Czarodziej do Stone'a
O odczuciach, nadziejach, emocjach i oczekiwaniach. Redaktorzy LFC.pl w nietypowej formie wymieniają się swoimi przemyśleniami po pierwszym ligowym spotkaniu Liverpoolu w nowym sezonie.
Witaj Stone
Mamy lato i zapowiada się kolejny gorący i długi wieczór. Nie oznacza to, że będę pisał długo, bo na dobrą sprawę, perfekcyjnie omówiłeś wszystkie tematy i myśli, które towarzyszą mi od pewnego już czasu. Tak samo jak Ty wyczekiwałem z utęsknieniem na inaugurację nowego sezonu Premier League. Z wielkimi nadziejami zasiadałem do pisania relacji z meczu, a moja ekscytacja eskalowała niesamowicie, gdy rozbrzmiał pierwszy gwizdek Phila Dowda. Wynik zranił jednak moje serce, ale rozum sprawił, że w sumie nie byłem rozczarowany, ani zły. Prawdziwe rozczarowanie przyszło nieco później.
Od niezliczonych lat, w inaugurujących kolejne kampanie meczach, Liverpool męczy się niemiłosiernie, w większości z nich tracąc przynajmniej 2 punkty. Tak samo było niezależnie od tego, czy po murawie biegali Owen i Heskey, Baros i Cisse, Torres i Keane, czy Suarez i Carroll rok temu. Do sobotniego meczu z West Bromwich podchodziłem z jeszcze większą rezerwą, a to dlatego, że w klubie rozpoczęła się prawdziwa przebudowa.
Liverpool jest fantastycznym domem. Miejscem magicznym, przepełnionym niesamowitą atmosferą, okalającą bezcenną historię. Jednak historia ta była już na tyle przysłonięta kurzem, przytłoczona błędami z ostatnich sezonów, że zwykłe odmalowanie starych drzwi, wymienienie jednego, czy dwóch zawodników, niczym szyby w wybitym oknie, nie było w stanie przywrócić jej dawnego blasku. Potrzebna była przebudowa, sięgająca fundamentów, a to jest znacznie bardziej czasochłonne, aniżeli wzięcie pędzla i puszki farby. The Reds są właśnie na etapie nowych fundamentów. Dom więc nie jest jeszcze skończony, nie ma w nim póki co półek, na których wkrótce pojawiłyby się nowe medale i trofea. Ale każda kolejna bramka, tak strzelona, jak i stracona, każda porażka, jak i zwycięstwo, to cegiełki, które nas do tego celu zaprowadzą. Musimy być więc cierpliwi.
I właśnie ta cierpliwość, a właściwie jej brak mnie tak rozczarował w sobotę. Po dość niecodziennym, mimo wszystko, spotkaniu, w którym the Reds spisali się lepiej, aniżeli wskazywałby na to wynik, uderzyła mnie fala krytyki i negatywnych emocji, płynących z ust, a ściślej mówiąc z klawiatur kibiców. Oberwało się każdemu, najbardziej menedżerowi. Czytając komentarze użytkowników, dowiedziałem się, że Brendan Rodgers jest beznadziejnym i nienadającym się do niczego trenerem, którego praca w LFC przerosła. Jego transfery to kpina i najlepiej niech spakuje swoich pupilków do walizki i jak najszybciej odejdzie. Oczywiście było tego dużo, dużo więcej… Muszę powiedzieć, że przez chwilę nawet miałem dobry ubaw przy tej lekturze. Tylko przez chwilę, bo szybko zrobiło mi się smutno.
Wyjrzałem przez okno, świeciło piękne słońce i było bezwietrznie. Tymczasem tak wielu kibiców zachowywało się jak chorągiewka na podwórku Eola – greckiego boga wiatrów. Jak można przez kilka tygodni zapowiadać wsparcie, mówić o cierpliwości i potrzebie czasu, a po 90 nieudanych minutach o tym zapomnieć. Moim zdaniem, takie zachowanie nie przystoi kibicowi, a na pewno nie kibicowi Liverpoolu, w którym cierpliwość, lojalność i wsparcie, to jedne z najważniejszych wartości. Brendan Rodgers podjął się ciężkiego zadania i droga do jego realizacji jeszcze przez długi czas będzie prowadzić pod górę. Widziałem programy, w których w ciągu tygodnia zmieniają dom nie do poznania. Piłkarskie odpowiedniki takich programów niestety nie istnieją i pora, by inni to zrozumieli.
Kibic nie może zachowywać się jak dziecko, któremu zabrano lizaka. Nie może być jak przedszkolak, który nie znosi swojej cioci, ale w momencie kiedy przynosi mu ona prezent, odkrywa on w sobie oceany miłości, a ciocia staje się tą najlepszą. Gdy Andy Carroll grał słabo, na forum może kilku użytkowników go broniło, co i tak było niemalże nie do zauważenia w morzu niepochlebnych opinii. Kiedy jego forma wzrosła okazało się, że większość kibiców od początku w niego wierzyła. Po ostatniej ekscytacji tiki-taką (nie lubię tej nazwy), wystarczyło 90 minut, by przeobraziła się ona w jakże wyszukaną tiki-srakę… Może jestem zbyt zdystansowanym, zbyt spokojnym człowiekiem, ale coś tu chyba jest nie tak, bo kibic z zespołem, piłkarzami i menedżerem powinien być na dobre i na złe. Nawet jeśli to ‘złe’ dość mocno się przeciąga.
Jesteśmy na etapie, w którym potrzebujemy właśnie cierpliwości i, tak jak piszesz mój drogi redakcyjny kolego, realizmu. Mam wielką nadzieję, że pozostali kibice szybko to zrozumieją, bo złość i nieprzemyślane krytykowanie nie przyspieszą procesu budowy nowego Liverpoolu. Ja nadziei na udany sezon nie straciłem. Kluczem są właściwe oczekiwania i wiara. A wierzyć w ten zespół nigdy nie przestanę, bo wiem, że kiedy fundamenty zostaną ukończone, kiedy powstaną na nich nowe silne ściany i szczelny dach, dotychczasowe niepowodzenia przysłonią się cieniem odrodzonego Liverbirda. I niezależnie od tego, czy będzie to za rok, dwa, a może i za 20 lat, będę tak samo szczęśliwy i dumny z tego, że nie zwątpiłem, z tego, że w najtrudniejszych momentach byłem sercem z drużyną. A sukces po tych wszystkich trudach i przeciwnościach losu, będzie tak wyjątkowy, że zdoła osłodzić te wszystkie lata oczekiwania, czego Tobie i innym kibicom życzę.
Czarodziej
List ten jest odpowiedzią Czarodzieja na to, co napisał Stone. List Stone'a znajdziesz TUTAJ
Komentarze (13)
Co do treści to w 100% się zgadzam.
Czytaj między wierszami - w skrócie jak dla mnie to apel o...poczekanie z opiniami krytycznymi do czasu kiedy będą miały uzasadnienie. Mam nadzieję, że to zdania "Tymczasem tak wielu kibiców zachowywało się jak chorągiewka na podwórku Eola – greckiego boga wiatrów" utkwi w pamięci wielu "znafców", "expertów" i 300 razy pomyślą, nim coś powiedzą/napiszą.
Skończ! To co piszesz nie jest śmieszne. Jeżeli nie masz nic ważnego do przekazania innym to nie zaśmiecaj strony.
Pomysł, z nową formą "Głosu lfc.pl" uważam, za bardzo interesujący i kreatywny. Czekam na kolejne części.
Mi bliżej do Stone'a. Pamiętam jak wściekałem się na porażkę z M'boro, która praktycznie skończyła naszą pogoń za United w 2009r. W ostatnich dwóch sezonach żadna porażka nie była wielkim zaskoczeniem. Tym razem przegraliśmy raczej pechowo i za grę do czasu czerwonej kartki dla Aggera absolutnie nie mam pretensji. Wymiar tej porażki może boleć tak jak to co działo się z naszą obroną jak graliśmy w osłabieniu. Jednak było dużo gorszych porażek po 1:0, które mogły znacznie mocniej zaboleć. Wystarczy wspomnieć ostatni mecz Kenny'ego, kiedy Rodgers ze Swansea absolutnie nas zdominował i wygrał zasłużenie.
Co do uwag Czarodzieja to strasznie nieprzyjemnie czytało się pomeczowe opinie, ale to często połączenie emocji z niedojrzałością powodują, że po złych wynikach wylewane są bezmyślnie pomyje. Tak samo po zwycięstwach pojawia się przesadzony optymizm. Każdy rozsądny kibic wie, że zespół w trakcie tak wielu zmian potrzebuje czasu i cierpliwości. Nikt nie zapowiadał mistrzostwo, nikt nie mówił, że wygramy z WBA, nikt nie mówił, że będzie od razu kolorowo. Rodgers sam podkreślał wielokrotnie, że trzeba być realistom i zdać sobie sprawę, że zakładany cel może być do osiągnięcia za kilka lat. Oczywiście stać nas na to już w tym roku, ale to żaden pewniak. Raczej większe szanse mają nasi rywale na dzień dzisiejszy. Nie ma potrzeby panikować po jednym spotkaniu, bo cały czas mamy jeszcze całą masę punktów do zdobycia.