Dalglish: Nie zasłużyliśmy na nic
Kenny Dalglish przyznał, że Liverpool nie zasłużył na nic w przegranym dziś 3-1 spotkaniu z West Hamem. Bramki Scotta Parkera, Demby Ba i Carltona Cola skazały The Reds na pierwszą porażkę w ostatnich dziewięciu meczach.
Niewystarczający okazał się nawet gol w końcówce Glena Johnsona.
Niedzielne popołudnie było jeszcze gorsze, ze względu na widmo kontuzji Mertina Kelly'ego i Raula Meirelesa.
Tego pierwszego czekać może kilka tygodni dochodzenia do siebie z powodu urazu uda.
- Naciągnął ścięgno udowe, a Raul został kopnięty w kolano. Oczywiście kontuzja Martina jest znacznie poważniejsza - powiedział Dalglish po meczu.
- Być może Martin zdoła zagrać w niedzielę (z Manchesterem United), jednak nie jest to jeszcze pewne. Sądzę, że na wyleczenie tego typu urazu potrzeba więcej niż tydzień. Jeśli chodzi o Raula, sprawa nie jest wyjaśniona.
Na temat występu swoich piłkarzy, Szkot powiedział:
- Do dzisiejszego dnia radzili sobie znakomicie. Przypuszczam, że zawsze nadchodzi czas, kiedy przegrywa się mecz.
- Szczerze mówiąc, dostali dziś to na co zasłużyli, czyli nic - stwierdził.
- Jesteśmy rozczarowani sposobem gry. Na początku wyglądaliśmy pewnie, ale wtedy rywale zdobyli bramkę. Dało im to motywację i wiarę w siebie.
- West Ham niczym nas nie zaskoczył, ponieważ walczył o życie. Gol pozwolił im uwierzyć w siebie, a my nie zagraliśmy tak dobrze, jak byliśmy w stanie, nie podawaliśmy prawidłowo oraz nie wykorzystywaliśmy okazji.
- Ostatnie 20, 25 minut przypominało nieco futbol na naszym poziomie. W końcówce strzeliliśmy gola i myślałem, że zdołamy wywieźć choć jeden punkt, jednak wtedy Carlton Cole popisał się swoim strzałem.
- Było kilka spornych sytuacji w polu karnym i nieporozumień, jednak spotkamy się we wtorkowy poranek i omówimy nasze błędy. To wszystko, co możemy zrobić.
- Nie wiem, czy dla części zawodników to, co stało się dzisiaj było konsekwencją czwartkowego spotkania, które nie należało do łatwych. Nie byliśmy tak dobrzy, jak jesteśmy w rzeczywistości.
- Nie tylko przegrana jest rozczarowująca, również sposób, w jaki do niej doszło.
Liverpool ma tydzień, zanim na Anfield Road zawita Alex Ferguson i jego liderzy tabeli.
Dziennikarze pytali, czy Andy Carroll zdoła przygotować się i zadebiutować w tym meczu.
- Rehabilitacja przebiega szybciej, niż planowaliśmy - powiedział Dalglish - Nigdy nie wyznaczyliśmy konkretnej daty powrotu Andy'ego. Kiedy tylko będzie gotów, weźmiemy go pod uwagę. Czy będzie to przyszły tydzień, następny, a może jeszcze następny, nie wiemy, musimy poczekać.
Szkockiego menedżera poproszono również o ustosunkowanie się do doniesień niedzielnych gazet, jakoby miał otrzymać on propozycję dwuletniego kontraktu.
- Kontraktu od kogo? - odparł zakłopotany Dalglish.
Dziennikarz odpowiedział "Od klubu", zanim szkoleniowiec Liverpoolu zażartował:
- Myślałem, że chodziło ci o moją żonę, która miałaby znów za mnie wychodzić!
- Gdyby były jakieś nowe wiadomości na ten temat, przekazałbym je. Jestem tutaj szczęśliwy, wykonuję dla klubu swoją pracę i znaczy to dla mnie bardzo wiele.
- Nigdy nie było żadnych rozmów poza pierwszymi, więc nie wiem skąd mają oni (niedzielne gazety) te informacje.
Komentarze (0)