhof, Heynckes i Simonsen, The Reds stanęli przed poważnym wyzwaniem, ale z ogłuszającym dopingiem w uszach wyszli na boisko pewni siebie i skoncentrowani, a prowadzenie za sprawą McDermotta objęli w 28 minucie.
Tommy Smith wspomina gola otwierającego wynik meczu w Rzymie:
- Wyszliśmy na boisko i to było po prostu nierealne. Często myśląc o tym meczu dochodzę do wniosku, że nie staliśmy się wtedy zespołem klasy europejskiej, ale graliśmy jak taki klub. Pierwszy gol był po prostu piękny. Szybka akcja, podanie z klepki i McDermott przerzuca piłkę nad bramkarza. Coś wspaniałego.
Sam strzelec bramki opowiada na liverpoolfc.tv:
- Doskonale pamiętam tą bramkę. Widziałem ją wiele razy w telewizji i wiem, że nie była najpiękniejsza, ale na pewno najważniejsza, jaką strzeliłem. Cally podał do Heighwaya, a on dograł prostopadle idealnie w moje tempo. Zobaczyłem Wolfganga Kneiba, który było około 9 stóp i 2 cale ode mnie. Pomyślałem sobie ‘Uderz ją, zanim wyjdzie i zabierze ci piłkę’. Strzeliłem więc, a piłka mogła wylądować gdziekolwiek, ale akurat tym razem wpadła do siatki.
Borussia wyrównała na początku drugiej połowy, ale wszystko wróciło do normy, kiedy tuż po upływie godziny gry Liverpool znów był na prowadzeniu za sprawą Tommy’ego Smitha, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego. Osiem minut przed końcowym gwizdkiem sędziego piłkę na połowie przeciwnika dostał Kevin Keagan, który rozgrywał swój mecz życia. Ruszył z piłką do przodu, a na plecach twardo siedział mu Bertie Vogts. Kiedy Keagan wbiegł w pole karne i składał się już do strzału, Vogts nie wytrzymał i wyciął Anglika równo z trawą powodując rzut karny. Pan Wurtz nie miał najmniejszych wątpliwości, czy wskazać na wapno i do piłki podszedł Phil Neal, który pewnie wykorzystał jedenastkę, stawiając Liverpool o krok od największego tryumfu w dotychczasowej historii.
Do tej chwili Liverpool dążył od niedzielnego popołudnia w sierpniu 1964 roku, kiedy klub wyruszył w pierwszą podróż na mecz Pucharu Europy do Rejkiawiku, gdzie poprowadził ich Bob Paisley, najdłużej służący The Reds członek sztabu.
Bob Paisley, menadżer Liverpoolu 1974-1983:
- Wrócić z finału Pucharu Anglii na Wembley i zagrać taki finał Pucharu Europy, to coś niesamowitego. Nasz duch i wola walki zostały wystawione na próbę, kiedy po przerwie oddaliśmy z trudem zdobyte prowadzenie. Odpowiedź zawodników mówi sama za siebie i pokazuje, jakimi są profesjonalistami. Sprawiliśmy, że cały kraj był z nas dumny i to jest to moje najpiękniejsze wspomnienie.
Rzymski sukces Liverpoolu zapoczątkował 13-letni okres hegemoni The Reds w Anglii i Europie.
*- angielska gra słów. Oryginalny napis na fladze brzmiał: "Joey Ate The Frogs Legs, Made The Swiss Roll, Now He's Munching Gladbach".
Liverpool 3:1 Borussia
1:0 McDermott 28’
1:1 Allan Simonsen 51’
2:1 Tommy Smith 65’
3:1 Phil Neal (karny) 82’
Skład Liverpoolu: Ray Clemence, Phil Neal, Tommy Smith, Emlyn Hughes (c), Joey Jones, Jimmy Case, Terry McDermott, Ian Callaghan, Ray Kennedy, Kevin Keegan, Steve Heighway
Komentarze (0)