Liverpool powinien dobrze zacząć
Około 90 dni potrzeba, by zbudować dziś optymizm fana piłki nożnej. Jego zburzenie trwać może jednak tylko 90 minut. Lato spędzone na marzeniach o chwale może szybko zmienić się w sezon pełen strachu o najgorsze. Taka jest natura współczesnej piłki.
Stosownie do tego, wielki wpływ na wyrobienie sobie opinii przed tak oczekiwanym startem Premier League będzie miało dążenie klubów do dobrego startu kampanii. 15 sierpnia Liverpool podejmie na Anfield Arsenal mając nadzieję na dobry ligowy start pod wodzą nowego menedżera, Roya Hodgsona.
Jak ważne jest dobre rozpoczęcie sezonu?
Ostatniego sezonu, pierwszy tydzień przyniósł ze sobą mówienie o walce o tytuł, a zakończył się brutalnym przebudzeniem.
Liverpool przegrał 2-1 z Tottenhamem, zespołem, który ostatecznie wypchnął the Reds z pierwszej czwórki. Pozwolono, by kiepski okres przygotowań przedsezonowych wkradł się w nową kampanię. Kiepski, pozbawiony życia występ the Reds na White Hart Lane był alarmującym zwiastunem sezonu, który nigdy nie zdołał się na dobre rozpocząć, a zakończył się słabym siódmym miejscem.
Aston Villa wywiozła z Anfield zwycięstwo dwa tygodnie później i zespół Rafy Beniteza nigdy nie zdołał się już, nie licząc sześciu zwycięstw z rzędu we wrześniu, w pełni otrząsnąć.
Dziwnym jest, że Liverpool pod wodzą Beniteza zwykle cieszył się przyzwoitymi startami sezonu, a często nie radził sobie późną jesienią i zimą. Porażka ze Spurs była jedynym przypadkiem w ciągu sześciu lat Hiszpana na Anfield, w którym the Reds przegrali swój pierwszy mecz w lidze.
W 2007 rozpoczęli sezon serią 14 meczów bez porażki, po czym przegrane w grudniu 3-1 spotkanie z Reading stało się początkiem katastrofy. Pomiędzy 2 grudnia a 2 lutego the Reds odnieśli jedynie dwa ligowe zwycięstwa.
Rok później wydarzenia obrały podobny przebieg. Zespół Beniteza zaliczył 10 meczów bez porażki, po czym 1 listopada przegrał z mającym problemy Tottenhamem. Szanse na tytuł znikły wraz z serią kosztownych remisów, zwłaszcza tych doznanych na Anfield. Sezon zakończyli cztery punkty za Manchesterem United, który rozpoczął kampanię wolno, z jednym zwycięstwem w czterech pierwszych meczach.
Mocne starty wydają się być mocną stroną Liverpoolu. Porażka w pierwszym spotkaniu z poprzedniego sezonu była dopiero czwartym takim przypadkiem w ciągu ostatnich 34 lat. Joe Fagan, Kenny Dalglish i Roy Evans nigdy nie przegrywali swoich pierwszych spotkań. Nie ma jednak zbyt wielu gwarancji, że ten mocny start może zostać podtrzymany w trakcie całego sezonu.
Na przykład w sezonie 1990/91, Dalglish poprowadził swoich mistrzów do rekordowych ośmiu zwycięstw z rzędu na początku sezonu. Pierwsza porażka Liverpoolu przyszła 2 grudnia, w jego 15 spotkaniu.
Niestety, porażka ta zdarzyła się w meczu z Arsenalem, który rozpędził się i wyprzedził the Reds w drugiej połowie sezonu, wygrywając mistrzostwo siedmioma punktami. W lutym tamtego sezonu Dalglish zrezygnował z posady menedżera. Od tego czasu Liverpool nie zdobył mistrzostwa.
Trzy lata później następca Dalglisha, Graeme Souness, również opuścił klub w środku sezonu, pomimo mocnego startu zakończonego wygraniem czterech z pięciu pierwszych meczów. The Reds celowali wtedy w tytuł mistrzowski, lecz wytracili cały impet na przełomie jesieni i zimy. Skoro zły początek nie powinien być traktowany jak katastrofa, to dobrego nie można przyjmować ze zbyt wielką dozą entuzjazmu.
Oczywiście dobry start daje zespołowi rozpęd i pewność, które mogą prowadzić do udanego sezonu. W latach 1987/88 Liverpool wyrównał rekord 29 meczy bez porażki na początku sezonu. Ostatecznie serię tą zakończył Everton, jednak to Liverpool śmiał się ostatni, zdobywając mistrzostwo pomimo kiepskiej końcówki.
Roy Hodgson marzy o podobnym początku swoich rządów na Anfield. Były menedżer Fulham musi już na początku poradzić sobie z trudnym zestawem przeciwników. Po podjęciu Arsenalu w rozpoczynającym sezon meczu, Liverpool musi udać się na stadion szastającego pieniędzmi Manchesteru City w następnym tygodniu, oraz zmierzyć się z Manchesterem United, Evertonem i Chelsea w swoich pierwszych dziesięciu spotkaniach.
Hodgson dobrze zrobiłby odnajdując zachętę w niektórych z pierwszych spotkań największych menedżerów Liverpoolu. Bill Shankly przegrał dotkliwie dwa ze swoich pierwszych trzech meczów po tym jak objął stery klubu po Philu Taylorze w grudniu 1959. Pod wodzą Kenny’ego Dalglisha Liverpool rozpoczął tak leniwie, że Alan Hansen stwierdził, że nigdy nie grał w gorszym zespole. Ostatecznie the Reds zdobyli w tamtym sezonie podwójną koronę.
Hodgson powinien poczuć się lepiej wiedząc, że historia pokazuje, że kiepski początek nie musi wcale przekreślać szans zespołu. W końcu za bycie na szczycie tabeli w sierpniu nie ma żadnych nagród.
Komentarze (0)