Kuyt: Chciałem pomagać ludziom
Dirka Kuyta nie można określić mianem stereotypowego piłkarza dzisiejszej Premier League. Już od 6 lat, Liverpool FC korzysta z niezwykłej etyki pracy niezmordowanego numeru '18' - jego profesjonalizmu i poświęcenia, które ułatwiły mu wykorzystanie naturalnego talentu.
Tę bezinteresowność, prezentowaną przez Dirka na boisku, udaje mu się również przenieść poza nie.
'Sen na jawie' - tak pokrótce można opisać losy Holendra, który przebył wspaniałą drogę, z niewielkiej nadmorskiej miejscowości Katwijk, na areny finałów Ligi Mistrzów i Pucharu Świata. Nigdy nie zapomniał jednak o swoich korzeniach.
Poza boiskiem, jego pasją jest Fundacja Dirka Kuyta - powołana do życia w 2006 roku, której celem była pomoc w odmienieniu życia dzieci w tak odległych krajach, jak Holandia, Brazylia, Nepal i Ghana.
Dirk dodaje: - Zawsze doceniałem to, czego doświadczyłem w swoim życiu.
- Miałem wiele szczęścia, że zostałem piłkarzem. Piłka była i nadal jest moim hobby, ale nie spodziewałem się, że stanie się ona moją pracą.
- Znalazłem się w znakomitym położeniu, jako piłkarz mogę przynajmniej dać coś od siebie społeczeństwu i ludziom, którzy zawsze nas wspierają.
- Po prostu uwielbiam uszczęśliwiać ludzi, dla mnie to błahostka. Z moją reputacją w świecie piłki nożnej, mogę dotrzeć do wielu osób i razem możemy zrobić coś wielkiego dla tych wszystkich dzieciaków.
Kuyt był zawodnikiem Feyenoordu, kiedy fundacja stawała na nogi. Początkowo jej celem było wspieranie projektów na całym świecie, lecz później nieco ograniczono jej działalność i skoncentrowano się na wyzwaniach zlokalizowanych bliżej domu Holendra.
Obecnie specjalizuje się ona w przeprowadzaniu zajęć sportowych wśród niepełnosprawnych dzieci na obszarze całej Holandii, pod hasłem: zabawa jest dla wszystkich.
Kuyt kontynuuję: - Jako piłkarz jesteś proszony o wiele rzeczy.
- Zawsze jesteśmy chętni do pomocy, ale czasem jest nam trudno odpowiedzieć na wszystkie prośby. Kiedy byłem w Rotterdamie, mój przyjaciel powiedział mi: - dlaczego nie założysz własnej fundacji, mógłbyś przecież dotrzeć do wielu ludzi?
- Zdałem sobie sprawę, że w ten sposób możemy wykonać jeszcze większą pracę. Tym właśnie sposobem, 6 lat temu powstała fundacja, którą założyłem wraz z kilkoma osobami pochodzącymi z Katwijk.
- Na początku zaangażowaliśmy się w trzy projekty - w Brazylii pomagaliśmy dzieciom na ulicach, w Nepalu zbieraliśmy fundusze na budowę domu dla dzieci zarażonych wirusem HIV, którą wspierał także UNICEF, w Ghanie pomagaliśmy budować szkoły.
- Po dwóch latach zdecydowaliśmy się na drobne korekty, ponieważ ludziom ciężko było dostrzec, czym się zajmujemy. Postanowiliśmy skoncentrować się na jednym projekcie, niż trzech w innych krajach, by każdy mógł się dowiedzieć, czym naprawdę jest Fundacja Dirka Kuyta.
- Rozpoczęliśmy wspieranie niepełnosprawnych dzieci, zapewniając im możliwość uprawiania wielu rodzajów sportu. Robiliśmy to przez ostatnie cztery lata i przyniosło nam to mnóstwo radości.
- Nasze zaangażowanie rosło bardzo szybko, obecnie wspieramy około 64 projektów w całym kraju. Wciąż jest zbyt mało pieniędzy dla tych dzieci, by mogły one robić to, co chcą. Fundacja daje im szansę, na którą zasługują.
Obowiązki zawodowe Kuyta poważnie ograniczają możliwość jego uczestnictwa w tych wydarzeniach, ale czerpie on ogromną satysfakcję z informacji o kolejnych sukcesach fundacji.
- Staram się angażować tak mocno, jak tylko mogę, co jest oczywiście bardzo trudne - podkreśla Kuyt.
- Nie zawsze mogę być częścią tych wydarzeń. Przykładowo, kiedy sezon Premier League w maju dobiega końca, mamy tylko trzy, góra cztery dni wolnego, po czym musimy stawić się na zgrupowaniu reprezentacji Holandii, przygotowującej się do występu na Mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie.
- Jestem szczęśliwy z bycia częścią tego wspaniałego zespołu, złożonego z wielu bardzo ciężko pracujących ludzi.
- W ubiegłym roku, kiedy po raz pierwszy organizowaliśmy imprezę charytatywną w Holandii, udało nam się uzbierać 175000 euro. To niewiarygodna kwota pieniędzy, która pozwoliła nam na stawianie większych kroków. W ciągu najbliższych kilku miesięcy, postaramy się zorganizować podobną imprezę.
- Jestem w stałym kontakcie z ludźmi pracującymi dla fundacji, dostaję wiele e-maili, oglądam mnóstwo zdjęć.
- To wspaniałe uczucie, kiedy otwierasz e-maila i widzisz uśmiechnięte twarze tych dzieciaków i ich rodziców. Dokładnie to chciałem robić - pomagać ludziom.
- To jedna z najwspanialszych rzeczy w byciu piłkarzem, lepsza niż jazda eleganckim samochodem. Nie każdy może pomóc potrzebującym, lecz my mamy ten przywilej, by coś zrobić.
Kuyt nie jest osamotniony na Anfield w niesieniu pomocy. Steven Gerrard i Jamie Carragher również mają rozwijające się fundacje, pomagające zmieniać życie wielu młodych ludzi na Merseyside.
Ostatnimi czasy, fundację wspierającą organizacje charytatywne w Danii założył Daniel Agger, a Craig Bellamy i Glen Johnson są na etapie organizacji własnych projektów.
Kuyt dodał: - Wspaniałą rzeczą w byciu zawodnikiem Liverpoolu jest fakt, że klub bardzo angażuje się w działalność charytatywną.
- Podczas świąt Bożego Narodzenia odwiedzamy szpitale, klub wspiera także wiele innych projektów.
- Kilku naszych zawodników poświęca się pracy charytatywnej. Stevie, Carra i Daniel robią coś bardzo istotnego, podobnie inni. Wspaniale jest widzieć tylu zawodników, chcących dać coś od siebie.
Dirk myśli o założeniu w Liverpoolu filii swojej fundacji, by pomagać dzieciom na Merseyside. Jednakże doświadczony napastnik niechętnie akceptuje pojawiające się prośby od fanów Liverpoolu.
- W Liverpoolu, podobnie jak w całej Wielkiej Brytanii jest wiele osób, którym chciałbym pomóc - dodaje.
- Musimy być jednak ostrożni i nie próbować przesadzić z pomocą. Irytują mnie ludzie, którzy chcą tylko przekazać pieniądze fundacji, lub próbują pomóc, nie dając nic w zamian społeczności.
- Chciałbym coś tutaj zrobić, ale musimy się zastanowić nad rodzajem pomocy.
- Dobrze byłoby usiąść i porozmawiać z kilkoma osobami z Liverpoolu i zobaczyć, w jaki sposób moglibyśmy pomóc.
Kuyt, który kończy w lipcu 32 lata podkreśla, że nie myśli jeszcze o emeryturze, ale kiedy zawiesi już buty na kołku, zamierza mocniej zaangażować się w pracę dla swojej fundacji.
- Kocham piłkę nożną i pragnę w nią grać tak długo, jak to tylko możliwe - dodaje.
- Jestem takim typem osoby, która na zawsze pozostanie związana z futbolem, choć nie zdecydowałem jeszcze, w jakiej roli. Kariera trenerska jest jedną z opcji, ale nie jestem jeszcze w 100% przekonany, jaką drogą podążę.
- Wiem jedno, kiedy moja kariera dobiegnie końca, w większym stopniu poświęcę się pracy dla mojej fundacji. Będę miał więcej czasu, aby być bliżej tych osób, które potrzebują naszej pomocy.
Komentarze (2)