Lucas: Przywykłem do tego
Wszyscy zastanawiamy się jaki wpływ na naszych piłkarzy będzie miała długa podróż, jaką muszą odbyć. Jest jednak wśród nich ktoś, kogo to nie przeraża. Zapraszamy do zapoznania się z tym co miał na ten temat do powiedzenia Lucas Leiva.
W sezonie, który upływa pod znakiem mrozów i piłek plażowych, prawdopodobnie można było się spodziewać kolejnej paskudnej rzeczy, z którą Liverpool będzie musiał się uporać przed końcem rozgrywek. Dzięki rozporządzeniu UEFA jutrzejsze mecze półfinałowe Ligii Europy odbędą się - niezależnie od zamieszania jakie góra Eyjafjallajokull wciąż powoduje - a to oznacza "cudowną" podróż z Liverpoolu do Madrytu przy pomocy wszelkich dostępnych środków.
Gdyby Rafa Benitez mógł postępować zgodnie zgodnie z planem, którego trzymał się w poprzednich etapach rozgrywek, The Reds zgromadzili by się dziś rano na Melwood, aby trenować do obiadu. Następnie polecieliby do stolicy Hiszpanii, by dokonać ostatnich szlifów na swych przygotowaniach. Zamiast tego piłkarze musieli zerwać się o świcie w Paryżu, by złapać pociąg do Bordeaux, zanim zakończą swą dwudziestoczterogodzinna podróż samolotem. To niewątpliwie całkowicie unikatowe doświadczenie dla większości naszego zespołu. Jednak nie dla Lucasa. Podczas gdy niektórzy wzdragali się na samą myśl o zajęciu miejsca w pociągu, Brazylijczyk poradził sobie z tym z łatwością, nie pozwalając, by ta nieoczekiwana odmiana wywołała w nim jakąkolwiek irytacje.
- Kiedy byłem młodszy i grałem dla Gremio mieszkałem w Porto Alegre. - wyjaśnia - Moje rodzinne miasto, Durados, leżało 1300 kilometrów od tego miejsca i podczas przerw bardzo często wracałem tam autokarem.
- Problem polega na tym, że jeśli nie mieszkasz w Rio albo São Paulo musisz się przesiadać, stąd dotarcie gdziekolwiek zajmuje wiele czasu - może nie dwadzieścia godzin, ale i tak trwa długo. Po prostu trzeba spróbować to polubić.
- Minęło wiele czasu od tamtych podróży, jednak kiedy lecę do Brazylii, by grać dla drużyny narodowej, zajmuje mi to 24 godziny. Po prostu musisz się odprężyć. W tej podróży mamy dostęp do wielu filmów, PSP, książek i sporo spraw do przegadania. Staramy się jakoś tym cieszyć.
- Nie mamy co narzekać skoro to jedyna możliwość. Nie będzie łatwo, jednak staramy się być spokojni i skupieni. Podróż nie jest lekka, ale musimy starać się wypocząć na tyle, na ile to możliwe przed tak ważnym spotkaniem.
Mimo iż Liga Europy często bywa lekceważona, nie da się zaprzeczyć, że w obecnych okolicznościach spotkanie Liverpoolu z Atletico Madryt przykuwa uwagę, tym bardziej, jeśli wiadomo jak wielka jest stawka. W jednym narożniku mamy zespół wariacko starający się uratować cokolwiek z pogorzelisk zrujnowanego sezonu; po przekątnej klub desperacko usiłujący wyjść z cienia sąsiadów, by móc cieszyć się długo oczekiwanym słońcem. Jasne jest więc, że mamy wszystkie składniki potrzebne na dwa wyjątkowe mecze, które zostaną rozegrane w ciągu ośmiu dni. Lucas, którego wujek grał na Vicente Calderon w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, jak widzi sytuację.
- Dla mnie to najważniejszy mecz odkąd tu jestem. - powiedział Brazylijczyk, który zaliczył wspaniały występ w ćwierćfinałowym zwycięstwie nad Benfiką - W zeszłym sezonie zagraliśmy wspaniałe mecze przeciwko Chelsea w Lidze Mistrzów, ale teraz mamy szanse na zdobycie trofeum. Nie będzie łatwo, zwłaszcza ze względu na tę podróż, ale musimy być gotowi i nie myśleć za dużo ani o niej ani o meczu. Nie możemy nic poradzić na aktywność wulkanu - musimy dotrzeć na miejsce i dać z siebie wszystko.
- UEFA nie odwołała meczu więc wszystko co możemy zrobić to wrócić na Anfield z dobrym wynikiem dającym możliwie najlepszą szansę na dotarcie do finału. Jesteśmy zdesperowani by tego dokonać.
Mając to na uwadze jasne jest, że po raz kolejny istotne będzie strzelenie bramek na wyjeździe, a najlepszym scenariuszem meczu na Calderon byłoby jego świetne jego rozpoczęcie, podobne do tego z poniedziałkowego zwycięstwa nad West Ham.
- Jeśli zdobędziemy bramkę na początku to przeciwnicy znajdą się pod presją, a my będziemy czuć się lepiej i pewniej. - powiedział Lucas - Jednak jeśli to się nie uda, presja pod jaką my się znajdziemy, będzie coraz większa i większa. Wczesne zdobycie gola pozwala ci kontrolować grę i czuć się pewniej w ataku.
Z powodu nieobecności Fernando Torresa - który po raz kolejny przez kontuzje pozbawiony został możliwości powrotu na stare śmieci - ciągle nie wiadomo, komu zostanie powierzone zadanie poprowadzenia ataku Liverpoolu. Oczywistym wyborem dla Beniteza będzie przesunięcie Dirka Kuyta do przodu i ustawienie Ryana Babela, Stevena Gerrarda i Yossiego Benayouna za jego plecami, a Lucasa i Javiera Mascherano tak, by chronili obrońców. Jest jednak prawdopodobne, że Benitez myśli o Davidzie Ngogu, który zdobył swojego ósmego gola w tym sezonie w meczu przeciwko West Ham. Młody Francuz może ciągle być nieoszlifowanym diamentem, jednak Lucas szybko pokazuję jaką rolę on odgrywa:
- Ma talent i strzelił kilka goli w tym sezonie a to już coś. - powiedział - Jest młody więc nie można porównywać go z Fernando.
- David ciągle się rozwija więc musimy mu pomóc tak samo jak mi kiedy tu przybyłem.
- Ja teraz czuję się pewniej. Zagrałem wiele meczów w tym sezonie i myślę, że radziłem sobie dobrze. W Liverpoolu zawsze czujesz tą presje, że musisz wygrać każdy mecz, staram się więc uczyć na własnych błędach.
- Potrzebowałem wsparcia od każdego i tak samo jest z Davidem. Jest jeszcze młody więc kiedy popełnia błędy, musisz go wspierać. Bramka zdobyta przeciwko West Ham da mu więcej pewności i pomoże podążać dalej.
Komentarze (0)