Smicer: Jestem idealnym przykładem
Bohater ze Stambułu przywołuje własne doświadczenia aby zaznaczyć, że w piłce nożnej trzeba być w każdym momencie gotowym do gry i wykorzystać każdą szansę, jaka pojawi się przed zawodnikiem.
Czeski rozgrywający odegrał ostatni akt swojej kariery na Anfield w wymarzony sposób. Jako rezerwowy strzelił bramkę na 3:2 w pamiętnym finale z Milanem, walnie przyczyniając się do powrotu Pucharu Europy na Merseyside.
Zaledwie dziesięć dni wcześniej, Smicer został pominięty w kadrze meczowej na spotkanie Premier League z Aston Villą.
- W piłce nigdy nie wiesz, co wydarzy się jutro, dlatego nigdy nie możesz obniżać swoich standardów i być gotowym do wykorzystania każdej szansy – mówi 38-latek.
- Czasami ze złych rzeczy może wyjść coś dobrego. Zamiast rozglądać się w lewo i prawo, spójrz na siebie.
Obecny dyrektor sportowy czeskiej reprezentacji uważa, że nie dostałby szansy gry w wielkim finale Champions League gdyby pozwolił, aby jego dyspozycja na treningach pogorszyła się.
- Kilka dni wcześniej nie było mnie nawet w kadrze na mecz o pietruszkę. Później był mecz, który dla wszystkich był najważniejszym w życiu i z jakiegoś powodu Rafa zadecydował, że się przydam. To dziwne, ale pokazuje, że każdy może dostać swoją szansę.
- Gdybym nie trenował na odpowiednim poziomie, nie byłoby szans, żeby na mnie postawił.
- Przegrywaliśmy już 0:1 i powiedziałem do siebie: „Vladi, to twój ostatni mecz dla Liverpoolu, to finał Ligi Mistrzów. Czego chcesz więcej?”. Potem nie czułem już żadnej presji.
- W przerwie pomyślałem, że być może Rafa nie podjął najlepszej decyzji, w końcu straciliśmy kolejne dwie bramki. Jednak w drugiej połowie, kiedy strzeliłem gola, byłem pewien, że wyrównamy.
- Mój przypadek udowadnia piękno tego sportu. Musisz wierzyć, że pewnego dnia trener wskaże na ciebie i powie, żebyś przygotował się do zmiany. Trzeba być zawsze gotowym.
Od transfery z Lens w 1999 roku Smicer wystąpił w trykocie Czerwonych 184 razy. Przyznaje, że na początkach kariery trudno było mu się przystosować do wymogów i odpowiedzialności, jakie niesie ze sobą gra dla The Reds, jednak pod koniec swojej kariery na Anfield był już przepełniony słynną „The Liverpool Way”.
- Grałem dla średniego zespołu z Francji i nagle znalazłem się w wielkim Liverpoolu, gdzie fani oczekują dobrej gry i zwycięstwa co tydzień.
- Trzeba do tego przywyknąć. Im dłużej tam grałem, tym lepiej rozumiałem, czym naprawdę jest Liverpool.
- Przechodząc do Liverpoolu, nie chodzi o dobry kontrakt. Chodzi o to, żeby Liverpool się rozwijał, a grając dla nich musisz rozumieć, jakie masz obowiązki wobec najlepszych fanów na świecie.
Komentarze (3)
Tak samo jak ostatni karny. Strzelił i pocałował herb :)
YNWA VLADI!!!
YNWA