Henry: Liverpool znów będzie wielki
Amerykański właściciel Liverpoolu wezwał do wynagrodzenia lojalności kibiców przez przywrócenie klubu na sam szczyt angielskiej piłki. Henry jest pod wrażeniem „głębokiej miłości” fanów do The Reds, której dowody mógł wielokrotnie obserwować od przejęcia klubu w październiku.
Od zdobycia ostatniego tytułu mistrzowskiego mija już 21 lat, a po wywalczeniu wicemistrzostwa w sezonie 2008-2009 Liverpool wypadł z walki o najwyższe cele w ostatnich dwóch latach.
Henry nie przejmuje się długoletnią posuchą i jest przekonany, że wszystko zmierza w dobrym kierunku aby przywrócić chwałę na Merseyside.
W 2004 roku Amerykanin zakończył trwające 86 lat oczekiwanie kibiców Boston Red Sox na triumf w World Series, a teraz pragnie powtórzyć ten sukces po drugiej stronie Atlantyku.
- Największą niespodzianką była ogromna lojalność i głęboka miłość tutejszych kibiców.
- Kiedy przejęliśmy Red Sox wiedzieliśmy, że fani cierpliwie czekają na sukces od ponad 80 lat. Jednocześnie widać było oznaki zniechęcenia i brak prawdziwej wiary w powrót na szczyt. Nie sądzę, aby wytrwali znacznie dłużej. Ich cierpliwość na szczęście została nagrodzona w 2004 roku.
- Tak samo jak zaskoczyli mnie fani Red Sox, w Liverpoolu zastanawiałem się, ile czasu ludzie będą w stanie znosić przeciętną grę po zakończeniu sezonu na 7 pozycji i utracie miejsca w Champions League. Był moment w tym sezonie, kiedy zajmowaliśmy przedostatnie miejsce w lidze. Oglądalność w telewizji była jednak na tym samym poziomie, sprzedaż koszulek szła nam lepiej, niż Manchesterowi United (w ostatnim roku osiągnęliśmy trzeci wynik sprzedaży koszulek na świecie) i każdy wskaźnik, na jaki patrzyliśmy pokazywał lojalność tutejszych kibiców.
- Musimy wynagrodzić im lata oczekiwania i podziękować za nieustanną miłość. Dokonamy tego. Będziemy potrzebować mnóstwo pracy i trochę czasu, ale na pewno się uda.
Henry nie jest zainteresowany jednym mistrzostwem Anglii. Ambicją Amerykanina jest stworzenie dynastii podobnej do tej z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku zapoczątkowanej przez legendarnego Billa Shankly’ego.
- Celem numer jeden jest wygranie Premier League. Z tą myślą przychodzimy każdego dnia do pracy i marzenie o triumfie dodaje sił do jeszcze większego zaangażowania.
- Kiedy to osiągniemy, będziemy w stanie walczyć o zwycięstwo na wszystkich frontach. Sukces to wygrywanie pucharów. Nie ma innej drogi dla Liverpoolu.
- Kiedy zdobywasz mistrzostwo, a my je zdobędziemy, nie zamierzasz poprzestać na jednorazowym wyczynie.
Przywrócenie Liverpoolu na pozycję dominatora w angielskim futbolu nie jest zadaniem łatwym biorąc pod uwagę dziedzictwo pozostawione przez poprzednich właścicieli, Toma Hicksa i George’a Gilletta.
Sprzedaż gwiazd pierwszego zespołu i brak poważnych inwestycji w kolejnych okienkach transferowych zebrały swoje żniwo i przyczyniły się do sportowego regresu The Reds. Kadencja Roya Hodgsona i jego transfery nie przybliżyły klubu do powrotu na szczyt. W styczniu na ratunek został wezwany Kenny Dalglish i od tego czasu kibice z większym optymizmem patrzą w przyszłość.
John W Henry jasno pokazał swoje ambicje w minionym okienku transferowym dając zielone światło na wydanie 57,8 milionów funtów na Luisa Suareza i Andy’ego Carrolla. Amerykanin przyznaje jednocześnie, że potrzebne są dalsze inwestycje w skład.
- Najgorszą niespodzianką po przejęciu klubu był brak szerokiej, solidnej kadry. Kiedy przymierzaliśmy się do kupna zdawaliśmy sobie sprawę z problemu, jego skala przekroczyła jednak oczekiwania.
- Przez wiele lat na liście płac było wielu piłkarzy nie wnoszących właściwie żadnej jakości do drużyny.
Komentarze (0)