Ostatnia szansa Suareza
Przeprosiny ze strony Liverpoolu pojawiły się w samą porę, jednak całe zajście na Old Trafford wprawiło w złość Alexa Fergusona, a Kenny Dalglish i Fenway Sports Group przeżyli zawstydzający dzień. Władze na Anfield muszą rozważyć całkowite umycie rąk od czynów Luisa Suareza.
Menedżer Manchesteru United nie powinien mówić Liverpoolowi, że ich piłkarz nie zasługuje na ponowną grę dla tego klubu ze względu na odmówienie podania ręki Patrice'owi Evrze, ponieważ przetrzymywanie na Old Trafford Erica Cantony dowiodło, iż nikt łatwo nie pozbywa się utalentowanego problemu. Kiedy od miejsca gwarantującego prawo gry w Lidze Mistrzów klub dzielą cztery punkty, a cały wysiłek rekrutacyjny, na który w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wydano 110 milionów funtów, wydaje się pójść na marne, kluczowa jest postawa najbardziej udanego nabytku. Jednak nie do stopnia takiego, jaki Suarez zademonstrował w meczu przeciwko United, gdy wydawało mu się, że jest ważniejszy od Liverpoolu i jego menedżera.
Do niedzielnego poranka, kiedy potępienie wciąż rosło, a ktoś na Anfield poszedł wreszcie po rozum do głowy, Suarez był rozpieszczany, rozgrzeszany i zwalniany z odpowiedzialności za swoje zachowanie. Wszystko od momentu nazwania Evry "negro" podczas październikowej potyczki na Anfield. Widok Urugwajczyka odmawiającego podania ręki Francuzowi był szokujący. Co innego, jeśli przypomnimy sobie jak Liverpool i Dalglish jeszcze w poniedziałek (w przypadku menedżera), przedstawiali Suareza jako niewinną ofiarę, mającą za sobą trudny okres w życiu.
Odpłacił się przynosząc klubowi wstyd i wprawiając w zakłopotanie jedną z najbardziej czczonych osób w historii klubu. Dalglish kierował się w stronę miejsca na ławce trenerskiej, kiedy na Old Trafford dochodziło do uścisków dłoni, choć w przypadku Suareza, Evry i Rio Ferdinanda trudno mówić o jakimkolwiek podaniu rąk. Przed tygodniem dowiedzieliśmy się, że napastnik zapewnił, iż gest ten nie będzie problemem. "Wiem, że poda rękę Patrice'owi Evrze". W odpowiedzi ukazał się wywiad z Geoffem Shreevesem ze Sky, który zastanawiał się nad postawą menedżera w całej sadze, dochodząc do wniosku, iż zachowanie Dalglisha nie przystoi szkoleniowcowi Liverpoolu. We wszystko wpakował go Suarez.
W którym momencie Dalglish, John W Henry i Tom Werner zadecydują, że to zbyt wiele w porównaniu do tego, co daje im zawodnik na boisku? Według Fergusona ten moment już nadszedł, a podobna opinia musiała zaświtać w umysłach amerykańskich właścicieli, kiedy wraz ze swoimi współpracownikami z Merseyside formułowali treść oficjalnego oświadczenia.
Henry i spółka obudzili się w niedzielny poranek, mając na głowie kolejne kontrowersje wokół Suareza. Tym razem krytyka znaleźli pod swoimi drzwiami. W Boston Herald potępiono Liverpool, a artykuł na łamach New York Timesa rozpoczynało zdanie: "Jeśli Fenway Sports Group chce być odpowiedzialnym właścicielem klubu piłkarskiego, tak jak ma to miejsce w przepadku baseballu, musi jak najszybciej skontaktować się z Liverpoolem i odbudować jego wizerunek na świecie".
Wykonano dobry, choć spóźniony krok, a teraz w gestii Suareza leży zademonstrowanie przekonujących argumentów, by pozostał on piłkarzem Liverpoolu, nawet jeśli takie podejście wydaje się staroświeckie, biorąc pod uwagę formę piłkarza. Profesjonalna i dystyngowana odpowiedź, a Liverpool nie będzie miał wątpliwości, że Urugwajczyk jest wart zachodu. Gdyby doszło do jakiegokolwiek wybryku stwarzającego problem dla Dalglisha, właścicieli, ludzi niestrudzenie pracujących za kulisami, by chronić reputację klubu i współpracujących z Fundacją Anthony'rgo Walkera czy innymi antyrasistowskimi grupami - Suarez powinien zostać sprzedany przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Andy Hunter
Komentarze (17)
Poki co dobrze, ze klup przeprosil i uciaol sprawie leb. Teraz potrzebujemy bramek, nie awantur.
Jeśli Suarez nie ogarnie swojego zachowania to sprzedać go bez żalu, trudno się mówi.
Najbardziej mnie dziwi postawa Dalglisha w tym wszystkim - fatalnie to rozegrał i teraz widać, że Henry i Warner mają dość całego pajacowania i wolą pójść na przód.
Evry kompletnie nie rozumiem, bo mam całkowicie inne rozumowanie rasizmu. Boisko piłkarskie to nie miejsce spotkań kółka teatralnego a pole walki dla dorosłych facetów. Nie idzie się ze skargą, bo ktoś coś powiedział. Udowodnij rywalowi wyższość w trakcie następnego starcia, wygraj z nim pojedynek, szturchnij go, ale nie wynoś brudów na powierzchnię. Suarez nie zabrał mu pracy, bo jest czarny. Nie pobił go, nie zmuszał do niewolniczej pracy, nie skrzywdził go fizycznie. On zrobił to co robią niemal wszyscy piłkarze na świecie podczas meczów: kłócił się z przeciwnikiem w mało wyszukany sposób. Jednak nikt, nigdy nie wychodził z pretensjami po ostatnim gwizdku domagając się kary dla przeciwnika! Miał jednak w tych demagogicznych czasach Evra możliwość takiej reakcji i to wykorzystał. Suarez miał pecha, że trafił na gościa tak cynicznego i cwanego, ale grzech mu zarzucany popełnił, więc nic nie mógł ugrać. Mógł jednak zachować klasę i pokazać, że jest ponadto a jednak zawiódł. O ile mógł klub go bronić przed przesadzoną karą i krytykować dziwaczny proces jego sądzenia to wczorajszego zachowania już nie może.
Suarez nawalił w każdym momencie. Klub źle trafił ze strategią, ale nie było tak naprawdę korzystnej drogi działania. Co by nie zrobił to reputacja by ucierpiała. Musimy przejść dalej, odbudować reputację, bo szukające taniej sensacji media już wyprały ludziom mózgi oraz zająć się tylko kwestiami sportowymi. Mamy na to szansę, bo zbliżające się mecze wydają się prostsze i oba zbliżają mocno do tytułów.
Swoja drogą tą cała szopką z Suarezem i Terrym z pewnością przyczynili się do wyeliminowania rasizmu: >
Mamy przecież Timesa i The Daily Telegraph, czyli szacowne, wyważone pisma, piszące obiektywnie, a to "coś" nie dość, że z manchesteru pochodzi, to i obiektywnością ma tyle wspólnego, co poseł Kalisz z baletem klasycznym - zna tylko w wersji zakrapianej imprezy.
Guardian = syf.
YNWA.!