Czerwona armia w Londynie
Kibice Liverpoolu planują liczne przybycie do Londynu z okazji dni zapowiadanych jako jedne z najważniejszych w historii klubu. W tym określanym jako „D-Day” dniu setki kibiców przybędą pod budynek Sądu Najwyższego aby wspomóc klub w kluczowej dla niego bitwie.
Liverpool przygotowuje się obecnie do pojedynku wagi ciężkiej, w którym prawnicy z firmy Slaughter and May będą starali się formalnie zatwierdzić szacowaną na 300 milionów funtów sprzedaż the Reds spółce New England Sports Ventures (NESV), właścicielowi drużyny bejsbolowej Boston Red Sox.
Jeśli Hicks i Gillett zdecydują się osobiście pojawić w gmachu Sądu Najwyższego aby sprzeciwić się sprzedaży klubu, czeka ich gorące przyjęcie.
Wiele grup fanów Liverpool zapowiedziało swoją obecność na ulicy Strand w stolicy Anglii, gdzie swoją siedzibę ma sąd.
James McKenna, sekretarz Spirit of Shankly powiedział, że już dziś było zainteresowanie ze strony kibiców wyprawą do Londynu.
W wywiadzie dla Liverpool Echo stwierdził:
- Ludzie zaczęli mówić o wyjeździe, zwłaszcza jeśli Hicks i Gillett mieliby się tam pojawić. Wiem, że fani dyskutowali na temat tego, aby świat usłyszał o ich obecności w Londynie.
- Jest tylko jedno wejście i wyjście z gmachu sądu, więc to dobra okazja aby dać znać o naszych odczuciach.
Dalsza analiza New England Sports Ventures ujawnia ich zapewnienia, że żadne pieniądze nie zostaną zabrane z Liverpoolu i przekazane do głównej siedziby konsorcjum w Bostonie.
Kierownictwo obiecało zredukować zabójcze roczne odsetki w wysokości 25 milionów funtów spowodowane zaciągniętymi przez Hicksa i Gilletta kredytami do jedynie 2 milionów funtów rocznie.
To pozwoliłoby zainwestować 23 miliony funtów każdego roku w skład lub nowy stadion.
Dokładna data, kiedy decydować się będzie przyszłość the Reds póki co pozostaje nieznana.
Prawie pewne jest jednak, przy szybko zbliżającym się ostatecznym terminie spłaty wynoszącego 237 miliony funtów zadłużenia, że wszystko wyjaśni się do następnego piątku.
Na chwilę obecną sprawa nie została jeszcze formalnie zgłoszona do Sądu Najwyższego.
Według Urzędu ds. Sądownictwa Jej Królewskiej Mości pilne sprawy takie jak ta mogą zostać rozpatrzone w ciągu kilku dni od zgłoszenia.
Stephen Horner, członek grupy Kop Faithful powiedział:
- Chcemy szybkiego zakończenia sprawy, co oznaczałoby, że dług został zlikwidowany i możemy ruszyć naprzód z tematem nowego stadionu.
- Fani są bardzo zadowoleni z powodu zbliżającego się końca sprzedaży klubu spółce New England. Jeśli prezes Martin Broughton stara się pozytywnie zakończyć proces sprzedaży oznacza to, że przeanalizowaliśmy wszystko z należytą ostrożnością, co jest dobre dla klubu. Jeśli czujemy, że protest przed gmachem sądu jest czymś niezbędnym, zrobimy to. Wszyscy chcą jak najszybszego wyjaśnienia całej sytuacji.
Pewne jest, że kwestia własności Liverpoolu zostanie tak czy inaczej rozwiązana w ciągu tygodnia. Wizja przewidywanej przez niektórych ekspertów od finansów trwającej tygodnie lub nawet miesiące batalii w sądzie jest mało prawdopodobnym scenariuszem.
Nigel Boardman z grupy Slaughter and May, który, jak się uważa będzie będzie reprezentował Liverpool, jest według rankingu The Times jednym ze stu najbardziej wpływowych ludzi w branży.
W obliczu wczorajszych wydarzeń, mający siedzibę w Londynie oddział nowojorskiej firmy prawniczej odciął się od jakichkolwiek powiązań z współwłaścicielem, Tomem Hicksem.
Po tym jak prasa doniosła, że firma Weil, Gotshal & Manges ma reprezentować Teksańczyka na przyszłotygodniowym przesłuchaniu w sądzie, jej czołowi przedstawiciele zostali zbombardowani e-mailami od rozwścieczonych fanów the Reds.
Kilka godzin później, po tym jak skontaktowało się z nimi Liverpool Echo wystosowali oświadczenie:
- Nigdy nie pomagaliśmy właścicielom Liverpool FC w ich sporze z klubem. Ponadto doradzając właścicielom nigdy nie działaliśmy i nie będziemy działać niekorzystnie dla LFC.
Po szalonych 24 godzinach w środę, kiedy zarówno Liverpool FC jak i Tom Hicks na zmianę wystosowywali oświadczenia, wczorajszy dzień był stosunkowo spokojny, przynajmniej jeśli chodzi o wystąpienia publiczne.
Teksańczyk odmówił wyjaśnienia swojego stanowiska, krótko przedstawionego w oświadczeniu wydanym w środę wieczorem, kiedy określił sprzedaż klubu przez Martina Broughtona grupie NESV jako nieprawomocną.
Dziś okazuje się również jak właściciel Boston Red Sox, menadżer funduszy hedgingowych John Henry wraz z prezesem NESV Tomem Wernerem byli bliscy przylotu do Liverpoolu w środę, sądząc, że proces sprzedaży klubu został zakończony.
Podróż, po zakończonych negocjacjach z Martinem Broughtonem, została jednak odwołana po interwencji w zarządzie Hicksa i Gilletta, co postawiło przyszłość Liverpoolu pod znakiem zapytania.
Sprzedaż klubu została formalnie potwierdzona a papiery podpisane, niezależnie od postępowania sądowego.
Jeśli angielscy członkowie zarządu odniosą sukces, kilka pomniejszych formalności będzie dzieliło nowych właścicieli od przekazania im kluczy do Anfield.
Komentarze (0)