Houllier: Futbol mógł mnie zabić
Gerard Houllier przyznał, iż był zmuszony do rozstania się z menedżerką po tym, jak lekarze powiedzieli mu, że jego następna praca może go zabić. 63-latek został mianowany menedżerem Aston Villi prawie 12 miesięcy temu i miał do czynienia z zadaniem odnowienia drużyny po odejściu Martina O'Neilla.
Jednak po zaledwie siedmiu miesiącach, genialny Francuz walczył o życie po przyjęciu go do szpitala z zawałem serca.
Wcześniej doznał już zawału w październiku 2001 roku, gdy był menedżerem Liverpoolu, jednak tym razem oznaczać to będzie koniec jego życia trenerskiego, którym zajmował się od czterech dekad.
- Nie wrócę do menedżerki - powiedział dla Daily Mail.
- To trudne. To tak, jakby powiedziano tobie, że nie możesz już więcej pisać. Tak jakby powiedziano piosenkarzowi, że nie może więcej śpiewać. Kochałem tę pracę, emocje, adrenalinę.
- Jednak nie ma sensu niczego ukrywać. Lekarze poradzili mi, że lepiej byłoby, gdybym więcej już nie pracował, abym nie przeżywał znowu 'żadnego stresu'. Nie mogę więc wrócić.
- Byłoby to zbyt duże ryzyko. Muszę przejść na emeryturę z powodu złego stanu zdrowia, ponieważ mam jeszcze w życiu dużo rzeczy do zrobienia.
Houllier nadzorował zwycięstwo Aston Villi nad West Ham w dniu 16 kwietnia i w tamtym czasie nie miał pojęcia, że będzie to ostatni raz, gdy poprowadzi do boju jakąkolwiek drużynę.
Zaledwie kilka dni po tym zwycięstwie doświadczył znacznej obniżki swojego stanu zdrowia.
- To było bardzo dziwne. Pokonaliśmy West Ham kilka dni wcześniej, więc nie uważałem, że czułem jakikolwiek stres.
- To zdarzyło się w środku tygodnia, około 19:00. Właśnie miałem iść na drinka przed kolacją. Następnie poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Bardzo, bardzo gwałtowny ból.
- Kiedy zdarzyło mi się to dziesięć lat temu w Liverpoolu, myślałem, że po prostu mam grypę. Nie było dramatu. Jednak klubowy lekarz powiedział, że to coś bardziej poważnego. Jednak tym razem był to silniejszy ból.
- Nie mogłem spać, nie mogłem się położyć, nie mogłem siedzieć. Moja żona zadzwoniła więc po klubowego doktora, a następnie po karetkę. Byli bardzo dobrzy. Zaopiekowali się mną z najwyższą klasą.
Komentarze (0)