Stevie: Jestem zdeterminowany
Każda sekunda zbliża nas do tak bardzo wyczekiwanego finału na Wembley. Dla Stevena Gerrarda będzie miał on wyjątkowe znaczenie. Właśnie o tym rozmawiał z nim Tony Barrett.
Stevenowi Gerrardowi zadano pytanie: Jakie są twoje wspomnienia związane z finałem z 2005 roku?. Kapitan odpowiada bez zastanowienia.
- To była jedna z najwspanialszych nocy w mojej karierze - mówi. A potem rzeczywistość bierze górę i trzeba się raczej zapytać o porażkę z Chelsea w Carling Cup, niż o cud w Stambule, który wydarzył się tego samego roku.
- Aaa... o to chodzi - wzdycha - To był koszmar. Coś naprawdę złego. Jeden z moich najgorszych dni. Chciałem się zabić.
Bolała nie tylko porażka. Chodziło też o naturę przegranej 2:3 i przeciwników - Gerrard pomógł swym golem wygrać Chelsea w doliczonym czasie, Chelsea, która nie robiła tajemnicy ze swych zakusów na pomocnika. To jak załamany był Gerrard było widoczne na boisku - szok miał niemal wytatuowany na twarzy, kiedy jego główka pofrunęła obok Jerzego Dudka, a smutny, mozolny marsz w kierunku szatni po końcowym gwizdku, nie wymagał żadnych wyjaśnień, ze strony ekspertów zajmujących się mową ciała.
Znajdujący się na trybunach Millennium Stadium członkowie jego rodziny, musieli doświadczyć czegoś gorszego, kiedy grupa kibiców Liverpoolu wyładowała na nich swoją frustrację. Niektórzy posunęli się nawet tak daleko, że oskarżali Gerrarda, który trzy miesiące wcześniej poprowadził Liverpool do glorii Ligii Mistrzów, o celowe strzelenie bramki samobójczej.
- Byli tacy wśród fanów, którzy prawdopodobnie myśleli, że taki był mój zamiar, ponieważ łączono mnie z Chelsea - wspomina - Przegrana była koszmarem dla mnie, jak i dla zespołu.
Mając na uwadze niemal niekończącą się listę aktów heroizmu, jakie w ciągu 22 lat w barwach Liverpoolu dokonał dla klubu, sugerowanie, że w jutrzejszym finale Carling Cup będzie szukał rekompensaty, wydaje się niewłaściwe. Jasne jest jednak, że będzie to dla niego szansą na to, by pozbyć się czegoś, co dokuczało mu przez ostatnie siedem lat, a dla klubu na zdobycie trofeum, będącym symbolem renesansu, jaki przeżywa pod rządami Kennego Dalglisha. Jedynie to, że od sześciu lat nie wygrali niczego, może bardziej irytować Gerrarda.
- Kiedy zdobyliśmy Puchar Anglii w 2006 roku, nie myślałem, że minie tyle czasu, zanim będziemy mogli zdobyć kolejne trofeum. Ty też nie, prawda? - powiedział Gerrard - Masz nadzieję, że zaraz potem będziesz mógł walczyć w kolejnych pucharowych finałach. Byliśmy w takim, w Lidze Mistrzów, w 2007 roku, jednak wtedy nic nie poszło zgodnie z planem. To pokazuje tylko, jak trudno jest wygrać coś wielkiego w tym kraju. Walka o trofea staje się trudniejsza z roku, na rok.
- Zdobycie trofeum jest bardzo ważne, zwłaszcza, jeśli okres posuchy jest tak długi. Wtedy staje się to jeszcze ważniejsze. Na początku sezonu nie było Europy, dlatego Carling Cup był tak ważny dla klubu. Myślę, że po sposobie, w jaki Kenny dobierał skład widać, jak poważnie do tego podchodziliśmy. Teraz musimy zagrać na odpowiednim poziomie w finale.
Ponieważ Gerrard jest jedynym zawodnikiem w historii, który strzelał bramki w finałach Pucharu Ligi, Pucharu Anglii i Ligi Mistrzów, trudno powiedzieć, żeby jego wkład w chwałę Liverpoolu nie był olbrzymi. Jednak nawet te chwile nie są w stanie pokazać w pełni, czym jest on dla klubu i czym klub jest dla niego. Więź, która ich łączy, była wystarczająco silna, by zapobiec przenosinom do Chelsea mimo, iż dwukrotnie Roman Abramowicz oferował mu fortunę.
Czasami jednak związek piłkarza z klubem wiele kosztuje i nigdy nie kosztował więcej, niż za ciężkich czasów Toma Hicksa i Georga Gilletta Juniora, byłych właścicieli, których zachowanie wywołało demonstracje na trybunach. To właśnie bolesne wspomnienie fanów, którzy zostawali po meczach, by protestować i widok upadającego Liverpoolu, powodują, że Gerrard jeszcze bardziej ceni niedawne odrodzenie, które pozwoliło klubowi dotrzeć do pierwszego od 1996 roku finału na Wembley.
- Były takie dni, kiedy zastanawiałem się czy kiedykolwiek zagram w wielkim finale, albo czy zaznam więcej sukcesu jako piłkarz Liverpoolu. - przyznaje - W czasach Georga Gilletta i Toma Hicksa zdarzało się, że kiedy po porażce na Anfield wychodziliśmy na pomeczowe ćwiczenia, na stadionie były tysiące, które śpiewały i krzyczały, by wyrzucić właścicieli. To nie było dobre.
- W zeszłym roku o tej porze sezon był właściwie skończony, a w tym miejscu panował mrok. Nadejście Kennego podniosło wszystkich na duchu i powoli przynosiło odrobinę wiary i pewności siebie. Zrobiliśmy postęp w ciągu ostatniego roku. Na początku tego sezonu planowaliśmy, by walczyć do końca w pucharach i dostać się do pierwszej czwórki, a więc w tym momencie wszystko wygląda dobrze. Nie powiedziałbym, że to jakby dwa różne kluby, ale na pewno atmosfera jest całkowicie inna. Myślę, że doświadczenie i rany odniesione w złych czasach, pomagają w dostaniu się do takiego finału, jak ten.
Między tymi, którzy staną Gerradowi na drodze do pucharu, będzie jego kuzyn Anthony, który zajmie miejsce w centrum obrony zespołu z Championship. Kiedy byli dziećmi ich rywalizacja toczyła się koło domu babci przy Ironside Road w Huyton’s Bluebell Estate. Jutro zostanie ona przeniesiona na Wembley, jednak - przynajmniej dla Stevena - nie będzie miejsca na rodzinne faworyzowanie. Będzie tylko pragnienie, by Liverpool wrócił na szlak zdobywców trofeów, nawet jeśli to znaczy, że Anthony będzie cierpiał tak, jak on siedem lat temu.
- Bardzo go lubię. Jesteśmy sobie bliscy. Nasi ojcowie to bracia. - mówi Gerrard - Zagra w swoim pierwszym, wielkim finale, jednak mam nadzieję, że wróci do domu z takim samym uczuciem, jakie ja miałem w 2005 roku.
Tony Barrett
Komentarze (6)
Z takim kapitanem Liverpool musi wrócić na Anfield z pucharem. Srebrna patera będzie doskonałą nagrodą dla lojalnych zawodników, którzy pozostali, mimo fatalnej sytuacji klubu za czasów amerykańskich właścicieli. Nie mogę się doczekać widoku Stevena z uniesionym w górze trofeum.
Nie zlekceważ rywali bo po twoim komentarzu wnioskuję że jesteś pewien wygranej,ja wierzę w nas bo to naprawdę trudne spotkanie,mamy problem z teoretycznie słabszymi drużynami więc nic nie jest takie pewne.